sobota, 1 czerwca 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 30.

ok, obiecałam rozdział jeszcze w tym tygodniu, więc jest. następnego oczywiście można spodziewać się w piątek. chciałam wziąć się powoli za pisanie tego nowego opowiadania, ale niestety ten weekend mam trochę zajebany. dzisiaj muszę się wziąć za pisanie felietonu na polski (.___.), muszę przepisać kilka tematów z fizyki i zacząć ogarniać matmę i geografię na poniedziałek. życzcie mi powodzenia.

za tydzień zapraszam Was na ślub Mel i Jamesa :3

Isabell, to dla Ciebie. w końcu dowiesz się, co odwalił Dejf wraz z Dejwidem :3

- Nicky, obudź się na chwilę. - Shanell budziła swojego chłopaka.
- Cooo...? O ja pierdolę, zaraz się porzygam... - mruknął niewyraźnie, podnosząc się i zakrywając dłonią usta. Spojrzał na Shan, która stała nad nim z kamiennym wyrazem twarzy i rękoma zaplecionymi na piersi.
- Josie dzwoniła. Powiedziała, że jedzie gdzieś z Nelly i ze swoim facetem, więc nie możesz się dzisiaj spotkać z małą.
- Yhym, dzięki...
- I dzwonił też Kirk. Kazał ci przekazać, że jutro będzie miał zdjęcia z wieczoru kawalerskiego Jamesa.
- Ja pierdolę...
- Coś nie tak?
- Nie, nie... jest ok... a u ciebie wszystko dobrze?
- Dobrze, a czemu miałoby być źle?
- No nie wiem...
- Mogę wiedzieć, co to za numer telefonu? - spytała, rzucając wzrokiem na jego klatkę piersiową.
Nick spojrzał zdezorientowany na rysunek na swoim ciele. Po chwili popatrzył zmieszany na niezadowoloną Shanell.
- Wczoraj... dostałem zadanie... no i jakaś dziewczyna miała mi coś narysować na klacie...
- I dopisać swój numer telefonu...
- Daj spokój, przecież nie będę do niej dzwonił... Zaraz pójdę pod prysznic i to zmyję. - mruknął i ściągnął z siebie kołdrę. - Kochanie... jak ja... jak ja wczoraj doszedłem do domu?
- Nie wiem, ale spałeś nago na wycieraczce.
Chłopak spojrzał na nią przerażony, a ona w końcu się roześmiała.
- Żartuję. David, Marty i Kirk cię przyprowadzili. Potem powiedziałeś, że chcesz mieć ze mną dzieci i mam zostać twoją żoną, a później położyłeś się na podłodze w salonie i zasnąłeś. Musiałam ciągnąć cię przez całe mieszkanie do sypialni. Ty w ogóle coś pamiętasz?
- Ja... pamiętam, co robiliśmy w klubie... potem z niego wyszliśmy i... nie wiem, co było dalej...
Shan kiwnęła tylko głową i usiadła obok niego. Złapała go za rękę, a ten przyciągnął ją do siebie i przytulił się do niej. Leżeli tak przez chwilę, aż w końcu zadzwonił telefon. Modelka ledwo uwolniła się z objęć swojego chłopaka i pobiegła do salonu. Podeszła do telefonu i podniosła słuchawkę.
- Halo...?
- Dzień dobry, komisariat policji w Los Angeles, mówi porucznik Mayne. Czy rozmawiam z panią Shanell Evans?
- Tak... czy... czy coś się stało...? - zapytała z lekkim przerażeniem w głosie.
- Nie, wszystko w porządku. Czy mogłaby pani odebrać swojego chłopaka z komisariatu?
- Ale... eee...
Shan rzuciła wzrokiem na Nicka, który właśnie wchodził z ręcznikiem do łazienki. Jej chłopak cały i zdrowy spał obok niej w łóżku. Gdyby spędził noc na komisariacie policji, na pewno już by o tym wiedziała.
- David... jak mu tam było... - mruknął do słuchawki policjant. Shanell usłyszała szelest papierów. - Mustaine.
W Shanell aż się zagotowało. Wzięła głęboki oddech i wypuściła powietrze z ust.
- Zaraz będę. - rzuciła i odłożyła słuchawkę. Pobiegła do sypialni, po czym ubrała białą przylegającą do ciała koszulkę na ramiączkach i czarne, obcisłe, potargane spodnie. Gdy wyszła z pomieszczenia, zapukała jeszcze do łazienki i otworzyła drzwi. Nick właśnie wchodził pod prysznic.
- Nicky, jadę odebrać Dave'a z komisariatu. Wrócę za jakąś godzinę.
- Dobra... a jest coś do picia?
- W lodówce jest sok jabłkowy. - oznajmiła i zamknęła drzwi łazienki. W przedpokoju założyła swoje kowbojki oraz ramoneskę, chwyciła torebkę wraz z kluczykami i wyszła z mieszkania. Podbiegła do zaparkowanego samochodu, wsiadła do środka i ruszyła w stronę posterunku policji.
Była wściekła, zła i nie miała najmniejszej znowu wyciągać Dave'a z kłopotów. Kiedy stała w korku na Santa Monica Boulevard, przez głowę zaczęło przelatywać jej tysiące myśli. Dave wylądował na komisariacie, Nick ledwo doszedł do domu, obawiał się, że Shan zobaczy zdjęcia z wieczoru kawalerskiego, a oprócz tego nie pamiętał, co robił po wyjściu z klubu. Przez chwilę zaczęła wymyślać najgorsze scenariusze, ale kilka minut później była już pod posterunkiem i starała się nie zaprzątać sobie tym teraz głowy.
