sobota, 28 marca 2015

The Unforgiven - rozdział 31.

uwielbiam ten rozdział.

Susie
Siedziałam znudzona przy stole w kuchni i właśnie rysowałam coś na odkładce Vogue. James z samego rana wybrał się do swojej siostry, więc przynajmniej miałam spokój. Jak na złość usłyszałam irytujący dzwonek do drzwi. Rzuciłam długopisem o gazetę i powlokłam się do przedpokoju, poprawiając swoją flanelową koszulę. Otworzyłam drzwi, a na progu zobaczyłam Larsa z poważną miną. Bez zaproszenia wszedł do środka. Myślałam, że chce mnie przeprosić za swoje ostatnie zachowanie, jednak się myliłam.
- Czego chcesz? - spytałam lodowato.
Duńczyk wyciągnął z kieszeni kurtki kopertę i wręczył mi ją bez słowa. Otworzyłam ją ze zdziwieniem.
- Pieniądze...?
- Sto tysięcy.
- Za co? Nie przypominam sobie, żebyśmy uprawiali seks, czy coś...
- Zniknij z życia Jamesa.
Myślałam, że się przesłyszałam.
- Słucham?
- To co słyszałaś. Zabieraj kasę i znikaj. James ma się zająć muzyką, a nie wychowywaniem dziecka gwiazdy porno. Nawet nie wiadomo, czy jest jego.
- Jego. Wszyscy moi byli faceci umieli się zabezpieczać. - rzuciłam w niego kopertą. - Zabieraj te pieniądze. Ja potrafię wydać dwieście tysięcy jednego dnia w sklepie Versace, a ty dajesz mi sto tysięcy. Śmieszny jesteś.
- Radzę ci zniknąć z życia Jamesa. Albo pożałujesz.
- Grozisz mi? - uśmiechnęłam się ironicznie.
- Moi prawnicy cię zniszczą.
- To ja zniszczę ciebie. Wynajmę płatnego zabójcę albo sama cię załatwię.
Lars się zaśmiał i z powrotem schował kopertę. Odgarnął włosy do tyłu.
- Lepiej to przemyśl. Pieniądze będą czekać.
Wyszedł bez pożegnania, a ja usiadłam zdenerwowana przy stole i rozpłakałam się z bezsilności.

