niedziela, 8 marca 2015

The Unforgiven - rozdział 29.

jestem w szoku, że prawie nikt nie polubił Kristen. od samego początku myślałam, że wszyscy ją pokochają, haha! ale ona nie jest żadnym potworem, mogę wam to zapewnić :')
kolejny rozdział będzie poświęcony trochę Devonowi i jego nowej dziewczynie, wyjaśni się też pewna drobna sprawa między Su i... kimś tam.
nie wiem czy ktoś pamięta, ale mowa o bracie Susie była chyba w 1. rozdziale, przedawkował i załamała się po jego śmierci, ojciec Su też był raz, w 3. czy 4. rozdziale. spotkała się z nim wtedy pierwszy raz po 20 latach, ostatni raz widziała go jak miała może 3 latka.
wszystkiego najlepszego z okazji dnia kobiet, moje panie! <3

Susie
Minęły dwa kolejne miesiące. Z niepokojem obserwowałam zmiany zachodzące w moim wyglądzie. Nie potrafiłam już z przyjemnością spojrzeć na swoje odbicie w lustrze, nie wspominając o wejściu na wagę. James od jakiegoś czasu chodził przybity i zamyślony, a każda próba rozmowy kończyła się kłótnią. Dave'a już dawno nie widziałam i nie ukrywam, że tęskniłam za nim. Ale nie mogłam pokazać mu się w takim stanie.
Na początku tygodnia James zapowiedział mi, że w piątek odwiedzi go cały zespół razem ze swoimi dziewczynami. Nie było mi to na rękę, ale co mogłam zrobić. Kiwnęłam tylko głową i już sobie wyobrażałam, że zamknę się w sypialni i nie będę z niej wychodzić. W czwartek czułam się źle, nie spałam całą noc. Udało mi się zasnąć dopiero nad ranem, ale nie na długo. Koło 9:00 zaczął budzić mnie James.
- Wstawaj.
Otworzyłam lekko oczy i zobaczyłam jak wciąga na siebie koszulkę.
- Jestem śpiąca...
- Przestań już. Przesypiasz całe dnie.
- Nie spałam w nocy... źle się czułam.
- Ja się źle czuję kiedy słucham twojego marudzenia. Wstawaj z tego łóżka w końcu. - ściągnął ze mnie kołdrę, a zaraz po tym wyszedł z sypialni. Podniosłam się i podeszłam do szafy. Ubrałam prostą czarną bluzkę i czarne spodnie, w które już ledwo się mieściłam. Zrobiłam makijaż, żeby ukryć zmęczenie na twarzy i ułożyłam włosy. Kiedy już wszyscy przyszli, ja usiadłam w kącie i piłam 7UP'a, a reszta wspaniale się bawiła.
- To będzie genialna płyta, mówię wam. - ekscytował się Lars. - Pracujemy już z Jamesem nad tekstami.
- Kiedy wchodzicie do studia? - spytała Jennifer, dziewczyna Kirka.
- Jeszcze trochę, nie mamy tego aż tak dużo. - powiedział James.
- Mam nadzieję, że w końcu wykorzystacie któryś z moich pomysłów. - odezwał się Jason, obejmując Lauren.
- Zobaczymy. - rzucił obojętnie Lars. - Trasa potrwa dłużej niż poprzednia. Tak no... 2 lata, przewiduję. Mamy w planach zgarnąć też jakiś inny zespół i...
- Przepraszam, ile? - odezwałam się, a wszyscy na mnie spojrzeli. - 2 lata w trasie?
- Masz z tym problem? Zespół się rozwija, trzeba nagrywać, zarabiać kasę. Może w końcu będziesz miała z Jamesem pieniądze na kupienie wielkiej willi z trzema basenami.
- Szkoda tylko, że mam więcej pieniędzy od Jamesa. - rzuciłam chłodno. - Jego kasa nie jest mi potrzebna, żeby kupić sobie dom.
- A, zapomniałem. W sumie to fajna robota, ruchasz się i jeszcze zgarniasz za to kasę. Przyjemne z pożytecznym. - Lars uśmiechnął się do mnie. - Może mnie wkręcisz do tego biznesu?
- W branży porno nie ma miejsca na brzydotę.
Larsa zatkało, a reszta starała się nie wybuchnąć śmiechem. James wstał ze swojego miejsca.
- Su, chodź na chwilę.
Ruszylimy razem w stronę łazienki. Hetfield zamknął za nami drzwi. Przyparł mnie do ściany i spojrzał na mnie z góry.
- Naprawdę nie możesz się chociaż raz normalnie zachować w towarzystwie?
- Twój perkusista mnie obraża.
- Obydwoje jesteście popierdoleni. Wstyd gdziekolwiek z wami wyjść.
Spuściłam wzrok i starałam się powstrzymywać łzy. James westchnął.
- Idź się gdzieś przejść, nie chcę żebyście się kłócili.
- Ja mam gdzieś iść? Może oni niech już pójdą?
- Susie...
- Rozumiem. - odsunęłam go od siebie i wyszłam z łazienki. Wyszedł za mną. Założyłam swoje białe adidasy za kostkę, a James stał obok i patrzył na mnie.
- Dokąd idziesz?
- Przed chwilą kazałeś mi wyjść z domu, a teraz pytasz gdzie idę?
- Wróć niedługo...
Wzięłam swoją skórzaną kurtkę i wyszłam z domu, trzaskając drzwiami.