Wyszła z samochodu i weszła do budynku. Spytała jednego z policjantów o biuro pana Mayne'a i ruszyła do właściwego pokoju. Zapukała i weszła do środka. Za biurkiem siedział dobrze zbudowany, ciemnooki mężczyzna w średnim wieku, opalony, z dłuższymi brązowymi włosami i z kilkudniowym zarostem na twarzy. Wypełniał jakieś dokumenty, a gdy zobaczył wchodzącą Shan od razu odłożył długopis i spojrzał na nią z uśmiechem. Dave siedział naprzeciwko przystojnego pana policjanta, pił colę i nucił coś pod nosem.
- Dzień dobry. - podeszła do porucznika Mayne'a i podała mu dłoń. - Shanell Evans. Dzwonił pan do mnie niedawno.
- Tak, proszę siadać. - powiedział uprzejmie pan policjant, a Shan zajęła miejsce obok Dave'a.
- To jest właśnie moja dziewczyna. Dużo panu o niej opowiadałem.
- Zamknij się. - syknęła modelka.
Funkcjonariusz uśmiechnął się i odchrząknął.
- Wezwałem panią, ponieważ David podał mi tylko pani numer telefonu. Nie chciał, żeby odebrał go ktoś inny.
- A mogę chociaż wiedzieć za co tu siedzi?
- Cóż... został złapany w nocy na Hollywood Boulevard razem z panem... eee... - pan Mayne zajrzał do swoich papierów. - Panem Ellefsonem, ale został już odebrany przez swoją dziewczynę... oraz syna...
- A wie pan, że Ellefson mówi swojemu synowi, że znalazł go w kapuście? - odezwał się nagle rudy chłopak.
- Nie przerywaj panu. - rzuciła bez emocji Shanell. - Może pan mi w końcu powiedzieć, co takiego zrobili?
- Pan Mustaine onanizował się na Alei Sław, a pan Ellefson uwieczniał to na zdjęciach.
Shan poczerwieniała, ze wstydu i ze złości. Miała ochotę zapaść się pod ziemię. Spojrzała na Dave'a, który patrzył na nią z szerokim uśmiechem.
- Ja... czy mogę go już stąd zabrać...? - wydukała, patrząc niepewnie na policjanta.
Pan Mayne kiwnął głową i podsunął jej jakieś dokumenty wraz z długopisem. Shanell szybko złożyła swój podpis i wyszła z biura funkcjonariusza. Dave pożegnał się z panem policjantem i wybiegł za swoją przyjaciółką. Złapał ją na korytarzu, jednak dziewczyna udawała, że go nie widzi. Kiedy opuścili już komisariat, Shan nie wytrzymała.
- Ciebie już do reszty popierdoliło! - wydarła się, schodząc ze schodów. - Jak można robić sobie dobrze na Alei Sław, gdzie jest pełno ludzi i turystów?!
- Daj spokój, nic takiego nie zrobiłem!
- Nie, wcale! Onanizowałeś się w miejscu publicznym, a David jeszcze robił ci zdjęcia! Zboczeńcy!
- Przestań już. - Dave machnął ręką i ruszył w stronę samochodu Shanell. - Jedźmy do ciebie, głodny jestem.
- I jeszcze powiedziałeś, że jestem twoją dziewczyną! Skąd ja mogę mieć pewność, czy któryś z policjantów nie powie tego jakiemuś reporterowi?! Może jutro przeczytam w jakiejś gazecie, że "Przyszłość świata mody" spotyka się z ekshibicjonistą?! - Shan krzyczała jak w amoku. Nie zwracała już nawet uwagi na dziwne spojrzenia ludzi. - Cały czas pakujesz mnie w problemy!
- Kiedy na przykład?!
- Dzisiaj! Albo kilka tygodniu temu powiedziałeś, żebyśmy zjedli sushi na stacji benzynowej! Przez tydzień nie wychodziłam z łazienki!
- Przynajmniej ze mną nigdy się nie nudzisz. - zaśmiał się Dave. - No wybacz, ale nie mogli mnie odbierać przyjaciele. Nie chciałem dzwonić do matki, więc powiedziałem, że mam dziewczynę i podałem twój numer. Ty zawsze pomożesz.
- Nie! Koniec! Od dzisiaj już nikomu nie pomagam! Przez to pomaganie mam tylko same problemy! - krzyknęła do Dave'a i w tym samym momencie zauważyła, jak do rudego podchodzi młody chudy chłopak. Był zaniedbany, włosy miał przetłuszczone, oczy podkrążone i przekrwione, a skórę przeraźliwie bladą. Dotknął delikatnie jego ramienia, a ten odwrócił się ze zdziwieniem.
- Ma pan 5 dolarów?
- Nie mam, skąd mam mieć?
- No nie wiem... Ja chcę tylko 5 dolarów, nic od rana nie jadłem...
- A chuj mnie to, ja jak byłem biedny to nikt mi nie pomógł.
- Zaczekaj, ja ci dam. - wtrąciła się Shan i zaczęła szukać w swojej torebce portfela. W końcu wyciągnęła z niego 5-dolarowy banknot. - Masz. Albo nie, czekaj... Masz 20.
- Dziękuję, naprawdę dziękuję...
- Nie ma za co.
- Właśnie dałaś ćpunowi na działkę. - oznajmił Dave, kiedy chłopak się oddalił. - Kto wie, może to będzie już ta ostatnia... Faktycznie nie umiesz pomagać ludziom...
- Zamknij się. - mruknęła zirytowana. - Wsiadaj, jedziemy.
Davie z uśmiechem przytaknął i wsiadł do samochodu. Kiedy zapiął pasy, rozejrzał się ze zdziwieniem.
- O ja pierdolę... Co tutaj...
- Nick testował swoje nowe perfumy. - Shan domyśliła się jego pytania.
- Myślałem, że kot ci nalał na siedzenia.
Dziewczyna nawet tego nie skomentowała. Włożyła kluczyki do stacyjki i bez słowa ruszyła. Dave w końcu otworzył jej szafeczkę i zaczął przeglądać kasety Nicka.
- Ooo, AC/DC. Mogę włączyć?
- Nie.
- Dobra. - mruknął z uśmiechem i włożył kasetę do radia. Z głośników rozległy się pierwsze dźwięki "Touch Too Much". Dave zaczął śpiewać na cały głos i machać głową. Shanell starała się nie zwracać na to uwagi. Chciała tylko spokojnie dojechać do swojego domu.

