poniedziałek, 7 września 2015

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 6.

dziękuję za grubo ponad 100 000 wyświetleń, które styknęło jakoś w tamtym tygodniu.

Nick
- Powinniśmy już zacząć wszystko powoli kupować. Łóżeczko, butelki, pościel, wózek... mamy jedynie trochę ubranek, które dostałam. - poinformowała mnie Shanell, poprawiając swoje okulary przeciwsłoneczne. Odprowadzałem ją na jogę. Przechodziliśmy właśnie przez MacArthur Park, gdzie było pełno dzieci i turystów.
- Tak, zaczniemy się już rozglądać. - powiedziałem, patrząc zamyślony przed siebie.
- Wiesz... tak właściwie ten pokój to była moja garderoba. Trzymam tam większość swoich ubrań. Jedynie Nelly tam spała, jak do nas przychodziła. Ona teraz będzie spała w salonie, a co ja zrobię z tymi wszystkimi rzeczami, skoro to będzie pokój dziecka?
- Jakoś to zorganizujemy, nie martw się.
- Potrzebujemy nowego mieszkania. - spojrzała na mnie z boku. - Większego.
- Shan, zbyt dużo na nas zrzucasz. Poczekajmy, aż urodzi się maleństwo. Jemu trzeba będzie poświęcić najwięcej uwagi, a nie przeprowadzce. - zatrzymałem się. Złapałem ją za dłonie i popatrzyłem na nią. - Dziecko będzie teraz najważniejsze. Twoje rzeczy damy na przechowanie paru osobom, które mają trochę wolnego miejsca u siebie, a jak już uporządkujemy wszystkie sprawy i przyzwyczaimy się do nowej roli, w szczególności ty, zaczniemy czegoś szukać. Tak?
- Dobrze... - powiedziała cicho i przytuliła się do mnie. Złapałem ją za rękę i szliśmy dalej. Tym razem Shanell nie mówiła o ciąży i ubrankach dla dziecka, tylko o kontrakcie, który miała podpisać kiedy urodzi. Moja dziewczyna już jakiś czas temu zapowiedziała mi, że po porodzie robi sobie jedynie dwa miesiące przerwy. W tym czasie przejdzie też na dietę i wznowi treningi, a potem od razu wraca do pracy. Niezbyt mi się to podobało. Wolałem, żeby odpuściła sobie z tym wszystkim co najmniej na rok. Ale wiedziałem też, że Shan i Ryan nigdy się na to nie zgodzą. W tym czasie była jedną z najbardziej pożądanych modelek w branży, praktycznie każdy chciał z nią pracować. Zdawałem sobie również sprawę z tego, że za parę lat to wszystko zdecydowanie zwolni. Nie jest to praca na całe życie. Chciałem, żeby jak najlepiej wykorzystała swoją szansę. Chciałem, żeby była szczęśliwa. Byłem z niej strasznie dumny.
W pewnym momencie dostrzegliśmy jakieś dziecko biegnące w naszą stronę. Dzieciak mógł mieć może z sześć lat, miał ciemne blond włosy, koszulkę z nadrukiem z jakiejś kreskówki i poobdzierane kolana. Wręcz rzucił się na mnie i przytulił się do mojej nogi. Shan odsunęła się na bok i patrzyła na nas ze zdziwieniem.
- Tato! - krzyknął, jeszcze bardziej ściskając moją nogę. Byłem w szoku. Pierwszy raz widziałem tego bachora na oczy. Spojrzałem wielkimi oczami na moją dziewczynę, która zmarszczyła brwi i splotła ręce na piersiach.
- No proszę, ile twoich dzieci jeszcze przede mną ukrywasz?
- Ale... ale ja nie wiem o co chodzi! Odsuń się... - próbowałem odepchnąć tego dzieciaka, ale owinął się wokół mnie jak bluszcz.
- Ciekawe ile kobiet przede mną zapłodniłeś.
- Shanell! Odsuń się... nie znam cię. No kurwa mać!
Shan chciała już odejść, ale w tym samym momencie podbiegła do nas kobieta w średnim wieku. Próbowała odciągnąć ode mnie tego małego potwora.
- Vincent, co ty wyprawiasz?!
- Chcę do taty.
- Nie jestem twoim ojcem, do cholery!
- Vincent, zostaw pana, idziemy do domu. - odezwała się jego matka, ciągnąc go za rękę. Ten jak na złość jeszcze bardziej przyssał się do mnie. Jak pijawka.
- Pod warunkiem, że tata pójdzie z nami.
Spojrzałem błagalnym wzrokiem na Shan, która zirytowana stała z boku.
- Miałeś przede mną tyle dziewczyn, że nawet nie pamiętasz ilu zrobiłeś dziecko? - spytała wrednie. Ta bezczelna baba jeszcze zamiast odciągnąć dziecko ode mnie, stała obok i słuchała jak się kłócimy.
- Przysięgam, że nie mam pojęcia o żadnym dziecku... Miałem wiele lasek, było ich naprawdę dużo, nawet nie pamiętam ile dokładnie. Ale to chamskie z ich strony, że nie powiedziały mi, gdy zaszły ze mną w ciąże.
- To chamskie z twojej strony, że je zapłodniłeś i zostawiłeś. Ja będę następna?
- Shanell...
- Zamknij się. Sama dojdę na jogę, nie musisz mnie odprowadzać.
Popatrzyła na mnie z pogardą i odeszła. Zapomniałem nawet o matce tego bachora. Dopiero jej przeprosiny wyrwały mnie z zamyślenia. Nawet jej nie słuchałem. Odsunąłem się od dziecka, które mnie w końcu puściło i spojrzałem na kobietę ze złością w oczach.
- Na pani miejscu trzymałbym tego potwora na smyczy. - oznajmiłem szczerze. Zaraz po tym odszedłem, nie czekając na żadną odpowiedź i marne tłumaczenia.

