piątek, 7 grudnia 2012

Carpe Diem Baby - rozdział 3.

hej aniołki. według mnie najgorszy rozdział. ale w następnym będzie lepiej, już zacznie się coś dziać itd. / niby tam minął tylko tydzień od ostatniego rozdziału, a trochę się pozmieniało. chyba moje gimnazjum to jedyna szkoła, która ma próbne egzaminy w przyszłym tygodniu. dawno nic nie pisałam w "Carpe Diem Baby", jestem na rozdziale z dentystą, karaoke, czymś jeszcze i nie wiem jak to rozkręcić. przeraża mnie też to, że z postu na post jest mniej komentarzy... zostawiajcie po sobie jakiś mały ślad. :) / WĄTEK Z BEZDOMNYM ZACZERPNIĘTY Z ŻYCIA PRYWATNEGO AUTORKI.:D

 - Lars, do chuja, pomóż mi w końcu! - krzyknęła Roxxi, wchodząc do salonu, gdzie Lars leżał i oglądał telewizję.
- Czego ty kurwa ode mnie chcesz?
- Rusz w końcu ten swój duński tyłek i pomóż mi zrobić coś do jedzenia!
- Nie możesz sama? - spytał, nie patrząc na nią.
- Zaprosiłam wszystkich na kolację, a nic nie jest jeszcze gotowe!
- Po co ich zapraszałaś? Znowu wyżrą mi pół lodówki.
- Ty u nich robisz dokładnie to samo.
- Przecież wiesz, że ja lubię jeść.
Roxanne przewróciła oczami.
- Dobra, skończmy tę beznadziejną dyskusję i chodź do kuchni.
- Zajmij się tym sama, chcę obejrzeć w spokoju mój serial...
- Mam czekoladę. - oznajmiła z uśmiechem dziewczyna.
- Jaką? - zaciekawił się.
- Z orzechami. Twoją ulubioną.
- Już idę. - ożywił się nagle i poszedł ze swoją dziewczyną w stronę kuchni. - To co robimy?
Roxxi sięgnęła po książkę kucharską i zaczęła ją przeglądać.
- Może rybę po grecku?
- Eee... Nie znoszę ryby.
- Wiem, Lars. - powiedziała, puszczając mu oczko. - To może omlet z truskawkami?
- Brzmi dobrze... - zamyślił się i podszedł do niej, po czym delikatnie pocałował ją. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego i odwzajemniła jego pocałunek. Bez słowa usiadła na stole, a on zaczął całować jej szyję. Przez moment rozkoszowała się ciepłem jego warg, ale po chwili odsunęła się od niego i zeskoczyła ze stołu.
- W nocy będziemy kontynuować. A teraz pomóż mi przy kolacji.
- Mhm, no dobrze...
Lars wyciągnął z lodówki jajka i masło, a Roxxi podeszła do szafki kuchennej i wyjęła mąkę.
- Kochanie, gdzie są truskawki?
- Zjadłem. - Lars spuścił wzrok.
- To teraz bierz kasę i zapierdalaj do sklepu.
Chłopak założył szybko swoje białe dunki, schował pieniądze do kieszeni i wyszedł z mieszkania. Zbiegając na dół o mało co nie potknął się o bezdomnego leżącego na schodach.
- O, witam, witam. - przywitał się mężczyzna. - Co u pana słychać?
- Żaden pan. Jestem Lars. - podał rękę i uśmiechnął się promiennie.
- Więc Lars... Co u ciebie słychać? Co u twojej pięknej żony? - spytał bezdomny.
- Jeszcze nie żony. Ale dobrze, dziękuję, że pan pyta. Przepraszam, ale śpieszę się do sklepu.
- A mógłbyś pożyczyć mi 30 centów?
- Teraz nie mam. Ale kiedy rozmienię pieniądze to dam panu nawet dolara.
- Uuu, to ja czekam.
Lars wyszedł z klatki i skierował się w stronę supermarketu. Kupił truskawki i po kilku minutach spotkał bezdomnego. Tak jak obiecał, dał mu dolara i wrócił do domu.
- Co tak długo? - spytała Roxxi, zaglądając do przedpokoju.
- Zagadałem się...
- Z kim?
- No... - zawahał się. - Z tym bezdomnym z naszej klatki.
- Że co?!
- Nie wiem co ty do niego masz. To jest porządny koleś. Chętnie bym mu pomógł.
- To pomóż. Zaproś go do nas. Niech sobie z nami mieszka.
- Naprawdę? - spytał pełen nadziei.
- Jasne. - odpowiedziała sarkastycznie dziewczyna. - Odstąpmy mu jeszcze naszą sypialnie i niech śpi sobie w naszym łóżku, a my pójdziemy na podłogę.
- Roxxi, ty jednak masz dobre serce! - Lars rzucił się na nią i przytulił ją. - To ja pójdę po niego i...
- Ja tylko żartowałam. - powiedziała donośnie i pociągnęła go za sobą w stronę kuchni. - Masz mi pomóc przy omletach, a nie zajmować się głupotami.
- To nie mogę mu pomóc?
