piątek, 13 stycznia 2017

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 50.

Dave
Siedziałem w domu mojego ojca, bo dawno u niego nie byłem. Bardziej stały kontakt miałem z Triną, która zaczęła studia i przeprowadziła się do swojego nowego mieszkania, niecałe dwadzieścia minut drogi ode mnie.
Patrzyłem na zdjęcia oprawione w ramki, na których było moje rodzeństwo. Spojrzałem też na jedną fotografię mojego młodego ojca. Miałem wrażenie, jakbym patrzył na siebie w krótkich włosach.
- Masz jakieś moje zdjęcie, jak byłem mały? - spytałem go.
- Nie mam.
- Mam parę w domu. Mogę ci jakieś dać.
- Dobrze.
- Nie mam ich zbyt wiele. Matka nie znosiła robić nam zdjęć. Moja przyjaciółka, która jest modelką, ma syna który za miesiąc będzie miał dwa latka. Ma już kilka grubych albumów.
- Też nigdy nie lubiłem zdjęć. Nadal nie lubię.
- Będę robił zdjęcia mojej córce jak nienormalny. Dzieci tak szybko rosną.
- Jesteś gotowy do nowej roli?
- Nie. Wydaje mi się, że wiem całkiem dużo, ale jak się już urodzi to okaże się, że nie mam o niczym pojęcia.
- Wybrałeś imiona?
- Nie. Miała być Layla, jak już wcześniej wybraliśmy, ale zrezygnowaliśmy z tego.
- Myślisz o ślubie?
- Myślę nad połową przyszłego roku. Mała urodzi się we wrześniu, więc pod koniec roku zaczniemy coś planować. Na pewno weźmiemy ślub w Kanadzie.
- Powinienem zapłacić za twoje wesele. Chociaż tyle mogę zrobić po tych wszystkich latach.
- Jeszcze o tym pogadamy. - podszedłem do stołu, przy którym siedział i wziąłem do ręki swoją szklankę z sokiem.
Niedługo później do domu weszła Trina razem ze swoją matką. Przywitałem się z nimi i dopiłem swój sok.
- Dawno nie przychodziłeś. - powiedziała Kathy.
- Mam teraz dużo na głowie. Jak na studiach?
- Nudno. - wzruszyła ramionami.
- Zostaniesz na kolacji? - spytała Nancy, wyciągając zakupy.
- Nie, dzięki. Jestem już umówiony ze znajomymi. Innym razem.
Objąłem moją przyrodnią siostrę i spojrzałem na resztę.
- Muszę już iść.
- Pozdrów Dianę. - powiedziala Nancy.
- Jasne.
- Dave, niedługo cię odwiedzę. - obiecała Kathy.
- Wpadaj kiedy chcesz.
- Do zobaczenia. - pożegnał się ojciec, a ja skinąłem ręką i wyszedłem.

