sobota, 19 września 2015

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 7.

zmieniłam zdjęcie Diany, wróciłam do kobiety, która była nią w poprzedniej części. nie wiem w ogóle, po co ją zmieniałam, skoro cały czas widziałam ją u boku Dave'a.

Judy
- Nie chcę tego oglądać! - usłyszałam krzyk Masona z salonu. Odłożyłam nóż i zajrzałam do pokoju. Siedział z Taylorem na kanapie i próbował wyrwać mu pilota z ręki.
- Mason! - krzyknęłam, a on odskoczył od młodszego brata. - Zrobisz mu krzywdę.
- Chcę włączyć Scooby Doo. - jęknął.
- Daj mu spokojnie obejrzeć jego bajkę.
- Ale ja nie chcę oglądać Toma i Jerry'ego! Już widzieliśmy ten odcinek! - znowu chciał zabrać mu pilota, a Tay zaczął wrzeszczeć i odsuwać się w drugą stronę.
- Dosyć tego. - podeszłam do nich i wyrwałam im go. - Oglądasz z Taylorem do końca jego kreskówkę. Kiedy się skończy, możesz sobie przełączyć na co chcesz. Rozumiemy się?
Mase zrobił obrażoną minę i odsunął się od swojego brata. Podałam jeszcze Taylorowi jego plastikową butelkę z piciem i wróciłam do kuchni. Macierzyństwo czasami dawało mi nieźle popalić. Taylor jak na razie był cholernie słodkim i grzecznym dzieckiem. Był strasznie podobny do mnie, miał te same oczy, nos, usta, rysy twarzy, ale z charakteru wrodził się w Juniora. Z Masonem natomiast było na odwrót - wyglądał zupełnie jak David w dzieciństwie, a większość cech charakteru miał po mnie. Tych negatywnych. Ujawniły się dopiero wtedy, jak poszedł do szkoły. Był kochanym i ślicznym chłopcem, ale dosyć często można było zauważyć u niego wahania nastrojów. Szybko się denerwował, wszystko musiało być tak, jak on chce. Jego nauczycielka skarżyła się, że nie potrafi pracować w grupie, uważał się za kogoś lepszego. Chodził do klasy z Nathanem i głównie z nim się przyjaźnił. James i Mel też mieli z nim coraz większe problemy. Jamesa to jednak bawiło i twierdził, że wyrośnie ze szczeniackiego zachowania, Melanie jakoś nie bardzo. Jak typowe mamy uważałyśmy, że to nasze dziecko jest najgrzeczniejsze, a inne sprowadza je na złą drogę. Tak było też z nami. Dzisiaj wieczorem miałyśmy spotkać się u Shanell w babskim gronie. Miałam tylko nadzieję, że po kilku drinkach nie zacznie znowu kłótni o to, że przez mojego Masona jej Nathan jest niegrzeczny. Nie chciałam się już kłócić.
Dokończyłam kolację dla dzieci. Nałożyłam ich porcje na talerze i poszłam do salonu. Wzięłam Taylora na ręce.
- Mase, chodź na kolacje.
- Ale ja oglądam...
- Mason, proszę cię. Nie dyskutuj. Chodź zjeść i możesz dalej oglądać.
Wydał z siebie głośny jęk i jakoś zwlekł się z łóżka. Posadziłam Taylora w jego wysokim krzesełku i zaczął grzecznie jeść. Mason również. Wzięłam mój kubek z zieloną herbatą i usiadłam naprzeciwko niego.
- Wychodzisz gdzieś dzisiaj? - spytał nagle Mase.
- Tak. Do Shanell.
Kiwnął głową.
- A ty masz jakieś plany na weekend?
- Może pójdę jutro do Nathana. Zaprosił mnie do siebie.
- Zobaczymy jeszcze. Jak było dzisiaj w szkole? - zaciekawiłam się.
Wbił wzrok w swój talerz i podparł głowę ręką.
- Fajnie.