***

Od godziny 5:00 rano Mel była już na nogach. Czekała na Jamesa, który raczył pojawić się w mieszkaniu dopiero kilka minut po 6:00. Zaprowadziła go do sypialni, pomogła mu się rozebrać i położyła go spać. Kiedy chciała położyć się obok niego i zasnąć, obudziły się dzieciaki i zażądały śniadania.
Gdy naszykowała im płatki i zrobiła kakao, doszła do wniosku, że nie warto się już kłaść. Poszła pod prysznic, a kilkanaście minut później siedziała w kuchni przy kubku kawy, przeglądając swój "terminarz ślubny". W momencie, kiedy chciała podejść do telefonu żeby zadzwonić do restauracji z dokładną liczbą gości, usłyszała dzwonek do drzwi. Zdziwiła się, ponieważ była dopiero 8:00 rano i nie miała zamiaru się dzisiaj z nikim spotykać. Pomyślała, że to Vanessa przyszła po pieniądze za wczorajszą opiekę nad dzieciakami, więc pobiegła do drzwi. Gdy je otworzyła i zobaczyła, kto stoi na progu, o mało nie zeszła na zawał.
- Cześć córeczko. - przywitała się z nią sztarsza, średniego wzrostu kobieta. Miała ciemne ścięte na krótko włosy, brązowe oczy, ciemniejszą karnację i duże złote kolczyki. Przytuliła zszokowaną Melanie, która teraz przyglądała się wysokiemu mężczyznie z krótkimi siwymi włosami i brązowymi oczami. Położył walizki na podłogę i podszedł do Mel.
- Cześć Melanie. - powiedział, przytulając ją.
- Cześć Russell. - odpowiedziała i ponownie spojrzała ze zdziwieniem na swoją matkę, Janet. - Mamo... co wy tutaj robicie?
- Jak to co? Przyjechaliśmy na twój ślub.
- Ślub jest dopiero za 2 tygodnie...
- Kochanie, nie widzieliśmy się od ponad pół roku. A teraz wspólnie spędzimy miłe 2 tygodnie. - oznajmiła z uśmiechem kobieta. - Gdzie James, dzieci?
- Eee...
- Nathan, kurwa mać, nie skacz mi po brzuchu! - wydarł się James ze swojej sypialni. Mel spuściła wzrok.
- Nic się nie zmienił... - mruknęła Janet. - Kochanie, czy ty dokładnie przemyślałaś swoją decyzję?
- Mamo, daj już spokój. - zirytowała się lekko dziewczyna. - Wejdźcie do salonu, zrobię wam kawę i zawołam dzieciaki.
Janet i Russell poszli usiąść do salonu, a Melanie głośno westchnęła. Ruszyła w stronę kuchni, gdzie wstawiła wodę na kawę i wzięła miskę z rosołem, żeby zanieść ją Jamesowi do sypialni. Kiedy weszła do pomieszczenia zobaczyła, że jej narzeczony leży na brzuchu z głową zakrytą poduszką. Podeszła do niego i dotknęła delikatnie jego ramienia.
- Jam, zrobiłam ci rosół. Postawię ci go na podłodze, ok?
- Mhm... - mruknął ledwo słyszalnie.
- Pamiętaj. Żebyś nie wylał albo nie wszedł w to.
- Mhm...
Dziewczyna postawiła miskę z rosołem na podłodze i wyszła z sypialni. Poszła do kuchni zalać kawę, zaniosła ją do salonu i pobiegła do łazienki. Wysuszyła swoje włosy, po czym związała je w wysoki kucyk, ubrała jasne obcisłe dżinsy i czarną, przylegającą do ciała koszulkę na szerokich ramiączkach. Zrobiła szybki makijaż i poszła usiąść ze swoją matką i ojczymem. Nathan i Sophia byli już w salonie.
- Babciu, ale ja nie chcę obcinać włosów... - powiedział Nath, dotykając swoich dłuższych blond loków.
- Ale powinieneś mieć krótsze włoski, zobacz, całą twarz ci zasłaniają. - oznajmiła Janet, odgarniając loczki z jego twarzy. Spojrzała teraz na Sophię, która pochylała się nad swoją kolorowanką, a wszystkie włosy leciały jej na twarz. - Kochanie, powinnaś nosić związane włosy.
- Ale ja lubię mieć rozpuszczone...
- Przynieś gumki to zrobię ci warkocz.
Sofi rzuciła błagalne spojrzenie na swoją matkę, ale ta tylko wzruszyła bezradnie ramionami.
- Idź do sypialni, tam swoją twoje gumki do włosów. Tylko nie obudź taty.
Mała kiwnęła głową i podreptała w stronę pokoju jej rodziców. Janet spojrzała uważnie na Melanie.
- On śpi o tej porze?