Kirk
Niechętnie otworzyłem drzwi mieszkania. Wizja Dave'a siedzącego przed telewizorem wśród porozrzucanych ubrań i pustych pudełek po pizzy niezbyt mnie tu przyciągała. Dzisiaj w pracy zadzwoniłem do jego mamy i poprosiłem ją, żeby nas odwiedziła i przemówiła mu do rozsądku. Niezbyt chętnie się zgodziła.
Wszedłem do środka i rozejrzałem się. Zdziwiłem się, ponieważ w salonie panował względny porządek. Poszedłem dalej. W kuchni dostrzegłem Dave'a, który stał przy blacie kuchennym. Spojrzał na mnie i wziął do ręki talerz.
- Witaj w domu. Zrobiłem ci kanapkę. - oznajmił i podał mi kromkę chleba posmarowaną masłem orzechowym.
- Słuchaj, naprawdę sądzę że powinieneś...
- W życiu. - przerwał mi chłodno.
- To twoja matka.
- Wiesz, że ona nigdy nie pochwaliła przy mnie Megadeth?
- Przestań, na pewno...
- Albo jak miałem sześć lat to straszyła mnie, że odda mnie do domu dziecka, bo zwymiotowałem w samochodzie jej chłopaka.
- Ale...
- Słuchaj, jeśli nie chcecie mnie tutaj to spoko, pójdę do kogoś innego, ale nie wró...
Nie dokończył, ponieważ przerwało mu walenie do drzwi. Popatrzyłem na Mustaine'a i uśmiechnąłem się krzywo.
- Proszę! - krzyknąłem donośnie.
Drzwi otworzyły się z hukiem, a ja otworzyłem gębę ze zdziwienia. Zupełnie inaczej wyobrażałem sobie jego matkę. Dave nie był do niej ani trochę podobny. Była średniego wzrostu panią koło pięćdziesiątki, z włosami tlenionymi na blond i makijażem, którego nie powstydziłaby się gwiazda porno. Miała na sobie proste wytarte jeansy i czarną koszulkę na ramiączkach, która odsłaniała jej pomarszczony dekolt.
- Mama?! - jeknął Dave.
- Wiem kim jestem. - odparła, wchodząc do mieszkania. Miała nieprzyjemny głos. Można było w nim wyczuć wyższość i niechęć do każdego człowieka.
- Kirk, zaprosiłeś tu moją matkę? - Dave spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Musicie się pogodzić.
- Niczego od niej nie chcę!
- Nie zasługujesz na mnie! - wtrąciła się pani Mustaine. Dave spojrzał na nią, marszcząc brwi. Podszedł bliżej.
- Po co mi takie zużyte próchno jak ty?
- Ślicznie. Dobrze się przyjrzyj swojej przyszłości mały, taką będziesz miał żonę.
- Moja przyszłość ma się dobrze.
- Kto ci tak powiedział? Twój kurator sądowy?
- Ja przynajmniej dzwonię do mojego kuratora. - prychnął i zaplótł ręce na piersiach.