Devon
Czas mijał. Mój związek z Sherry przechodził przez różne etapy. Było dobrze, ale bywały też gorsze dni. Nie byliśmy razem bardzo długo, ale wiedziałem, że Sherry to odpowiednia kobieta dla mnie. Mimo że bardzo chciałem mieć już dziecko, na razie o tym nie myślałem. Byliśmy po prostu zbyt krótko.
Pewnej soboty moja dziewczyna uznała, że to odpowiedni czas, żebym poznał jej rodziców. Mieszkali w Scottsdale, jakieś dwadzieścia minut drogi samochodem od nas. Zgodziłem się, chociaż w środku aż mnie skręcało. Musiało jednak w końcu do tego dojść.
- Cieszysz się, że poznasz moich rodziców? - spytała podekscytowana, kiedy już siedzieliśmy w samochodzie.
- Jasne. - powiedziałem cicho, nawet na nią nie patrząc. Przez kilka minut w ogóle się nie odzywaliśmy.
- A kiedy ja poznam twoich rodziców?
Rzuciłem na nią wzrokiem i westchnąłem cicho.
- Moja mama nie żyje... a ojciec... nie wiem co z nim...
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś...?
- Sherry, po co ci miałem o tym mówić?
- Jesteśmy parą, w końcu musiałbyś mi powiedzieć...
- Nic bym nie musiał. - przerwałem jej chłodno.
- Devon, ja właściwie nic o tobie nie wiem... - zaczęła, patrząc na mnie uważnie. - Jesteśmy razem od kilku miesięcy. Nic mi o sobie nie mówisz. Nie wiem nic o twojej rodzinie, dzieciństwie, młodości... tak samo pieniądze... skąd masz tyle kasy, skoro nie pracujesz?
- Zarobiłem.
- Jak? Jesteś płatnym zabójcą, produkujesz narkotyki?
- Daj spokój... - rzuciłem, lekko poirytowany.
- Porozmawiaj w końcu ze mną! Zatrzymaj się, do cholery!
Zjechałem na pobocze i zatrzymałem się. Ściągnąłem okulary przeciwsłoneczne i spojrzałem na nią.
- Proszę bardzo, pytaj o co chcesz. Ale od razu mówię, że będziesz tego żałować.
- Chcę wiedzieć o tobie wszystko. Opowiedz mi coś o sobie, najlepiej od samego początku...
Wziąłem głęboki oddech i zamknąłem oczy. Po kilku sekundach popatrzyłem uważnie na Sherry, która była coraz bardziej zniecierpliwiona.
- Jestem z New Jersey, konkretnie z Newark, mieszkałem tam dwadzieścia lat. Mój ojciec rozwiódł się z moją mamą kiedy miałem cztery lata. Widywałem go raz w tygodniu. Mieszkałem z mamą. Niby wszystko było w porządku. Znalazła sobie faceta dopiero wtedy, kiedy miałem już z siedemnaście lat. Nigdy go nie lubiłem, a teraz nienawidzę go z całego serca. - przez chwilę nic nie mówiłem.
- Devon...
- Zabił ją... - wykrztusiłem z siebie. - Przez ten cały czas, kiedy z nami mieszkał robił bez przerwy awantury, nie pamiętam ani jednego spokojnego dnia... Zawsze był strasznie zazdrosny o moją matkę... W końcu go zostawiła, on nie mógł się z tym pogodzić... Którejś nocy... - zrobiłem krótką przerwę. - Któreś nocy włamał się do domu i ją zastrzelił... Nocowałem wtedy u ojca. Pewnie ja skończyłbym tak samo, gdybym był wtedy w domu... Po tym wszystkim miałem zamieszkać z ojcem, ale on nie chciał się mną zająć, bo sprawiałem za dużo problemów. Twierdził, że nie dałby sobie ze mną rady. Miała mnie wziąć do siebie moja ciotka. Spakowałem się, wziąłem wszystkie pieniądze jakie były w domu i uciekłem. Kupiłem bilet i poleciałem na drugi koniec kraju. Siedziałem w samolocie do Los Angeles i myślałem: "znajdę pracę, znajdę mieszkanie, będzie świetnie, mama będzie dumna". Ale rzeczywistość okazała się trochę inna... - zerknąłem na Sherry, która patrzyła na mnie uważnie. - Któregoś dnia siedziałem na krawężniku i nie wiedziałem co robić, nic nie jadłem od dwóch dni. Myślałem tylko: "Co ja teraz zrobię? Boże, gdzie jesteś?". Pamiętam, że podszedł do mnie jakiś koleś, miał na imię Connor. Powiedział: "Mogę ci pomóc. Tam mieszka kobieta, która uważa. że jesteś bardzo przystojny i chętnie da ci sto dolarów. Możesz tyle zarobić, jeśli będziesz się z nią kochać". Myślałem wtedy tylko o jedzeniu i jakimś miejscu do spania, więc już mi było wszystko jedno. Zacząłem robić naprawdę obrzydliwe rzeczy, potrafiłem chodzić po sklepach, klubach i szukać dziewczyn, które zapłacą mi za seks. Tak wyglądało kilka pierwszych miesięcy w Los Angeles. Ale trzeba przejść wszystko w drodze na szczyt. Bito mnie, pomiatano mną, przeszedłem piekło. Chłopak jakiejś laski z którą się przespałem chciał mnie zabić, ktoś mnie kiedyś popchnął prosto pod samochód. Pewnie dlatego potem byłem taki twardy i dawałem radę w późniejszym życiu. Którejś nocy Connor, bo wtedy u niego mieszkałem spytał: "Hej, Jeffrey, czemu nie spróbujesz w pornosach? Możesz dostać nawet dwa tysiące dolarów za jeden film", "Mówisz, że mogę zgarnąć dwa tysiące za seks przed kamerą? Jak trudne to może być, zrobię