- Jest dopiero 9:00. W sobotę. W dodatku wczoraj miał wieczór kawalerski i wrócił dopiero po 6:00 rano.
- Wieczór kawalerski? Pozwoliłaś mu? Wiesz, co się dzieje na wieczorach kawalerskich?
- Mamo... - jęknęła Melanie.
- Janet, nie przesadzaj. - odezwał się nagle Russell. - Wydaje mi się, że James jest całkiem ogarnięty i nic głupiego nie zrobił. Skoro żyje i wrócił do domu to chyba było wszystko w porządku?
- Dzięki. - mruknęła Mel, upijając mały łyk swojej letniej kawy.
Tymczasem Sophia weszła po cichu do sypialni swoich rodziców. Spojrzała na swojego ojca, który nawet się nie poruszył. Podeszła do komody obok łóżka i chciała wyciągnąć z szuflady swoje gumki do włosów, jednak przez przypadek kopnęła miskę z rosołem, której nie zauważyła. Jam zerwał się z łóżka, kiedy usłyszał głośny huk.
- Ja pierdolę! - krzyknął James i wstał. - Człowiek nawet nie może pospać! Co zrobiłaś?!
- Wylałam niechcący rosół...
- Jaki rosół, skąd się tutaj rosół wziął?!
- Mama ci zrobiła...
- Kurwa mać, Mel! - wydarł się, uprzednio podchodząc do okna i otwierając je. Zauważył, że na parapecie stoi wazon z kwiatami, które kupił dzień wcześniej swojej narzeczonej, ale teraz już o tym nie pamiętał. - Co to za chwasty? Ja pierdolę. Mel, nie dość, że stawiasz mi rosół na podłodze, to robisz z domu pierdoloną oranżerię! - krzyczał, aż w końcu wyszedł z sypialni. Kiedy zobaczył w salonie matkę swojej narzeczonj i jej męża, stanął jak wryty. - Eee... Cześć...
- Cześć James. - odezwał się Russell. James podszedł do niego nieśmiało i podał mu dłoń. Zaraz po tym spojrzał zmieszany na swoją przyszłą teściową. - Cześć Janet...
Kobieta nic nie odpowiedziała, tylko zlustrowała go z góry na dół wrogim spojrzeniem. Sophia usiadła obok niej, a ta zaczęła rozczesywać jej długie blond włosy. James spojrzał ze zdziwieniem na swoją narzeczoną, która piła kawę i nawet nie miała zamiaru na niego patrzeć.
Chłopak westchnął głośno i poszedł do łazienki, wziął wiadro wraz z mopem i zaczął myć podłogę w sypialni. Kiedy skończył, poszedł wziąć prysznic, wysuszył włosy, uczesał się i ubrał. Gdy wyszedł z toalety, wolnym krokiem ruszył do salonu. Sophia siedziała z Russellem na kanapie i oglądali razem Scooby'ego-Doo. Nathan siedział za sofą i się bawił. Mel i Janet były w kuchni.
- Sofi, chcesz się pobawić? - spytał z uśmiechem James, podchodząc do niej. Mała zmierzyła go wrogim spojrzeniem.
- Nie. - powiedziała stanowczo.
- A pójdziesz ze mną do pokoju porozmawiać?
- Nie, oglądam z dziadkiem bajki.
- To pooglądam z wami. - oznajmił i usiadł obok swojej córeczki. Ta jednak odsunęła się od niego i przytuliła się do Russella.
- Ty nie umiesz oglądać bajek. - powiedziała bez emocji. James głośno westchnął. Wstał z sofy i podszedł do Nathana.
- Co robisz? - zapytał, siadając na podłodze obok niego. Nath odgarnął swoje blond loki z twarzy i spojrzał na Jamesa.
- Bawię się. - rzucił, biorąc do ręki kolejne autko.
- Mogę z tobą?
- Tak.
Jam zaczął razem z Nathanem budować z klocków parking dla jego samochodzików. Dobrze się przy tym bawili, co chwilę podśmiewając się z czegoś. Sofi zerkała na nich zza oparcia sofy. James to zauważył.
- To co, idziesz do nas? - spytał, patrząc na swoją córeczkę. Sophia kiwnęła głową i skoczyła z oparcia. Usiadła obok Jamesa i wzięła do ręki jeden z samochodzików Nathana.
- Zostaw! To moje!
- Nath... - Jam spojrzał na niego uważnie.
- Ale ona ma swoje zabawki! Niech zostawi moje rzeczy!
- Nie chcę twojego głupiego auta. Pójdę po swoje lalki i żadnej ci nie dam. - odpowiedziała i ruszyła w stronę swojego pokoju.
- Nie chcę twoich głupich lalek.
- Nathan... - upomniał go po raz kolejny James.
- Przepraszam...
