uwielbiam ten rozdział.
Susie
Siedziałam znudzona przy stole w kuchni i właśnie rysowałam coś na odkładce Vogue. James z samego rana wybrał się do swojej siostry, więc przynajmniej miałam spokój. Jak na złość usłyszałam irytujący dzwonek do drzwi. Rzuciłam długopisem o gazetę i powlokłam się do przedpokoju, poprawiając swoją flanelową koszulę. Otworzyłam drzwi, a na progu zobaczyłam Larsa z poważną miną. Bez zaproszenia wszedł do środka. Myślałam, że chce mnie przeprosić za swoje ostatnie zachowanie, jednak się myliłam.
- Czego chcesz? - spytałam lodowato.
Duńczyk wyciągnął z kieszeni kurtki kopertę i wręczył mi ją bez słowa. Otworzyłam ją ze zdziwieniem.
- Pieniądze...?
- Sto tysięcy.
- Za co? Nie przypominam sobie, żebyśmy uprawiali seks, czy coś...
- Zniknij z życia Jamesa.
Myślałam, że się przesłyszałam.
- Słucham?
- To co słyszałaś. Zabieraj kasę i znikaj. James ma się zająć muzyką, a nie wychowywaniem dziecka gwiazdy porno. Nawet nie wiadomo, czy jest jego.
- Jego. Wszyscy moi byli faceci umieli się zabezpieczać. - rzuciłam w niego kopertą. - Zabieraj te pieniądze. Ja potrafię wydać dwieście tysięcy jednego dnia w sklepie Versace, a ty dajesz mi sto tysięcy. Śmieszny jesteś.
- Radzę ci zniknąć z życia Jamesa. Albo pożałujesz.
- Grozisz mi? - uśmiechnęłam się ironicznie.
- Moi prawnicy cię zniszczą.
- To ja zniszczę ciebie. Wynajmę płatnego zabójcę albo sama cię załatwię.
Lars się zaśmiał i z powrotem schował kopertę. Odgarnął włosy do tyłu.
- Lepiej to przemyśl. Pieniądze będą czekać.
Wyszedł bez pożegnania, a ja usiadłam zdenerwowana przy stole i rozpłakałam się z bezsilności.
Devon
Czas mijał. Mój związek z Sherry przechodził przez różne etapy. Było dobrze, ale bywały też gorsze dni. Nie byliśmy razem bardzo długo, ale wiedziałem, że Sherry to odpowiednia kobieta dla mnie. Mimo że bardzo chciałem mieć już dziecko, na razie o tym nie myślałem. Byliśmy po prostu zbyt krótko.
Pewnej soboty moja dziewczyna uznała, że to odpowiedni czas, żebym poznał jej rodziców. Mieszkali w Scottsdale, jakieś dwadzieścia minut drogi samochodem od nas. Zgodziłem się, chociaż w środku aż mnie skręcało. Musiało jednak w końcu do tego dojść.
- Cieszysz się, że poznasz moich rodziców? - spytała podekscytowana, kiedy już siedzieliśmy w samochodzie.
- Jasne. - powiedziałem cicho, nawet na nią nie patrząc. Przez kilka minut w ogóle się nie odzywaliśmy.
- A kiedy ja poznam twoich rodziców?
Rzuciłem na nią wzrokiem i westchnąłem cicho.
- Moja mama nie żyje... a ojciec... nie wiem co z nim...
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś...?
- Sherry, po co ci miałem o tym mówić?
- Jesteśmy parą, w końcu musiałbyś mi powiedzieć...
- Nic bym nie musiał. - przerwałem jej chłodno.
- Devon, ja właściwie nic o tobie nie wiem... - zaczęła, patrząc na mnie uważnie. - Jesteśmy razem od kilku miesięcy. Nic mi o sobie nie mówisz. Nie wiem nic o twojej rodzinie, dzieciństwie, młodości... tak samo pieniądze... skąd masz tyle kasy, skoro nie pracujesz?
- Zarobiłem.
- Jak? Jesteś płatnym zabójcą, produkujesz narkotyki?
- Daj spokój... - rzuciłem, lekko poirytowany.
- Porozmawiaj w końcu ze mną! Zatrzymaj się, do cholery!
Zjechałem na pobocze i zatrzymałem się. Ściągnąłem okulary przeciwsłoneczne i spojrzałem na nią.
- Proszę bardzo, pytaj o co chcesz. Ale od razu mówię, że będziesz tego żałować.
- Chcę wiedzieć o tobie wszystko. Opowiedz mi coś o sobie, najlepiej od samego początku...
Wziąłem głęboki oddech i zamknąłem oczy. Po kilku sekundach popatrzyłem uważnie na Sherry, która była coraz bardziej zniecierpliwiona.
- Jestem z New Jersey, konkretnie z Newark, mieszkałem tam dwadzieścia lat. Mój ojciec rozwiódł się z moją mamą kiedy miałem cztery lata. Widywałem go raz w tygodniu. Mieszkałem z mamą. Niby wszystko było w porządku. Znalazła sobie faceta dopiero wtedy, kiedy miałem już z siedemnaście lat. Nigdy go nie lubiłem, a teraz nienawidzę go z całego serca. - przez chwilę nic nie mówiłem.
- Devon...