to". Jeszcze tej samej nocy wziąłem książkę telefoniczną, żeby wybrać sobie pseudonim. Od razu rzuciło mi się w oczy imię Devon, musiałem je mieć. I do tego jakieś pierwsze lepsze nazwisko, padło na Hayes. Nie chciałem występować pod moim prawdziwym imieniem i nazwiskiem. Tak naprawdę przez jakieś dwadzieścia jeden lat nazywałem się Jeffrey Wells, kiedy zacząłem grać w filmach, zmieniłem imię i nazwisko w papierach. Nie chciałem żeby rodzina mnie szukała, żeby się dowiedzieli co robię. Nie ma już Jeffreya. Producenci i reżyserzy poświęcali mi tyle uwagi, "będziesz najlepszym aktorem, będziesz miał tyle dziewczyn ile tylko zechcesz, będziesz wielki, wszyscy cię będą kochać". A ja w to wierzyłem. W nocy miałem koszmary, dostawałem drgawek. Faszerowałem się Zoloftem i Xanaxem. Sprowadzałem dziewczyny z którymi grałem do najniższego poziomu, upokarzałem je na sposoby, o których nawet nie chciałabyś słuchać. Co 2-3 minut następuje cięcie, musisz zastygnąć w bezruchu, "poprawmy światło, zrób zbliżenie, podjedź kamerą, o tutaj...", a ty gapisz się na stos zużytych gumek, dziewczynę pod tobą, której ciekną łzy i ludzi, którzy kręcą się obok ciebie. Nie brakuje alkoholu, amfy i kokainy, żeby móc przez to wszystko jakoś przebrnąć. Ale kochałem pieniądze, uwagę i rozgłos, jakie za tym szły. Po około siedemdziesięciu filmach w których wystąpiłem, setkach godzin wykonywania ostrych scen seksu, miałem już dosyć grania i postanowiłem zająć się reżyserowaniem filmów. I wtedy pojawiła się Susie. To było na początku 1985 roku, nie występowałem w filmach od paru dobrych miesięcy. Wcześniej nie spotykałem się też z konkretnymi dziewczynami, miałem co dwa dni inną laskę i to mi odpowiadało. Ale kiedy ją pierwszy raz zobaczyłem na castingu, taką śliczną, drobną, przestraszoną, wiedziałem, że muszę ją mieć. Wszystkie aktorki marzą o związkach z reżyserami. Kiedy spytałem ją pierwszy raz czy się ze mną umówi, powiedziała, że nie chodzi na randki. Powiedziałem, że chciałbym z nią czasem wyjść na drinka, zagrać w bilard, cokolwiek, a ona dalej była niechętna. Zapytałem w końcu czy ćpa, odpowiedziała, że tak. Spytała co mam, powiedziałem, że metę, a ona: "Dawaj, umówię się z tobą". Zaczęliśmy się spotykać, ale nie byliśmy parą. Zagrałem z nią w sześciu filmach, pomagałem jej się wybić w tym biznesie, mówiłem, które propozycje ma przyjmować, które odrzucać. Zaczęła też brać udział w sesjach zdjęciowych, pojawiała się na okładkach. Dosyć szybko stała się jedną z najbardziej rozchwytywanych aktorek, zgarniała wszystkie nagrody za swoje filmy. Coraz częściej spotykaliśmy się poza planem, ćpaliśmy, rozmawialiśmy godzinami, czytałem jej książki, grałem z nią nawet w gry planszowe. Cholera, przecież nie robiłem tego od dziecka... Opowiedziała mi swoją historię, całe swoje życie, a ja powiedziałem: "Susie, to takie smutne. Chcę się z tobą ożenić". Zaczęła opowiadać, że nie jest dobrym materiałem na żonę, że jest dziwką, że jest brzydka w środku, a ja mówiłem: "Przecież jestem taki sam. Nieważne. I tak się z tobą ożenię". Oświadczyłem się jej tydzień później, kiedy u mnie nocowała. Nie miała wtedy jeszcze swojego mieszkania, mieszkała w hotelach. Wydałem kilka tysięcy na pierścionek, wrzuciłem go do jej kubka z kawą. Zeszła na dół na śniadanie, a kiedy zorientowała się, że w kubku jest pierścionek, zaczęła na mnie krzyczeć, rzuciła nim o ścianę i poszła na górę. W końcu zeszła ze schodów i powiedziała: "Dobra, wyjdę za ciebie". Boże, miałem nadzieję, że mnie to uratuje. W końcu przestałem brać narkotyki i leki. Zamieszkała ze mną. Polecieliśmy na Hawaje, nasze pierwsze wspólne wakacje. Kilka tygodni później dowiedzieliśmy się, że jest w ciąży. Nigdy nie sądziłem, że zostanę ojcem, nie myślałem nawet o dzieciach. Ale po raz pierwszy od śmierci mojej mamy byłem naprawdę szczęśliwy. Z Susie było jednak coraz gorzej. Próbowała popełnić samobójstwo, poroniła. Bardzo to przeżyłem. Granie w filmach i narkotyki coraz bardziej ją wyniszczały psychicznie. Pomiatała mną, zdradzała mnie ze swoim dilerem, a ja nadal z nią byłem i chciałem jej pomóc. Rozstaliśmy się po ponad trzech latach związku. Odszedłem z tego biznesu, sprzedałem mieszkanie i przeprowadziłem się tutaj. - westchnąłem cicho i spojrzałem na Sherry. Jej policzki były mokre od łez. - To cała moja historia. To właśnie chciałaś usłyszeć?
- Chcę wrócić do domu... - wykrztusiła po kilku minutach łamiącym się głosem.
- Sherry...
- Nic nie mów... chcę do domu...
Bez słowa odpaliłem silnik i zawróciłem. Też chciałem być już w domu.