Bo chwili Sofi wróciła ze swoimi zabawkami i rzuciła je na rzeczy swojego brata. Ten popatrzył na nią wrogim spojrzeniem, ale nic nie powiedział. Zaczęli budować wielki domek z klocków, w którym miały mieszkać wszystkie lalki, a później duży garaż dla wszystkich samochodzików.
- Nathan, wyciągnij te auta, moje dwie lalki się nie zmieszczą do domku...
- Nie. To jest miejsce dla moich samochodów, a nie dla twoich głupich lalek!
- Nie mów tak o moich lalkach! - krzyknęła mała i rzuciła się na swojego brata. Uderzyła go, a ten w odwecie pociągnął ją za włosy. Sophia zaczęła piszczeć. James od razu ich rozdzielił i starał się załagodzić sytuację, jednak Mel i Janet i tak przyszły do salonu.
- Co to za krzyki? - spytała Janet, patrząc na wszystkich uważnie. - Jak wy się zachowujecie?
- Co się znowu stało? - Melanie dołączyła do swojej matki.
- To ona zaczęła! - krzyknął Nath, wskazując palcem Sophię.
- A on mnie pociągnął za włosy i powiedział, że moje lalki są głupie!
- Bo chciałaś je włożyć do mojego garażu, a to nie jest miejsce dla tych głupich lalek!
- Moje lalki nie są głupie! - wydarła się i znowu rzuciła się na brata, jednak James odciągnął ją od niego i wziął na ręce. Mała popatrzyła na wszystkich obrażona, a po chwili wtuliła twarz w szyję Jamesa.
- Do swoich pokoi. Obydwoje. - powiedziała z poważną miną Melanie.
- Tato, pójdziesz ze mną? - spytała Sofi, w dalszym ciągu przytulając się do niego.
- Nie, on pójdzie ze mną!
- Nie, bo ze mną!
- Idziecie sami. Ja będę w swoim pokoju. - oznajmił Jam i ruszył w stronę swojej sypialni. Głośno westchnął i położył się na łóżku, a chwilę później wyciągnął z szuflady swojego walkmana. Nałożył słuchawki na uszy i zatopił się w dźwiękach "Child in Time" Deep Purple.
Gdy przesłuchał jeszcze kilku innych utworów, poczuł, jak ktoś szturcha jego ramię. Otworzył oczy i zobaczył nad sobą Mel. Ściągnął słuchawki i spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Co jest?
- Wołam cię od kilku minut. Chodź na obiad.
- Za chwilę... - mruknął i schował swojego walkmana do szuflady. Pociągnął za rękę swoją narzeczoną, a ta chcąc nie chcąc, musiała się obok niego położyć. James pocałował ją, a po chwili wsunął dłoń pod jej koszulkę. Dziewczyna od razu się od niego odsunęła.
- Jam, zostaw mnie. - powiedziała stanowczo, podnosząc się. - Nie mam czasu, siły i ochoty.
- Dlaczego?
- Nie śpię od 5:00 rano, bo czekałam, aż raczysz się w końcu pojawić w domu. A teraz jeszcze przyjechała moja mama z moim ojczymem, a oprócz tego...
- Właśnie, mogłaś mi chociaż powiedzieć, że przyjadą dzisiaj. - wtrącił się nagle chłopak.
- Nie wiedziałam, że mają w planach nas odwiedzić. Myślałam, że pojawią się dopiero na ślubie...
- A do kiedy mają zamiar tutaj zostać?
Mel popatrzyła zmieszana na swojego narzeczonego, a po chwili spuściła wzrok.
- No... do ślubu...
- Przecież ślub jest za 2 tygodnie!
- Wiem... ale przecież ich nie wygonię.
- Ale my nie mamy tyle miejsca w mieszkaniu. Gdzie oni będą spać?
- W naszej sypialni.
- A my?
- Rozłożymy kanapę w salonie, no i przemęczymy się... - powiedziała nieśmiało.
- Ty chyba żartujesz! 2 tygodnie mam na kanapie spać?!
- Ciszej... - uciszyła go. - Damy radę. A w ostatnią noc przed ślubem pójdziemy do hotelu.
James popatrzył naburmuszony na swoją narzeczoną, a ta przytuliła się do niego.
- Wytrzymamy...
- Dobra, chodź... - chłopak pociągnął ją za rękę i ruszyli w stronę jadalni. Oprócz Janet wszyscy siedzieli już przy stole. Jam usiadł między Sophią, a Nathanem.
- Tato, patrz na mnie! - krzyknęła Sofi, pokazując Jamesowi głupie miny.
- Nie, patrz na mnie! - Nath próbował naśladować swoją siostrę. Jam głośno westchnął i ukrył twarz w dłoniach. Zapowiadały się najgorsze 2 tygodnie jego życia.