Typowa odpowiedź. Słyszałam ją nawet wtedy, kiedy zadzwoniła do mnie jego wychowawczyni, żeby powiedzieć że pobił się z innym chłopcem o kanapkę. Po chwili usłyszałam ciche trzaśnięcie drzwi wejściowych. Chciałam już wstać i pójść do przedpokoju, żeby powitać mojego chłopaka, ale David zdążył już wejść do kuchni.
- Cześć. - przywitał się i cmoknął mnie w usta. Podszedł do lodówki i wyciągnął mleko, po czym napił się z kartonu. Zaraz po tym wyjął z kieszeni paczkę Marlboro i zapalniczkę. Odpalił papierosa i zaciągnął się mocno.
- David... nie przy dzieciach, proszę.
- Zapomniałem... - mruknął i przysunął do siebie popielniczke. Zgasił fajkę i uśmiechnął się do mnie. Od jakiegoś czasu miał gorsze dni.
- Idę dzisiaj do Shan. Zostaniesz z chłopakami?
- Tak. Nie mam zamiaru nigdzie dzisiaj wychodzić.
- Pójdę się już szykować. Przypilnuj ich, żeby zjedli.
Odstawiłam pusty kubek do zlewu i pogłaskałam Davida wierzchiem dłoni po policzku. Pocałował mnie w rękę, a ja uniosłam kąciki ust ku górze i wyszłam z kuchni.
- Żryj te brokuły, Mason. - usłyszałam jeszcze.
- Mamo! - krzyknął mój starszy syn.
- Junior!
Mój facet wybuchnął głośnym śmiechem. Uśmiechnęłam się pod nosem i poszłam do łazienki. Przebrałam się i poprawiłam makijaż. Schowałam moje kosmetyki i wyszłam z łazienki. David siedział już w salonie, pił piwo i oglądał coś w telewizji. Taylor bawił się obok niego, a Mason był u siebie. Ubrałam swoją jeansową kurtkę i wzięłam torebkę.
- Wrócę pewnie koło północy.
Kiwnął głową i skinął na mnie ręką. Wyszłam z mieszkania. Poszłam na stację metra, gdzie czekałam parę minut na swój pociąg. Wskoczyłam do niego i zajęłam pierwsze wolne miejsce. Wysiadłam cztery przystanki później. Do osiedla na którym mieszkała Shan zostało mi kilka minut drogi. Szłam szybkim krokiem, a kiedy przechodziłam przez ulicę, zobaczyłam Mel wychodzącą z samochodu. Krzyczała coś jeszcze do Jamesa, a chwilę później pomachała mu i odjechał. Doskoczyłam do niej i rzuciłam się jej na plecy.
- Ej, zepsujesz mi fryzurę! - krzyknęła, śmiejąc się. Puściłam ją i przytuliłam się do niej.
- Przecież dobrze wyglądasz. Nic ci nie zepsułam. - odsunęłam się do niej i weszłyśmy razem do klatki schodowej. Podczas jazdy windą zamieniłyśmy parę słów, a rozmowa o dziwo nie dotyczyła naszych synów. Kiedy byłyśmy już na 14. piętrze, wyszłyśmy z windy i zapukałyśmy do drzwi mieszkania Shan. Otworzyła po kilku sekundach.
- Dlaczego pukacie, zamiast od razu wchodzić? - spytała, nieczekając na odpowiedź. Weszłyśmy za nią do salonu. Agnes siedziała już na kanapie i jadła orzeszki ziemne. Przywitałyśmy się i zajęłyśmy wolne miejsca. Jakiś czas później przyszła też Roxxi.
- Czego się napijecie?! - Shanell wychyliła się z kuchni.
- Piwa! - krzyknęłam do niej.
- Ja też. - przytaknęła Agnes.
- Wódka. - rzuciła Roxxi, patrząc gdzieś przed siebie.
- Ja sobie zrobię drinka. - oznajmiła Mel, przerzucając nogi przez oparcie fotela. Shan po chwili wróciła do salonu.