Roxxi
- To chyba najlepszy kurczak jakiego jadłem. - powiedział Marty.
- Mówiłam ci, że dobrze gotuję. To ze starych rodzinnych przepisów. Wzięłam je sobie po śmierci naszej prababci. Chociaż chciałam zrobić steki, ale to Dave jest w tym mistrzem.
- Przez te pieczone warzywa czuję się, jakby już były święta. - stwierdził Jason.
- Ale to risotto z warzywami jest najlepsze na świecie. - oceniła Shanell.
- Akurat przepis na risotto wycięłam z gazety. - wstałam ze swojego miejsca i podeszłam do piekarnika, żeby wyciągnąć z niego moją tajną broń. - Na deser ciasto brzoskwiniowe.
- Nie robiłaś go od lat! - krzyknął Mustaine. Było ciasto według starego przepisu mojej prababci. Nikomu go nie zdradziłam i nikt nie potrafił go powtórzyć.
Postawiłam ciasto na stole i wyciągnęłam czyste talerze.
- Zaraz... - odezwał się Lars, kiedy ukroiłam mu kawałek. - To podstęp. Ostatnio upiekłaś je, kiedy chciałaś żebym zabronił mojej matce tu przyjeżdżać.
- To nie jest żaden podstęp, kochanie. Po prostu chcę być miła.
Usiadłam z powrotem na swoim miejscu. Spojrzałam, jak wszyscy spokojnie jedli i odchrząknęłam.
- Idę na studia. - oznajmiłam spokojnie.
Wszyscy zamilkli i spojrzeli na mnie zszokowani. Lars bez słowa odłożył widelec i nawet na mnie nie patrzył.
- Żartujesz sobie ze mnie?! - wydarł się nagle.
- We wtorek dostałam list z uniwersytetu. Przyjęli mnie.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?!
- A po co miałam ci mówić?! Robiłbyś wszystko, żebym tam nie poszła!
Westchnął głośno i wplótł palce we włosy. Popatrzył na mnie.
- Jaki to kierunek?
- Chciałam pisać egzaminy wstępne na historię sztuki, ale mam problem z łaciną i rysunkiem. Dostałam się na dziennikarstwo. Będę też chodzić na wykłady z nauk politycznych.
- Co ty chcesz robić po dziennikarstwie?
- Będę próbowała się dostać do gazety albo telewizji. Konkretnie to do stacji informacyjnej. A stamtąd tylko mały krok do tego, żeby dostać się do polityki. - uśmiechnęłam się. - Chcę wstąpić do partii republikańskiej.
- Dzwonię do psychiatry.
- I wiesz co jeszcze? Mam zamiar zostać pierwszą kobietą prezydentem Stanów Zjednoczonych.
- Wątpię, że Amerykanie pozwolą sobie na panią prezydent żydówkę. - stwierdził Dave.
- Pierdolenie. To Żydzi rządzą światem. Żydzi mają banki, pieniądze, władzę i kontrolują rząd. Jesteśmy waszymi panami.
- Jacy Amerykanie. Amerykanie zostali wyrżnięci albo zamknięci w rezerwatach. - prychnął Lars. - Jesteście potomkami ludobójców, którzy sobie ten kraj przywłaszczyli.