***

Opatuliłam się mocniej moją ramoneską i spojrzałam na nagrobek. Westchnęłam głośno i rozejrzałam się. Było wyjątkowo cicho i pusto. Chyba ja i mój tata byliśmy jedynymi osobami na cmentarzu.
- Tato... sam tu przychodzisz?
- Czasami z Nicole. - uklęknął i położył na grobie zapalony znicz.
- Dawno tu nie byłam...
Pomogłam mu wstać. Ojciec objął mnie ramieniem. Poczułam, jak moje oczy robią się mokre.
- Susan, proszę... - wytarł mój mokry policzek.
- Tak bardzo go kochałam... - rozpłakałam się na dobre. - Miałam tylko jego... i zostawił mnie samą... narkotyki były dla niego ważniejsze niż ja... to moja wina, mogłam mu jakoś pomóc...
- Nie obwiniaj się...
- Może udałoby mi się mu pomóc... - pociągnęłam nosem.
- Susan... wiesz jaki był Dylan. Nie pozwoliłby sobie pomóc.
Ja i mój brat byliśmy do siebie tak cholernie podobni. Każdego od siebie odrzucaliśmy, byliśmy zamknięci w sobie, nie chcieliśmy od nikogo żadnej pomocy. A ja po jego śmierci podtrzymywałam naszą małą rodzinną tradycję - ćpałam na potęgę. Robiłam coś, co zawsze mnie obrzydzało i przerażało. Coś, przed czym Dylan zawsze chciał mnie obronić i kazał trzymać się z daleka. Po co ja to właściwie robiłam? Żeby zrobić mu na złość? Żeby pokazać mu, jak bardzo mnie skrzywdził?
- Susie... mogę ci zadać pytanie? - głos ojca wyrwał mnie z zamyślenia.
- Zawsze możesz.
- Dlaczego właściwie rozstałaś się z Devonem? Długo razem byliście...
Wzięłam głęboki oddech i popatrzyłam przed siebie.
- To się stało tak nagle... po prostu nam się nie układało od dłuższego czasu.
- Szkoda. Długo razem byliście. - powiedział cicho, idąc powoli. - Pasowaliście do siebie. Ładnie się uzupełnialiście.
Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na niego.
- Nicole jest w domu?
- Nie wiem. Chyba tak.
- Chodźmy do ciebie. Dawno jej nie widziałam.
- Ona pewnie też się stęskniła.
Oparłam głowę na jego ramieniu i ruszyliśmy w stronę domu.

