sobota, 6 czerwca 2015

The Unforgiven - rozdział 41.

Susie
- Dziękuję za pomoc... - powiedziałam do młodej pielęgniarki, która pomagała mi wracać z badań. Moja noga nie była w najlepszym stanie, musiałam chodzić o kulach. Uśmiechnęła się i otworzyła drzwi od mojej sali. Na szafce obok łóżka leżał kolejny wielki bukiet kwiatów.
- Niedługo zabraknie wazonów w szpitalu na wszystkie pani kwiaty. - odezwała się pielęgniarka. Zaśmiałam się cicho. Nie zgadzałam się na żadne spotkania, bo nie chciałam żeby ktokolwiek widział mnie w takim zdanie, a tym bardziej żeby jakieś moje zdjęcie znalazło się w gazecie. Więc kiedy w recepcji tylko zobaczyli kuriera z kwiatami czy listonosza ze stosem listów od razu kierowali ich do mojej sali. Dostawałam mnóstwo prezentów i życzeń od fanów, od mojego ojca i Nicole, od Alana, od Riley, innych koleżanek i kolegów z branży... to było naprawdę bardzo miłe i podnosiło mnie na duchu. Przez całe swoje życie nie dostałam tylu listów co teraz...
Kiedy pielęgniarka wyszła i zamknęła za sobą drzwi, wzięłam do ręki karteczkę, która był w bukiecie.

Szybkiego powrotu do zdrowia. 
Kochamy cię.
                                   Dennis.

Uśmiechnęłam się. Myślałam, że dzieciak już o mnie zapomniał. To było tak cholernie słodkie.
Te wszystkie listy i wiadomości tylko motywowały mnie do tego, żeby walczyć i nie poddawać się. Żeby zmienić swoje życie. Żeby być w końcu szczęśliwą.
Jakieś kilka minut później usłyszałam pukanie. Odłożyłam liścik na bok. Drzwi otworzyły się i zobaczyłam w nich Jamesa. Odwróciłam wzrok i wlepiłam go w ścianę.
- Dobrze, że jesteś. Chcę porozmawiać.
Bez słowa usiadł obok mnie.
- Nie możemy nadal być razem... jesteśmy zbyt toksyczni w stosunku do siebie.
James nic nie odpowiedział. Wiedział, że nam nie wyjdzie i pewnie spodziewał się, że się w końcu rozstaniemy.
- Wyprowadzę się. Kendall zostanie z tobą, to twoje dziecko. Nie chcę się z nim widywać.
Przez chwilę milczeliśmy. Od dawna nam się nie układało, ale jednak i mnie i jemu było trochę przykro. Chyba zbyt poważnie potraktowaliśmy zauroczenie i pożądanie, które narodziło się między nami. Tak naprawdę nawet się nie znaliśmy, kiedy zaczęliśmy się spotykać... to nie mogło się udać.
- Wychodzę za jakiś czas. Wtedy zabiorę wszystkie swoje rzeczy.
James kiwnął głową, a niedługo później wyszedł bez pożegnania. Wstałam z łóżka i wolnym krokiem podeszłam do okna. Oparłam głowę o zimną szybę. Poczułam jak moje oczy robią się mokre, więc mocno zacisnęłam powieki.
Nie chciałam płakać.