- Będziesz mógł mu zanieść później resztki kolacji.
- Dobre i to. - uśmiechnął się i zaczął kroić truskawki.
Roxanne położyła na kilku talerzach usmażone na złoto omlety, a na nich ułożyła pokrojone truskawki lekko posypane cukrem. Całość pochlapała jogurtem naturalnym i udekorowała bitą śmietaną.
Kiedy stół był już nakryty, do mieszkania zaczęły przychodzić pierwsze osoby. Pierwszymi, którzy przyszli, byli Marty i Kirk.
- Roxxi, jakiś bezdomny na klatce schodowej pytał o Larsa i... - zaczął Martin, ale dziewczyna zakryła mu dłonią usta.
- Ani słowa o nim przy Larsie. - mruknęła tuż przy jego uchu. - Jeszcze go tutaj przyprowadzi...
- To dobrze, ten facet wydaje się być miły i...
- Marty!
- No dobra, dobra... - burknął pod nosem i wyciągnął z szafki mały talerzyk. Nałożył sobie na niego mnóstwo bitej śmietany, wziął łyżeczkę i poszedł do salonu.
- ...i kurwa muszę sobie kupić nowe struny do gitary, bo tamte są zjebane. - wszystkich dobiegł głos Jamesa z przedpokoju.
- Nie odzywaj się tak przy dzieciach. - upomniała go Melanie, trzymając Nathana za rękę.
- Mhm, ok. - mruknął i posadził Sophię na komódce. Ściągnął jej buty i postawił ją na ziemi, a zaraz po tym wszedł z nią, Nathanem i Melanie do salonu.
- Cześć chłopcy. - przywitała się dziewczyna z Martym i Kirkiem. - Gdzie Roxxi?
- W kuchni. - odpowiedział Martin, oblizując łyżeczkę. - Chcesz trochę bitej śmietany?
- Nie, dzięki. Idę pomóc Roxxi.
Dziewczyna poszła do kuchni, gdzie Roxanne siedziała na parapecie przy otwartym oknie i paliła papierosa. Od razu się uśmiechnęła, kiedy dostrzegła Melanie.
- Hej mała. Jak tam?
- Dobrze, a co tu tak mało osób? Gdzie reszta?
- Nicky idzie. - powiedziała, wskazując ruchem głowy na postać, która wchodziła do bloku. Melanie doskoczyła szybko do okna, ale nie zdążyła już nikogo zobaczyć. - Judy i David jak zawsze się spóźnią, tak samo jak Dave, a Shanell i Cliff... nie wiem.
- Jak to nie wiesz, nie zaprosiłaś ich?
- Zaprosiłam. Ale z nimi to nigdy nic nie wiadomo.
- W sumie to racja... Obstawisz mi trochę? - spytała, patrząc na jej wypalonego do połowy papierosa. Dziewczyna kiwnęła głową, zaciągnęła się jeszcze dwa razy i dała jej papierosa. - Tak w ogóle to widziałam się dzisiaj z Shanell. Chciałam, żeby poszła ze mną do galerii, bo chciałam kupić sobie jakieś spodnie.
- I kupiłaś?
- Tak.
- Kurwa, nigdy więcej nie pojadę metrem! No kurwa nigdy! - wszyscy usłyszeli krzyk Nicka z salonu. Dziewczyny zaczęły się przysłuchiwać, ale nie wyszły z kuchni. - Czytam sobie spokojnie jakąś ulotkę, aż tu nagle pociąg się zatrzymał i słyszę: "Nastąpiła awaria. Naprawa potrwa od pół godziny do godziny". Myślałem, że mnie tam rozpierdoli! Siedziałem zamknięty tam przez jakieś 40 minut z jakimiś świrami! - opowiadał krzykiem, wymachując rękami. Przy ostatnim słowie chwycił sok pomarańczowy stojący na stole i napił się z kartonu.
- Kurwa, ja chciałem się z tego napić. - powiedział Kirk z niesmakiem.
- To pij! - krzyknął Nick po raz kolejny i rzucił w niego kartonem. Kirk przewrócił oczami i nalał sobie do szklanki trochę soku.
- Apropo metra... - zaczęła Melanie i zgasiła papierosa. - Kiedy powiedziałam Shanell, żebyśmy pojechały samochodem, zaczęła jakoś nerwowo mówić, że nie, że woli metrem. Przecież ona uwielbia jeździć samochodem. Od kiedy woli metro?
Roxanne zmarszczyła brwi.
- Nie wiem... - mruknęła i zaczęła przyglądać się swoim paznokciom u stóp.
- Masz nowy kolor. Śliczny. - oceniła Mel.
- Piękny, nie? - Roxxi natychmiast się ożywiła i zaczęła wymachiwać stopami przed jej twarzą. - Nazwałam go: "Jajecznica z pieprzem".
- Wooooow. - spojrzała na nią z uznaniem, a po chwili wybuchnęła śmiechem. - Co dzisiaj na kolację?
- Omlety z truskawkami.
- Myślałam, że jajecznica...
Roxanne obrzuciła ją wrogim spojrzeniem, kiedy Melanie cicho się podśmiewała. Po chwili jednak sama do niej dołączyła.