James
Usłyszałem irytujący dźwięk telefonu. Rzuciłem długopis na zapisane kartki i wstałem z kanapy. Podniosłem słuchawkę,
- Halo?
- To ja, Kristen. - powiedziała obojętnym tonem. Zamarłem. Kiedy traciłem nadzieję, że jeszcze ją spotkam, ona zadzwoniła do mnie, po ponad dwóch miesiącach.
- Kristen... miło cię słyszeć. Co słychać?
- Nie myśl, że dzwonię po to żeby zaprosić cię na randkę. Potrzebuję pomocy.
- O co chodzi?
- Mój gitarzysta załatwił nam wczoraj koncert. Na jutro. Muszę porozwieszać plakaty, żeby do jutra ktoś je zobaczył i przyszedł na występ. Wypadałoby je powiesić w jakichś klubach, gdzie dzisiaj wieczorem będzie pełno ludzi, ale nie widzi mi się, żeby barmani znowu rzucali we mnie szklankami. W ciebie pewnie nie będą.
Zaśmiałem się cicho.
- Jasne, mogę pomóc.
- Za godzinę na Gower Street. - rzuciła i rozłączyła się.
Odłożyłem słuchawkę. Czułem się dziwnie. Z jednej strony byłem szczęśliwy, że się odezwała. Z drugiej irytowało mnie to, że była taka oschła w stosunku do mnie. Mimo wszystko ubrałem się, wziąłem skórzaną kurtkę, kluczyki do samochodu i pojechałem pod wskazany adres. Byłem może dwadzieścia minut przed czasem. Po dziesięciu zobaczyłem, jak idzie w moją stronę. Miała na sobie czarne obcisłe spodnie, dżinsową kurtkę i okulary przeciwsłoneczne, a w rękach trzymała stos kartek.
- Dobrze, że już jesteś. Lubię punktualność. - oznajmiła, podchodząc do mnie. Uśmiechnąłem się, bo w końcu zapunktowałem w jej oczach. Podała mi połowę plakatów.
- Muszę porozwieszać je w takich miejscach, żeby jak najwięcej ludzi je zobaczyło. Moi koledzy z zespołu są w pracy, więc sama muszę się tym zająć. Pomyślałam, że możesz mi pomóc. Biorąc pod uwagę twój styl życia pewnie znasz dużo klubów i pozwolą ci tam je powiesić.
Zaśmiałem się cicho i spojrzałem na plakaty. Wsiedliśmy do samochodu i pojeździliśmy trochę po mieście. Powiesiliśmy je w jakichś lokalach, na słupach i innych budynkach. Ostatni zostawiłem dla siebie.
- Wpadnę. - powiedziałem z uśmiechem.
- Zapraszam. Im większa widownia tym lepiej.
- Może odwiozę cię do domu?
- Nie, przejdę się. Nie mam daleko. - rozejrzała się i poprawiła okulary. - W każdym razie dziękuję za pomoc. Do zobaczenia jutro.
Odwróciła się i ruszyła przed siebie. Patrzyłem przez chwilę na jej znikającą w tłumie sylwetkę, a później wsiadłem do samochodu i pojechałem do domu. Nie mogłem się doczekać, żeby znowu usłyszeć jej głos.

4 komentarze:

  1. Susie vs Lars, no po prostu umarłam :') W branży porno nie ma miejsca na brzydotę-mistrzostwo.
    To, co się dzieje między Jamesem a Susie coraz bardziej mnie niepokoi. On karci ją za wszystko i myśli o Kristen, a ona zrobiła się taka obojętna i przestało jej na czymkolwiek zależeć. No i gdzieś tam w jej głowie jest jeszcze Dave. To nie idzie we właściwym kierunku...
    Naprawdę się cieszę, że Kristen trzyma dystans z Jamesem. To spotkanie to niby nie randka, ale przecież mógł jej pomóc ktoś inny. Ona wolała zadzwonić do niego. Coś mi się wydaje, że ona się nim interesuje, tylko to świetnie ukrywa. Ich znajomość na dłuższą metę może przekształcić się w coś poważniejszego, a bynajmniej ja bym tego nie chciała.
    Znów doszło do spotkania Susie z ojcem. Wróciły wspomnienia. Podoba mi się to, że powoli zachodzi w niej jakaś przemiana. Ona zaczyna uświadamiać sobie, że robiła źle i że niepotrzebnie wciąż zamyka się w sobie, kiedy może być już szczęśliwa.
    Cieszę się, że w następnym rozdziale będzie coś o Devonie. Interesuje mnie, jak układa się jemu i jego nowej dziewczynie. Ciekawią mnie też te sprawy Susie i... Devona? Myślę, że chodzi o niego. Albo o Dave'a.
    Czekam na kolejny rozdział, tradycyjnie pozdrawiam i życzę weny ^-^