- Zabił ją... - wykrztusiłem z siebie. - Przez ten cały czas, kiedy z nami mieszkał robił bez przerwy awantury, nie pamiętam ani jednego spokojnego dnia... Zawsze był strasznie zazdrosny o moją matkę... W końcu go zostawiła, on nie mógł się z tym pogodzić... Którejś nocy... - zrobiłem krótką przerwę. - Któreś nocy włamał się do domu i ją zastrzelił... Nocowałem wtedy u ojca. Pewnie ja skończyłbym tak samo, gdybym był wtedy w domu... Po tym wszystkim miałem zamieszkać z ojcem, ale on nie chciał się mną zająć, bo sprawiałem za dużo problemów. Twierdził, że nie dałby sobie ze mną rady. Miała mnie wziąć do siebie moja ciotka. Spakowałem się, wziąłem wszystkie pieniądze jakie były w domu i uciekłem. Kupiłem bilet i poleciałem na drugi koniec kraju. Siedziałem w samolocie do Los Angeles i myślałem: "znajdę pracę, znajdę mieszkanie, będzie świetnie, mama będzie dumna". Ale rzeczywistość okazała się trochę inna... - zerknąłem na Sherry, która patrzyła na mnie uważnie. - Któregoś dnia siedziałem na krawężniku i nie wiedziałem co robić, nic nie jadłem od dwóch dni. Myślałem tylko: "Co ja teraz zrobię? Boże, gdzie jesteś?". Pamiętam, że podszedł do mnie jakiś koleś, miał na imię Connor. Powiedział: "Mogę ci pomóc. Tam mieszka kobieta, która uważa. że jesteś bardzo przystojny i chętnie da ci sto dolarów. Możesz tyle zarobić, jeśli będziesz się z nią kochać". Myślałem wtedy tylko o jedzeniu i jakimś miejscu do spania, więc już mi było wszystko jedno. Zacząłem robić naprawdę obrzydliwe rzeczy, potrafiłem chodzić po sklepach, klubach i szukać dziewczyn, które zapłacą mi za seks. Tak wyglądało kilka pierwszych miesięcy w Los Angeles. Ale trzeba przejść wszystko w drodze na szczyt. Bito mnie, pomiatano mną, przeszedłem piekło. Chłopak jakiejś laski z którą się przespałem chciał mnie zabić, ktoś mnie kiedyś popchnął prosto pod samochód. Pewnie dlatego potem byłem taki twardy i dawałem radę w późniejszym życiu. Którejś nocy Connor, bo wtedy u niego mieszkałem spytał: "Hej, Jeffrey, czemu nie spróbujesz w pornosach? Możesz dostać nawet dwa tysiące dolarów za jeden film", "Mówisz, że mogę zgarnąć dwa tysiące za seks przed kamerą? Jak trudne to może być, zrobię to". Jeszcze tej samej nocy wziąłem książkę telefoniczną, żeby wybrać sobie pseudonim. Od razu rzuciło mi się w oczy imię Devon, musiałem je mieć. I do tego jakieś pierwsze lepsze nazwisko, padło na Hayes. Nie chciałem występować pod moim prawdziwym imieniem i nazwiskiem. Tak naprawdę przez jakieś dwadzieścia jeden lat nazywałem się Jeffrey Wells, kiedy zacząłem grać w filmach, zmieniłem imię i nazwisko w papierach. Nie chciałem żeby rodzina mnie szukała, żeby się dowiedzieli co robię. Nie ma już Jeffreya. Producenci i reżyserzy poświęcali mi tyle uwagi, "będziesz najlepszym aktorem, będziesz miał tyle dziewczyn ile tylko zechcesz, będziesz wielki, wszyscy cię będą kochać". A ja w to wierzyłem. W nocy miałem koszmary, dostawałem drgawek. Faszerowałem się Zoloftem i Xanaxem. Sprowadzałem dziewczyny z którymi grałem do najniższego poziomu, upokarzałem je na sposoby, o których nawet nie chciałabyś słuchać. Co 2-3 minut następuje cięcie, musisz zastygnąć w bezruchu, "poprawmy światło, zrób zbliżenie, podjedź kamerą, o tutaj...", a ty gapisz się na stos zużytych gumek, dziewczynę pod tobą, której ciekną łzy i ludzi, którzy kręcą się obok ciebie. Nie brakuje alkoholu, amfy i kokainy, żeby móc przez to wszystko jakoś przebrnąć. Ale kochałem pieniądze, uwagę i rozgłos, jakie za tym szły. Po około siedemdziesięciu filmach w których wystąpiłem, setkach godzin wykonywania ostrych scen seksu, miałem już dosyć grania i postanowiłem zająć się reżyserowaniem filmów. I wtedy pojawiła się Susie. To było na początku 1985 roku, nie występowałem w filmach od paru dobrych miesięcy. Wcześniej nie spotykałem się też z konkretnymi dziewczynami, miałem co dwa dni inną laskę i to mi odpowiadało. Ale kiedy ją pierwszy raz zobaczyłem na castingu, taką śliczną, drobną, przestraszoną, wiedziałem, że muszę ją mieć. Wszystkie aktorki marzą o związkach z reżyserami. Kiedy spytałem ją pierwszy raz czy się ze mną umówi, powiedziała, że nie chodzi na randki. Powiedziałem, że chciałbym z nią czasem wyjść na drinka, zagrać w bilard, cokolwiek, a ona dalej była niechętna. Zapytałem w końcu czy ćpa, odpowiedziała, że tak. Spytała co mam, powiedziałem, że metę, a ona: "Dawaj, umówię się z tobą". Zaczęliśmy się spotykać, ale nie byliśmy parą. Zagrałem z nią w sześciu filmach, pomagałem jej się wybić w tym biznesie, mówiłem, które propozycje ma przyjmować, które odrzucać. Zaczęła też brać udział w sesjach zdjęciowych, pojawiała się na okładkach. Dosyć szybko stała się jedną z najbardziej rozchwytywanych aktorek, zgarniała wszystkie nagrody za swoje filmy. Coraz częściej spotykaliśmy się poza planem, ćpaliśmy, rozmawialiśmy godzinami, czytałem jej książki, grałem z nią nawet w gry planszowe. Cholera, przecież nie robiłem tego od dziecka... Opowiedziała mi swoją historię, całe swoje życie, a ja powiedziałem: "Susie, to takie smutne. Chcę się z tobą ożenić". Zaczęła opowiadać, że nie jest dobrym materiałem na żonę, że jest dziwką, że jest brzydka w środku, a ja mówiłem: "Przecież jestem taki sam. Nieważne. I tak się z tobą ożenię". Oświadczyłem się jej tydzień później, kiedy u mnie nocowała. Nie miała wtedy jeszcze swojego mieszkania, mieszkała w hotelach. Wydałem kilka tysięcy na pierścionek, wrzuciłem go do jej kubka z kawą. Zeszła na dół na śniadanie, a kiedy zorientowała się, że w kubku jest pierścionek, zaczęła na mnie krzyczeć, rzuciła nim o ścianę i poszła na górę. W końcu zeszła ze schodów i powiedziała: "Dobra, wyjdę za ciebie". Boże, miałem nadzieję, że mnie to uratuje. W końcu przestałem brać narkotyki i leki. Zamieszkała ze mną. Polecieliśmy na Hawaje, nasze pierwsze wspólne wakacje. Kilka tygodni później dowiedzieliśmy się, że jest w ciąży. Nigdy nie sądziłem, że zostanę ojcem, nie myślałem nawet o dzieciach. Ale po raz pierwszy od śmierci mojej mamy byłem naprawdę szczęśliwy. Z Susie było jednak coraz gorzej. Próbowała popełnić samobójstwo, poroniła. Bardzo to przeżyłem. Granie w filmach i narkotyki coraz bardziej ją wyniszczały psychicznie. Pomiatała mną, zdradzała mnie ze swoim dilerem, a ja nadal z nią byłem i chciałem jej pomóc. Rozstaliśmy się po ponad trzech latach związku. Odszedłem z tego biznesu, sprzedałem mieszkanie i przeprowadziłem się tutaj. - westchnąłem cicho i spojrzałem na Sherry. Jej policzki były mokre od łez. - To cała moja historia. To właśnie chciałaś usłyszeć?
- Chcę wrócić do domu... - wykrztusiła po kilku minutach łamiącym się głosem.
- Sherry...
- Nic nie mów... chcę do domu...
Bez słowa odpaliłem silnik i zawróciłem. Też chciałem być już w domu.
Sherry
Całą drogę siedziałam w samochodzie jak sparaliżowana. Nie mogłam nic powiedzieć, nie potrafiłam się nawet poruszyć. Zbierały się we mnie wszystkie emocje, a kiedy tylko przekroczyliśmy próg domu, wybuchnęłam.