- Chodź, zaniesiemy to już. - Roxxi wzięła dwa talerze i ruszyła w stronę salonu. Tak samo jak Melanie. Kiedy weszły do pomieszczenia, zobaczyły, że Shanell z Cliffem już są. - Ooo, cześć wam. Myślałam już, że nie przyjdziecie.
- Korki były. - powiedział Cliff, po czym odgarnął kosmyk włosów z twarzy Shanell i założył jej go za ucho.
- A gdzie Dave...?
- Jestem. - krzyknął z korytarza. - Judy i David są jeszcze przed blokiem, bo Mason znowu strzelił jakiegoś focha.
- Mel, jak Jaymzowi podobają się twoje nowe spodnie? - zapytała nagle Shanell.
James zakrztusił się i z hukiem odstawił szklankę na stół.
- Podobały mu się... dopóki nie powiedziałam ile za nie zapłaciłam.
- Taa... skąd ja to znam... - powiedziała cicho Shan, stukając paznokciami w swoją pustą szklankę. - Roxxi, masz wodę?
- Tak, jest w lodówce.
Dziewczyna bez słowa poszła do kuchni, a w tym samym momencie wszyscy usłyszeli wchodzącego do salonu Davida.
- Na wszystko pozwalasz temu gówniarzowi. Jak tak dalej pójdzie to za jakieś 5 lat będą dzwonić do ciebie z komisariatu, żebyś odebrała swojego syna! - krzyczał do Judy, która była jeszcze z Masonem w przedpokoju.
- To co, mam używać ręki do wychowywania dziecka? - spytała, kiedy weszła do pomieszczenia. Mason bez słowa podszedł do Larsa i usiadł mu na kolanach.
- Ręki? Mój ojciec do wychowywania dzieci używał paska i bambusowego kija.
- I tak cię wychował, że skończyłeś na przymusowym odwyku narkotykowym.
- I na tym skończymy tę rozmowę. - zakończył temat David. - Głodny się zrobiłem.
- Przyniosę tylko widelce. - Roxanne zerwała się ze swojego miejsca i pobiegła do kuchni. Kiedy wróciła, rozłożyła na stole sztućce i usiadła przy stole między Dave'em, a Larsem. - Smacznego!
Wszyscy zaczęli jeść i rozmawiać. Każdy był zajęty sobą, jedynie Nickowi nie dawało spokoju zachowanie Shanell.
- Shan, dlaczego nic nie jesz? - spytał.
- Nie jestem głodna. - odparła.
- To może dać ci sałatki? - odezwała się Roxxi.
- Naprawdę nie mam ochoty na jedzenie.
- Po kim jesteś takim niejadkiem? - zapytał Lars, kończąc swój posiłek.
- Pewnie po tej prostytutce co ją urodziła. - palnął Dave.
Shanell bez słowa popatrzyła na wszystkich, a jej oczy zaszkliły się. Wstała ze swojego miejsca i poszła do łazienki.
- Pojebany jesteś? - odezwała się Judy do rudego chłopaka. Zmierzyła go wrogim spojrzeniem i poszła za swoją przyjaciółką.
- Kurwa, co ty zrobiłeś? - zirytował się Lars. - To nie jej wina, że jej biologiczna matka była prostytutką...
- Widzieliście kiedyś w ogóle rodziców Shanell? - spytała nagle Melanie.
- Ja widziałam. - oznajmiła Roxanne. - Mają swoją firmę, często wyjeżdżają. Rzadko są w domu.
W tym samym momencie Judie weszła do salonu.
- Shanell poszła do domu.
- To ja też już idę. - Cliff wstał ze swojego miejsca. Pożegnał się ze wszystkimi i wyszedł z mieszkania.
- Ale chodzi mi o jej biologicznych rodziców, a nie tych, którzy ją adoptowali. - szepnęła do wszystkich Melanie, kiedy usłyszała dźwięk zamykanych drzwi.
- Jej matka była prostytutką, a kiedy ją urodziła, oddała do domu dziecka. - powiedziała Judy jednym tchem.
- A jej ojciec? - zaciekawił się Marty.
- Nie zna swojego ojca. Matka też pewnie nie wie kto to jest.
- Dave, powinieneś ją przeprosić. - odezwał się nagle Kirk.
- Ehh, nie chciałem, żeby tak wyszło. Pójdę jutro do niej i ją przeproszę.
- Lars, masz coś słodkiego? - spytał Mason razem z Nathanem, kiedy podeszli do niego.
- Nie mam.
W tej samej chwili Sophia rozejrzała się i dostrzegła czekoladę leżącą na półce.
- A co tam leży? - zapytała, wskazując palcem na szafkę.
- Ale to moje!
- No podziel się z nimi! - Roxxi upomniała swojego chłopaka.
Lars tylko pokręcił przecząco głową i podszedł do półki. Wziął czekoladę i razem z nią zamknął się w swojej sypialni.
- Jaki samolub... - mruknął Mason, a Nathan i Sophia mu przytaknęli.