***

- David, obudź się, jest prawie 18:00... - Judith szturchała swojego chłopaka.
- Już nie warto się budzić...
- Proszę, obudź się... Musimy porozmawiać...
- Kochanie, nie męcz mnie dzisiaj... - mruknął i zakrył twarz poduszką. - Jestem śpiący, zmęczony, boli mnie głowa, a buzi mam papier ścierny...
- Trzeba było tyle wczoraj nie chlać! - uniosła się.
- Daj spokój...
- Nie! W tej chwili masz wstać z łóżka!
- Co ty masz za humorki znowu? - spytał lekko zirytowany i w końcu otworzył oczy. Popatrzył uważnie na swoją dziewczynę.
- Musimy porozmawiać. - powiedziała zniecierpliwiona. David ziewnął i usiadł na łóżku.
- O czym...?
- O dziecku.
- O Masonie? Co on znowu zrobił?
- Nie chodzi o Masona.
- Przecież mamy tylko jedno dziecko... - powiedział ze zdziwieniem. Spojrzał na Judy, która zaczęła się uśmiechać. - Zaraz... czy ty chcesz mi coś powiedzieć?
Rozpromieniona blondynka kiwnęła głową.
- Jestem w ósmym tygodniu ciąży.
Przez chwilę Dav nie umiał wykrztusić z siebie słowa. Patrzył zaskoczony na brzuch Judith, który nie był jeszcze nawet zaokrąglony. Wstał z łóżka i podszedł do niej, po czym pocałował ją i przytulił się do niej.
- Kocham cię...
- Ja ciebie też. - odpowiedziała i popatrzyła mu głęboko w oczy. - Cieszysz się?
- Jasne, że się cieszę. - uśmiechnął się i dotknął delikatnie jej brzucha. - Mase już wie?
- Jeszcze nie. Chcę, żebyśmy razem mu o tym powiedzieli.
Dav przytaknął ruchem głowy i pociągnął swoją dziewczynę. Gdy byli już pod drzwiami pokoju Masona, zapukali cicho i weszli do środka. Mały leżał na brzuchu na swoim łóżku i rysował.
- Cześć. Co robisz? - spytał David, siadając obok swojego syna.
- Rysuję.
- A co rysujesz?
- Ciebie i mamę. - Mase pokazał mu swój rysunek. Dav wziął go do ręki i przyjrzał mu się dokładnie.
- Ooo, mam 3 palce...
- A ja rude włosy... - dodała Judith, przyglądając się rysunkowi.
- Bo złamała mi się żółta kredka i...
- Nie tłumacz się. Rysunek i tak jest piękny. - blondynka pogłaskała swojego synka po włosach i uśmiechnęła się. - Ja i tata chcieliśmy z tobą porozmawiać.
- Ale mamo, to nie ja stłukłem twój ulubiony kubek do kawy. To był Dave, powiedział, że mam ci powiedzieć, że sam spadł z blatu i...
- Mase, spokojnie... - uspokoił go David. - To nie chodzi o kubek.
- Jak to zbił mój ulubiony kubek?! - wtrąciła się Judy.
- Nie denerwuj się. Kupię ci nowy. - Dav złapał swoją dziewczynę za rękę i uśmiechnął się do niej, a zaraz po tym spojrzał na Masona. - Chcieliśmy porozmawiać z tobą o czymś innym.
- O czym...?
David i Judy popatrzyli na siebie z uśmiechem, a chłopak kiwnął głową na znak, że sam o wszystkim powie.
- Mama jest w ciąży. Będziesz miał braciszka albo siostrzyczkę.
Mason popatrzył zaskoczony najpierw na Davida, a później na Judy. Po chwili uśmiechnął się promiennie i rzucił się na swoją mamę.
- Naprawdę?! Nie kłamiecie?
- Naprawdę.
- Więc kiedy będzie ten dzidziuś?
- Jeszcze długo... za 7 miesięcy.
- To gdzie on teraz jest? - zdziwił się mały.
- W moim brzuchu. - oznajmiła Judith, uśmiechając się do swojego synka. Mase spojrzał na nią przerażony.
- Zjadłaś go?!
- Nie, nie zjadłam go! Ty też byłeś w moim brzuszku. Każde dziecko przez pierwsze 9 miesięcy jest w brzuchu swojej mamy.
- A tata mi mówił, że...
- Mase, ja żartowałem z tą kapustą... - przerwał mu David. - Dzieci nie znajduje się w kapuście. Dojrzewają w brzuchu swojej mamy...
- A skąd te dzidziusie biorą się w brzuchu?
Dav i Judy głośno westchnęli. Nie wiedzieli, co mogą mu powiedzieć. Mały w dalszym ciągu patrzył na nich uważnie i wyczekiwał odpowiedzi.
- No wiesz... kupuje się takie specjalne nasionka... - David uśmiechnął się blado do swojego syna.
- Naprawdę? A później mama je połyka i w jej brzuchu rośnie dzidziuś?
- No tak... mniej więcej...
- Ale super... - zachwycał się Mase. Dav zakrył dłonią usta, żeby przypadkiem nie wybuchnąć śmiechem, a Judy wstała z łóżka. Odgarnęła Masonowi włosy z twarzy i pocałowała go w czoło.
- Rysuj dalej. Nie przeszkadzamy ci już.
Mały kiwnął głową i wrócił do poprzedniego zajęcia. David złapał swoją dziewczynę za rękę i wyszli z pokoju swojego syna. Kiedy zamknęli drzwi uśmiechnęli się do siebie, a następnie poszli do swojej sypialni.

***

- Ja pierdolę, na kanapie w salonie będę spał... - marudził James, ściągając swoją koszulkę. Melanie przewróciła oczami i poprawiła swoją poduszkę.
- Jam, daj już spokój... Wytrzymamy.
Chłopak zdenerwowany zgasił światło i związał swoje włosy.
- Czuję się, jakbym leżał na podłodze... - stwierdził, gdy położył się na łóżku i przykrył kołdrą. Mel wzięła głęboki oddech i przytuliła się do jego pleców, a palce ułożyła na jego brzuchu. James westchnął i zaczął szukać w telewizji jakiegoś kanału muzycznego.
- Kochanie, możesz wyłączyć telewizor? - spytała cicho Melanie. - Muszę jutro wcześnie wstać.
- A co będziemy robić jak go wyłączę?
- Spać.
- W takim razie nie wyłączam.
- Jam, przestań zachowywać się jak dziecko! Wyłącz ten telewizor!
- Nie. Nie chce mi się spać, więc co mam robić? Mogę sobie na gitarze pograć, jeśli chcesz.
- To już lepiej oglądaj telewizję. Ale przycisz to, bo naprawdę chciałabym zasnąć.
- Ok. - mruknął i natrafił w końcu na MTV, gdzie właśnie zaczynał się jeden z utworów Iron Maiden.
- Ooo, "Run To The Hills"! - ucieszył się i momentalnie zapomniał o tym, że miał ściszyć telewizor. Mel już nic nie powiedziała. Zakryła głowę poduszką i miała nadzieję, że niedługo zaśnie.