- Męska dziwka! - rzuciłam się na niego z pięściami. - Myślałeś, że nigdy się nie dowiem?!
- Widzisz... - złapał mnie za nadgarstki. - Dlatego nie chciałem ci o tym mówić.
- Tutaj udajesz świętego, a tak naprawdę lubisz poniżać dziewczyny, traktować je jak wory na spermę! Ja miałam być kolejna?!
- Przestań. Zmieniłem się. Nigdy nie poniżyłem mojej narzeczonej, nawet jak traktowała mnie jak śmiecia. W pracy robiłem to co musiałem.
- Ty to nazywasz pracą?
- Bo to była praca. Potrafiłem oddzielić ją od życia prywatnego. Ludzie w tym biznesie szybko mądrzeją.
- To jest chore... - zazdrżał mi głos. - Nie potrafię tego pojąć...
- Zmieniłem się, Sherry. Nie mam zamiaru do tego wracać.
- A twoja była narzeczona? To jak o niej mówiłeś, w jaki sposób...
- Zapomnij. Było minęło. Po prostu była dla mnie cholernie ważna, paradoksalnie to właśnie dzięki niej wyszedłem na prostą, więc była dosyć istotną postacią w mojej historii...
Popatrzyłam na niego zaszklonymi oczami.
- Kochasz mnie?
- Oczywiście. - powiedział cicho i mocno mnie przytulił. Zrobiło mi się tak dobrze...
Heavy rings hold cigarettes, up to lips that time forgets, while the Hollywood sun sets behind your back.
sobota, 28 marca 2015
środa, 18 marca 2015
The Unforgien - rozdział 30.
dziękuję Wampirowej za ripostę Kristen, haha. w następnym rozdziale jeszcze Devon i Sherry, pojawi się też Lars!
Susie
Zaczęłam się coraz częściej widywać z moim ojcem i staraliśmy się poprawić nasze relacje. A właściwie je zbudować, bo odkąd od mojej matki widziałam go raz, jeszcze wtedy, kiedy byłam z Devonem. Wychodziło nam to całkiem nieźle, chociaż sądziłam, że będzie zbyt późno na odnowienie kontaktu ojciec-córka. W końcu miałam przy sobie kogoś z rodziny, kogoś bardzo bliskiego. Partnerka mojego ojca, Nicole, była dla mnie strasznie miłą i ciepłą osobą. Akceptowała mnie, nie miała za złe mi i tacie, że tak nagle pojawiłam się w ich życiu. Była dla mnie jak matka.
Któregoś popołudnia wracałam właśnie ze spotkania z ojcem. Słońce grzało, na ulicy było głośno, ludzie nie zwracali na mnie uwagi. Idealnie.
Kiedy przystanęłam, żeby wyciągnąć z torebki okulary przeciwsłoneczne, zobaczyłam kilka metrów przed sobą rudą czuprynę.
- Dave! - krzyknęłam, a on się odwrócił. Podbiegłam do niego, chociaż z moim brzuchem nie było to zbyt proste. Patrzył na mnie, nie wykonując ani jednego ruchu. - Tak dawno się nie widzieliśmy, tęskniłam...
Chciałam podejść i go przytulić, ale cofnął się.
- Jak... co to... - wskazał z obrzydzeniem na mój brzuch.
- Jestem w ciąży. - westchnęłam cicho.
- Widzę, do cholery. Z kim?!
- Nie bój się, nie wrobię cię w ojcostwo. To dziecko Jamesa.
- Tego idioty? Trzeba było się tego paskudztwa pozbyć.
- Nie udało się. Znalazł moje tabletki poronne i spuścił je w kiblu. Później cały czas patrzył czy czegoś nie kombinuję.
- Mogłaś przyjść do mnie, załatwilibyśmy jakiegoś lekarza. A jak nie to sam bym się tego pozbył, tylko w trochę mniej humanitarny sposób... - popatrzył jeszcze raz na mój brzuch, a po chwili odwrócił wzrok. - Teraz nie umiem z chęcią popatrzeć na twoje ciało...
- Dave...
- Nawet się zabezpieczyć nie umiecie. Ciekawe czym już siebie nawzajem zaraziliście.
- Dave, proszę...
- Dobra, nic już nie mów... - przerwał mi i zrobił kilka kroków w tył. - Muszę iść.
- Ale...
- Przyjdź do mnie jak urodzisz. Teraz nawet się do ciebie nie zbliżę.
Odwrócił się i szybkim krokiem ruszył przed siebie. Ja się rozpłakałam jak dziecko na środku ulicy i wróciłam do pustego mieszkania.
Devon
- Good mornin' sunshine feels like Hollywood, got lipstick traces of famous Hollywood... - usłyszałem głos mojej dziewczyny i dźwięk odsłanianych rolet. Odkryłem lekko kołdrę i poczułem na swojej twarzy promienie słońca. Zmrużyłem oczy i ponownie cały się zakryłem.
- Zasłoń to... - powiedziałem cicho.
- Na zewnątrz jest piękna pogoda i piękny dzień, a ty dalej w łóżku...
- Nienawidzę słońca...
Sherry podeszła i ściągnęła ze mnie całe nakrycie.
- Niedługo tylko w nocy będziesz z domu wychodził. Może kupię ci jeszcze trumnę do spania, co?
- To nie jest taki zły pomysł. - ziewnąłem i przeciągnąłem się. Sherry zbliżyła się, a ja odgarnąłem potargane włosy z jej twarzy. Popatrzyłem w jej błękitne oczy i uśmiechnąłem się, a ona odwzajemniła mój gest.
- Jakie mamy plany na dzisiaj?
Wzruszyłem ramionami.
- Nie idziesz dzisiaj do pracy?
- Mam dwa dni wolnego.
- Aha...
- Pójdę z tobą pobiegać, a później zobaczymy... - uśmiechnęła się promiennie i pełna energii wybiegła z sypialni. Zwlokłem się w końcu z łóżka, wciągnąłem na siebie jeansy, które leżały na podłodze i poszedłem do sypialni. Sherry podała mi kubek z kawą i usiadła na blacie.
- Devon... spędźmy razem dzień. Co chcesz dzisiaj robić?
- Nie wiem.
- Jaki ty jesteś ponury. Chodźmy gdzieś wieczorem. Cały czas siedzisz w domu.
Spojrzałem na nią. Właśnie sobie uświadomiłem, jak nudne zrobiło się moje życie odkąd przestałem brać narkotyki, rozstałem się z Susie i wyprowadziłem z Los Angeles, zostawiając tam całe swoje dotychczasowe życie. Arizona to był zupełnie inny świat, zupełnie inni ludzie. Podobało mi się to miejsce i klimat jaki w nim panował, ale czasami ciężko było mi się tu odnaleźć.
- To wybierz jakieś miejsce. Znasz lepiej Phoenix ode mnie.
- Gypsy Bar! Cholera, ostatnio byłam tam parę miesięcy temu. - zeskoczyła z blatu i pocałowała mnie. - Idę wziąć prysznic.
Chwilę po tym jak wyszła z kuchni usłyszałem dźwięk telefonu. Odstawiłem kubek na stół i poszedłem odebrać.