Sherry
Całą drogę siedziałam w samochodzie jak sparaliżowana. Nie mogłam nic powiedzieć, nie potrafiłam się nawet poruszyć. Zbierały się we mnie wszystkie emocje, a kiedy tylko przekroczyliśmy próg domu, wybuchnęłam.
- Męska dziwka! - rzuciłam się na niego z pięściami. - Myślałeś, że nigdy się nie dowiem?!
- Widzisz... - złapał mnie za nadgarstki. - Dlatego nie chciałem ci o tym mówić.
- Tutaj udajesz świętego, a tak naprawdę lubisz poniżać dziewczyny, traktować je jak wory na spermę! Ja miałam być kolejna?!
- Przestań. Zmieniłem się. Nigdy nie poniżyłem mojej narzeczonej, nawet jak traktowała mnie jak śmiecia. W pracy robiłem to co musiałem.
- Ty to nazywasz pracą?
- Bo to była praca. Potrafiłem oddzielić ją od życia prywatnego. Ludzie w tym biznesie szybko mądrzeją.
- To jest chore... - zazdrżał mi głos. - Nie potrafię tego pojąć...
- Zmieniłem się, Sherry. Nie mam zamiaru do tego wracać.
- A twoja była narzeczona? To jak o niej mówiłeś, w jaki sposób...
- Zapomnij. Było minęło. Po prostu była dla mnie cholernie ważna, paradoksalnie to właśnie dzięki niej wyszedłem na prostą, więc była dosyć istotną postacią w mojej historii...
Popatrzyłam na niego zaszklonymi oczami.
- Kochasz mnie?
- Oczywiście. - powiedział cicho i mocno mnie przytulił. Zrobiło mi się tak dobrze...