    OdpowiedzUsuń
  2. I co ja tu mam z Tobą zrobić, Parry, powiedz mi lepiej, co.
    Cały tydzień czekam, w zasadzie, żeby tutaj do Ciebie przyjść, jakoś w tygodniu czasu nie mam, za co w pewnym sensie przepraszam, bo Ty z kolei musisz tak czekać i czekać na mnie. Co za błędne koło, ostatnio są absolutnie wszędzie wokół mnie…

    Denerwują mnie.
    Denerwują mnie nic nie mniej od Jamesa, kurwa, kto tutaj jest w ciąży, zastanawiam się. Przypomniałam sobie, że istnieje taki dziwny syndrom, kiedy mąż czy potencjalny ojciec odczuwa ciążę razem z partnerką i nie będę nawet ukrywać, że mnie to dość przeraża. Chociaż nie, żebym sugerowała, że James to ma, on ma coś innego, co nazywa się NIEODPOWIEDZIALNOŚĆ. Ja pierdzielę, po prostu mam dość tego człowieka, słowo daję, jak można. Czy on w ogóle ma świadomość, że ta nieszczęsna ''ciąża'' jest czymś znacznie więcej jak tylko rosnący przez dziewięć miesięcy brzuch? Och, nie wygląda, nie wygląda za nic. Jest mi aż wstyd. Na czym polega jego problem, czy to Kristen mu tak bardzo w głowie namieszała? Czy nagle odwidziało mu się bycie tatusiem? Nie potrafię wysłowić.
    To, co stało się na posiadówce na mieszkaniu jego i Susan jest jedną, wielką tragedią. Jak on ją w ogóle traktuje? O ile to traktowaniem nazwać można. Jak psa, wyrzucił ją z własnego mieszkania, obraził ją przy wszystkich, kompletnie zignorował to, że jakiś palant, Lars, ją beztrosko obraża, jak gdyby rozmawiał, przekomarzał się tylko, z siostrą, kimś bliskim. A wracając raz jeszcze do Hetfielda – karygodne. Na co on liczy, Parry, czego chce. Ciota, pieprzona ciota. Alfa i omega pieprzona? Nie mam na to sił.

    Przez jakiś czas miałam wrażenie, że spotkanie Susan z jej ojcem jest tylko retrospekcją, ale nie znalazłam tam nic, co by na to rzeczywiście wskazywało, o ile, oczywiście, niczego nie przeoczyłam. Och, ale uspokoiłam się. Za często tak wzdycham, nie? Haha, mniejsza z tym. Ostatnio zdaję sobie sprawę, że bardzo dużo u Ciebie zakopanych wątków pobocznych jest, o których ja bym mogła poczytać i dowiedzieć się więcej, lubię szczegóły, Parry, bo to w nich tkwi diabeł i doskonale to wychodzi w moim przyszłym cudzie, mam nadzieję, że zostaniesz ze mną i sama się przekonasz. A wracając, uspokoiłam się, ale i smutno mi. Mam zły marzec, rok temu też taki był.
    Bliżej mi nagle do Susan. Nie irytuje mnie od paru rozdziałów. Przerzuciło się na jej ukochanego. Wszystko zostaje, hm…