- Halo?
- A ty co tak milczysz? - przywitał mnie Alan. Uśmiechnąłem się sam do siebie i odchrząknąłem.
- Byłem trochę zajęty.
- Tak bardzo zajęty, że nawet nie dzwonisz. Ciekawe czym.
- Dev, gdzie jest moja odżywka? - Sherry wychyliła głowę z łazienki.
- Zobacz na umywalce...
- Czy ja tam słyszę w tle jakąś laskę?! - ekscytował się.
- Tak. Sherry.
- Coś poważnego czy tylko seks?
- Raczej coś poważnego... mieszkamy razem. Poznałem ją kilka miesięcy temu.
- Opowiedz mi coś o niej...
- Ma 24 lata. Jest piękna, przypomina mi Brigitte Bardot. Ma długie blond włosy, błękitne oczy... nie wiem co chcesz jeszcze wiedzieć.
- Mam wrażenie, że opisujesz mi Susie...
- Nie... - przerwałem mu od razu. - Są zupełnie inne, z wyglądu i z charakteru.
- Przekonam się jak ją poznam.
- Może niedługo... mam coś do załatwienia w LA i muszę przyjechać. Chciałem wziąć ją ze sobą, może zostaniemy na parę dni.
- To super, dosyć długo się nie widzieliśmy... zadzwonię jeszcze, muszę wracać do pracy. Trzymaj się.
- Cześć. - nie zdążył nawet usłyszeć, bo już się rozłączył. Odłożyłem słuchawkę i wróciłem do kuchni, czekając na Sherry.
James
Koniec ostatniej piosenki, oklaski i krzyki. Uśmiechy, ostatnie słowa i pożegnanie. Kiedy zespół zszedł ze sceny, usiadłem znowu przy stoliku i napiłem się. Było zdecydowanie więcej ludzi niż na ostatnim koncercie. Zespół nabierał wprawy, brzmieli coraz lepiej, a Kristen w dalszym ciągu skupiała na sobie największą uwagę.
Czekałem ponad 20 minut, aż wyjdzie zza kulis. Było dokładnie tak jak za pierwszym razem. Pożegnała się z kolegami i chciała już opuszczać klub. Nie wiem, czy mnie nie zauważyła czy kompletnie zignorowała, ale postanowiłem ją złapać. Wyszedłem za nią z klubu.
- Kristen!
Odwróciła się i wzięła głęboki oddech.
- Znowu ty?
- Znowu. - podszedłem do niej. - Nie widziałaś mnie? Czekałem na ciebie.
- Po co?
- Chciałem pogadać. Nie możemy się w końcu umówić?
- Nie umawiam się na seks z obcymi facetami. - powiedziała chłodno.
- Tego nie powiedziałem...
- Ale pomyślałeś.
- Chodziło mi raczej o obiad albo kawę...
- Mówisz kawa, myślisz seks. Znam takich jak ty.
- Kristen...
- Chryste, odwal się ode mnie. Masz tyle fanek i wielbicielek, dlaczego przyczepiłeś się akurat do mnie?
- Jesteś inna niż wszystkie moje fanki. Jesteś taka niedostępna, tajemnicza, próbujesz się mnie pozbyć. Podoba mi się to. - powiedziałem szczerze, a ona się zaśmiała.
- Słaby podryw. To, że się z tobą prześpię jest tak bardzo możliwe jak to, że twój basista zmartwychwstanie.
Zatkało mnie. Kristen patrzyła na mnie bez słowa z kamiennym wyrazem twarzy.
- Niektórych rzeczy nie da się już zmienić... - wykrztusiłem w końcu. - Ale niektóre się da i powinno się z tego korzystać.
- Co masz na myśli? Zmianę statusu związku?
- Na przykład.
Uśmiechnęła się.
- Muszę iść. Miłego wieczoru, James.
Odeszła, a ja przez chwilę stałem w miejscu. Chciałem wejść do klubu, jednak postanowiłem iść za nią. Trochę się już oddaliła, więc szedłem w bezpiecznej odległości. Był piątek, na ulicy było całkiem dużo ludzi, więc gdyby się odwróciła wmieszałbym się w tłum i nawet by mnie nie zauważyła. Po kilkunastu minutach doszliśmy na jakieś osiedle, a ona weszła do jednego z bloków. Nie wiedziałem tylko, które mieszkanie było jej, ale co to był za problem przyjść następnego dnia i kogoś zapytać? Uśmiechnąłem się i z zadowoleniem wróciłem do domu.
Susie
Zaczęłam się coraz częściej widywać z moim ojcem i staraliśmy się poprawić nasze relacje. A właściwie je zbudować, bo odkąd od mojej matki widziałam go raz, jeszcze wtedy, kiedy byłam z Devonem. Wychodziło nam to całkiem nieźle, chociaż sądziłam, że będzie zbyt późno na odnowienie kontaktu ojciec-córka. W końcu miałam przy sobie kogoś z rodziny, kogoś bardzo bliskiego. Partnerka mojego ojca, Nicole, była dla mnie strasznie miłą i ciepłą osobą. Akceptowała mnie, nie miała za złe mi i tacie, że tak nagle pojawiłam się w ich życiu. Była dla mnie jak matka.
Któregoś popołudnia wracałam właśnie ze spotkania z ojcem. Słońce grzało, na ulicy było głośno, ludzie nie zwracali na mnie uwagi. Idealnie.
Kiedy przystanęłam, żeby wyciągnąć z torebki okulary przeciwsłoneczne, zobaczyłam kilka metrów przed sobą rudą czuprynę.
- Dave! - krzyknęłam, a on się odwrócił. Podbiegłam do niego, chociaż z moim brzuchem nie było to zbyt proste. Patrzył na mnie, nie wykonując ani jednego ruchu. - Tak dawno się nie widzieliśmy, tęskniłam...
Chciałam podejść i go przytulić, ale cofnął się.
- Jak... co to... - wskazał z obrzydzeniem na mój brzuch.
- Jestem w ciąży. - westchnęłam cicho.
- Widzę, do cholery. Z kim?!
- Nie bój się, nie wrobię cię w ojcostwo. To dziecko Jamesa.
- Tego idioty? Trzeba było się tego paskudztwa pozbyć.
- Nie udało się. Znalazł moje tabletki poronne i spuścił je w kiblu. Później cały czas patrzył czy czegoś nie kombinuję.
- Mogłaś przyjść do mnie, załatwilibyśmy jakiegoś lekarza. A jak nie to sam bym się tego pozbył, tylko w trochę mniej humanitarny sposób... - popatrzył jeszcze raz na mój brzuch, a po chwili odwrócił wzrok. - Teraz nie umiem z chęcią popatrzeć na twoje ciało...
- Dave...
- Nawet się zabezpieczyć nie umiecie. Ciekawe czym już siebie nawzajem zaraziliście.
- Dave, proszę...
- Dobra, nic już nie mów... - przerwał mi i zrobił kilka kroków w tył. - Muszę iść.
- Ale...
