pozdrawiam, czytajcie, komentujcie, oceniajcie.
Marty
Stałem razem z Kirkiem na stacji kolejowej i od dwudziestu minut czekaliśmy na pociąg jego siostry. Kirk był bardzo zdziwiony, że chciałem iść razem z nim, ale niczego nie podejrzewał.
Kiedy chwilę później nadjechał pociąg i patrzyliśmy na wychodzących z niego ludzi, na samym końcu pojawiła się Abigail. Szybko nas dostrzegła i podbiegła, ciągnąc za sobą walizkę. Rzuciła się Kirkowi w ramiona, a ja stałem bez słowa z boku. Przywitali się, a Abi wreszcie spojrzała na mnie. Chciała mnie przytulić, ale szybko się rozmyśliła i skończyło się na podaniu ręki.
Hammett wziął jej walizkę i ruszyliśmy w stronę mojego samochodu. Usiedli na tylnym siedzeniu i zajęli się rozmową, a ja co chwilę zerkałem w lusterko, żeby ją zobaczyć. Abigail nie była podobna do Kirka, może dlatego, że nie mieli wspólnego ojca. Miała długie, ciemne, proste włosy, świetną figurę, ładne kształty, zielone oczy i niesamowite spojrzenie. Nie chodziło tylko o jej wygląd. Była naprawdę świetną i mądrą dziewczyną, zupełnie inną niż wszystkie laski z którymi się wcześniej spotykałem. Polubiłem ją, kiedy spędziłem z nią trochę czasu, a kiedy wróciła do siebie, często zdarzało mi się o niej pomyśleć.
Kiedy byliśmy już w mieszkaniu, od razu poszła do pokoju Kirka, żeby się rozpakować. Miała tam spać, a on miał te kilka dni przemęczyć się na kanapie w salonie. Przygotował dla nich jakąś kolację, żeby mogli coś zjeść i chwilę pogadać, zanim pójdzie do pracy, a ja usiadłem przed telewizorem i włączyłem jakiś serial.
- Będziesz musiała zostać sama z Martym... Pracujemy teraz na różne zmiany. Jak będziesz chciała gdzieś wyjść to mu powiedz, może poleci ci jakieś miejsce albo cię odprowadzi... - mówił Hammett, a ja się przysłuchiwałem.
- Poradzę sobie. Nie martw się. - oznajmiła Abigail, a ja się uśmiechnąłem.
- Marty! - zawołał mnie, a ja podniosłem się z sofy i zajrzałem do kuchni. Oparłem się o framugę i spotkałem się z przenikliwym spojrzeniem Abi. Szybko spuściłem wzrok. - Zajmiesz się moją siostrą, kiedy będę w pracy? Pokaż jej jakieś miejsce, jakby chciała gdzieś iść czy coś...
- Nie ma sprawy. Nie mam żadnych planów.
- Dzięki. - dopił swoją herbatę i odstawił pusty kubek do zlewu. Wyszedł z kuchni, a po chwili wrócił, ubierając swoją skórzaną kurtkę. - Wrócę o 5:00 rano.
- Ale dobrze, że tak pracujesz. - Abigail wstała ze swojego miejsca, żeby odprowadzić go do wyjścia. - Ja przecież niedługo pójdę spać, a cały dzień będziemy mogli spędzić razem.
Kiwnął głową. Przytulił ją jeszcze na pożegnanie i wyszedł, a ja zamknąłem za nim drzwi. Przekręciłem klucz w zamku. Spojrzałem na Abigail, którą po chwili przyparłem do ściany i zacząłem namiętnie całować.
- Tęskniłam... - powiedziała cicho między kolejnymi pocałunkami.
Odsunąłem się od niej i popatrzyłem w jej hipotyzujące oczy. Uśmiechnęła się lekko i wzięła się za rozpinanie moich spodni.
Cały czas zastanawiałem się, dlaczego akurat ona tak na mnie działa, ale w tamtym momencie nawet nie miałem głowy do tego, żeby o tym myśleć.
***
Otworzyłem oczy i wziąłem kolejny głęboki oddech. Czułem, jak moje włosy lepią się do spoconego ciała. Przejechałem lekko ręką po jej wilgotnej skórze i podniosłem się. Ująłem jej twarz w dłonie i pocałowałem ją. Odgarnęła mokre włosy z mojej twarzy i wtuliła się w moją szyję.
- Marty? - spytała niepewnie.
- Tak?
- Wszystko dobrze?
- Jak najbardziej. - powiedziałem cicho i cmoknąłem jej nagie ramię. Podniosła głowę i spojrzała na mnie.
- Kim dla ciebie jestem?
- Nie rozumiem?
- Kim dla ciebie jestem? Ile dla ciebie znaczę?