James
- Rozstaliśmy się. - oznajmiłem jednym tchem, kiedy Kristen otworzyła drzwi. Oparłem się ręką o framugę i popatrzyliśmy na siebie.
- Jak się czujesz? - spytała cicho.
Wzruszyłem ramionami.
- Nie wiem...
- Chcesz się przejść?
Przytaknąłem ruchem głowy. Kris wzięła z mieszkania swoją jeansową kurtkę i zamknęła za sobą drzwi. Szliśmy obok siebie, przez jakiś czas w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy. W końcu ona przerwała milczenie.
- Co z dzieckiem?
- Zostanie ze mną.
- To chyba dobrze.
- Przynajmniej tyle.
- Będzie ok. Trochę poboli, ale w końcu przejdzie. Masz syna, zespół, karierę, fanów.
Spojrzałem na nią. Odwróciła szybko wzrok i opatuliła się mocniej swoją za dużą kurtką.
- Chodźmy do mnie. Zimno się robi.
Nie protestowała. Poszliśmy do mojego mieszkania. Weszliśmy do środka i usiedliśmy na kanapie w salonie. W pomieszczeniu panował półmrok, jedynym źródłem światła był poblask lamp ulicznych i neonów, które przedostawały się przez otwarte okno. Światło padało na jej twarz, która wyrażała smutek i zatroskanie.
- Kochałeś ją?
- Tak... ale jak nagle pojawia się druga osoba...
- Gdybyś naprawdę ją kochał, nigdy nie zakochałbyś się w kimś innym.
Spojrzałem na nią uważnie.
- Tak myślisz?
- Tak.
- A ty? Kochasz kogoś?
Zawahała się. Zauważyłem, że znowu wbija paznokcie w skórę. To chyba był jej tik nerwowy.
- Nie...
Przysunąłem się do niej i dotknąłem lekko jej dłoni. Zadrżała.
- Przestań w końcu oszukiwać samą siebie, Kristen...
- Dopiero rozstałeś się z dziewczyną...
- Gdybym ją kochał, nigdy nie zakochałbym się w innej.
Pogłaskałem ją delikatnie po policzku.
- Zostań u mnie na noc...
- Zostanę... - szepnęła i w końcu zobaczyłem uśmiech na jej twarzy.
To była wyjątkowa noc. Zamknął się pewien etap w moim życiu, zaczynał się też kolejny. Nie spałem z Kristen, ale czułem jej obecność, zapach, wsparcie, troskę. Czułem jej miękką skórę, kiedy się do mnie przytulała. Patrzyłem jak zasypia w moich ramionach. To był chyba jeden z najpiękniejszych widoków w moim życiu.

Susie
Poduszka przesiąkła moimi łzami. Pościel była brudna od czerwonego wina, po którym pusta butelka leżała gdzieś na podłodze. Fotografie leżały porozrzucane na łóżku. Jedną z nich przytulałam do siebie.
Dwa tygodnie po tym, jak rozstałam się z Jamesem, zostałam wypisana ze szpitala. Pojechałam od razu spakować swoje rzeczy. Nawet się nie pożegnaliśmy.
Nie chciało mi się szukać mieszkania, więc wynajęłam pokój w hotelu. Znowu zaczęłam pić. Żaden wieczór nie mógł obejść się bez alkoholu. Przestałam się pojawiać na siłowni, mimo że lekarze zalecali mi ćwiczenia. Wolałam całe dnie leżeć w łóżku, płakać i oglądać stare zdjęcia. Przez myśl czasami nawet przechodziło mi, żeby wrócić do grania w pornosach. Żeby zrobić wszystkim na złość i być znowu na szczycie. Brakowało tylko tego, żebym zaczęła ćpać.
W końcu usłyszałam pukanie do drzwi. Byłam pewna, że to sprzątaczka, więc bez namysłu krzyknęłam: "proszę". Do pokoju jednak nie weszła starsza pani z miotłą, tylko Alan. Rozejrzał się po pokoju i kopnął pustą butelkę, która poturlała się pod okno.
- Czego chcesz? - spytałam w końcu.
- I co, masz zamiar całe życie przeleżeć w hotelowym brudnym łóżku?
- Od kiedy się o mnie martwisz?
- Od kiedy cię znam. - podszedł do mnie i zerwał kołdrę. - Wstawaj.
- Spierdalaj...
- Susie! Myślisz, że picie ci pomoże?
- Ja piję, ty wciągasz koks. Daj już spokój.
Alan prawie zrzucił mnie z łóżka.
- Idź do łazienki, ubierz się, weź prysznic, zabieram cię gdzieś. Kiedy ostatnio coś jadłaś?
- Nie wiem...
- Idź się ogarnąć, ja chociaż trochę sprzątnę ten syf...
Pozbierałam trochę ubrań i poszłam do toalety. Ubrałam czarny crop top i ciemne obcisłe jeansy. Zrobiłam szybki makijaż i uczesałam się. Kiedy wyszłam z łazienki, Alan akurat odkładał pudełko ze zdjęciami na szafkę. Założyłam moje vansy i zarzuciłam na siebie skórzaną ramoneskę.
- Pomożesz mi zejść ze schodów, mam jeszcze problem z nogą.
- Jasne.
Uśmiechnęłam się słabo i wyszliśmy z mojego pokoju.

***

- I butelkę tequili. - powiedziałam do kelnerki o ciemnej karnacji, z burzą loków na głowie.
- Żadnego alkoholu. - wtrącił się Alan.
- To przynosić w końcu tę butelkę tequili?
- Nie. Tylko to co wcześniej zamówiłem.
Dziewczyna kiwnęła głową i oddaliła się. Siedzieliśmy w El Carmen, meksykańskiej restauracji, do której kiedyś często chodziliśmy. Było pełno ludzi, ale każdy był zajęty sobą i na szczęście nikt nie zwracał na mnie uwagi.
- Znaleźli Blake'a? Składałaś już zeznania?
- Daj spokój. Nie chcę żadnego targania się po sądach. Nie chcę go więcej widzieć.
- Ma zostać bez kary, tak?
- A co niby mu zrobią? Gówno mu zrobią, ma papiery na to, że jest psycholem.
- Zamkną go znowu w pokoju bez klamek.
- I wypuszczą po paru miesiącach.
- Nie możesz się tak załamywać. Żyjesz, siniaki niedługo znikną. Ten otwarty balkon przez który uciekłaś to był jakiś pieprzony znak od Boga.
Uniosłam brwi.
- Devon rozstał się z Sherry. - powiedział, kiedy kelnerka wróciła i postawiła przed nami nasze zamówienie.
- Serio?
- Tak.
Zamyśliłam się. Na gali nic nie wskazywało na to, że coś między nimi nie gra. Najwyraźniej albo dobrze to ukrywali, albo rozstali się z dnia na dzień z jakiegoś poważniejszego powodu.
- Jedź do niego. - z zamyślenia wyrwał mnie jego głos.
- Po co?
- Dziewczyno, nie wkurwiaj mnie nawet.
- Alan, przestań. Niedawno wyszłam ze szpitala, rozstałam się z facetem, on też już nie jest ze swoją dziewczyną, pewnie nie myśli o innych...
- A skąd wiesz, czy właśnie teraz cię nie potrzebuje?
- Bo potrafi radzić sobie w życiu lepiej ode mnie. - wlepiłam wzrok w swój talerz.
- On cię kocha...
- Zobacz jak ja wyglądam... nie mogę na siebie patrzeć w lustrze.
- Nawet z tymi siniakami i podbitymi oczami będzie cię kochał.
- Nie chcę mu znowu niszczyć życia...
Popatrzyłam na niego zaszklonymi oczami i rozpłakałam się. Od jakiegoś czasu nic innego nie robiłam, tylko wyłam jak małe dziecko.

7 komentarzy:

  1. Bardzo miło że ludzie z branży, znajomi i po części rodzina słali jej te kwiaty, życzenia itp. To ją podniosło na duchy, ale zaraz upadła. Rozstanie z Jamesem było najlepszym rozwiązaniem. To ewidentnie nie miało przyszłości. Reakcja samej Susie mnie zaskoczyła. Nie spodziewałam się że aż tak zareaguje. Sądziłam że (tak jak James) przyjmie to do wiadomości i po sprawie a tu depresja. Żal mi jej, ale to było jedyne rozwiązanie.
    Za to James nie czekał ani chwili. Od razu do Kristen. Kocha ją i to widać a rozstanie pomogło mu tylko. Jednak dziewczyna nie skoczyła mu od razu w ramiona i powiedziała chce z tobą być. Potrzeba czasu. Chociaż Het nie przejął się rozstaniem potrzeba trochę czasu na ochloniecie. Mam nadzieję że powiedzenie "czas goi rany" w tym przypadku zadziała.
    Całusy, weny i czego sobie zażyczysz ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak jak wspominałam, chyba jeden z moich ulubionych rozdziałów u ciebie, choć właściwie te ulubione rozdziały dopiero niedługo będą, wiesz, o co mi chodzi.
    Jak się okazuje, jeszcze nie wszyscy na tej planecie zapomnieli o Susie. Przysyłają jej kwiaty, prezenty, miłe słowa, życzenia powrotu do zdrowia. Przejęli się, ale kto by się nie przejął? Choć na pewno gdzieś jest ten płomień radości, to ona i tak jest sama. Jest cholernie sama i to jest dla niej coraz bardziej przerażające. Ale nie mogę się po prostu powstrzymać, ta karteczka od Dennisa była urocza. Dzieci zupełnie inaczej okazują uczucia, niż dorośli. W jakim sensie inaczej? Zawsze szczerze.
    No i wreszcie zakończyli ten toksyczny związek, choć tak właściwie on był zakończony już dawno, niemniej jednak.formalności, formalności. Ani jedno, ani drugie tego jakoś nie przeżyło, to ich w ogóle nie dotknęło. Oni w sumie tylko na to czekali. Czekali na odpowiedni moment. Dlaczego on nadszedł dopiero teraz? Bo wcześniej nie było czasu, każdy biegł w inną stronę. Nie istnieli dla siebie, a teraz będą nie istnieć już na dobre. W końcu. A łzy Susie nie były spowodowane tym rozstaniem, tylko samotnością, która coraz bardziej ją dobija. Czuje się niepotrzebna, niekochana, po prostu... beznadziejna.
    James i Kristen, o matko, jak ja na to czekałam! Właściwie to zaczęło się już wcześniej, już zaczęło trwać, ale jeszcze tak nieśmiało, nieoficjalnie, trochę niechcianie. Jak już wielokrotnie wspominałam, Kristen jest kobietą z zasadami, z porządnym sumieniem i nie mogłaby się komuś wpychać w związek, nawet jeśli on był taki, jaki był. To byłaby porażka, cios, największy głównie dla niej.
    Ja ją podziwiam, tak otwarcie i szczerze. Ona dobrze wiedziała, co się święci. Była taką czujną obserwatorką. Jego duszy... (roztkliwiam się, wiem, aż mi z tym nieswojo).
    Wierzę, że teraz będzie dobrze przynajmniej u Jamesa. Że on i Kristen będą szczęśliwi, że nie będzie jej ranił, a mały Kendall będzie miał dobrą, kochającą rodzinę...
    Su zajęła się teraz alkoholem. Optymista by powiedział, że dobrze, że znów nie ćpaniem, ale ja nie jestem optymistką, tylko cholerną realistką, więc mówię, że nie, niedobrze. Zapijać smutki butelką wódki... Ja ją rozumiem, naprawdę, ale nie powinna tego robić, bo to się może źle skończyć. Wiemy, jaka jest Susie. Zdolna do wszystkiego. To picie może tylko jeszcze pogorszyć jej sytuację. Ale tak, wiem, to taka słodka ucieczka.
    Jest Alan, lubię typa, nawet bardzo. I powiem ci, czytając ten fragment z nim, to powróciły myśli, które snuję już od jakiegoś czasu, ale to może ci napiszę na fb, choć to jest takie... niedorzeczne. Cóż. Podoba mi się to, że się o nią tak troszczy, że próbuje przy niej być i że jest tak lojalny. Chce pomóc nie tylko jej, ale też i Devonowi.
    Ta rozmowa dała mi nieco do myślenia. Zapewnił ją, że Devon ją kocha, ale ja sama nie wiem, co o tym sądzić. On coś do niej czuje nieustannie, ale czy to jest miłość...? Nie potrafię tego nazwać, ani też odgadnąć. Może w następnym mi się to uda.
    Czekam więc na następny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej Patty.
    Przepraszam, że Ci zaśmiecam. Mam pytanie, a nie mam innego miejsca, w którym mogłabym je zadać.
    Bo tak od jakiegoś czasu poczytuję sobie fragmenty tego opowiadania i ogólnie poczułam, że chciałabym przeczytać całe. Tylko, że mam pytanie, czy to jest osobne opowiadanie, czy jakaś tam kontynuacja jakiegoś poprzedniego? Bo wiesz, nie chcę się pogubić.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaczynam o wpół do pierwszej, czy to dobry czas na ten komentarz? Przecież obiecałam, że mniej więcej tak się pojawię, haha.
    I mogłabym dodać, że wcale śmiesznie nie jest, ale ja jestem z tego rozdziału bardzo zadowolona. Uśmiecham się, nawet mnie wzruszył w jednym momencie, ale to do wszystkiego w swoim czasie przejdę. Och.

    Nie wierzę chyba jeszcze, że to w końcu się stało. Długo już chciałam, by się rozstali, ale jakoś... Sądziłam chwilę, że może uciągną tę toksyczną relację do samego końca, na swój sposób, to to by całkiem ciekawe może było. Ale dobrze, że nie. Naprawdę, kamień z serca.
    Bardzo mnie uchwycił sposób, w jaki stało się to wszystko. W zasadzie to było do przewidzenia - dla nich - od dawna, że to wszystko jest tylko kwestią tego nieszczęsnego czasu. Podoba mi się, że to Susan wyłożyła karty na stół. James tylko się jakże potulnie zgodził, zresztą niech by mi tylko spróbował nie, to... Nic, pozamiatane, w zasadzie. Jestem ciekawa, czy naprawdę. I myślę sobie, co z Kendallem, jeśli kiedyś spyta swojego ojczulka o mamę. Co mu odpowie. Może w ogóle nic?...
    Jeszcze podobał mi się motyw z kwiatkami. Uwielbiam kwiaty. Potrzebuję ich więcej.

    I sam James mnie tutaj nie denerwował, co ciekawe. Wiedziałam, że spotka się z Kristen, że któreś zostanie na noc. I wiedziałam, że do niczego nie dojdzie, chyba bym z krzesła spadła, gdyby jednak coś, haha. Ona jest piękna, naprawdę... Tylko nie wiem, dlaczego widzę ją wciąż w czarnych włosach.
    Och, i to wszystko, co sobie mówili. Taka bezsensowna gonita słabego ze słabszym albo silnego z silniejszym. Bo tak naprawdę, to tacy sami. Kiedy czytałam o zasypianiu w ramionach, to aż mi się oczy zaszkliły, Parry, to jest cudowne. Pisałam przez niedzielę dziewiętnasty rozdział Heart of Gold i tam też o tym jest, między innymi, mnie to tak cholernie wzrusza, mi się to tak nieprzyzwoicie bardzo marzy, że czasem mnie aż szlag trafia. Kiedy?...
    Wyślę Ci coś jeszcze jutro, o ile nie zapomnę. Chyba. Ugh, pewnie nie wytrzymam i wyślę.

    Został mi jeszcze Alan, tak, nasz Alan. On jest świetnym facetem, w gruncie rzeczy nim jest, nie ma co. Przydałby mi się też taki ktoś, kto potrafiłby mnie postawić na nogi. On naprawdę doskonale wie cały czas, co robi i najlepsze jest to, że on robi to dobrze. Mama pyta syna o pracę? - pewnie, on weźmie mamę do pracy, niech wie, rzekomo żadna nie hańbi. I ja na miejscu jego mamy, to żalu bym nie miała. Wszystko na własne życzenie, a przynajmniej dziecko uczciwe, haha.
    A wracając - urzeka mnie to, jak bardzo on chce, by Susie zeszła się znów z Devonem. Nie jest sam, ja też tego chcę, ale co jeśli losy przesądzone, ugh. Hej, a co jeśli Devon tak naprawdę jest A... O cholera, nie, lepiej nie! Może ja już nic nie powiem. Chyba za późno się dla mnie robić zaczyna na komentarze, zaraz powiem coś złego.