- Przyjdź do mnie jak urodzisz. Teraz nawet się do ciebie nie zbliżę.
Odwrócił się i szybkim krokiem ruszył przed siebie. Ja się rozpłakałam jak dziecko na środku ulicy i wróciłam do pustego mieszkania.
Devon
- Good mornin' sunshine feels like Hollywood, got lipstick traces of famous Hollywood... - usłyszałem głos mojej dziewczyny i dźwięk odsłanianych rolet. Odkryłem lekko kołdrę i poczułem na swojej twarzy promienie słońca. Zmrużyłem oczy i ponownie cały się zakryłem.
- Zasłoń to... - powiedziałem cicho.
- Na zewnątrz jest piękna pogoda i piękny dzień, a ty dalej w łóżku...
- Nienawidzę słońca...
Sherry podeszła i ściągnęła ze mnie całe nakrycie.
- Niedługo tylko w nocy będziesz z domu wychodził. Może kupię ci jeszcze trumnę do spania, co?
- To nie jest taki zły pomysł. - ziewnąłem i przeciągnąłem się. Sherry zbliżyła się, a ja odgarnąłem potargane włosy z jej twarzy. Popatrzyłem w jej błękitne oczy i uśmiechnąłem się, a ona odwzajemniła mój gest.
- Jakie mamy plany na dzisiaj?
Wzruszyłem ramionami.
- Nie idziesz dzisiaj do pracy?
- Mam dwa dni wolnego.
- Aha...
- Pójdę z tobą pobiegać, a później zobaczymy... - uśmiechnęła się promiennie i pełna energii wybiegła z sypialni. Zwlokłem się w końcu z łóżka, wciągnąłem na siebie jeansy, które leżały na podłodze i poszedłem do sypialni. Sherry podała mi kubek z kawą i usiadła na blacie.
- Devon... spędźmy razem dzień. Co chcesz dzisiaj robić?
- Nie wiem.
- Jaki ty jesteś ponury. Chodźmy gdzieś wieczorem. Cały czas siedzisz w domu.
Spojrzałem na nią. Właśnie sobie uświadomiłem, jak nudne zrobiło się moje życie odkąd przestałem brać narkotyki, rozstałem się z Susie i wyprowadziłem z Los Angeles, zostawiając tam całe swoje dotychczasowe życie. Arizona to był zupełnie inny świat, zupełnie inni ludzie. Podobało mi się to miejsce i klimat jaki w nim panował, ale czasami ciężko było mi się tu odnaleźć.
- To wybierz jakieś miejsce. Znasz lepiej Phoenix ode mnie.
- Gypsy Bar! Cholera, ostatnio byłam tam parę miesięcy temu. - zeskoczyła z blatu i pocałowała mnie. - Idę wziąć prysznic.
Chwilę po tym jak wyszła z kuchni usłyszałem dźwięk telefonu. Odstawiłem kubek na stół i poszedłem odebrać.
- Halo?
- A ty co tak milczysz? - przywitał mnie Alan. Uśmiechnąłem się sam do siebie i odchrząknąłem.
- Byłem trochę zajęty.
- Tak bardzo zajęty, że nawet nie dzwonisz. Ciekawe czym.
- Dev, gdzie jest moja odżywka? - Sherry wychyliła głowę z łazienki.
- Zobacz na umywalce...
- Czy ja tam słyszę w tle jakąś laskę?! - ekscytował się.
- Tak. Sherry.
- Coś poważnego czy tylko seks?
- Raczej coś poważnego... mieszkamy razem. Poznałem ją kilka miesięcy temu.
- Opowiedz mi coś o niej...
- Ma 24 lata. Jest piękna, przypomina mi Brigitte Bardot. Ma długie blond włosy, błękitne oczy... nie wiem co chcesz jeszcze wiedzieć.
- Mam wrażenie, że opisujesz mi Susie...
- Nie... - przerwałem mu od razu. - Są zupełnie inne, z wyglądu i z charakteru.
- Przekonam się jak ją poznam.
- Może niedługo... mam coś do załatwienia w LA i muszę przyjechać. Chciałem wziąć ją ze sobą, może zostaniemy na parę dni.
- To super, dosyć długo się nie widzieliśmy... zadzwonię jeszcze, muszę wracać do pracy. Trzymaj się.
- Cześć. - nie zdążył nawet usłyszeć, bo już się rozłączył. Odłożyłem słuchawkę i wróciłem do kuchni, czekając na Sherry.
James
Koniec ostatniej piosenki, oklaski i krzyki. Uśmiechy, ostatnie słowa i pożegnanie. Kiedy zespół zszedł ze sceny, usiadłem znowu przy stoliku i napiłem się. Było zdecydowanie więcej ludzi niż na ostatnim koncercie. Zespół nabierał wprawy, brzmieli coraz lepiej, a Kristen w dalszym ciągu skupiała na sobie największą uwagę.
Czekałem ponad 20 minut, aż wyjdzie zza kulis. Było dokładnie tak jak za pierwszym razem. Pożegnała się z kolegami i chciała już opuszczać klub. Nie wiem, czy mnie nie zauważyła czy kompletnie zignorowała, ale postanowiłem ją złapać. Wyszedłem za nią z klubu.
- Kristen!
Odwróciła się i wzięła głęboki oddech.
- Znowu ty?
- Znowu. - podszedłem do niej. - Nie widziałaś mnie? Czekałem na ciebie.
- Po co?
- Chciałem pogadać. Nie możemy się w końcu umówić?
- Nie umawiam się na seks z obcymi facetami. - powiedziała chłodno.
- Tego nie powiedziałem...
- Ale pomyślałeś.
- Chodziło mi raczej o obiad albo kawę...
- Mówisz kawa, myślisz seks. Znam takich jak ty.
- Kristen...
- Chryste, odwal się ode mnie. Masz tyle fanek i wielbicielek, dlaczego przyczepiłeś się akurat do mnie?
- Jesteś inna niż wszystkie moje fanki. Jesteś taka niedostępna, tajemnicza, próbujesz się mnie pozbyć. Podoba mi się to. - powiedziałem szczerze, a ona się zaśmiała.
- Słaby podryw. To, że się z tobą prześpię jest tak bardzo możliwe jak to, że twój basista zmartwychwstanie.
Zatkało mnie. Kristen patrzyła na mnie bez słowa z kamiennym wyrazem twarzy.
- Niektórych rzeczy nie da się już zmienić... - wykrztusiłem w końcu. - Ale niektóre się da i powinno się z tego korzystać.
- Co masz na myśli? Zmianę statusu związku?
- Na przykład.
Uśmiechnęła się.
- Muszę iść. Miłego wieczoru, James.
