poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 5.

na zakończenie wakacji, James Hetfield robiący jajka na bekonie.
miłego roku szkolnego 2015/2016. oby był dobry.

Shanell
Zbliżała się 19:00. Siedziałam właśnie w mieszkaniu Jamesa i Mel, była też Agnes z Jasonem. James szykował nam kolację. Robił najlepsze jajka na bekonie w całej Kalifornii.
- Jam, mówiłam ci już, że cię kocham? - spytałam nagle, uśmiechając się do niego.
- Dzisiaj jeszcze nie. - odpowiedział, stojąc cały czas przy kuchence.
- Kocham cię. I zazdroszczę Mel. - oparłam się o ramię przyjaciółki, która odłożyła widelec i pogłaskała mnie po włosach.
- Co wy byście beze mnie zrobili? - Hetfield wziął w końcu swój talerz i usiadł z nami przy stole. Lola wyszła spod stołu i położyła pysk na jego kolanach. Pogłaskał ją po miękkiej jasnej sierści.
- Nick ci nie gotuje, Shan? - zapytała Agnes.
- Ja jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie kiedy zaleje mi płatki mlekiem lub przygotuje sos do spaghetti.
- Cholera... to tak jak u mnie i Jasona.
Uniosłam kąciki ust ku górze, po czym oparłam się wygodnie na krześle. Poczułam ruchy dziecka i pogłaskałam się po brzuchu. To było niesamowite. Po raz pierwszy w życiu przeżywałam coś takiego. Nosiłam pod sercem moje małe stworzenie, moje i faceta, którego kocham. Czułam jego delikatne kopnięcia. Jakby chciał mi dać do zrozumienia, że ma się dobrze i już chce być z nami.
- Praktycznie cały dzień śpi, kopie tylko wieczorem lub kiedy coś zjem. - powiedziałam, patrząc na mój brzuszek.
- Będzie chłopak. - oznajmił James.
- Skąd wiesz?
- Nath też kopał w nocy. Sophia praktycznie tylko rano.
- Każde dziecko jest inne.
Mel dotknęła mojego brzucha. Patrzyłam na nią w milczeniu, aż w końcu poczułam mocne kopnięcie.
- O cholera. Faktycznie chłopak. Dziewczynki są delikatniejsze.
- Też mogę dotknąć? - spytała Agnes.
- Jasne.
Ag położyła rękę na moim brzuchu. Kiedy poczuła ruchy, szybko ją cofnęła.
- Jakie dziwne uczucie...
- Uwielbiam je. Gdy pierwszy raz je poczułam miałam wrażenie, jakby w brzuchu pękały mi bańki.
- Urocze. - odezwał się w końcu Jason.
- A ty kiedy się w końcu postarasz? - James odsunął od siebie swój pusty talerz. - Jedyny w naszej ekipie, który ma dziewczynę i nie ma dzieci.
- Nie mam czasu na dzieci. Muzyka to moje dziecko.
- Ehe, też tak mówiłem. A wpadliśmy już na pierwszej randce.
- Czy ktoś z nas w ogóle planował dzieci? - zaśmiałam się. - Tylko Judy z Davidem starali się o drugie dziecko.
- Nie wierzę, że ty i Nick nie planowaliście... - odezwała się Agnes.
- No nie. Wpadka... - uśmiechnęłam się. - Liczyłam, zaszłam w ciążę w hotelu Maison Souquet w Paryżu, po pokazie Johna Galliano. Nick nie wiedział co ze sobą zrobić i schlał się w barze hotelowym. - spojrzałam na Mel, która patrzyła na mnie, marszcząc brwi. - No dobra, nie będę robić z siebie świętoszka. Też nie byłam zbyt trzeźwa.
- Już chciałaś całą winą obarczyć Nicka. Typowa kobieta. - powiedział Jason.
- Hej, gdyby nie on, dziecka by nie było. - zaśmiałam się. - Ale mimo wszystko, nigdy nawet nie rozmawialiśmy o dzieciach. W mojej pracy z macierzyństwem trzeba trochę poczekać, nie sądziłam też, że Nick chciałby mieć dzieci po tych przeżyciach z Nelly i swoją byłą... ale jak doszło co do czego, stanął na wysokości zadania i nawet nie pojawiła się myśl, że mogłabym usunąć ciążę. Będzie świetnym ojcem, wierzę w to.
- Jesteście cudowną parą. - wyraziła swoje zdanie Ag. Spojrzałam na nią, a później przeniosłam wzrok na Melanie. Uśmiechnęła się do mnie i położyła swoją dłoń na mojej. Popatrzyłam też na Jamesa, który udawał, że w ogóle nas nie słucha.
- James, a ty jak począłeś swoje dzieci? - spytał nagle Jason, patrząc na swojego frontmana.
- Ile razy już o tym gadaliśmy...
- My jeszcze nie słyszeliśmy. - odezwała się Agnes.
- Pierwsze w samochodzie, a drugie normalnie w domu, po prostu pękła nam prezerwatywa.
- Jak zaszła w ciążę z Nathanem to tylko krzyczała, ale gdy dowiedziała się, że jest w ciąży z Sophią to prawie go zabiła. Biedny James. - wybuchnęłam śmiechem.
- To nie jest śmieszne Shanell, ciekawe co ty byś zrobiła na moim miejscu. Ledwo wiązaliśmy koniec z końcem, mieliśmy malutkie dziecko, a ten idiota drugi raz mnie zapłodnił. Nic tylko zabić. - Melanie wstała ze swojego miejsca i podeszła do lodówki, żeby wyciągnąć karton soku pomarańczowego.
- Czy to moja wina, że pękła gumka? - próbował bronić się James.
- Mogę się założyć, że źle ją założyłeś.
- Soph ma już sześć lat, a ona dalej mi to wypomina. - mruknął do Jasona.
- Hetfield, słyszałam to! - krzyknęła Mel, odwracając się w jego stronę. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Miałam najlepszych przyjaciół na świecie.