- Mógłbyś się umyć.
- Mogłabyś wyremontować mi łazienkę w mieszkaniu.
Spojrzeli na siebie z nienawiścią w oczach. Rozmowa nie szła im najlepiej, ale było w miarę spokojnie. Do czasu. Christine, bo tak miała na imię mama Dave'a, zamiast spakować jego graty i go stąd zabrać, zaczęła mu wszytko wypominać. Mustaine, zamiast to olać, jak zawsze dał się sprowokować.
- Ej Dave, pamiętasz kiedy miałeś 10 lat i powiedziałam, że Sparky uciekł?
- Ta.
- Sprzedałam go. - odpowiedziała z rozbrajającą szczerością.
- O mój Boże. Sprzedałaś psa?!
- Obcokrajowcom.
- A chcesz wiedzieć dlaczego ten dziany doktor do ciebie nie dzownił?
- Shawn?
- Powiedziałem mu, że zginęłaś w wypadku samochodowym.
Jego matka nie mogła złapać oddechu. Miałem wrażenie, że zaraz się na niego rzuci.
- Dosyć... - odezwałem się w końcu, żeby załagodzić sytuację. - Każdy zrobił coś, z czego nie jest dumny. Jak na przykład sprzedanie zwierzątka czy niszczenie szans matki na nowy związek...
- Jak mogłaś sprzedać mojego psa?! - wydarł się Dave. - Już mogę wybaczyć ci to, że nie chciałaś mnie odbierać z komisariatu kiedy zgarniała mnie policja, ale to, że oddałaś obcym ludziom moje zwierzątko?! Nigdy!
- A ty całe życie rujnowałeś moje związki! Przećpałeś nawet moje pierścionki zaręczynowe!
- I tak ci nie były potrzebne, nigdy nie brałaś ślubu!
Westchnąłem i odsunąłem się od nich. Pokręciłem głową i z daleka obserwowałem, jak się kłócą. Wiedziałem, że Dave pochodzi z rozbitej rodziny, nigdy nie wspominał o rodzicach. Wiedziałem tylko, że nie zna swojego ojca i nie dogaduje się z matką, czasami wspominał o siostrach, z którymi widywał się tylko przy jakichś większych okazjach. Ale nie sądziłem, że wychował się w takiej patologii. Nigdy bym nie przypuszczał, że matka może tak traktować swoje dziecko. Nie chciałem usprawiedliwiać Dave'a, bo sam nigdy nie był święty i niczego swojej mamie nie ułatwiał, ale to właśnie ta kobieta przyczyniła się do tego, że Mustaine dzisiaj jest jaki jest. Narkotyki, awantury, niechęć do ludzi, ciągłe zmiany dziewczyn. W miarę ustabilizował się dopiero wtedy, kiedy podpisał umowę o pracę i poznał Dianę, która sama bała się związku z nim i przez długi czas się wahała, czy w ogóle powinna dać mu szansę.