Odeszła, a ja przez chwilę stałem w miejscu. Chciałem wejść do klubu, jednak postanowiłem iść za nią. Trochę się już oddaliła, więc szedłem w bezpiecznej odległości. Był piątek, na ulicy było całkiem dużo ludzi, więc gdyby się odwróciła wmieszałbym się w tłum i nawet by mnie nie zauważyła. Po kilkunastu minutach doszliśmy na jakieś osiedle, a ona weszła do jednego z bloków. Nie wiedziałem tylko, które mieszkanie było jej, ale co to był za problem przyjść następnego dnia i kogoś zapytać? Uśmiechnąłem się i z zadowoleniem wróciłem do domu.
niedziela, 8 marca 2015
The Unforgiven - rozdział 29.
jestem w szoku, że prawie nikt nie polubił Kristen. od samego początku myślałam, że wszyscy ją pokochają, haha! ale ona nie jest żadnym potworem, mogę wam to zapewnić :')
kolejny rozdział będzie poświęcony trochę Devonowi i jego nowej dziewczynie, wyjaśni się też pewna drobna sprawa między Su i... kimś tam.
nie wiem czy ktoś pamięta, ale mowa o bracie Susie była chyba w 1. rozdziale, przedawkował i załamała się po jego śmierci, ojciec Su też był raz, w 3. czy 4. rozdziale. spotkała się z nim wtedy pierwszy raz po 20 latach, ostatni raz widziała go jak miała może 3 latka.
wszystkiego najlepszego z okazji dnia kobiet, moje panie! <3
Susie
Minęły dwa kolejne miesiące. Z niepokojem obserwowałam zmiany zachodzące w moim wyglądzie. Nie potrafiłam już z przyjemnością spojrzeć na swoje odbicie w lustrze, nie wspominając o wejściu na wagę. James od jakiegoś czasu chodził przybity i zamyślony, a każda próba rozmowy kończyła się kłótnią. Dave'a już dawno nie widziałam i nie ukrywam, że tęskniłam za nim. Ale nie mogłam pokazać mu się w takim stanie.
Na początku tygodnia James zapowiedział mi, że w piątek odwiedzi go cały zespół razem ze swoimi dziewczynami. Nie było mi to na rękę, ale co mogłam zrobić. Kiwnęłam tylko głową i już sobie wyobrażałam, że zamknę się w sypialni i nie będę z niej wychodzić. W czwartek czułam się źle, nie spałam całą noc. Udało mi się zasnąć dopiero nad ranem, ale nie na długo. Koło 9:00 zaczął budzić mnie James.
- Wstawaj.
Otworzyłam lekko oczy i zobaczyłam jak wciąga na siebie koszulkę.
- Jestem śpiąca...
- Przestań już. Przesypiasz całe dnie.
- Nie spałam w nocy... źle się czułam.
- Ja się źle czuję kiedy słucham twojego marudzenia. Wstawaj z tego łóżka w końcu. - ściągnął ze mnie kołdrę, a zaraz po tym wyszedł z sypialni. Podniosłam się i podeszłam do szafy. Ubrałam prostą czarną bluzkę i czarne spodnie, w które już ledwo się mieściłam. Zrobiłam makijaż, żeby ukryć zmęczenie na twarzy i ułożyłam włosy. Kiedy już wszyscy przyszli, ja usiadłam w kącie i piłam 7UP'a, a reszta wspaniale się bawiła.
- To będzie genialna płyta, mówię wam. - ekscytował się Lars. - Pracujemy już z Jamesem nad tekstami.
- Kiedy wchodzicie do studia? - spytała Jennifer, dziewczyna Kirka.
- Jeszcze trochę, nie mamy tego aż tak dużo. - powiedział James.
- Mam nadzieję, że w końcu wykorzystacie któryś z moich pomysłów. - odezwał się Jason, obejmując Lauren.
- Zobaczymy. - rzucił obojętnie Lars. - Trasa potrwa dłużej niż poprzednia. Tak no... 2 lata, przewiduję. Mamy w planach zgarnąć też jakiś inny zespół i...
- Przepraszam, ile? - odezwałam się, a wszyscy na mnie spojrzeli. - 2 lata w trasie?
- Masz z tym problem? Zespół się rozwija, trzeba nagrywać, zarabiać kasę. Może w końcu będziesz miała z Jamesem pieniądze na kupienie wielkiej willi z trzema basenami.
- Szkoda tylko, że mam więcej pieniędzy od Jamesa. - rzuciłam chłodno. - Jego kasa nie jest mi potrzebna, żeby kupić sobie dom.
- A, zapomniałem. W sumie to fajna robota, ruchasz się i jeszcze zgarniasz za to kasę. Przyjemne z pożytecznym. - Lars uśmiechnął się do mnie. - Może mnie wkręcisz do tego biznesu?
- W branży porno nie ma miejsca na brzydotę.
Larsa zatkało, a reszta starała się nie wybuchnąć śmiechem. James wstał ze swojego miejsca.
- Su, chodź na chwilę.
Ruszylimy razem w stronę łazienki. Hetfield zamknął za nami drzwi. Przyparł mnie do ściany i spojrzał na mnie z góry.
- Naprawdę nie możesz się chociaż raz normalnie zachować w towarzystwie?
- Twój perkusista mnie obraża.
- Obydwoje jesteście popierdoleni. Wstyd gdziekolwiek z wami wyjść.
Spuściłam wzrok i starałam się powstrzymywać łzy. James westchnął.
- Idź się gdzieś przejść, nie chcę żebyście się kłócili.
- Ja mam gdzieś iść? Może oni niech już pójdą?
- Susie...
- Rozumiem. - odsunęłam go od siebie i wyszłam z łazienki. Wyszedł za mną. Założyłam swoje białe adidasy za kostkę, a James stał obok i patrzył na mnie.
- Dokąd idziesz?
- Przed chwilą kazałeś mi wyjść z domu, a teraz pytasz gdzie idę?
- Wróć niedługo...
Wzięłam swoją skórzaną kurtkę i wyszłam z domu, trzaskając drzwiami.
kolejny rozdział będzie poświęcony trochę Devonowi i jego nowej dziewczynie, wyjaśni się też pewna drobna sprawa między Su i... kimś tam.
nie wiem czy ktoś pamięta, ale mowa o bracie Susie była chyba w 1. rozdziale, przedawkował i załamała się po jego śmierci, ojciec Su też był raz, w 3. czy 4. rozdziale. spotkała się z nim wtedy pierwszy raz po 20 latach, ostatni raz widziała go jak miała może 3 latka.
wszystkiego najlepszego z okazji dnia kobiet, moje panie! <3
Susie
Minęły dwa kolejne miesiące. Z niepokojem obserwowałam zmiany zachodzące w moim wyglądzie. Nie potrafiłam już z przyjemnością spojrzeć na swoje odbicie w lustrze, nie wspominając o wejściu na wagę. James od jakiegoś czasu chodził przybity i zamyślony, a każda próba rozmowy kończyła się kłótnią. Dave'a już dawno nie widziałam i nie ukrywam, że tęskniłam za nim. Ale nie mogłam pokazać mu się w takim stanie.
Na początku tygodnia James zapowiedział mi, że w piątek odwiedzi go cały zespół razem ze swoimi dziewczynami. Nie było mi to na rękę, ale co mogłam zrobić. Kiwnęłam tylko głową i już sobie wyobrażałam, że zamknę się w sypialni i nie będę z niej wychodzić. W czwartek czułam się źle, nie spałam całą noc. Udało mi się zasnąć dopiero nad ranem, ale nie na długo. Koło 9:00 zaczął budzić mnie James.