Kirk
Postawiłem dzbanek z herbatą na stole i zająłem swoje miejsce. Był sobotni poranek, 9:00 rano, a Dave już nie spał. Siedział wygodnie rozłożony, z nogami na drugim krześle i przeglądał gazetę. W końcu odłożył ją na bok i wziął do ręki kromkę chleba.
- Ale twarde to masło... - powiedział, próbując je rozsmarować. - Wiesz Kirk, jakbyś je wyciągnął wieczorem z lodówki, to teraz byłoby miękkie. A tak nawet spokojnie kanapki nie można sobie zrobić...
- To mogłeś je sobie wyciągnąć. Ale jak się wraca o czwartej nad ranem z imprezy to się nie myśli, prawda?
Mustaine zrobił głupią minę i wrócił do walki z twardym masłem.
- A właśnie, gdzie ty się szlajasz po nocy? - spytałem nagle, przysuwając do siebie swój pusty kubek. - Gdzie wczoraj byłeś?
- A ty moją żoną jesteś, że mam ci mówić gdzie byłem? Będę sobie chodził gdzie mi się podoba.
- Ciekawe co Diana na to.
- A widzisz tu gdzieś Dianę? Nie? To zamknij mordę.
- Mieszkasz w moim domu sukinsynu, więc się trochę kulturalniej odzywaj.
- Co cię ugryzło? Weekend jest, wolne, słońce świeci, a ty od rana plujesz jadem na prawo i lewo.
Nie zdążyłem odpowiedzieć, ponieważ do kuchni wszedł rozanielony Marty.
- Dzień dobry.
- Nawet bardzo dobry. - powiedział Dave, robiąc mu miejsce obok siebie. Marty usiadł na swoim krześle i przysunął do siebie talerz.
- Kirk, możesz mi podać pomidory?
Odstawiłem na chwilę kubek z herbatą i bez słowa podałem to co chciał.
- Lepiej go nie proś o nic, bo jeszcze się rzuci na ciebie z pazurami. - mruknął Dave, przerzucając kolejną stronę w gazecie. Marty spojrzał na mnie.
- Znowu nie masz humoru?
- Mam wspaniały humor. Nie słuchaj go.
- O, horoskop finansowy. - Mustaine ułożył się wygodniej na swoim miejscu i zaczął czytać. - Ten rok dla Panny obędzie się bez finansowych zawirowań. Osoby spod tego znaku są skrupulatne, co też widać w ich postępowaniu z pieniędzmi. Jednak w okolicach czerwca pojawi się pozornie atrakcyjna oferta finansowa lub niespodziewany wydatek. Panny będą musiały wykazać się wyjątkową asertywnością i dyscypliną, aby nie nabawić się niepotrzebnego zadłużenia.
Przez chwilę zastanawiał się nad znaczeniem tych słów.
- Czy ja się kiedykolwiek nabawiłem niepotrzebnego zadłużenia?
- Czekam od pół roku aż mi oddasz moje sześćdziesiąt dolarów. - wtrąciłem się. Dave od razu chciał uciąć temat.
- Marty, jaki masz znak zodiaku?
- Strzelec.
- Osoby, które urodziły się pod znakiem Strzelca, rzadko się zadłużają. Ich entuzjazm przydaje się w codziennym życiu i przekłada się na osiąganie dalekosiężnych celów, także tych finansowych. Ten rok będzie dla Strzelców przełomowy, jeśli chodzi o nowe inwestycje – kupno mieszkania, samochodu, czy dalekiej podróży. Dlatego przed podjęciem tak ważnej decyzji warto poszukać nowych pomysłów na oszczędzanie. - zakończył z uznaniem Dave. - Na bogato. A ty, Kirk, jaki masz znak? Też ci przeczytam.
- Skorpion. - rzuciłem bez emocji, przeżuwając swoją kanapkę.
- Skorpiony, oby tak dalej! Problemy finansowe są wam obce, a kolejny rok będzie obfitował w liczne, dobrze trafione inwestycje. W okolicach wakacji przy planowaniu urlopu każdy Skorpion powinien jednak być szczególnie ostrożny i wystrzegać się niepewnych, niewypłacalnych biur podróży i przyjrzeć się dokładnie ich działalności, aby uniknąć niespodzianek. - przeczytał. - No, u ciebie też na bogato. I po co pracujesz w tym kinie?
- Dave, a ty nie wybierasz się dzisiaj przypadkiem do pracy? Twoja myjnia samochodowa w weekendy też jest czynna i to przez całą dobę.
- Wybieram, ale mam popołudniową zmianę. A twoje kino ma nocne seanse, też się przypadkiem nie wybierasz do pracy?
- Tak się składa, że dzisiaj mam wolne. - wstałem od stołu i odstawiłem kubek do zlewu. - Idę na próbę. Nie wiem kiedy wrócę.
- Jasne, leć ćwiczyć piosenki, które wam napisałem. - mruknął Mustaine, nie odrywając wzroku od gazety. Friedman starał się nie wybuchnąć śmiechem.
- Cześć Marty. Do zobaczenia później. - powiedziałem, specjalnie akcentując jego imię. Dave nawet nie zwrócił na to uwagi i nie poczuł się urażony, że się z nim nie pożegnałem. Zarzuciłem na ramię futerał z gitarą i wyszedłem z mieszkania.

