poniedziałek, 23 czerwca 2014

The Unforgiven - rozdział 11.

dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem :) kocham Was, jesteście takie kochane. ciesze się, że mogę dla Was pisać i to czytacie.
strasznie się cieszę, że już prawie są wakacje! :) 

Susie
Mijały dni. Nadal byłam z Devonem, z którym już prawie w ogóle nie rozmawiałam. Na szczęście nigdy nie domyślał się, że spotykam się z Tylerem, a teraz doszedł jeszcze James. Nasz romans zaczął się rozwijać... Z Tylerem łączył mnie tylko seks i narkotyki, a z Jamesem czułam jakąś dziwną więź. Był świetny w łóżku, ale nie chodziło tylko o to. Czułam, że mam w nim jakieś wsparcie, że zależy mu na mnie. Patrzył na mnie jak na Susie Johnson, a nie jak na Lexxi Hope.
Któregoś sobotniego popołudnia jechałam do Tylera, ale jeszcze wstąpiłam do sklepu, żeby kupić sobie moją ulubioną wodę witaminową. Przeszłam szybko do działu z napojami, wzięłam wodę i już chciałam pójść do kasy, jednak zatrzymałam się w pół kroku. Kilka metrów od siebie zobaczyłam Alexa. Perkusistę zespołu, w którym grał mój brat. Tego samego Alexa, z którym byłam przez 4 lata i z którym chciałam spędzić resztę życia. W pierwszym momencie go nie poznałam, ale kiedy zobaczyłam jego uśmiech i te oczy koloru nieba, które zawsze mnie hipnotyzowały, wiedziałam, że to on. Obciął swoje długie jasne włosy, zaczął się też trochę inaczej ubierać. Trzymał na swoich rękach małe dziecko, a obok niego stała jakaś kobieta, niewiele starsza ode mnie.
Jego żona...
Szybko dostrzegłam obrączki na ich palcach. Obydwoje wyglądali na bardzo szczęśliwych... Przeszłam obok Alexa, rzucił na mnie spojrzeniem, ale chyba nawet mnie nie rozpoznał. W końcu bardzo się zmieniłam. Nie miałam już brązowych włosów, tylko platynowy blond. Nie wyglądałam już jak zdrowa dziewczyna, tylko byłam wychudzona. Ubierałam się całkiem inaczej. Miałam też na nosie okulary przeciwsłoneczne. Zapłaciłam za wodę i szybko stamtąd wyszłam. Weszłam do swojego samochodu i rozpłakałam się. Alex był zawsze cudowny, szanował mnie. Nie miał pieniędzy, mieszkał w jakiejś zasyfionej kawalerce, ale czułam się przy nim ważna, nazywał mnie swoją księżniczką.
To ja moglam być teraz na miejscu tej kobiety.
To ja mogłam być dalej z Alexem.
Nie chciałam dłużej o tym wszystkim myśleć. Włożyłam kluczyki do stacyjki i ruszyłam w stronę domu Tylera.

Tyler
Kiedy Susan przyjechała do mnie, była cała roztrzęsiona. Nie chciała powiedzieć o co chodzi, ale chyba chodziło o jej faceta. Jak zawsze zresztą. Nie chciałem jej do niczego zmuszać, postanowiłem tylko dać jej kokainę, a ona kiedy indziej wszystko by mi wynagrodziła.
- Chcesz kokę?
Kiwnęła głową.
- Wezmę i wrócę do domu. Albo zapłacę... nie mam siły siedzieć...
- Może chciałabyś coś innego?
- Co?
Wstałem z łóżka i poszedłem do innego pokoju. Wyciągnąłem z szafki strzykawkę i jedną plastikową saszetkę z proszkiem. Wsypałem go na łyżkę, podgrzałem zapalniczką i wciągnąłem płyn do strzykawki. Wróciłem do Susie. Popatrzyła na mnie przerażona.
- Nie...
- Wyluzuj. Będzie lepiej niż na kokainie.
- Nie chcę, boję się...
- Jeśli chcesz się w końcu dobrze poczuć, musisz spróbować heroiny.
Nic już nie mówiła. Wystawiła rękę w moją stronę i odwróciła wzrok. Znalazłem żyłę na jej przedramieniu, wkłułem się i wstrzyknąłem narkotyk. Małą dawkę, bo wiedziałem, że Susan nigdy nie brała hery.
Wyciągnąłem igłę z jej żyły i obserwowałem ją. Zamknęła oczy i osunęła się na łóżko. Zaczęła szybciej oddychać, a na jej twarzy rodził się błogi uśmiech.
- I jak? - usiadłem obok niej.
- Nigdy w życiu się tak nie czułam... tak dobrze...
Uśmiechnąłem się i pogłaskałem ją po włosach.