5 komentarzy:

  1. Heyy.
    Boże, Nick i Shan są tacy kochani. Nie wiem, co się dzisiaj ze mną dzieje, ale gdy czytam coś takiego, to to mnie po prostu rozczula. Jestem jednak zdania Nicka i uważam, że najpierw powinni się na dobre zająć przygotowaniem na przyjście dziecka, a potem dopiero jakąś ewentualną przeprowadzką. Co do kariery Shanell, to to jest dość ciężka sprawa. Powiem tak, do negocjacji. Z jednej strony lepiej by było, gdyby zajęła się przez jakieś przynajmniej kilka miesięcy dzieckiem, ale z drugiej to każdy wie, jaką ona ma pracę i jaki jest jej świat. Myślę, że ja będąc nią też bym chciała jak najprędzej wrócić do wykonywania zawodu.
    Scenka w parku genialna. Aż mi się przypomniało, jak ja będąc małym dzieckiem byłam z babcią w kościele i usiadłam jakiemuś obcemu człowiekowi na kolana, bo myślałam, że to mój tata :D Dzieci już tak chyba mają i to niekiedy potrafi przysporzyć nie lada kłopoty.
    "- Nie jestem twoim ojcem, do cholery!
    - Vincent, zostaw pana, idziemy do domu." - hahaha, jebłam :D Sama nie wiedziałabym, co w takiej sytuacji zrobić. Mam jednak nadzieję, że Nick i Shan jakoś dojdą do ugody i on jej zdoła to wszystko wyjaśnić, ale powiem ci, że samą zaczyna mnie nurtować, czy to rzeczywiście nie jest jakiś jego zapomniany syn.
    "- Ślicznie. Dobrze się przyjrzyj swojej przyszłości mały, taką będziesz miał żonę.
    - Moja przyszłość ma się dobrze.
    - Kto ci tak powiedział? Twój kurator sądowy?
    - Ja przynajmniej dzwonię do mojego kuratora. - prychnął i zaplótł ręce na piersiach.
    - Mógłbyś się umyć."- padłam, kurwa, drugi raz :D Skąd ty bierzesz takie teksty? I cholera, pani Mustaine jest wprost genialna. Dave jest do niej tak bardzo podobny pod względem charakteru i tych odzywek. Pani Mustaine - moja mistrzyni.
    "- Ej Dave, pamiętasz kiedy miałeś 10 lat i powiedziałam, że Sparky uciekł?
    - Ta.
    - Sprzedałam go. - odpowiedziała z rozbrajającą szczerością.
    - O mój Boże. Sprzedałaś psa?!
    - Obcokrajowcom.
    - A chcesz wiedzieć dlaczego ten dziany doktor do ciebie nie dzownił?
    - Shawn?
    - Powiedziałem mu, że zginęłaś w wypadku samochodowym." - znowu :D O boże, aż się kawą oplułam. Ale to jest poniekąd smutne. Syn i matka żyją jak kot z psem, ich stosunki są jak stosunki wrogów i nawet jeśli się wie, jacy oni są, to według mnie powinni postarać się jakoś ulepszyć te stosunki, porozmawiać normalnie, no bo jak to w końcu tak. Byłoby miło, ale na pewno już nie tak ciekawie i zabawnie :) Interesuje mnie też nadal ojciec Dave'a i ciekawe, czy będzie mu dane go poznać.
    Czekam na kolejny i pozdrawiam :)
    RockMe Baby