- To wódka Nicka, ale nie obrazi się chyba, jak trochę wypijecie. - postawiła butelkę na stole, a mi podała dwie puszki piwa. Jedną rzuciłam w stronę Agnes. Shanell zajęła miejsce obok Roxanne, a ja przyjrzałam się jej. Miała na sobie flanelową koszulę Nicka, jeansowe szorty i lekki makijaż. Wyglądała niby normalnie, ale tak cudownie. Miałam wrażenie, że odkąd jest z Nickiem pięknieje z dnia na dzień. Zawsze wyglądała wspaniale i każdego zachwycała, ale teraz naprawdę rozkwitła. Dla Nicka zawsze starała się wyglądać idealnie, przy Cliffie jakoś szczególnie jej na tym nie zależało. Chodziła przy nim bez makijażu i w rozciągniętych koszulkach. Nickowi pokazywała się "na czysto" dopiero w łóżku wieczorem. Chociaż też pewnie nie zawsze, nawet podczas seksu z nim chciała wyglądać jak supermodelka.
Byli świetną parą. Miałam wrażenie, że Shan dopiero przy nim poczuła się spełniona i naprawdę szczęśliwa. Przez ostatnie miesiące jej związku z Cliffem wydawało mi się, że to ją męczy. Czuła, że się cofa, ale nigdy tego głośno nie mówiła. Wiedziałam, że dusi się w tej relacji. Gdyby przyjęła jego zaręczyny i wyszła za niego za mąż, popełniłaby największy błąd w życiu. Samobójstwo.
- Shan... - głos Agnes wyrwał mnie z zamyślenia. - Masz wspaniałego faceta. - powiedziała do niej, zupełnie jakby czytała mi w myślach.
- A ty narzekasz na swojego? Jason to wzór cnót.
- Wzór cnót, chyba poza drzwiami sypialni. - mruknęła tajemniczo Ag.
- To tak jak James. W dzień wzorowy mąż i ojciec, a w łóżku i na koncertach... - Melanie przymknęła oczy i odchyliła głowę do tyłu, prawie wylewając swojego drinka.
- Ja na Juniora też nie narzekam... - zaśmiałam się. - Jest kochany, uroczy, wiecie, niby taki nieśmiały i skromny, a jak jesteśmy sami... - rozmarzyłam się.
- Wczoraj nawet spokojnie nie mogłam wziąć prysznica... - odezwała się Agnes. - Ciebie Mel też tak często James zaciąga pod prysznic?
- Dziewczyno, ty nie masz pojęcia co my wyprawiamy na stole w kuchni, przy którym nie raz jadłaś kolację. - powiedziała z poważną miną, a Ag zakrztusiła się swoim piwem.
- To co, jesteśmy oficjalnie szczęściarami? - spytała z uśmiechem Shan. Wszystkie spojrzałyśmy na Roxxi, która patrzyła gdzieś przed siebie nieobecnym wzrokiem. Nawet nie tknęła drinka, którego zrobiła jej Mel. Spojrzała nagle na nas i wzięła wysoką szklankę do ręki.
- Tak, jesteśmy. Na zdrowie.
Siedziałyśmy do późna, śmiejąc się i plotkując. Shan była oczywiście trzeźwa, ja i Agnes się trzymałyśmy, Roxxi również, mimo że najpierw wypiła jednego mocnego drinka, a potem piwo, ale Melanie totalnie odpłynęła. Nic dziwnego, skoro robiła sobie drinki w których było pół szklanki wódki. Nie mogłyśmy jej puścić w tym stanie samej do domu, więc Shanell zadzwoniła po Jamesa, żeby po nią przyjechał.
- Cholera, ale się załatwiłaś... - powiedziała Shan, próbując wyciągnąć z dłoni na wpół przytomnej Mel pustą już butelkę.
- Zostaw... - wybełkotała.
- Wychlałaś Nickowi całą wódkę!
- Ku-kupię mu... nową... - mruknęła niewyraźnie, prawie zlatując z fotela.