14 komentarzy:

  1. Jeej! James bawiący się z dziećmi! *o* A no i Dave...bez komentarza, albo nie, z komentarzem:Zboczeniec :S
    Judy i David! Nie no, nie wiem, czemu nie lubią Judy...ona jest fajna, według mnie :P A no i ta reakcja Masona- "Zjadłaś go?" Hahahahah, rozwala.
    Albo te nasiona do zachodzenia w ciążę. Byłoby ciekawie, gdyby serio tak było :D hahaha.
    No i James z tą oranżerią hahaha :'D Aach...
    Ja pierdzielę, matka Mel jest dziwna...taka natrętna baba :C
    A w ogóle, rozdział powala, śmiałam się co chwilę. Dziękuję, za to, że dałaś mi tyle radości tym rozdziałem <3 :3
    Nie mogę się doczekać dzieciątka Judy i Davida.
    Obstawiam synka <3 Daj mu na imię...Joey [Ramone] xD
    Aaa...czekam na ślub, czekam, czekam, czekam,czekam, czekam, czekam, czekam... :3
    Kocham Cię i twoje opowiadanie <3
    Wejdź na Aska, pogadamy :P

    OdpowiedzUsuń
  2. AAA ROZDZIAŁ W KTÓRYM WRESZCIE OGARNE CO ODWALĄ! :D
    JEZU JAKIE DEBILE XDDDDDDDDDDDD CZO TEN DEJF ROBI Z DAVIDEM XDD NIE SPODZIEWAŁAM SIĘ TEGO XDDDDDDD Nie, no tego jakoś nie da się porządnie skomentować XD Biedna Shan, czo ona ma z tym Dejfem :CC
    Wiem już co oni odwalili, więc mogę umierać w spokoju. :")

    Rodzice Mel chyba nie mają kiedy wpadać w odwiedziny ;--; James na kacu, zdenerwowany, a tu oni, którzy chyba za nim nie przepadają.
    James się bawi XD Kłótnia rodzeństwa, lol :> Mama Mel mnie denerwuje ;_; Czekam na ślub :D

    Judy i David jakie to urocze :33 heheh. Ale dlaczego ona je dzieci? o.o One są z kapusty :C

    Rozdział śmieszny i super XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzień dobry, Pani Mustaine!

    Na prawdę nie mam zielonego pojęcia od czego mogłabym zacząć. :< Taaak, rozmawiałyśmy o tym rozdziale. :D Doskonale pamiętam jak się z tego śmiałyśmy (chociaż o paluszkach nie pamiętałam. XD)
    "Ty nie umiesz oglądać bajek." ten tekst jest chyba najlepszy. Wyobrażam sobie minę Janet w momencie kiedy James wydzierał się na Sofi. MOTHER OF GOD. Kiedy Russell na lajcie przywitał się z Jamesem miałam wrażenie, że Janet rzuci się na niego z łapskami. :D No rozumiesz, skoro ona go nie lubi to jej partner też nie może. Zupełnie jak ze znajomymi. Jeżeli ktoś z Twojej paczki nie lubi jakiejś tam Kowalskiej to Ty też nie możesz bo Cię zatłuką. POGMATWAŁAM, ALE OK. W ogóle mam wrażenie, że tylko mi podoba się Nathan szarpiący Sophię za włosy. :D "mam trzy palce" "a ja rude włosy" LEŻĘ :D. DAVID, KRETYNIE! Aż mi słabo, normalnie. Najpierw bzdury, że dzieci znajduje się w kapuście, a teraz pieprzenie o nasionkach które się połyka. MÓGŁBY DAĆ NUMER DO SWOJEGO DILERA. Chociaż, gdybym była na jego miejscu to na 100% nie miałabym zielonego pojęcia co powiedzieć. :D ma u mnie plusa za wyobraźnie. :3 Shan dała ćpunowi na działkę. BADA BUM TSSS.. "Pan Mustaine onanizował się na Alei Sław, a pan Ellefson uwieczniał to na zdjęciach." KOCHAM ICH.<3 :D bardziej bym się takiej akcji po Larsiku spodziewała. chociaż, z drugiej strony Dave też ma nie równo pod sufitem. :> tak w ogóle, gdybym byłą na miejscu ULEGŁEJ SHAN to nie pojechałabym po niego na komisariat. wpakował się w bagno to niech sam z niego wyjdzie. JAK TO MAJN MADER ZAWSZE MÓWI "JAK SOBIE POŚCIELISZ TAK SIĘ WYŚPISZ" czy jakoś tak. :3

    _________________________________________________________________
    Oh.. To sail away, to sandy lands and other days.
    Oh.. To touch the dream, hides inside and never seen.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tu Antisocial, piszę z telefonu, nie chciało mi się logować ;)
    Kocham na rozdział na zabój !
    Dave masturbował się na Alei Sław, kurwa nie mogę ! On to ma coś z głową. Shan musiała się cholernie wstydzić. "Dałaś ćpunowi na działkę... Może to już ta ostatnia." - znalazł się mądry Dejf :D Młodej parze to tylko współczuć."Ty nie umiesz oglądać bajek" - klasyk :D Generalnie dzieciaki mnie rozbrajają. Tak samo Judy, David i Mason ! Judy zjadła dziecko, hahaha mistrz :D Nasionka, o Bożeno co ten David jeszcze wymyśli.
    Patty, widzę że musisz pisać felieton. Ja też muszę, na wybrany temat. Na jaki Ty piszesz ? Bo ja ni chuja nie mam pomysłów ;__;
    U mnie nowy rozdział będzie jutro wieczorem, obiecuję !