3 komentarze:

  1. Cholernie Cię przepraszam Pat, że się opuściłam z komentowaniem. Czytam pojawiające się rozdziały, ale ani tu, ani na innych blogach nie mogłam przez ten wolny okres czasu sklecić nic a nic. Nawet zdanie. Przepraszam również, że zaczynam tutaj, pomijając komentarze pod trzema poprzednimi rozdziały. Nawiązując- Ach, Kirk. Bardzo mi się jego perspektywa podoba. No nic. Zabiorę się do tego, co najważniejsze.
    Bardzo mi się podoba część pierwsza rozdziału. Naprawdę. Ogólnie rzecz biorąc, nie lubię tematu dzieci tak samo jak i tych małych stworzeń. Tutaj jednak stworzyła się bardzo przyjemna atmosfera, co najważniejsze, humorystyczna. Boziu, jak ja się śmiałam czytając o Jamesie, któremu pękła guma. ''Nic, tylko zabić''. Pięknie powiedziane. Już w połowie komentarza mogę Ci napisać, że nie mogę się doczekać następnego. Serio. Bardzo mi się podoba ''Carpe Diem'' mimo, iż jest to dopiero początek.
    Ach, Kirk. Ktoś tu wstał chyba lewą nogą...albo i nie? Mustaine również potrafi podnieść na duchu- tak, to ironia. Kocham tego palanta, ale...jest dupkiem, o czym bardzo dobrze wiemy. I te horoskopy. Ciekawe, czy coś z tego wyniknie. W prawdziwym życiu by się nie sprawdziło, ale w opowiadaniu? Jestem ciekawa, co jeszcze wymyślisz.
    Przepraszam, że tak krótko, Pat, ale jeszcze nie wróciłam do formy. Wakacje mnie rozleniwiły, więc powoli trzeba się zebrać do kupy,
    Niech zaleje Cię ogrom weny. Do następnego ;)
    Nie wiem czy widziałaś, czy nie, ale zapraszam na prawie nowy rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak już wspominałam, uwielbiam ten rozdział. Nie tylko dlatego, że był cudowny James robiący jajka na bekonie, był Jase, Ash i te kochane bańki mydlane. Właściwie to nie wiem, ale jestem pewna, że to będzie jeden z moich ulubionych rozdziałów u ciebie.
    Jeśli mam się odnieść do początku, to pamiętasz, rozmawiałyśmy o tym, że Shan i Jaymz bardzo do siebie pasują. Shan jest kochana, Jaymz jest zajebisty i w sumie fajnie byłoby poczytać o nich razem, ale to w innej historii. Tutaj James ma Mel, która jest wspaniałą kobietą i to przy niej powinien się trzymać i nie puszczać jej za żadne skarby.
    Cudownie mi było czytać o tym, co czuje Shan, naprawdę cudownie. Powtarzają mi się już te określenia, ale naprawdę nie mam dziś do tego głowy. To było kochane, tak samo jak to podważanie talentu kulinarnego Nicka i Jasona <3 Ale gdyby Jase zalał mi płatki mlekiem, to serio byłabym najszczęśliwsza na świecie.
    Będzie chłopak. Cholera, będzie chłopak. Już nie mogę się doczekać.
    Ta rozmowa o dzieciach i wpadkach była... no cóż, taka kochana. Macierzyństwo jest naprawdę piękną rzeczą dla kobiety, jeśli tylko potrafi je docenić. Szkoda tylko, że dla Jasona tylko muzyka jest dzieckiem. Ale wszystko powoli, stabilizacja i dojrzałość, to chyba najważniejsze.
    Jamesowi pękła gumka. Hm. Zrobił to specjalnie! :D To była chyba najlepsza wymiana zdań w tym rozdziale, Jaymz.
    A Kirk znów przegryw XD On mi trochę zaczyna przypominać taką typową matkę, w sensie gdzie byłeś, co robiłeś, z kim, kiedy wróciłeś. Jeszcze zaraz da poczwarze szlaban i się skończy dzień dziecka.
    Horoskopy, o matko, lubiłam je czytać, gdy byłam mała. I ku mojemu zadowoleniu lew akurat prawie zawsze miał dobre finanse. Miłość zawsze potrzebowała spokoju i stabilizacji, a w rodzinie zawsze coś było nie tak. I cholera, gdyby nie te finanse, to wszystko by się zgadzało.
    Ciekawe, dlaczego Marty był rozanielony.
    Poczwara taka uprzejma z tym ćwiczeniem piosenek, które im napisał. Złodzieje. If you know what I mean.
    Przepraszam za ten durny i nieuporządkowany komentarz, ale chciałam go akurat dziś napisać. Czekam na kolejny, panno Poczwaro.