James przyjechał kilkanaście minut później. Kiedy wszedł do salonu i zobaczył swoją śpiącą na fotelu Mel, zaniemówił.
- Opiłyście moją żonę! - krzyknął z oburzeniem.
- Sama wypiła całą butelkę! - powiedziała Shan.
- Dobra, nieważne. Wiedziałem, że ona nie może sama wychodzić.
Podszedł do niej i próbował ją dobudzić. Melanie jednak nie była w stanie sama stać na nogach, więc James wziął ją na ręce i przerzucił przez ramię. Roxxi też wstała ze swojego miejsca.
- Podrzucisz mnie do domu? Masz po drodze.
- Tak. Chodź.
Pożegnali się i wyszli. Chwilę później pomogłyśmy Shan ogarnąć trochę salon. W międzyczasie wrócił z próby Nick. Nie chciałyśmy im przeszkadzać, więc czym prędzej ulotniłyśmy się z ich mieszkania.

Nick
Wszedłem do mieszkania i zamknąłem drzwi lekkim kopnięciem, ponieważ obydwie ręce miałem zajęte. Poszedłem prosto do kuchni i położyłem reklamówki z zakupami na stole.
- Kupiłeś miód?! - krzyknęła Shanell z łazienki.
- Tak! - odpowiedziałem i zacząłem wkładać produkty do lodówki. Po incydencie z dzieckiem w parku na szczęście dosyć szybko się pogodziliśmy. Zrozumiała, że to była zwykła pomyłka i chyba już o tym zapomniała. Znowu wszystko było w jak najlepszym porządku.
W momencie kiedy wkładałem pudełko płatków śniadaniowych do szafki, usłyszałem dzwonek do drzwi. Poszedłem otworzyć. Na progu stał Ryan, który spojrzał na mnie chłodno i bez pozwolenia wszedł do środka. Ściągnął swoją skórzaną kurtkę i rzucił nią we mnie.
- Powieś. - powiedział lodowato. Miałem ochotę podbiec do okna i wyrzucić tę kurtkę z 14. piętra, ale mimo wszystko powiesiłem ją. Zauważyłem, że lustruje mnie wzrokiem z góry na dół.
- Jak ty wyglądasz?
- Jak? Normalnie. - spojrzałem na siebie. Miałem na sobie szerokie spodenki w kratkę do kolan, białą bluzkę z Misfits, skórzaną kurtkę i adidasy za kostkę. Nie widziałem w tym stroju nic złego, ale Ryan już się krzywił. Wychodziłem dzisiaj tylko do sklepu po drugiej strony ulicy, więc nie musiałem zakładać garnituru.
- Mógłbyś się lepiej ubierać kiedy przychodzę. Nienawidzę źle ubranych ludzi.
- Dobrze, następnym razem przygotuję smoking na twoje przyjście. - przewróciłem oczami.
- Nie wywracaj mi tutaj oczami, tego też nie lubię.
- Ale ty drażliwy jesteś. Znajdź sobie jakąś dziewczynę w końcu.
- Dziewczynę to można mieć w liceum, w moim wieku ma się partnerkę.
- A ile ty masz lat, czterdzieści?
Ryan spojrzał na mnie z oburzeniem. Poczuł się wyraźnie urażony, a ja miałem ochotę wybuchnąć śmiechem. Postanowiłem się jednak powstrzymać, żeby później znowu nie skrażył się Shanell, jakiego to ona nie ma okropnego chłopaka.
- Mam trzydzieści trzy lata.
- Byłem pewny, że więcej. - nadal go prowokowałem. Ryan tylko prychnął i ruszył do kuchni.
- Zrób mi kawę.
- A może jakieś magiczne słowo?
- Zrobisz mi kawę? - spytał, a w jego głosie można było wyczuć zniecierpliwienie.
- Chodziło mi o "poproszę", ale niech ci będzie. - rzuciłem obojętnie i wlałem wodę do czajnika.
- Mleko i dwie płaskie łyżeczki cukru.