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz co o tym myślę? Wiesz?! nie? to tak samo jak ja xd
    no bo w sumie co mam myśleć? chyba to co zawsze, czyli że zajebiste i czekam na następne, no nie? xd (komentarz do dupy, ale...)
    +HAHHAHAHAHAH a ja wiem co się stanie następnego dnia po wieczorze, hahhahaha <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. ja pierdole, to był po prostu zajebisty rozdział. Śmiałam się jak nigdy.
    HAHAHAHHAHAHAHAH BOŻE DAVE <3
    mój kochany rudy idiota <3
    Dobrze , że Shan po niego pojechała bo przecież biedak by tam został. No i dobrze, że nie obudzili się w Bankoku z z tatuażami na twarzach...mo chyba że Nick z numerem telefonu na brzuchu.

    Hahahha ten rosół *-*
    I reakcja Jamesa na przyjazd rodziców Mel HAHHAHAHAHHA :D
    Jak ja kocham tą parę !
    I ta końcówka, kiedy musieli spać na kanapie w salonie <3

    No i judith wreszcie powiedziała mu o ciązy i mason jak się ucieszył jejejjejeje *___*

    + kłótnia Nathana i Sophie po prostu mnie rozjebała :D

    Świetny rodział i DŁUGI ! TAAAK DŁUGI! Zawsze pisz takie długie rozdzały!
    Kocham cię i czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  8. http://cold-as-metallica.blogspot.com/
    Siema, jestem dziwnym człowiekiem.
    Piszę źle, ale lubię to robić, więc będę męczyć tym ludzi do Apokalipsy. :>
    Blog o Metallice, ale nie tylko... Zapraszam, miło i grzecznie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Uratowałaś mi tyłek z tym felietonem ! :)
    U mnie nowy, w końcu - http://live-and-die-for-metal-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedy się okazało, że Dave jest na komisariacie myślałam, że zrobił coś gorszego. Myślałam, że kogoś zgwałcił czy coś... Więc nie jest z nim tak źle xD :DDD
    "Nie, wszystko w porządku. Czy mogłaby pani odebrać swojego chłopaka z komisariatu?
    - Ale... eee...
    Shan rzuciła wzrokiem na Nicka, który właśnie wchodził z ręcznikiem do łazienki. Jej chłopak cały i zdrowy spał obok niej w łóżku. Gdyby spędził noc na komisariacie policji, na pewno już by o tym wiedziała.
    - David... jak mu tam było... - mruknął do słuchawki policjant. Shanell usłyszała szelest papierów. - Mustaine."
    Oto jak na to zareagowałam:
    Co kurwa? Czy ja o czymś nie wiem? A potem śmiech.

    Czemu James nie umie bajek oglądać? Cholera... Co jeśli ja też nie umiem?


    "- W moim brzuchu. - oznajmiła Judith, uśmiechając się do swojego synka. Mase spojrzał na nią przerażony.
    - Zjadłaś go?!" (Tutaj wybuchłam mega śmiechem)
    "- Nie, nie zjadłam go! Ty też byłeś w moim brzuszku. Każde dziecko przez pierwsze 9 miesięcy jest w brzuchu swojej mamy.
    - A tata mi mówił, że...
    - Mase, ja żartowałem z tą kapustą... - przerwał mu David. - Dzieci nie znajduje się w kapuście. Dojrzewają w brzuchu swojej mamy...
    - A skąd te dzidziusie biorą się w brzuchu?" (Niezręczna sytuacja dla rodziców, współczuję im)
    "Dav i Judy głośno westchnęli. Nie wiedzieli, co mogą mu powiedzieć. Mały w dalszym ciągu patrzył na nich uważnie i wyczekiwał odpowiedzi.
    - No wiesz... kupuje się takie specjalne nasionka... - David uśmiechnął się blado do swojego syna." (Kolejny wybuch śmiechu)
    "- Naprawdę? A później mama je połyka i w jej brzuchu rośnie dzidziuś?
    - No tak... mniej więcej...
    - Ale super... - zachwycał się Mase. Dav zakrył dłonią usta, żeby przypadkiem nie wybuchnąć śmiechem, a Judy wstała z łóżka. Odgarnęła Masonowi włosy z twarzy i pocałowała go w czoło."

    Super rozdział! Ty kobieto masz talent? Co masz z polskiego? :D







    OdpowiedzUsuń
  11. http://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/ Zapraszam na 33 rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Cóż, jest tak dziwnie, jak to sama określiłaś, bo.. jest to subiektywna ocena Lily. Ona to opowiada, wiem, że to jest w 3 osobie pisane, ale jednak jest to obraz z jej głowy, więc, jak ona to zapamiętała, tak zostało. A nie wiem, czy w HH zawsze musi być niekończąca się impreza z dziwkami? Nie mogło być po prostu normalnego życia? Takiego prostego...?

    OdpowiedzUsuń
  13. Fajne te twoje opowiadania ;) mogłabym ci coś polecić mojego autorstwa? czarodziejka.snow.pinger.pl trochę Aerosmith, trochę Guns n' Roses, trochę Metallicy, która wciąż powraca

    OdpowiedzUsuń
  14. Fajne te twoje opowiadania ;) mogłabym ci coś polecić mojego autorstwa? czarodziejka.snow.pinger.pl trochę Aerosmith, trochę Guns n' Roses, trochę Metallicy, która wciąż powraca

    OdpowiedzUsuń