8 komentarzy:

  1. Whiplash z tej strony.
    Oczywiście, że się nie obraziłam! :*
    Kurde, ten rozdział jest po prostu MEGA! Jeden z najlepszych.
    Lars mnie rozjebał. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Uważam, że takim zachowaniem pokazał że dobry z niego przyjaciel. Z tego związku dla Jamesa nie wyniknęło jeszcze nic dobrego. Swoją drogą to zastanawiam się, dlaczego Susan jeszcze z nim jest. Przecież ona go nie kocha. To co ją przy nim trzyma? Na pewno nie pieniądze, przecież ona jest tak-bardzo-w-chuj-bogata. I co ona w ogóle ma do Larsa? Może go nie lubić, no ale kurwa mać, płatny zabójca? Grr, jak ja nie cierpię tej laski. Ona się nigdy nie zmieni. Dlaczego ona sie rozpłakała z bezsilności? Nie ogarniam jej. Sama nie wie czego chce i na czym jej zależy. Chciałabym żeby się ogarnęła albo w ogóle dała Jamesowi spokój.
    Fragment z Devonem i Sherry rozpierdolił. Nie pomyślałabym, że Devon, a reczej Jeffrey, zaczynał jako męska dziwka. Dla faceta to praca jak marzenie. Potem zaczęły się pornosy. I Susan. Boże, strasznie mną poruszył ten fragment. Tak bardzo bym chciała, żeby mu się udało z Sherry i żeby stworzyli normalny, zdrowy związek. Ona musi go naprawdę kochać, skoro po tej historii nie kopnęła go w tyłek.
    Czekam na kolejny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kochana, o to rozpłakanie się z besilności chodziło o to, że jest sama, właściwie nie ma przyjaciół, James ją olewa, Lars próbuje się jej pozbyć. nawet taką sukę jak Su to dobiło :c

      Usuń
    2. Już kumam czaczę :)