- Wstawaj.
Otworzyłam lekko oczy i zobaczyłam jak wciąga na siebie koszulkę.
- Jestem śpiąca...
- Przestań już. Przesypiasz całe dnie.
- Nie spałam w nocy... źle się czułam.
- Ja się źle czuję kiedy słucham twojego marudzenia. Wstawaj z tego łóżka w końcu. - ściągnął ze mnie kołdrę, a zaraz po tym wyszedł z sypialni. Podniosłam się i podeszłam do szafy. Ubrałam prostą czarną bluzkę i czarne spodnie, w które już ledwo się mieściłam. Zrobiłam makijaż, żeby ukryć zmęczenie na twarzy i ułożyłam włosy. Kiedy już wszyscy przyszli, ja usiadłam w kącie i piłam 7UP'a, a reszta wspaniale się bawiła.
- To będzie genialna płyta, mówię wam. - ekscytował się Lars. - Pracujemy już z Jamesem nad tekstami.
- Kiedy wchodzicie do studia? - spytała Jennifer, dziewczyna Kirka.
- Jeszcze trochę, nie mamy tego aż tak dużo. - powiedział James.
- Mam nadzieję, że w końcu wykorzystacie któryś z moich pomysłów. - odezwał się Jason, obejmując Lauren.
- Zobaczymy. - rzucił obojętnie Lars. - Trasa potrwa dłużej niż poprzednia. Tak no... 2 lata, przewiduję. Mamy w planach zgarnąć też jakiś inny zespół i...
- Przepraszam, ile? - odezwałam się, a wszyscy na mnie spojrzeli. - 2 lata w trasie?
- Masz z tym problem? Zespół się rozwija, trzeba nagrywać, zarabiać kasę. Może w końcu będziesz miała z Jamesem pieniądze na kupienie wielkiej willi z trzema basenami.
- Szkoda tylko, że mam więcej pieniędzy od Jamesa. - rzuciłam chłodno. - Jego kasa nie jest mi potrzebna, żeby kupić sobie dom.
- A, zapomniałem. W sumie to fajna robota, ruchasz się i jeszcze zgarniasz za to kasę. Przyjemne z pożytecznym. - Lars uśmiechnął się do mnie. - Może mnie wkręcisz do tego biznesu?
- W branży porno nie ma miejsca na brzydotę.
Larsa zatkało, a reszta starała się nie wybuchnąć śmiechem. James wstał ze swojego miejsca.
- Su, chodź na chwilę.
Ruszylimy razem w stronę łazienki. Hetfield zamknął za nami drzwi. Przyparł mnie do ściany i spojrzał na mnie z góry.
- Naprawdę nie możesz się chociaż raz normalnie zachować w towarzystwie?
- Twój perkusista mnie obraża.
- Obydwoje jesteście popierdoleni. Wstyd gdziekolwiek z wami wyjść.
Spuściłam wzrok i starałam się powstrzymywać łzy. James westchnął.
- Idź się gdzieś przejść, nie chcę żebyście się kłócili.
- Ja mam gdzieś iść? Może oni niech już pójdą?
- Susie...
- Rozumiem. - odsunęłam go od siebie i wyszłam z łazienki. Wyszedł za mną. Założyłam swoje białe adidasy za kostkę, a James stał obok i patrzył na mnie.
- Dokąd idziesz?
- Przed chwilą kazałeś mi wyjść z domu, a teraz pytasz gdzie idę?
- Wróć niedługo...
Wzięłam swoją skórzaną kurtkę i wyszłam z domu, trzaskając drzwiami.
***
Opatuliłam się mocniej moją ramoneską i spojrzałam na nagrobek. Westchnęłam głośno i rozejrzałam się. Było wyjątkowo cicho i pusto. Chyba ja i mój tata byliśmy jedynymi osobami na cmentarzu.
- Tato... sam tu przychodzisz?
- Czasami z Nicole. - uklęknął i położył na grobie zapalony znicz.
- Dawno tu nie byłam...
Pomogłam mu wstać. Ojciec objął mnie ramieniem. Poczułam, jak moje oczy robią się mokre.
- Susan, proszę... - wytarł mój mokry policzek.
- Tak bardzo go kochałam... - rozpłakałam się na dobre. - Miałam tylko jego... i zostawił mnie samą... narkotyki były dla niego ważniejsze niż ja... to moja wina, mogłam mu jakoś pomóc...
- Nie obwiniaj się...
- Może udałoby mi się mu pomóc... - pociągnęłam nosem.
- Susan... wiesz jaki był Dylan. Nie pozwoliłby sobie pomóc.
Ja i mój brat byliśmy do siebie tak cholernie podobni. Każdego od siebie odrzucaliśmy, byliśmy zamknięci w sobie, nie chcieliśmy od nikogo żadnej pomocy. A ja po jego śmierci podtrzymywałam naszą małą rodzinną tradycję - ćpałam na potęgę. Robiłam coś, co zawsze mnie obrzydzało i przerażało. Coś, przed czym Dylan zawsze chciał mnie obronić i kazał trzymać się z daleka. Po co ja to właściwie robiłam? Żeby zrobić mu na złość? Żeby pokazać mu, jak bardzo mnie skrzywdził?
- Nie obwiniaj się...
- Może udałoby mi się mu pomóc... - pociągnęłam nosem.
- Susan... wiesz jaki był Dylan. Nie pozwoliłby sobie pomóc.
Ja i mój brat byliśmy do siebie tak cholernie podobni. Każdego od siebie odrzucaliśmy, byliśmy zamknięci w sobie, nie chcieliśmy od nikogo żadnej pomocy. A ja po jego śmierci podtrzymywałam naszą małą rodzinną tradycję - ćpałam na potęgę. Robiłam coś, co zawsze mnie obrzydzało i przerażało. Coś, przed czym Dylan zawsze chciał mnie obronić i kazał trzymać się z daleka. Po co ja to właściwie robiłam? Żeby zrobić mu na złość? Żeby pokazać mu, jak bardzo mnie skrzywdził?
- Susie... mogę ci zadać pytanie? - głos ojca wyrwał mnie z zamyślenia.
- Zawsze możesz.
- Dlaczego właściwie rozstałaś się z Devonem? Długo razem byliście...
Wzięłam głęboki oddech i popatrzyłam przed siebie.
- To się stało tak nagle... po prostu nam się nie układało od dłuższego czasu.
- Szkoda. Długo razem byliście. - powiedział cicho, idąc powoli. - Pasowaliście do siebie. Ładnie się uzupełnialiście.
Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na niego.
- Nicole jest w domu?
- Nie wiem. Chyba tak.
- Chodźmy do ciebie. Dawno jej nie widziałam.
- Ona pewnie też się stęskniła.
Oparłam głowę na jego ramieniu i ruszyliśmy w stronę domu.