- A ja sprawię, że ten kraj znowu będzie potęgą. Skończy się poprawność polityczna, stronnictwo mediów i zasiłki socjalne dla nierobów! Obniżę podatki dla średniej klasy i podniosę podatki dla bogatych. Wypierdolę stąd nielegalnych imigrantów i każdy obywatel będzie miał prawo posiadać broń palną.
- Przynieście kaftan. - zwrócił się Lars do reszty. - Zwariowała.
- Ty pierwszy wrócisz stamtąd skąd pochodzisz.
- Nie zapominaj, że mam też amerykańskie obywatelstwo. Jestem tu legalnie.
- Po co ci amerykańskie obywatelstwo skoro tak nie znosisz mojego kraju?
- Daj spokój!
- Pójdę na studia, czy tego chcesz czy nie. Jeśli nie, proszę bardzo. Odchodzę od ciebie.
- Z czego będziesz żyć? Zwolniłaś się z pracy.
- Ja sobie poradzę. Gorzej z tobą. Jedyne co potrafisz zrobić to zagotować wodę na herbatę. Nawet nie wiesz, że segreguje się brudne pranie kolorami.
- Gdyby nie ja, nie wiadomo nawet czy byś żyła! Fajnie było z chłopakiem, który cię lał do nieprzytomności, prawda?! Ale przynajmniej miał kasę i był największym imprezowiczem w dzielnicy!
- Ty dupku! - rzuciłam się na niego z pięściami. James, Kirk i Shanell od razu próbowali nas rozdzielić. Diana, Nick i Jason stali bez słowa z boku i obserwowali jak sytuacja potoczy się dalej. Dave, Mel i Marty jak gdyby nigdy nic jedli dalej ciasto i patrzyli na nas.
- To ty bez przerwy zapraszałeś mnie na randki! - krzyknęłam.
- To po co przychodziłaś na nasze koncerty, skoro tak nie lubisz naszej muzyki?!
- Bo myślałam, że w końcu trafię na faceta, który mnie kocha, szanuje i nie traktuje jak jakąś tępą dziwkę! Ale jak widać myliłam się! Jesteś taki sam jak reszta! Amerykanie to chuje, Europejczycy tak samo! Chyba w końcu znajdę sobie jakiegoś Azjatę!
- Wyczułaś moją kasę i tyle!
- Gdybym była z tobą dla kasy to nie harowałabym po dwanaście godzin na nocnych zmianach w nocnym klubie przez prawie cały nasz związek! - próbowałam się wyrwać Jamesowi.
- To jest chyba lepsze niż gangbang z supermodelkami. - powiedział Marty do Dave'a.
- Zamknij się, Marty! - krzyknęłam do niego. - Lepiej się zastanów, co robi twoja dziewczyna, która na co dzień mieszka ponad pięćset kilometrów od ciebie!
- Moja siostra taka nie jest... - odezwał się Kirk.
- Shanell, obiecaj mi, że nigdy nie pójdziesz na studia. - mruknął do niej Nick.
- Koniec imprezy! Wynoście się wszyscy! Ty też! - wskazałam palcem na Larsa. O dziwo nic już nie mówił. Wszyscy wzięli swoje rzeczy, zabrali resztę ciasta i wyszli, Lars tak samo.
Wybuchnęłam płaczem i poszłam do swojej sypialni. Rzuciłam się na łóżko i po godzinie płakania w poduszkę udało mi się zasnąć.