      Usuń
  2. Jestem, jak obiecałam ;)
    Hah, Lars powalił mnie na łopatki. Jego prawnicy zniszczą Su, już to widzę. Niech ją pozwie, będzie ciekawie. Ale tak serio, to Lars jak to Lars, jest pieprzonym egoistą. Z drugiej strony czuć tu trochę kumpelskiej troski. Zdążył się przekonać, jaki charakter ma Susie i wie, że nie jest najodpowiedniejszą kobietą dla Jamesa. Jej różne rzeczy mogą przyjść do głowy, może jeszcze go zostawić i nawet usunąć dziecko, zaćpać się, zapić. Ten ich związek nadal jest cholernie toksyczny. Według mnie tu nie ma miłości. Ze strony Jamesa jest chęć zdobywania, osiągania. On boi się samotności, nie toleruje niepowodzeń. A Susie... Właściwie to nie wiem już, na czym jej zależy. Ale Lars ciut przesadził. Ja bym mu chyba przywaliła w ryj.
    W końcu musiało dojść do tego, by Devon zdradził Sherry prawdę o sobie. Podziwiam go za to, że miał odwagę powiedzieć jej wszystko. I jak się okazało, nie miał prostszego życia od Susie. Też musiał wiele przejść, też istniał przez długi czas w brudach życia narkotykami i seksem. Wyszedł z tego przy pomocy Su, okazał się być twardszy i odporniejszy od niej. Jego problemem była tylko ona. Cholera, on ją naprawdę kochał, zależało mu na niej, dbał o nią, chciał dla niej dobrze, chciał stworzyć z nią rodzinę. Ona powoli go niszczyła. Dla kogoś, kto tyle przeszedł, było to kolejnym silnym ciosem.
    Podziwiam Sherry. Serio nie potrafiłabym tak szybko wybaczyć w takiej sytuacji. Ona jeszcze przez dłuższy czas będzie się z tym oswajać i starać się to zaakceptować, ale nic już nie będzie takie samo. Ważne, że się kochają. Choć ta miłość jest, no nie wiem... jakby wymuszona. Bynajmniej tak mi się wydaje.
    Ciekawi mnie, co zrobi Jaymz, gdy się dowie o propozycji Larsa. No i te relacje Devona i Sherry, mam wrażenie, że to jeszcze ulegnie zmianie.
    Kochana, czekam na kolejny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobry wieczór :D Bez zbędnego wstępu zabieram się do komentowania.
    Po pierwsze, nie sądziłam...no dobra, Lars zawsze i wszędzie na swój Larsowy sposób był, jest i będzie dupkiem. Jednak w tej sytuacji przegiął pałę i to nawet nie swoją! Ja... mam ochotę go rozszarpać, udusić gołymi rękami. Ciota z niego i tyle. Może sobie nie lubić Su, może się skupić na muzyce, może nakłonić James'a do rzucenia dziewczyny, ale nie proponować pieniądze! Jest trzeźwy czy co, że takie pomysłu mu chodzą po tej już łysej łepetynie :O?! Ręce mi opadły. Matko i córko, piszcie pozew! Czas najwyższy pozwać Larsa i z uśmiechem na ustach kopnąć go w tyłek. Może odleci do świata równoległego, gdzie zamieni się z Suie rolami.
    Rozmowa zakochanych, a raczej monolog Devon'a. To było bardzo intensywne i nie spodziewałam się takiego obrotu akcji. Sher chciała wiedzieć COŚ, a to spadło tak nagle. I dobrze jej tak. Chciała to ma. Teraz niech nie robi histerii i pogodzi się z przeszłością Devona. Ta, łatwo mówić. Jednak taka prawda! To tylko przeszłość, ważniejsza jest teraźniejszość. Poznała Devona, gdy skończył z tym wszystkim i powinna zostać przy tym Devonie, którego zna. Boję się, że go zostawi lub na każdym kroku będzie zastanawiała się, czy któreś z zachowań nie ujawnia światłu dziennemu starego, zepsutego Devona. No, nie mam pojęcia co się między tą dwójką wydarzy. Aczkolwiek jestem niemal pewna, że Devon nie byłby załamany po zerwaniu. Nie zachowuje się jak ktoś zakochany, po prostu jest z dziewczyną, bo potrzebuje stabilizacji, ale żeby coś więcej? Nie wiem, ciężko przez niego przeniknąć.
    Doczytałam. Sherry jest kretynką. To co robił Dev, to rzeczywiście straszne i brutalne. Nie powinien tak traktować kobiet, ale stało się. Niestety się stało, ale na szczęście Devon się zmienił. Powinna go zaakceptować w całości, w końcu jej akurat nie wyrządził żadnej krzywdy. Z drugiej strony odkładając sympatię do chłopaka na bok, Sherry ma cholernie dużo racji. Dziwi mnie, że go nie rzuciła. Jest to szokujące i bulwersujące. Wątpię, że po tym wszystkim między nimi się wspaniale ułoży. Tak jak wspominałam, dziewczyna pewnie będzie podejrzliwa, a chłopak będzie miał tego dość. Zaczęłaś ostro mieszać Patty, nie tylko w tym temacie, ale również u Suie ;) Czekam na kolejne wydarzenia :D
    Rozdział bardzo dobry. Przywołuje wiele emocji i wrażeń ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana moja, i ja go uwielbiam, a jak nie napiszę Ci tego w formie bardziej rozwiniętej jutro - możesz mnie strzelić patelnią po jajecznicy!!!
    A póki co zapraszam do siebie :')

    OdpowiedzUsuń
  5. U mnie nowy (nieźle, nie?)
    http://kick-some-ass-tonight.blogspot.com/
    PS. Dotarł już list? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. O Boże. I jestem.
    Cholera, to jest za dużo, Parry, stanowczo za dużo jak na jeden rozdział i jedną, małą mnie, nie będę Cię nawet oszukiwać, że jest inaczej. Ten rozdział chyba wejdzie do grona moich ulubionych u Ciebie, prawie nie oddychałam, czytając go, bo po prostu nie było na to czasu. Coś Ty tutaj zrobiła...