***

- Coś się stało? - spytał Cliff, kładąc się obok Shanell. - Jakaś smutna jesteś...
- Wydaje ci się. - odpowiedziała zamyślona.
- Chodzi o to, co Dave powiedział o twojej matce?
Dziewczyna zacisnęła oczy i zaprzeczyła ruchem głowy.
- Nie.
Chłopak pokręcił głową zrezygnowany.
- Więc o co chodzi? - zapytał po chwili.
- O nic. Daj mi spokój. - powiedziała stanowczo i odwróciła się na drugi bok, odsuwając się od niego. Usłyszała tylko westchnienie swojego chłopaka, który też się odwrócił i zasnął.
Shanell nerwowo przewracała się z boku na bok. Chciała zasnąć, ale nie odczuwała potrzeby snu. Usiadła na łóżku i spojrzała na Cliffa. Najpierw na jego długie brązowe włosy, potem na jego twarz, a później na jego klatkę piersiową. Przejechała palcem po jego dolnej wardze, a on delikatnie poruszył się.
Wstała z łóżka i zaczęła chodzić po sypialni. Podeszła do krzesła, na którym leżała jej torebka i wyciągnęła z niej paczkę papierosów. Wyjęła jednego i schowała z powrotem opakowanie. Zaczęła szukać nerwowo zapalniczki w kieszeniach swoich szortów. Kiedy w końcu ją znalazła, wyszła na balkon i odpaliła papierosa.
- "Oh no, we don't need no lovin', no respect, cause it's all about the sex...". - zanuciła cicho, opierając głowę o futrynę drzwi balkonowych. Rozmyślała nad swoim życiem. O tym, co by było gdyby ciągle była normalną dziewczyną pracującą w klubie nocnym, o swojej rozwijającej się karierze modelki i konkurencji jaka panowała w tej branży.
Nagle z zamyślenia wyrwał ją dźwięk telefonu. Zgasiła papierosa i pobiegła szybko do salonu, żeby odebrać.
- Słucham?
- O, cześć Shan, tu Dave. Przepraszam, że cię budzę, ale...
- Co chcesz?
- Miałem przyjść do ciebie jutro, ale nie mogę zasnąć i chciałbym to teraz wyjaśnić.
- Do rzeczy.
- Przepraszam za to, co dzisiaj powiedziałem. Zawsze najpierw mówię, a potem myślę i nie wychodzi mi to na dobre... Dopiero teraz, jak to wszystko dokładnie przemyślałem to zrozumiałem, że moje słowa naprawdę musiały cię zaboleć...
- Przyjmuję przeprosiny.
- Naprawdę? - zdziwił się.
- Tak, naprawdę.
- Cieszę się i...
- Wybacz Davie, ale chcę iść spać. - przerwała mu. - Jest 3:00 w nocy.
- Tak, jasne.
- Trzymaj się.
- Ty też. Dobranoc. - powiedział na koniec, a ona odłożyła słuchawkę. Ruszyła w stronę sypialni, a kiedy otwierała drzwi, wpadła na Cliffa.
- Kto dzwonił? - spytał, pocierając oczy.
- Dave...
- Pojebało go? On nie ma zegarka w domu? Jest 3:00 w nocy!
- Chciał mnie przeprosić za to, co dzisiaj powiedział.
- Przyjęłaś przeprosiny?
- Mhm. - mruknęła, kładąc się do łóżka i przykrywając kołdrą. - Kładziesz się?
- Tak. - odpowiedział z uśmiechem i położył się obok niej, przytulając ją do siebie.