    OdpowiedzUsuń
  2. Zrobiło mi się smutno, kiedy przeczytałam ten Twój opis... Jeszcze teraz niedawno Rose pisała, że odchodzi z bloggera. Błagam Cię, dokończ chociaż to opowiadanie. Mam dosyć tego, że odchodzą te najlepsze, a pełno innego gówna, którego nie chce się czytać, które było wałkowane po tysiąc razy, ma tyle zachwytów i komentarzy... Czytam Cię od początku, pięknie było patrzeć jak każdy Twój kolejny rozdział był coraz lepszy. Przy Carpe Diem Baby czekałam na każdy piątek, wracałam ze szkoły i od razu sprawdzałam, czy już nie dodałaś rozdziału. Czasami odzywałam się w komentarzach. Przy The Unforgiven już nie potrafiłam się odezwać... Bo wgniatałaś mnie w fotel każdym rozdziałem. Tamto opowiadanie udowodniło, że jesteś jedną z najlepszych tutaj, nikt nigdy nie pisał i nie napisze lepszych opowiadań o Metallice niż Ty, pamiętaj.
    W Carpe Diem Baby 2 zakochałam się już po prologu, jeśli nie dokończysz tego, załamię się. Nie mogę znieść tego, że nie ma Rose, że DeMars milczy, Reverie czy Czekoladowa... Proszę, skończ to. Ja chcę poznać Twoje zakończenie, nie chcę sama go sobie wymyślać.
    Postaram się komentować rozdziały, krótko, może nie zawsze mi się uda, ale będę się starać. Niestety, studia...
    Pozdrawiam i życzę Ci dużo weny, pomysłów nie muszę, bo patrząc na ilość opowiadań, na wątki, to masz ich sporo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja chyba nie wiem nawet co mam napisać...
      dziękuję, po prostu...
      <3

      Usuń
    2. Dziwnie się poczułam, kiedy przeczytałam ten komentarz...
      Patty, ja do Ciebie wrócę. Chwila i wrócę, trochę za dużo się działo ostatnio. Teraz nastały spokojne dnie, w których nie mam co robić, więc daj mi trochę czasu, a będę Cię zamęczała :D

      Usuń
  3. O tak, jest Shan, jest i Nick i ten mój pomysł z tym dzieckiem, które się przyczepiło do Nicka i te wszystkie kobiety, które zapłodnił i zostawił :> Hah, to było świetne, świetnie napisane, no uśmiałam się :)
    Wiesz, podoba mi się sposób, w jaki Nick mówi o Shan. Mimo tego, że jej zawód i praca modelki nie do końca go tak satysfakcjonuje, to on i tak jest z niej dumny i stara się ją w tym wszystkim wspierać. Są kochaną parą, według mnie jedną w czołówce najlepszych par w Carpe Diem. Nie mogę się doczekać, aż mały przyjdzie na świat, choć wiem, co też się będzie z tym wiązało.
    O ja pierdolę, mama Mustaine jest tak zajebista, nikt jej nie pobije XD Tymi odzywkami, potajemną sprzedażą psa i tymi groźbami z oddaniem poczwary do domu dziecka mnie rozwaliła, a wiem, że to jest tylko niewielka część jej możliwości. Nie sądzę, że oni tak łatwo się ze sobą pogodzą. Żadne z nich nie ma do tego jak na razie najmniejszych chęci i wątpię, żeby w najbliższym czasie się to jakoś zmieniło, ale z miłą chęcią poczytałabym jeszcze o jakichś ich kłótniach, bo są genialne.
    Jeszcze odnośnie Kirka, to ja wiem, że mam do niego złe nastawienie i nie mogę być tutaj obiektywna, ale znów mnie wkurzył tą całą niespodzianką. No tak, może ma dobre intencje i chce się pozbyć Dave'a, ale mógł to jakoś inaczej zorganizować, nie wiem. Poczwara może jakoś by się przygotowała i może udałoby im się jakoś w spokoju porozmawiać, a tak to mu się nie dziwię, że się wkurwił i tak zareagował. Ach ten Kirk, mistrz intrygi :')
    Czekam na kolejny rozdział, panno Poczwaro.

    OdpowiedzUsuń