    I co zrobił, kurwa, Lars. Dlaczego on to zrobił. To znaczy...z czym on ma problem? Mam gonitwę myśli, kilka powodów ku temu. Jestem ciekawa, czy on, może generalnie Metallica, wie(dzą?), że James ma od jakiegoś czasu głowę zapchaną piękną i fascynującą Kristen. Nie mam pojęcia, czy on poszedł rzeczywiście do siostry, czy właśnie do niej, wszystko jest chwilowo możliwe i wcale mnie to tak bardzo nie cieszy. Ale Jamesa zostawmy, na nim się wyżyję przy następnej okazji.
    Co Lars myślał, dając Susie kopertę, a w niej sto tysięcy dolarów? Przecież to jest śmieszne. Podczas gdy ona miała tylko i wyłącznie rację, odpowiadając mu, że potrafi zostawić więcej w ciągu jednego dnia i w jednym sklepie. Ten człowiek, mężczyzna...jest żałosny, on mnie tak denerwuje. Tu, wszędzie, dosłownie. To jest trochę śmieszne, bo nie znam ich za dobrze, ale...wiesz może, co chcę tutaj z siebie wyrzucić, w tej mizernej paplaninie. Jestem najzwyczajniej w świecie zła i szkoda mi Susie. Praktycznie całe opowiadanie nią gardziłam, a teraz mi szkoda, wszystko się wywróciło do góry nogami. Już sama nie mam nawet najmniejszego pomysłu, jak oni skończą. Ale prawnicy Ulricha zniszczą Susan? Sytuacja niby poważna, ale nie mogłam się tutaj nie uśmiechnąć. Chyba podświadomie czekałam, aż pojawi się on i jego sądy, haha...

    Historia Devona mną wstrząsnęła, choć nie zaskoczyła. Mogłam się spodziewać czegoś takiego, w zasadzie ja wiedziałam o tym, mogłabym rzec. Nie dziwię się, że chciał to przed Sherry ukryć, to zrozumiałe, w końcu takiej barwnej przeszłości można się przestraszyć, stracić momentalnie zaufanie i uciec z płaczem, krzykiem, czymkolwiek innym. Ale nie wierzę, że on sądził, że utrzyma to w tajemnicy przez cały związek, że zabierze to ze sobą do grobu. Chyba nawet by tego nie chciał, wyżarłoby go od środka. Nie mógłby tego zataić przed ukochaną, przecież to jest okropnie...ważne, nie ma co. To jest nieodłączna część jego życia. Już. Trochę fatalnie to brzmi?...
    Wiesz, ale jak ja o tym czytałam...to było aż piękne. Piękne jest to, jak on wyszedł z tego wszystkiego. Devon jest moim człowiekiem, Parry. On już tam nie wróci, nie ma szans. On nie jest głupi. Albo ja ślepo zapatrzona, hm.
    Z kolei sama Sherry też zareagowała zbyt gorączkowo. Wiedziała, że skoro on nie chce jej o tym mówić, ucieka się przed tym, to ma powody. Bał się, że ta odejdzie. Jednak nie, bo ona się uparła, chciała wiedzieć. Dowiedziała się i zareagowała dokładnie tak, jak on tego nie chciał. Masło maślane, mam wrażenie, ale to też tak wygląda. No męska dziwka, no rzuć się na niego z pięściami, ale pomyśl raz jeszcze i z uwagą nad tym, co powiedział, jak to zrobił i dlaczego nie chciał. Ma to sens i pewną logikę.
    Dotarło coś chyba do niej, kiedy Devon ją przytulił, kiedy w kilku słowach na końcu wyjaśnił, jak się mają sprawy. Och, ja uwielbiam tę parę. Ja uwielbiam...Jeffreya, haha.

    Uwielbiam ten rozdział, jak wiesz, chyba nie umiem Cię zaskakiwać od jakieś czasu, nie? Pisanie komentarzy na tym blogu zawsze jest dla mnie przyjemne. Ja uwielbiam to wszystko, co tworzysz. Ile razy Ci wspominałam, że jesteś w mojej nieśmiertelnej czwóreczce? Wspomnę raz jeszcze, lepszych nie znam, Parry, słowo daję, moje słowo - to ważne!
    A teraz lecę, dobranoc, miłej Wielkanocy (oczywiście! :') i do następnego, jak zawsze! ♥♥♥

    PS. Takie ładne zdjęcie zaszokowanej Parry dzisiaj dodałaś, heh :')

    OdpowiedzUsuń