    Została i Kristen. Boże, jak ja bym chciała jej posłuchać. Fascynuje mnie, nie daje się poznać i liczę, że taka zostanie, liczę, że James straci tylko głowę a ona zniknie, kiedyś – może – pojawiając się na szczycie. To byłoby piękne, mam taką wizję… Uwielbiam wszystko, co z nim zrobiła. Gra z korzyścią dla siebie i bardzo dobrze, w takich przypadkach trzeba, nie ma co się kłócić.
    I koniec został. Wszystko jest niby ustabilizowane, ale jednak się chwieje, jedno mam pewne: podoba mi się ten kierunek, dokądkolwiek on nas, póki co, nie zaprowadzi, pewnie. Cóż, ja czekam do następnego, kochana! Co mnie tym razem zaskoczy…? ♥
    I zapraszam do siebie, tradycyjnie :’)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zwykle spóźniona, ale jestem ;)
    Nie będzie to dla Ciebie nowość, moja opinia nie różni się zbytnio od innych- nie lubię Kristen. Cholernie. Aczkolwiek jest to wywołane tylko osobą James'a. Tak, Het nie powinien się interesować Kris, gdyż będzie miał dziecko z Suie, którą swoją drogą lubię coraz bardziej. Het... ten rozdział wywołał u mnie wiele emocji. Już dawno się tak nie bulwersowałam przy czytaniu ;) James jest idiotą, lekko mówiąc. Sam nalegał na dziecko, a teraz chce pojechać w trasę? Debil z niego i tyle. Jak zwyczajowo go kocham, tak teraz nienawidzę. Powinien chłopak ogarnąć dupę i skupić się na 'rodzinie', gdyż sam tego chciał. Kris tylko go rozprasza i odciąga od priorytetów, które powtarzam: sam wymusił na Su. Mógł lepiej przemyśleć decyzję o chęci posiadania dziecka, a nie z dnia na dzień powoli coraz mniej go to interesuje. Dziecko to nie zabawka, Su także. Jest człowiekiem, kobietą i mimo swojej spaczonej osobowości powinien choć trochę ją szanować. Zachowuje się czasem gorzej niż Lars, który też dzisiaj dał popalić naszej bohaterce. Myślałam, że uduszę tą łysą pałę podczas jego mądrości -.- Naprawdę, Lars? Naprawdę? Moja miłość do Ciebie uległa destrukcji. Rozdział dobry, niesamowicie :) Ale!(zawsze musi się jakieś pojawić) zabrakło mi mojego ukochanego rudego ćpuna. Gdzie on jest? Mam nadzieję, że w następnym rozdziale się już pojawi :D Cholernie go uwielbiam- pierwsza miłość nie rdzewieje. Pomińmy fakt, że jest ćpunem, dupkiem i arogantem. Nie, to wcale nie jest ważne. Liczą się tylko dwa słowa 'Dave Mustaine' i czego tu więcej chcieć ;)?
    Przepraszam za te opóźnienia, ale wiesz jak to jest... korki na drogach, góra lodowa do przejścia, a lasy amazońskie to już całkowita porażka. Tyle roślin, dzikich zwierząt i innych niesprzyjających komentowaniu czynników ;)
    życzę mnóóóstwo, ale to mnóstwo weny, pomysłów i chęci :) Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy wydarzeń ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć kochana, tu Whiplash z anonima egen.
    Po pierwsze to Twoj list doszedl *_* i ja tez niedługo wyślę.
    Po drugie - PRZEPRASZAM najmocniej, ze tak późno piszę komentarz. Przysiegam, ze rozdział przeczytalam od razu gdy zobaczyłam ze sie pojawił.
    Po trzecie - NO NIEŹLE!
    Wiesz, im dłużej czytam Twoje opowiadania, tym bardziej mam wrażenie, że związek Su i Jamesa jest... Jakiś toksyczny, bezsensowny? James coraz bardziej pomiata Sue, a jej się wydaje, że jest najlepsza na świecie i on musi ją traktować jak Boginię. Cholernie się wywyższa. Coś mi mówi, że to któregoś dnia pierdolnie, głównie po tym, jak James poznał Kirsten. Ech, nieźle Jamesowi odpierdala. Tak się upierał na dzieciaka, a potem poznał Kirsten i chce jechac w dwuletnią trasę. Gud lak.
    Ale Susan dosrała Larsowi XD Chociaż muszę przyznać, że Susan sama piękna nie jest, ale to tylko moja opinia.
    Kurna, jak Kirsten to robi, że traktuje Jamesa tak chłodno? Ja to bym sobie dała za niego rękę uciąć. Jestem ciekawa, do czego jej obecność w opowiadaniu doprowadzi. Może obudzą sie w niej jakies głębsze uczucia do Jamesa i James zdradzi Su, albo w ogole ją zostawi dla Kirsten? Albo Kirsten po prostu wypromuje się kosztem Jamesa i potem zniknie z jego zycia? Zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń