Mel
- James, jedź wolniej, do cholery. - powiedziałam, odwracając głowę w jego stronę.
- Przecież jest pusto. Zresztą, chciałaś być szybko w domu.
- Ale nie chcę, żebyś nas zabił.
- Tutaj niedaleko jest teren więzienia o zaostrzonym rygorze, będziesz mogła na mnie donieść. - zaśmiał się, zerkając na mnie z boku. Przewróciłam oczami.
- Jesteś bardzo zabawny. - rzuciłam zirytowana, wlepiając wzrok w przednią szybę. Wracaliśmy właśnie z weekendu spędzonego w Nevadzie, gdzie miałam jakieś szkolenie. Jam chciał koniecznie jechać ze mną, nie miałam nawet pojęcia po co. Byliśmy w Virginia City, jednym z najstarszych miast w stanie, gdzie w pobliżu nie było żadnych kasyn i klubów. Przesiedział bezczynnie dwa dni w hotelu.
- James, tam chyba ktoś leży. - odezwałam się nagle z zaniepokojeniem. - Zatrzymaj się!
- Faktycznie...
Zwolnił i zjechał na pobocze. Obydwoje wyszliśmy z samochodu. Na ulicy leżał pies. Jego jasna sierść była cała brudna, a on delikatnie się poruszał. Patrzył na nas przerażonym spojrzeniem.
- Ktoś go chyba potrącił... - powiedział James, rozglądając się nerwowo wokół. - Trzeba gdzieś zadzwonić.
Była może pierwsza w nocy, a my byliśmy na jakimś odludziu w Nevadzie. Wokół tylko góry i pustynia, żadnych domów, ludzi ani przejeżdżających samochodów.
- Ktoś go pewnie teraz szuka... - powiedziałam cicho. Jam podszedł bliżej psa i przyjrzał mu się.
- Nie ma obroży.
- Może się urwała, ktoś mu ją ściągnął, nie wiem...
Mój mąż spojrzał na mnie.
- Nikt go nie potrącił. Przynieś koc z bagażnika.
Zdziwiłam się, ale zrobiłam to co kazał. James przykrył psa i wziął go ostrożnie na ręce. Otworzyłam mu drzwi i położył go na tylnym siedzeniu. Wsiedliśmy do samochodu i bez słowa ruszyliśmy do domu. W końcu ja przerwałam milczenie.
- Co z nim zrobimy?
- Zawieziemy go do weterynarza. A potem zobaczymy co dalej.
Po drugiej byliśmy już na miejscu. Na tej samej ulicy, przy której mieszkaliśmy znajdowała się klinika weterynaryjna. Trochę dobijaliśmy się do domu weterynarza, ale w końcu zgodził się zająć psem, a nam kazał przyjść rano.
Nie spałam prawie całą noc. Nie był to nasz pies, ale bałam się o niego. Co by się stało, gdybym akurat wtedy nie przejeżdżała tam z Jamesem? Jego również ta sprawa ruszyła.
Na drugi dzień nic nie powiedzieliśmy dzieciom o tym, co się wydarzyło. Odwieźliśmy Nathana do szkoły, Sophię do przedszkola, a potem poszliśmy do weterynarza.
Pies leżał na dużej miękkiej poduszce. Kiedy tylko nas zobaczył, zaczął machać ogonem. To było cudowne. Podniósł się ze swojego miejsca i powoli podszedł do Jamesa. Ten ukucnął obok i pogłaskał go.
- Miała sporo szczęścia, że ją znaleźliście. - odezwał się lekarz.
- To ona? - spytałam.
- Tak. Ktoś musiał wyrzucić ją z samochodu. - pochylił się i wziął jej łapę do ręki. - Ma sporo śladów, które powstały już jakiś czas temu. Nie była zbyt dobrze traktowana.
- Co z nią teraz będzie? - James wyprzedził mnie z tym pytaniem.
- Zostanie tutaj jeszcze ze trzy dni, a jeśli nie znajdzie się jakiś opiekun, trafi do schroniska.
Odwróciłam się w stronę Jamesa. Popatrzyliśmy na siebie i uśmiechnęliśmy się.
- Chcemy ją wziąć... - oznajmiłam lekarzowi.
- Na pewno? To już starszy pies.
- Na pewno. U nas nic jej nie grozi.
Trzy dni później nasz golden retriever był już u nas. Nic nie mówiliśmy dzieciom, więc kiedy razem z psem przekroczyliśmy próg domu, krzykom, pytaniom i zachwytom nie było końca. Lola, bo tak dostała na imię nasza suczka, szybko się u nas zaklimatyzowała. Spała na miękkim dywanie przy łóżku Sophii, Nath przed lekcjami wychodził z nią na dwór, witała radośnie każdego, kto do nas przychodził.
Odkąd byliśmy małżeństwem, nasze życie coraz lepiej się układało, a nasz związek zmienił się na lepsze. Nigdy nie zapomniałam o romansie Jamesa, ale wybaczyłam mu. Jam był od tamtego czasu innym człowiekiem, świetnym ojcem, dobrym mężem, nie upijał się do nieprzytomności. Życie przy nim nie było nudne i monotonne. Fajnie jest być żoną kogoś takiego jak on.
David
Przypiąłem kolejną ulotkę dzieciaka, który szukał muzyków do zespołu na korkowej tablicy i rozejrzałem się po sklepie. Eva układała winyle, którymi kazałem się jej zająć, a Steve wymieniał struny w gitarze. Wszystko było w jak najlepszym porządku.
Sklep muzyczny, w którym pracowałem od kilku lat należał do jednego z moich kumpli, Lucasa. Zaglądał tu może raz dziennie, rano, kiedy chciał przydzielić komuś jakieś konkretn zadania lub na koniec dnia, gdy kończyliśmy pracę. Kiedy nie było go w sklepie cały dzień i zajmował się swoimi sprawami, ja tutaj rządziłem.
Pracowaliśmy tu we trójkę. Eva była niewiele młodsza ode mnie, miała dwadzieścia sześć lat, parę tatuaży, ciemną karnację i kręcone włosy. Pracowała tu ze mną od początku, klienci ją lubili. Steve był tu prawie od roku, grał na perkusji w jakimś lokalnym zespole. Przyjaźnił się od dawna z Nickiem, więc miałem okazję go poznać zanim zaczął z nami pracować. Znał się na muzyce, instrumentach, więc fajnie było mieć go w swojej ekipie.
- Eva, wysłałaś te faktury, które ci wczoraj dałem? - spytałem, opierając się o ladę.
- Tak, zrobiłam to rano. - powiedziała, odkładając ostatnią płytę.
- Super. To co, idziemu zaraz coś zjeść?
- Jasne, nic od rana nie jadłem. - Steve odłożył gitarę. Chcieliśmy już wychodzić na lunch, ale po chwili do sklepu wszedł Lucas, a za nim jakaś młoda dziewczyna. Wszyscy trochę się zdziwiliśmy. Nigdy nie zaglądał do sklepu o tej porze.
- Co tam u moich ulubionych pracowników? - spytał z uśmiechem Lucas, rozglądając się.
- Dobrze, właśnie mieliśmy iść na lunch. - Eva spojrzała zmieszana najpierw na niego, a potem na jego towarzyszkę. Raczej nie była dziewczyną w jego typie.
- To Alexandra. - przedstawił nam ją. - Będzie z wami pracować.
- Lucas, przecież nie potrzebujemy nowych pracowników. - odezwałem się z wyraźną niechęcią.
- Na kilka miesięcy. Powiedz jej co i jak, przydziel jakieś zadania. Aha, jeszcze jedno. Alex ma problemy finansowe i potrzebuje pieniędzy, więc wypłacaj jej dniówki. A wy bez zmian, wypłata co miesiąc.
- Jak ja chciałem tygodniówki, bo nie miałem co jeść to powiedziałeś, że nie ma takiej opcji! - uniósł się Steve. Mnie też się ta cała sytuacja nie podobała, ale co miałem zrobić? To był sklep Lucasa.
W końcu wyszedł, zostawiając nas samych z naszą nową koleżanką. Żeby się na coś przydała, powiedziałem, żeby popilnowała sklepu, a my wyskoczymy szybko coś zjeść. Kiedy wróciliśmy, Alex siedziała za ladą i coś piła. Bez słowa poszedłem na zaplecze, żeby przejrzeć zamówienia.
- Zaraz... - usłyszałem głos Evy. - Dlaczego ty pijesz z mojego kubka? Jeszcze w dodatku moją kawę?
- Nieprawda! Skąd możesz wiedzieć, czy to twoja kawa?
- Bo jest sypana. Junior i Steve piją rozpuszczalną!
Przez moment panowała cisza. Po chwili Alex wybuchła.
- Żałujesz mi kawy?! Jesteś nienormalna! Jak można robić problemy z takiego powodu?!
- Ty idiotko, nie chodzi o kawę. Nawet nie zapytałaś, czy możesz. Kawa i kubek były w mojej szafce, więc musiałaś grzebać w moich rzeczach! Ciekawe co jeszcze mi podpierdoliłaś.
- Nic ci nie zabrałam, kretynko!
- Jeszcze raz tak do mnie powiesz i... - wstałem ze swojego miejsca i wyszedłem z zaplecza. Eva akurat podchodziła do Alexandry i już była gotowa się zamachnąć na nią.
- Ej! Spokój. - krzyknąłem, kiedy znalazłem się przy nich. Eva spojrzała na mnie ze złością.
- Lepiej sprawdź swoje rzeczy, może tobie też coś zajebała!
Eva odeszła zdenerwowana. Alexandra jak gdyby nigdy nic uśmiechnęła się i napiła się z jej kubka.
- Wariatka.
***
Dni mijały, a Alex coraz bardziej zatruwała nam życie. Ciężko było z nią wytrzymać. Po raz pierwszy w życiu miałem taki okres, że rano nie chciało mi się nawet wstać z łóżka, jak pomyślałem, że muszę iść do pracy. Alex kompletnie się mnie nie słuchała. Jak później wyznał nam Lucas, była jego kuzynką, zwolnili ją z poprzedniej pracy, więc rodzina zmusiła go, żeby zatrudnił ją u siebie, przynajmniej na jakiś czas. Nawet on miał jej dosyć, mimo że zaglądał do sklepu raz dziennie. Eva była momentami bliska zabicia Alexandry, więc musiałem tak rozdzielać zadania, żeby była jak najdalej od niej. Zaczęła też podrywać Steve'a, który uciekał przed nią i błagał mnie o pomoc. Kiedyś pewnie by mnie to bawiło, ale nie teraz. To było cholernie męczące.
Najgorsze było jednak to, że Alex bezczelnie kradła. I zdawała sobie sprawę z tego, że my o tym wiemy. Chociaż trochę pocieszające było to, że jeszcze nie znikały pieniądze z kasy. Nie zabierała jakichś wartościowych przedmiotów, kradła nam jedzenie, jakieś struny czy kostki gitarowe ze sklepu, płyty. Mimo wszystko kradzież to kradzież. Miarka się jednak przebrała, kiedy wczoraj ukradła skórzaną kurtkę Steve'a. Kurtka, do której miał duży sentyment i którą każdy się zachwycał. Alex wyszła tego dnia trochę wcześniej. Kiedy my mieliśmy już iść do domu, Steve zorientował się, że nie ma jego kurtki. Przetrząsnął cały sklep, jednak nigdzie jej nie było. Był załamany. Cały czas się odgrażał, że to na pewno sprawka Alex i w końcu zrobi jej krzywdę. Jego zguba znalazła się dzisiaj rano. Alexandra przyszła w owej kurtce do pracy. Kiedy Steve zrobił jej awanturę, zaczęła mu wpierać, że to jej kurtka i ma ją od dawna. To było nie do pomyślenia.
Zadzwoniłem do Judy, czy może wcześniej dostać przerwę i się ze mną spotkać. Udało się, więc umówiliśmy się, że przyjdę do restauracji w której pracowała. Kiedy już tam byłem, moja dziewczyna siedziała przy stoliku koło okna. Pocałowaliśmy się i zająłem miejsce naprzeciwko niej.
- Napijesz się czegoś?
- Wódki, ale nie mogę pić w czasie pracy.
- Co się stało?
- Alexandra Hudson.
- David... - westchnęła.
- Judy, mam dosyć tej kleptomanki! W ogóle się mnie nie słucha, nic nie robi i kradnie nasze rzeczy!
- To pogadajcie z Lucasem!
- Już mu mówiliśmy o wszystkim. To jego kuzynka, jest w ciężkiej sytuacji finansowej i wyjebali ją z poprzedniej pracy. Jak teraz Lucas ją zwolni to będzie miał przjebane u swoich rodziców.
- Ale sam mówiłeś, że nie będzie pracować na stałe. Podobno kilka miesięcy.
- Oby... - poprawiłem się na miejscu i zacząłem bawić się serwerkami. Zerknąłem za okno. - Nie no kurwa, ja z nią chyba nie wytrzymam kilku miesięcy. Wiesz co ona zrobiła ze swoją pierwszą dniówką?
- Nie wiem.
- Kupiła sobie fajerwerki i francuski ser pleśniowy! A potem jeszcze sępiła od nas obiad, bo przepierdoliła pieniądze na pierdoły. Możesz to sobie wyobrazić? Czy ty jak masz problemy finansowe kupujesz fajerwerki?
- Junior, przecież ja nigdy nie kupowałam fajerwerek.
- No właśnie. Ona jest kurwa synonimem kompletnego braku logiki w myśleniu.
- Nie przeklinaj tak. - upomniała mnie i rozejrzała się po lokalu. Po chwili podeszła do niej jej koleżanka, z którą pracowała. Uśmiechnęła się do mnie, a ja skinąłem głową. Powiedziała coś na ucho mojej dziewczynie i odeszła.
- Muszę wracać do pracy. - Judy wstała ze swojego miejsca. Kiwnąłem głową i wstaliśmy. Przytuliłem ją. - Nie denerwuj się i postaraj się nie zrobić krzywdy koleżance.
- Postaram się.
Zaśmiała się i poszła do pomieszczenia dla pracowników. Wyszedłem z restauracji i ruszyłem w stronę sklepu, żeby zobaczyć, czy Eva lub Steve nie zabili już Alex.
Tęskniłam za Mel i Jamesem w Carpe Diem, oni są świetnym duetem i cudownym małżeństwem. Ich związek przetrwał w końcu wielką próbę i kryzys, więc to zasługuje na podziw, w szczególności dla Melanie, która potrafiła wybaczyć swojemu mężczyźnie zdradę. Z pewnością nigdy o tym nie zapomni, ale widać, że on się stara, by jej to wynagrodzić, naprawdę wziął się w garść. Docenił to co ma, gdy mógł to stracić. Uwielbiam Mel i Jamesa.
OdpowiedzUsuńTak samo jak uwielbiam psy. O ile za kotami nie przepadam, tak za psami szaleję. Golden retrievery to bardzo miłe psy, są jak najbardziej odpowiednie do dzieci. Znajomy ma, lubię je. Ale i tak wolę owczarki niemieckie :') Wracając, cieszę się, że James i Melanie nie byli obojętni na tego psiaka, wiele ludzi to sobie lekceważy, pozbywają się, bo im przeszkadza, bo im się znudziło. Nath i Soph mają radochę, Abby ma dom i właścicieli, wszystko tak, jak powinno być.