- Abi, chyba za wcześnie na takie pytania...
- Ale kiedy poszliśmy pierwszy raz do łóżka to nie było za wcześnie.
- Daj mi trochę czasu...
- Ile? Zostaję tylko na kilka dni.
- Nie wiem... Wiesz, ja od dawna nie byłem w nikim zakochany. Nie wiem czy w ogóle kochałem kiedyś jakąś dziewczynę...
- Nie rozumiem cię.
- Po prostu daj mi te kilka dni i pozwól mi spędzić z tobą jeszcze trochę czasu.
- Ok. - powiedziała cicho i spuściła wzrok. Chciała wstać i wrócić do pokoju Kirka, ale pociągnąłem ją za rękę.
- Zostań jeszcze trochę. Nie chcę być sam.
- Wiesz, że nie mogę być z tobą całą noc.
- Wiem. Niedługo wrócisz. Chodź.
Spojrzała na mnie smutnym spojrzeniem i położyła się obok. Objąłem ją lekko i wtuliłem twarz w jej włosy. Nawet nie wiem, kiedy zasnąłem.
Roxxi
- Dzięki. Nie sądziłam, że zacznie padać deszcz. Rano świeciło słońce. - wzięłam od Larsa moją ramoneskę i powiesiłam ją na oparciu krzesełka. Od dwóch miesięcy miałam w końcu nowe zajęcie. Dostałam pracę w butiku w centrum handlowym. Na pewno było lżej niż w poprzedniej pracy. Pracowałam w stałych godzinach, każdą noc spędzałam w domu, a nie w nocnym klubie, nie musiałam użerać się z pijanymi facetami, miałam całkiem fajną szefową. Jedynym minusem było to, że nie dostawałam żadnych napiwków. W klubie Jacka podczas weekendów potrafiłam czasami zgarnąć nawet kilka stów z samych napiwków.
- Zrób jeszcze pranie, nie miałam czasu żeby rano wstawić.
- Przecież wiesz, że nie umiem robić prania. - jęknął.
- Wszystko jest posegregowane kolorami. Po prostu wrzuć te ciemne do pralki. - przewróciłam oczami. - Wsyp jedną miarkę proszku i wlej trochę płynu, a nie jak ostatnio, pół butelki detergentu. Idiota.
- Dobra, ale ty powiesisz. Patrz, Marty z nową laską. - powiedział Lars i skinął na niego ręką. Zauważył nas i razem z dziewczyną wszedł do sklepu. Pierwszy raz widziałam ją na oczy. - Co słychać?
- W porządku. To jest Abigail, siostra Kirka.
- Współczuję. - spojrzałam na nią, a ona uśmiechnęła się niepewnie.
- To jest Roxxi, moja kuzynka. A to Lars, jej chłopak. Gra z Kirkiem w zespole.
- Widziałam go na zdjęciach.
- Co tu robicie bez Kirka? - zaciekawił się Lars.
- Jest w pracy. Oprowadzam trochę Abigail po mieście, żeby się nie nudziła.
- Tylko oprowadzasz? - uśmiechnęłam się, a Marty spojrzał na mnie skrępowany.
- Tylko. Nie rucham się z każdą napotkaną panną.
- Nie, w ogóle.
- I mówi to laska, która miała więcej kutasów w mordzie niż ja frytek.
- A ty kurwa trzymasz dziewictwo do ślubu. Przeleciałeś nawet tę laskę, która zagadała mnie na ostatnim koncercie, bo chciała poznać Dave'a.
- Przez tą laskę wylądowałem w szpitalu zwijając się z bólu, bo zaraziła mnie jakimś syfem. Wydałem prawie trzy stówy na antybiotyki.
- Dziewczyno, nie próbuj się nawet z nim związywać. On jest gorszy niż twój brat. - popatrzyłam na zdezorientowaną Abigail. - Wiem co mówię, znamy się od urodzenia. Kąpaliśmy się razem w wannie jak byliśmy mali.
- Roxxi... - warknął Marty.
- Muszę wracać do pracy.
- Słusznie. My też się śpieszymy. Cześć Lars. - pociągnął siostrę Kirka za rękę, a ona odwróciła się i pomachała nam na pożegnanie. Po chwili wróciła wzrokiem do Marty'ego i zaczęła coś mu mówić, ale już ich nawet nie słyszeliśmy.
- Ładna. Niepodobna do Kirka. - ocenił Lars.
- Widziałeś jak on na nią patrzy?
- Widziałem. Wątpię, że to się kończy tylko na oprowadzaniu.
- Przecież on nie może z nią być. To tak jak ty byś teraz zaczął chodzić z siostrą Dave'a albo ja z bratem Mel. To nienormalne.