***

W środku nocy usłyszałam, jak ktoś wchodzi do mieszkania. Przypomniałam sobie, że z tego wszystkiego nawet nie zamknęłam drzwi. Nie miałam najmniejszej ochoty wstawać z łóżka, więc wzięłam do ręki świecznik, który stał na szafce nocnej i postanowiłam się bronić, jeśli ktoś mnie zaatakuje. Kątem oka zobaczyłam, jak Lars wchodzi do sypialni. Westchnęłam i odłożyłam świecznik na miejsce.
Położył się obok mnie i objął mnie lekko ramieniem. Odwróciłam się w drugą stronę i przymknęłam oczy.
- Przepraszam. - powiedział w końcu.
- Mam gdzieś twoje przepraszam.
- Naprawdę. Jeśli chcesz iść na te studia... W porządku. Po prostu byłem zaskoczony.
- I tak bym poszła, nawet jakbyś mi nie pozwolił.
- Może jak skończysz studia zostaniesz dziennikarką w jakimś Hit Parader, RIP albo Metal Hammerze. Napiszesz o mnie i będę mógł nagrać płytę.
Zaśmiałam się.
- Nie. Z gazet będę próbowała dostać się do jakiegoś LA Times czy coś w tym stylu. A z telewizji do CNN albo NBC.
- To najbardziej stronnicze stacje informacyjne.
- Właśnie o to chodzi. Posłuchaj... - podniosłam się. - To stacje sterowane przez największe elity, dziennikarze tam mają chyba prane mózgi. Popierają rasizm względem białych ludzi, korupcję, wspierają terroryzm, aborcję nawet do dziewiątego miesiąca ciąży. Ludzie, którzy nimi rządzą mają na sumieniu więcej istnień niż włosów na głowie. Jak się tam dostanę, będę miała informacje z pierwszej ręki. I to wykorzystam. Ludzie powinni mieć świadomość, że są tylko marionetkami.
- To szalone. Wiesz co oni robią z ludźmi, którzy mają taką wiedzę?
- Wiem. Ja się nie boję. Jestem kobietą. Z moim żydowskim nazwiskiem i pochodzeniem jestem trochę bezpieczna. Zresztą... Na razie to tylko marzenia. Muszę skończyć studia.
- Żartowałaś z tym startowaniem na prezydenta?
- Nigdy w życiu. Kobiety w polityce to beznadziejne marionetki, bez żadnej charyzmy. Ja to zmienię. W polityce potrzeba takich ludzi jak ja, James albo Dave. Z twardą ręką, charyzmą i własnym zdaniem. Ktoś spoza elit i układów.
- Lincoln i Kennedy też byli spoza elit i układów. Chyba wiesz jak skończyli.
Wzruszyłam ramionami.
- Na razie o tym nie myślę. Do Białego Domu jeszcze bardzo długa droga.
- Będę... Pierwszym Mężem? - wybuchnął śmiechem. - To brzmi żałośnie.
- Raczej... Pierwszym Dżentelmenem... To brzmi jeszcze gorzej. - skrzywiłam się i zaśmiałam.
- Jak zostaniesz prezydentem to też będę musiał się zaangażować w politykę.
- Totalnie. Będą ci pisać przemówienia, będziesz przemawiać, będziesz spotykać się z różnymi ludźmi, brać udział w akcjach charytatywnych i takie tam.
- Nie chcę zajmować się czymś takim. Będę musiał nosić garnitur i obciąć włosy.
- I tak już łysiejesz. Ja będę musiała zrezygnować z odkrytego brzucha, jeansowych szortów i dekoltu! Mam przynajmniej nadzieję, że nie będę musiała nosić sukienek za kolano.
- Nawet w worku po ziemniakach będziesz najgorętszą panią prezydent w historii.
- To nie podlega dyskusji. Wiesz o tym, że jak będę chciała wystartować w wyborach, to będziemy musieli wziąć ślub? Para prezydencka nie może żyć w wolnym związku.
- Poczekaj. - wychylił się i otworzył dolną szufladę w szafce nocnej. Chwilę w niej grzebał, aż w końcu wyciągnął z niej pierścionek z diamentem w kształcie gruszki i podał mi go bez słowa.
- Co to ma być? - spytałam.
- Powiedziałaś, że musimy wziąć ślub. Już dawno go kupiłem, ale nie było okazji żeby ci dać. Więc... zostaniesz moją żoną?
- Żartujesz sobie! Nie! Nie jestem jeszcze gotowa. - oddałam mu pierścionek. Westchnął i schował go z powrotem do szuflady.
- To co mi dupę zawracasz ślubem.
- Nie zawracam. Po prostu mówię, że musimy wziąć ślub przed tym, zanim zostanę prezydentem. Jeszcze mamy kilka lat.
- W porządku. - rozebrał się i przykrył po szyję kołdrą. Spojrzałam na niego i milczałam przez dłuższą chwilę.
- A może najpierw będę się ubiegać o stanowisko gubernatora Kalifornii?
- Wspaniały pomysł... - mruknął zaspany.
- Też tak myślę. - powiedziałam cicho i ułożyłam się wygodnie na poduszce. Niedługo później również zasnęłam.

1 komentarz:

  1. Za każdym razem, kiedy czytałam o planach Roxxi, uśmiechałam się jak głupia. Nie dlatego, że mnie jej zamiary śmieszą, po prostu ogólna reakcja wszystkich i całość sytuacji mnie rozkłada na łopatki :") Dla mnie Roxxi to bardzo inteligentna kobieta, która zawsze wie czego chce i do czego dąży. Szkoda, że wszyscy uważają ją za tępą dziwkę tylko i wyłącznie. Nikt w nią tak naprawdę nie wierzy, a ona jest w stanie sobie poradzić lepiej niż wszyscy, którzy ją tak krytykują. Jej plany wydają się być rzeczywiście dobrze przemyślane i poukładane. Dlatego trzymam za nią kciuki i zobaczymy, co z tego wyjdzie. No i ciekawi mnie też, jak Lars jako jej facet to wszystko udźwignie XD Jakoś ciężko mi jest wyobrazić ich sobie jako małżeństwo. Ale wszystko jest możliwe :>

    OdpowiedzUsuń