No i jest mój ulubiony wątek w tym rozdziale, Alexandra. Ja pierdolę, jak ja na to czekałam XD Jest dokładnie tak, jak mówi Junior i jak właściwie jest w rzeczywistości. Ona jest synonimem braku logiki w myśleniu. Jakim trzeba być pojebanym, żeby komuś coś kraść, nie kryć się z tym i wpierać mu, że to jego? Tak może tylko Alex, ta Alex, która nie ma kasy na żarcie, ale co z tego, ona sobie i tak urządzi pokaz fajerwerek :') Ech, Ola. A te kradzieże to wcale też nie są takie drobne, kostki gitarowe to jeszcze, ale komplet strun i płyty już trochę kosztują. To samo się tyczy tej kurtki. I tu już nie chodzi o wartość, a o sam fakt kradzieży.
Cóż, to ja czekam, aż Junior, Eva i Steve jakoś zemszczą się na Alex, na Taylora, na Jasona i Ag.
Btw, Junior i Judy, kc ich.
Hey.
OdpowiedzUsuńWpadłam na twojego bloga po tym, jak znalazłam link u tej pani nade mną. Niejednokrotnie tam dawała chyba do ciebie kontakt, ale jestem dopiero teraz. Nie mam co czytać, więc pomyślałam, że dobrze by było znaleźć jakieś inne blogi do czytania. Kiedyś wiele tego czytałam, ale teraz przyszedł taki moment, że nie ma już co czytać. Przynajmniej dla mnie.
Widzę, że ty dużo masz tutaj tego, a ja będę chciała to wszystko nadrobić, bo chcę być rozeznana, nie lubię tak się plątać. W najbliższym czasie postaram się tego dokonać. Najpierw się chyba wezmę za pierwszą część tego obecnego opowiadania, bo muszę wiedzieć, kto co, kto jaki.
Na razie przeczytałam prolog i te trzy rozdziały i powiem ci, że lubię twój styl pisania. Jest bardzo lekki, przyjemny, łatwo się czyta i chce się więcej. Takie autorki lubię :)
Nie ogarniam jeszcze Jamesa, jakaś zdrada, to mnie zaciekawiło, nie ogarniam Mel, taki mały mętlik, ale myślę, że jak się wrócę trochę, to będę wiedziała. Ale wielki plus za Cindy Crawford.
Junior też mnie zastanawia, arrgh. Głupio mi tak komentować, gdy połowy rzeczy nie wiem, ale odniosę się do tej sytuacji z Alexandrą. Strasznie wkurwiający są tacy pracownicy, o ile ich pracownikami nazwać można, takie upierdliwe pluskwy -_- By the way, rok temu zdarzyło mi się przez jakiś czas pracować w sklepie odzieżowym. Nie trwało to długo, zależało mi jedynie na szybkim zarobku. No i tam pracowała taka jedna dziewczyna, starsza ode mnie. Wynosiła sobie ciuchy z przeceny, ja i inne dziewczyny o tym wiedziałyśmy. W końcu jedna się wkurwiła, powiedziała szefowej i się okazało, że tamta o tym wiedziała, bo był monitoring. Wzruszyła tylko ramionami i kazała nam, żebyśmy z nią pogadały, nic więcej. Okazało się, że to córka jakiejś jej psiapsiółeczki. Ja rozumiem, przyzwoitość, te sprawy, ale to jest karygodne, żeby ignorować sobie taki incydent. Moja przygoda z tą pracą trwała niedługo i nie jest mi z tego powodu żal.
Tak samo tutaj jest z Alexandrą, powiem szczerze, wkurwiają mnie takie osoby i ja bym ją od razu wyjebała na zbity pysk. Nie tylko kradzież byłaby tego powodem, ale również to jej zachowanie, to co ona tam wyczyniała. Szkoda słów na taką idiotkę.
Co tu ci mogę jeszcze więcej napisać. Tak jak wspominałam, będę nadrabiać, wszystko ogarnę, przyrzekam :)
RockMe Baby
dziękuję bardzo bardzo za komentarz, cholernie mi miło! :)
Usuń