James
Usłyszałem irytujący dźwięk telefonu. Rzuciłem długopis na zapisane kartki i wstałem z kanapy. Podniosłem słuchawkę,
- Halo?
- To ja, Kristen. - powiedziała obojętnym tonem. Zamarłem. Kiedy traciłem nadzieję, że jeszcze ją spotkam, ona zadzwoniła do mnie, po ponad dwóch miesiącach.
- Kristen... miło cię słyszeć. Co słychać?
- Nie myśl, że dzwonię po to żeby zaprosić cię na randkę. Potrzebuję pomocy.
- O co chodzi?
- Mój gitarzysta załatwił nam wczoraj koncert. Na jutro. Muszę porozwieszać plakaty, żeby do jutra ktoś je zobaczył i przyszedł na występ. Wypadałoby je powiesić w jakichś klubach, gdzie dzisiaj wieczorem będzie pełno ludzi, ale nie widzi mi się, żeby barmani znowu rzucali we mnie szklankami. W ciebie pewnie nie będą.
Zaśmiałem się cicho.
- Jasne, mogę pomóc.
- Za godzinę na Gower Street. - rzuciła i rozłączyła się.
Odłożyłem słuchawkę. Czułem się dziwnie. Z jednej strony byłem szczęśliwy, że się odezwała. Z drugiej irytowało mnie to, że była taka oschła w stosunku do mnie. Mimo wszystko ubrałem się, wziąłem skórzaną kurtkę, kluczyki do samochodu i pojechałem pod wskazany adres. Byłem może dwadzieścia minut przed czasem. Po dziesięciu zobaczyłem, jak idzie w moją stronę. Miała na sobie czarne obcisłe spodnie, dżinsową kurtkę i okulary przeciwsłoneczne, a w rękach trzymała stos kartek.
- Dobrze, że już jesteś. Lubię punktualność. - oznajmiła, podchodząc do mnie. Uśmiechnąłem się, bo w końcu zapunktowałem w jej oczach. Podała mi połowę plakatów.
- Muszę porozwieszać je w takich miejscach, żeby jak najwięcej ludzi je zobaczyło. Moi koledzy z zespołu są w pracy, więc sama muszę się tym zająć. Pomyślałam, że możesz mi pomóc. Biorąc pod uwagę twój styl życia pewnie znasz dużo klubów i pozwolą ci tam je powiesić.
Zaśmiałem się cicho i spojrzałem na plakaty. Wsiedliśmy do samochodu i pojeździliśmy trochę po mieście. Powiesiliśmy je w jakichś lokalach, na słupach i innych budynkach. Ostatni zostawiłem dla siebie.
- Wpadnę. - powiedziałem z uśmiechem.
- Zapraszam. Im większa widownia tym lepiej.
- Może odwiozę cię do domu?
- Nie, przejdę się. Nie mam daleko. - rozejrzała się i poprawiła okulary. - W każdym razie dziękuję za pomoc. Do zobaczenia jutro.
Odwróciła się i ruszyła przed siebie. Patrzyłem przez chwilę na jej znikającą w tłumie sylwetkę, a później wsiadłem do samochodu i pojechałem do domu. Nie mogłem się doczekać, żeby znowu usłyszeć jej głos.
- Zawsze możesz.
- Dlaczego właściwie rozstałaś się z Devonem? Długo razem byliście...
Wzięłam głęboki oddech i popatrzyłam przed siebie.
- To się stało tak nagle... po prostu nam się nie układało od dłuższego czasu.
- Szkoda. Długo razem byliście. - powiedział cicho, idąc powoli. - Pasowaliście do siebie. Ładnie się uzupełnialiście.
Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na niego.
- Nicole jest w domu?
- Nie wiem. Chyba tak.
- Chodźmy do ciebie. Dawno jej nie widziałam.
- Ona pewnie też się stęskniła.
Oparłam głowę na jego ramieniu i ruszyliśmy w stronę domu.
James
Usłyszałem irytujący dźwięk telefonu. Rzuciłem długopis na zapisane kartki i wstałem z kanapy. Podniosłem słuchawkę,
- Halo?
- To ja, Kristen. - powiedziała obojętnym tonem. Zamarłem. Kiedy traciłem nadzieję, że jeszcze ją spotkam, ona zadzwoniła do mnie, po ponad dwóch miesiącach.
- Kristen... miło cię słyszeć. Co słychać?
- Nie myśl, że dzwonię po to żeby zaprosić cię na randkę. Potrzebuję pomocy.
- O co chodzi?
- Mój gitarzysta załatwił nam wczoraj koncert. Na jutro. Muszę porozwieszać plakaty, żeby do jutra ktoś je zobaczył i przyszedł na występ. Wypadałoby je powiesić w jakichś klubach, gdzie dzisiaj wieczorem będzie pełno ludzi, ale nie widzi mi się, żeby barmani znowu rzucali we mnie szklankami. W ciebie pewnie nie będą.
Zaśmiałem się cicho.
- Jasne, mogę pomóc.
- Za godzinę na Gower Street. - rzuciła i rozłączyła się.
Odłożyłem słuchawkę. Czułem się dziwnie. Z jednej strony byłem szczęśliwy, że się odezwała. Z drugiej irytowało mnie to, że była taka oschła w stosunku do mnie. Mimo wszystko ubrałem się, wziąłem skórzaną kurtkę, kluczyki do samochodu i pojechałem pod wskazany adres. Byłem może dwadzieścia minut przed czasem. Po dziesięciu zobaczyłem, jak idzie w moją stronę. Miała na sobie czarne obcisłe spodnie, dżinsową kurtkę i okulary przeciwsłoneczne, a w rękach trzymała stos kartek.
- Dobrze, że już jesteś. Lubię punktualność. - oznajmiła, podchodząc do mnie. Uśmiechnąłem się, bo w końcu zapunktowałem w jej oczach. Podała mi połowę plakatów.
- Muszę porozwieszać je w takich miejscach, żeby jak najwięcej ludzi je zobaczyło. Moi koledzy z zespołu są w pracy, więc sama muszę się tym zająć. Pomyślałam, że możesz mi pomóc. Biorąc pod uwagę twój styl życia pewnie znasz dużo klubów i pozwolą ci tam je powiesić.
Zaśmiałem się cicho i spojrzałem na plakaty. Wsiedliśmy do samochodu i pojeździliśmy trochę po mieście. Powiesiliśmy je w jakichś lokalach, na słupach i innych budynkach. Ostatni zostawiłem dla siebie.
- Wpadnę. - powiedziałem z uśmiechem.
- Zapraszam. Im większa widownia tym lepiej.
- Może odwiozę cię do domu?
- Nie, przejdę się. Nie mam daleko. - rozejrzała się i poprawiła okulary. - W każdym razie dziękuję za pomoc. Do zobaczenia jutro.
Odwróciła się i ruszyła przed siebie. Patrzyłem przez chwilę na jej znikającą w tłumie sylwetkę, a później wsiadłem do samochodu i pojechałem do domu. Nie mogłem się doczekać, żeby znowu usłyszeć jej głos.
Subskrybuj:
Posty (Atom)