    OdpowiedzUsuń
  3. Heyy.
    James Hetfield robiący jajka na bekonie, co to musiały być za widoki <3 Też bym chciała, żeby James Hetfield zrobił mi rano jajka na bekonie.
    Hoho, z Nicka i Jasona tacy marni kucharze? Szkoda, chociaż pewnie w innych dziedzinach są lepsi :) By the way, teraz coraz więcej facetów gotuje lepiej od kobiet. I myślę, że to jest naprawdę wspaniałe, gdy schodzi się rano do kuchni, a twój facet robi ci śniadanie. I jeszcze bez koszulki! Marzenie... Dlaczego ja nigdy na takiego nie natrafiłam?
    Shanell wypada cudownie w ciąży, mimo że ma zawód, w którym ciąża może pokrzyżować dalszą karierę. Naprawdę cieszy mnie to, że ona zadbała o wszystko, że się nie dała i jedno na razie nie wyklucza drugiego. Wiem, że Shan będzie wspaniałą mamą, a Nick wspaniałym ojcem. Oboje mają pracę, która wymaga od nich czasu i poświęceń, ale ja wierzę, że dadzą sobie radę. Nie mogę się doczekać, aż ich maleństwo przyjdzie na świat. Na pewno będzie cudne.
    "- To nie jest śmieszne Shanell, ciekawe co ty byś zrobiła na moim miejscu. Ledwo wiązaliśmy koniec z końcem, mieliśmy malutkie dziecko, a ten idiota drugi raz mnie zapłodnił. Nic tylko zabić.
    (...)- - Czy to moja wina, że pękła gumka? - próbował bronić się James.
    - Mogę się założyć, że źle ją założyłeś.
    - Soph ma już sześć lat, a ona dalej mi to wypomina. - mruknął do Jasona.
    - Hetfield, słyszałam to! - krzyknęła Mel, odwracając się w jego stronę." - hahaha, o boże, mistrzostwo :D Uśmiałam się, kurwa, kocham to. Kochany James, zawsze można na niego liczyć.
    "Mustaine zrobił głupią minę i wrócił do walki z twardym masłem." - nie wiem, dlaczego, ale to mnie po prostu rozbroiło :D Skąd ja to znam, też często walczę z twardym masłem.
    Oni są kochani, te horoskopy, te kłótnie niczym w rodzinie. Ha, właściwie to można powiedzieć, że oni są jak rodzina. Ale to musi być niesłychanie ciekawe, codziennie jakieś odpały u nich. Tam, gdzie faceci mieszkający we trójkę, tam zawsze ciekawie. Boże, jak ja chciałabym tam być.
    "- Idę na próbę. Nie wiem kiedy wrócę.
    - Jasne, leć ćwiczyć piosenki, które wam napisałem. - mruknął Mustaine, nie odrywając wzroku od gazety. Friedman starał się nie wybuchnąć śmiechem." - kolejna pompa, o nie :D Ale to prawda, poniekąd. U Dave'a zawsze można liczyć na szczerość, kochany Dave.
    Chcę więcej Marty'ego, Kirka i Dave'a!
    Pozdrawiam.
    RockMe Baby

    OdpowiedzUsuń