    Poczułam się zwycięsko, kiedy Susan się rozpłakała. Nie wiem dlaczego, może dlatego, że sama często płaczę. Nie lubię tego... W sumie nie, to jest temat rzeka, nieistotne.
    Mam wrażenie, że wiem już wiele, ale jednak wciąż czymś mnie zaskakujesz, bardzo dobrze, haha. Czekam na sobotę i tego mojego...no. Już się powoli przygotowuję. Ugh.
    Nic, uciekam, jadę, miłego teatru z Jacksonem ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj, Patty :)
    Od 3 dni zbieram się, żeby to skomentować, ale jak widać mi nie idzie. Rozdział mi się podoba. Na swój sposób jest subtelny i zaskakujący.
    Cieszę się, że związek Heta z S. się zakończył. Nie byli dobrą parą. Nawet gorzej. Trzymając się na siłę wyrządzali sobie wyłącznie nawzajem krzywdę. To nie był dobry układ, trzeba przyznać. Natomiast z drugiej strony trochę szkoda, że ich relacja się zakończyła. Liczyłam na to cicho, a nawet głośno. Gdy przyszło co do czego, poczułam jednak małe rozczarowanie. Mimo, że nie pałali do siebie miłością, to wątek ich związku był dobry.
    Kris i James. Nie podoba mi się to. Blondyn z pewnością jest szczęśliwy, że ich romans może mieć miejsce. Kris... może i jest w porządku, ale od samego początku byłam podejrzliwa wobec niej i to się nie zmieni. Nie kibicuję im. Nie życzę im szczęścia. Szczęścia wyłącznie życzę Jamesowi, który mimo swojej gburowatości powinien się o nie otrzeć. Z inną dziewczyną. Nie z Kris- tak, wiem. Jestem wredna.
    Bardzo podobało mi się wtargnięcie Alana. Świetny gość. No, może nie do końca pałam do niego sympatią, ale to co robi jest fenomenalne. Cieszę się, że przyszedł po Su. Jeszcze bardziej podoba mi się perspektywa zeswatania dziewczyny z Devonem. Liczę, że się spotkają. Jestem całkowicie pewna, że między nimi coś się wydarzy, ale... ciekawi mnie, jak to wpłynie na Devona. Uwielbiam tego mężczyznę. Jest wspaniały i zasługuje na to co najlepsze. Natomiast romans z Su nie skończy się dla niego dobrze. Jeśli już, to powinni wdać się w dłuższą i poważniejszą relację. Jeśli nie... może Sherry wróci?
    Nie wiem co mogłabym jeszcze napisać. Jedyne, co mogę na zakończenie dodać to to, że czekam na kolejny rozdział. Niech Cię dopadnie masa weny <3!

    OdpowiedzUsuń
  6. To faktycznie kochane, że Su dostała tyle kwiatów i listów w szpitalu. Dobrze, że to docenia, a nie myśli że ją obsypują niepotrzebnymi zaroślami. Ta karteczka od Dennisa była taka urocza :')
    Cieszę się że Susan zdecydowała się na ten krok. To powinno się stać już bardzo dawno. Już nie będą się ze sobą męczyć. Jamesowi na pewno kamień spadł z serca. To nie było w porządku z jej strony, że przekreśliła swojego syna i powiedziała, że nie chce go widzieć. Ale z drugiej strony ona nie potrafi nawet zadbać o siebie, więc małemu wyjdzie to na dobre.
    James i Kirsten, yaaaay! Tak czekałam aż się do siebie zbliżą. Kirsten w końcu się przełamała. Uważam, że to dobrze, że się nie kochali. To byłoby za szybko. W związku Jamesa i Su wszystko działo się zbyt szybko i wiadomo co z tego wyszło.
    Tego właśnie można było się spodziewać po Su. Nie że się 'nawróci' i zacznie układać sobie życie, tylko że zacznie się staczać. Ona się nigdy nie nauczy.
    Ewidentnie była potrzebna interwencja Alana. Lubię gościa. Mimo że dalej pracuje w tej ohydnej branży to jest naprawdę ogarnięty. Zazdroszczę jej takiego kumpla. Mam nadzieję, że ona się odezwie do Devona.

    OdpowiedzUsuń