- Ale oni nie są rodziną. Co w tym dziwnego?
- Nie podoba mi się to. - stwierdziłam i zobaczyłam, jak do sklepu wchodzą dwie nastolatki. - Muszę wracać do pracy. - mruknęłam do Larsa.
- Daj buziaka. - wychylił się przez ladę, a ja cmoknęłam go w usta. - Kocham cię.
- Ja ciebie też.
- Do zobaczenia później. - powiedział cicho, a ja kiwnęłam głową. Spojrzałam na jedną z dziewczyn, która do mnie podeszła i wymusiłam uśmiech.
- Czy jest taka sama bluzka jak na wystawie, tylko w mniejszym rozmiarze? - spytała.
- Tak, zaraz przyniosę. - rzuciłam i ruszyłam w stronę jednego z działów z ubraniami, starając się odgonić od siebie myśli związane z Martym i siostrą Kirka.
Dave
- Travis, pośpiesz się! - krzyknąłem, odkładając na półkę moją szczotkę do włosów. Przejrzałem się jeszcze w lustrze i wyszedłem z łazienki. Diana siedziała jeszcze przy stole w kuchni i kończyła pić kawę. Stanąłem za nią i pochyliłem się, żeby ją objąć. Pocałowałem ją lekko w odkrytą szyję.
- Ładnie pachniesz. - powiedziałem, siedziając obok niej.
- Pamiętasz, że mamy dzisiaj podwieść Nathana i Masona do szkoły?
- James mi mówił, że przed 9:00 będą czekać przed blokiem.
Kiwnęła głową i wstała ze swojego miejsca. Odstawiła pusty kubek na blat i poprawiła swoją obcisłą spódniczkę do kolan. Lubiłem, kiedy chodziła po domu w swoim służbowym stroju.
Poszła do pokoju Travisa, a ja ubrałem moją jeansową kurtkę. Kiedy wrócili, podałem małemu jego plecak i wyszliśmy z mieszkania. Mason i Nathan czekali już przy moim samochodzie. Travis przywitał się z nimi i od razu we trójkę wepchali się na tylne siedzenie. Kiedy Diana chciała usiąść na miejscu pasażera, zatrzymałem ją.
- Dzisiaj ty prowadzisz. - pokazałem jej kluczyki.
- Oblałam drugi raz egzamin.
- Właśnie.
Niedawno udało mi się w końcu namówić moją dziewczynę, żeby w wieku dwudziestu sześciu lat zapisała się na kurs prawa jazdy. Miałem już dosyć wożenia jej w każde możliwe miejsce, więc stwierdziłem, że czas najwyższy aby w końcu nauczyła się jeździć.
Nie szło jej jednak tak dobrze, jakbym tego oczekiwał. Była jedyną osobą w naszej ekipie, która jeszcze nie miała prawka. Nawet Kirk miał, mimo że nie prowadził jakoś super. Nawet Lars potrafił całkiem nieźle jeździć. Niezrównoważona Roxxi była na podium razem z Jamesem, jeśli chodzi o najlepszych kierowców. Musiała w końcu zdać ten egzamin, a ja chciałem jej w tym pomóc.
- Czeka nas śmierć. - powiedział Mason, kiedy Diana usiadła za kierownicą. Zapięła pasy i włożyła kluczyki do stacyjki.
- Uczyłeś już kogoś jeździć? - spojrzała na mnie.
- Shanell, jak miała piętnaście lat. Nieźle jej szło i prawko ma już od kilku lat.
Kiwnęła głową i przekręciła kluczyk w stacyjce. Wrzuciła bieg wsteczny i zatrzymała się.
- Diana!
- Przepraszam... - powiedziała zestresowana i gwałtownie ruszyła do przodu. Kilka metrów dalej prawie wjechała pod śmieciarkę.
Kiedy dojechaliśmy pod szkołę, Diana zaparkowała na krawężniku, a Mason i Nathan wyskoczyli z samochodu.
- Ziemia! Nareszcie! - Nath położył się na trawie.
- Nie dramatyzuj! - krzyknęła Di i spojrzała na mnie. - Teraz do przedszkola?
- Kochanie, może teraz ja poprowadzę? Wystarczy ci na dzisiaj... - uśmiechnąłem się krzywo.
- Masz rację... Niewygodnie mi w tej spódniczce i marynarce. - wyszła z samochodu, a ja odetchnąłem z ulgą. Zamieniliśmy się miejscami. Najpierw odwiozłem Travisa do przedszkola, a później Dianę do hotelu, w którym pracowała. Następnie sam pojechałem do pracy ze wspaniałą świadomością, że przynajmniej dzisiaj moja dziewczyna nikogo nie rozjedzie na ulicy.