10 komentarzy:

  1. Przepraszam, że dopiero teraz, ale pisałam bonus świąteczny, bo jakoś rozdziały mi nie idą i straciłam poczucie czasu xD
    do rzeczy. rozdział praktycznie nic nie wniósł, wiemy tylko coś o przeszłości Shan i że coś się z nią dzieje, nie wiemy jednak co.
    dużo dialogów. w zasadzie to dobrze, bo jakoś tak kojarzy mi sie to z twoim stylem, ale trochę więcej opisów by się przydało. wiem, że Shan jest ciężko, ale nie wiem na jakim poziomie i trochę trudno mi się wczuć. no nic, fajnie napisane, podoba mi się ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie! Przepraszam bardzo, że tak długo to trwało, ale nie miałam na to wpływu. To opowiadanie jest świetne. Rozdział też. Bardzo dużo dialogu, ale bardzo dobrze się to czyta, fajnie, naprawdę :D
    ,, - Lars, do chuja, pomóż mi w końcu! '' Wstęp mnie jakoś od razu zachęcił do dalszego czytania, dziękuję ci za niego, bo jest boski xD Teoretycznie nie wydarzyło się nic takiego, ale takie rozdziały też są potrzebne, bo jakby było za dużo akcji to może się wszystko pomieszać i znudzić, prawda?
    Jeszcze raz bardzo przepraszam za taką przerwę w komentowaniu, ale no...szkoła :<
    Zapraszam na nowe na http://tacy-pozostaniecie.blogspot.com/ ORAZ NA http://zakazane-fontanny.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewnie jest coraz mniej komentarzy, bo ludzie mają coraz mniej czasu. Rok szkolny, to ciężki czas dla blogów, niestety.

    Hmm, co do rozdziału. DObra, takie "rodzinne" spotkania są najlepsze. Kiedy się spotyka grupka ludzi i zaczyna im odwalać. Jednak Dave trochę przesadził. Co jak, co ale mógł się ugryźć w język i się zamknąć. Nie dziwię się Shan, że tak zareagowała. Pewnie ja to boli, bo jednak chyba każdy ma takie coś w sobie, że mimo wszystko chciałby mieć kontakt z biologicznycmi rodzicami (w wypadku, kiedy ma rodzine adopcyjną)

    Nadal kocham Masona!

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam, że dopiero teraz. Przez ostatnie kilka dni byłam w domu tylko 2 godziny, więc tak jakoś wyszło, że przeczytałam to dopiero teraz.
    Rozdział zajebisty. Lars rozwala system.xD No popacz - Dave znów zjebal atmosferę..;p Co prawda akcja niezbyt ruszyła z miejsca, ale mi się podobało. Mogłoby być TROCHĘ więcej opisów. Podkreślam TROCHĘ. Nie za dużo, bo może zrobić się nudne, ale przydałoby się ich więcej. Dialogów dużo, ale są ciekawe i zabawne, a nie o niczym i bezsensowne, więc jak dla mnie ok.;)
    Czekam na następny. Ciekawość mnie zżera, co się stanie z Burtonem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I nie pamiętam, czy informowalam, a na moim tel nie wyswietlaja się koment, które dodalam z komp, więc w razie czego: u mnie nowy..;p

      Usuń
  5. Zapraszam na świąteczny dodatek ;P
    http://breath-of-memories.blogspot.com/2012/12/przepis-na-swieta-czyli-wigilia-z-guns.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej hej zapraszam do mnie na rozdział 10 http://thestorytakesitsturn.blogspot.com
    :D
    Oraz jak będę miała czas to nadrobię rozdział. Kurde ale mnie leń bierze.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepraszam ostATNIO nie mam czasu komentować i czytać
    przeczytałam to i mi się bardzo podoba fajnie ci idzie to opowiadanie :P

    sorki ze krótko ale czasu brak brak brak

    OdpowiedzUsuń
  8. Dodałam coś.. Nie rozdział, ale... Sama zobacz..;)
    http://jackdanielsbrownstonemuzykagunsi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej, dodałam rozdział Just ride baby.
    http://breath-of-memories.blogspot.com/2012/12/03-just-ride-baby.html
    Żyjesz? o_O

    OdpowiedzUsuń