James
Leżałem z Su na łóżku w mojej sypialni. Pocałowałem jej nagie ramię.
- Wprowadź się do mnie. - zaproponowałem.
- Nie.
- Dlaczego?
- Mam narzeczonego.
Zaśmiałem się cicho.
- I go ze mną zdradzasz.
Su nie odpowiedziała. Przysunąłem się do niej bardziej i pogłaskałem ją po policzku.
- Su, nic cię z nim nie łączy. Zostaw go.
- To nie jest takie proste...
- Jak to nie? Zrywasz z nim, pakujesz się, wprowadzasz się do mnie i tyle.
- James, ja nie potrafię go zostawić. Wiem, że od jakiegoś czasu jest między nami źle, ale nie mogę... kocham Devona.
- Kochasz go, a jednak nie chcesz wziąć z nim ślubu i masz kochanka.
- Przestań! - owinęła się kołdrą i wstała z łóżka.
- Dokąd idziesz?
- Wracam do domu.
Poszła do łazienki. Po paru minutach wyszła ubrana i z poprawionym makijażem. Wzięła swoją skórzaną kurtkę, torebkę i wyszła bez pożegnania, trzaskając drzwiami.
To był chyba mój pierwszy poważny konflikt z Susie. Mieliśmy romans dopiero od kilku tygodni, a już zaczęło się robić nieprzyjemnie. Problemem jednak nie były jakieś niezgodności charakterów czy problemy łóżkowe, na to w ogóle nie mogliśmy narzekać. Problemem był Devon. Tak naprawdę nic go już z Susan nie łączyło. Ten płomienny romans między aktorką a reżyserem filmów porno, który podobno był kiedyś wielkim skandalem, szybko się skończył. Nie będę kłamał, obydwoje na pewno kiedyś się kochali, ale to uczucie między nimi szybko się wypaliło.
Jednak ten skurwiel miał w sobie coś, na co Su niesamowicie leciała. Coś, co trzymało ją przy nim jak magnez, skoro nie chciała go zostawić. Ale ja nie chciałem tkwić w żadnym romansie. Chciałem być z Susie, wyjść z nią na ulicę, wziąć ją ze sobą w trasę koncertową. Takie ukrywanie się nie było dla mnie.
Skoro Susie nie chciała sama zostawić Devona, postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i sam się go pozbyć.

7 komentarzy:

  1. Ojejku *.* Tak bardzo chciałabym, żeby Susie była szczęśliwa z Jamesem. Oboje na to zasługują, ale chyba tylko James jest tego świadomy. Szkoda tylko, że tak krótko. Czekam na więcej i zapraszam na mojego nowego bloga: http://xeverything-about-youx.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. SUSIE ZOSTAN Z JAMESEM! TAAAAAAAAAK!!!!!!! JA TEGO CHCE!!!!!!!!!! <333333333

    OdpowiedzUsuń
  3. Się go... sam.. się... To brzmi groźnie. ;___;
    Rozdział... mało przyjemny...
    Znaczy, ogólnie taki smutny...
    Hmm...
    Nie wiem co mam pisać. W każdym razie czekam na następny, pa!
    :C

    OdpowiedzUsuń
  4. Obawiam się, co przyszło do głowy Jamesowi. Mam nadzieję, że nie zrobi nic głupiego.
    Nie rozumiem też trochę Su, ale to inna sprawa.
    Rozdział jak zawsze super. Lubię twój sposób pisania ... taki lekki. Przyjemnie się to wszystko czyta. ;)
    Kurde. Nie wiem co jeszcze napisać.
    Po prostu weny! ;))

    A u nas nowy rozdział. Nie wiem czy czytasz naszego bloga, ale cóż ..

    http://roadtocalifornialivingaftermidnight.blogspot.com/2014/06/rozdzia-vi.html

    ~Michelle.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaczyna się robić bardzo ciekawie, boję się tego co mu wpadło do głowy, co Jam wymyśli. Lubię Devona, szkoda mi go. Su, bardzo go krzywdzi. Nie rozumiem tego, co czuje ta kobieta, ale może to chodzi o to, że James jest tak jakby z Su, a Devon z Lexi Hope? Głupia teoria, wiem, ciekawe czym nas zaskoczysz...
    Ogółem rozdział świetny, łatwo się czyta, przyjemnie, tak lekko.

    OdpowiedzUsuń
  6. O matko, już umieram z ciekawości jak to James zlikwiduje z życia Su Devona! Albo ze strachu. No i ta heroina.. teraz to wpadła, po heroinie ma jeszcze mniejsze szanse, aby się wydostać z tego syfu, za to ma wielkie szanse, aby stać się wrakiem człowieka! Tak się boję o to wszystko, jakby to się działo naprawdę XD
    A to pewnie dlatego, bo jak zawsze rozdział po mistrzowsku napisany i czytanie to sama przyjemność :)
    Czekam no kolejny.
    Miłych wakacji :)

    OdpowiedzUsuń
  7. List dotarł i mój też już wysłany :)
    Kurde... Tak mi się Susan szkoda zrobiło na początku. To już tak jest. Niby gaśnie uczucie do kogoś, ale jak potem się go widzi w szczęśliwym związku, to cię w środku skręca, masz ochotę siedzieć i płakać...
    No tak, hery trzeba spróbować ;__; W końcu "to jak powrót do łona matki".
    Na końcu żal mi Jamesa. Taki zajebisty facet, a Susan traktuje go jak taką "odskocznię". Mam nadzieję że ona zmądrzeje i zwiąże się z nim na poważnie. Niezła łaska nad nią zajaśniała, że go spotkała na swojej drodze.
    Weny życzę, czekam na kolejny rozdział i nowy list :*

    OdpowiedzUsuń