- Nie musisz mi znowu o tym przypominać! - zdenerwowałem się. Chwilę później z łazienki wyszła Shanell. Uśmiechnęła się do Ryana i podeszła do niego, żeby go przytulić. Objął ją i pocałował w policzek. Przewróciłem oczami. To było niesamowite, jak bardzo ten człowiek potrafił być chamski i wredny dla każdego wokół, a przy Shan stawał się kochanym, troskliwym facetem. Ale jaki mógł miał być, skoro zarabiał pieniądze na jej ciele? Z żadną modelką nie pracował tyle co z nią. Obecnie była jedną z najlepszych w branży, więc dlatego tak się przy niej trzymał. Gdyby tylko ona próbowała zakończyć z nim współpracę, tak by ją załatwił, że już nigdy nie podpisałaby żadnego kontraktu. Miał zbyt dobre znajomości. Byłem ciekawy co zrobi, kiedy Shanell za kilka lat zakończy karierę.
- Nick, musimy przejrzeć projekty sukienek. Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza?
- Nie, skądże. Przecież nie możecie tego zrobić w agencji.
- Nicky... - westchnęła Shan.
- Przecież nie mam nic przeciwko... zresztą, to twoje mieszkanie.
Uśmiechnęła się i poszli razem do salonu. Oparłem się o blat i czekałem aż zagotuje się woda. Zrobiłem kawę dla Ryana i zaniosłem ją do pokoju. Siedział z Shan na sofie wśród porozrzucanych kartek i rysunków na stole. Przesunąłem je na bok i postawiłem kubek. Kątem oka zerknąłem na wszystkie zdjęcia.
- Do czego wam to potrzebne? - spytałem, chociaż w ogóle mnie to nie interesowało. Chciałem być po prostu miły.
- Musimy wybrać trzy sukienki, w których pójdę na wybiegu za pół roku. - powiedziała Shanell, patrząc na mnie.
- Te mi się podobają. - wziąłem do ręki trzy projekty i pokazałem im.
- Po co się wypowiadasz, skoro kompletnie się na tym nie znasz? - wtrącił się Ryan.
- A muszę się na tym znać, żeby wiedzieć czy coś jest ładne czy brzydkie? - zdenerwowałem się.
- Tak. Wystarczy na ciebie spojrzeć i już wiadomo, że nie masz o tym pojęcia.
- Dajcie spokój. - zirytowała się Shanell i rzuciła na bok kilka kartek. - Ryan, Nick ma rację. Te projekty, które on pokazał, wyglądają chyba najlepiej. Dałoby się je założyć. Te sukienki naprawdę są słabe. Zwykłe szmaty.
- Jak możesz tak mówić? To Balmain!
- Wiosenna kolekcja w tamtym roku była o wiele lepsza.
- Może pan niedoszły model ją zareklamuje? - spytałem, starając się ukryć uśmiech. - Zapomniałem, przecież ty nie jesteś modelem.
- Nick, zachowuj się. Proszę. - powiedziała Shanell z poważnym wyrazem twarzy. Ryan patrzył na mnie z nienawiścią w oczach. Zaśmiałem się i wtuliłem twarz w szyję mojej dziewczyny. Wiek i praca modela dla Ryana były najgorszymi tematami do rozmowy. Shan kiedyś mi opowiadała, że całe swoje nastoletnie życie spędził na castingach i przesłuchaniach. Kariera nigdy mu nie wyszła, po kilkunastu castingach z tego zrezygnował. Później robił wszystko, żeby dostać robotę w agencji modelek. Dostał tam chyba pracę recepcjonisty. Dzisiaj był najlepszym menadżerem jakiego można sobie wymarzyć i świetnym fotografem, a każda modelka chciała z nim pracować. Wydaje mi się, że kiedy dostał tę robotę, poznał parę osób na wyższych szczeblach i wiedział z kim się przespać, żeby też tam dotrzeć.
- Dobra, niech będą te sukienki. - poddał się Ryan. - Najważniejsze, żebyś poszła w tym wybiegu.
- Czy kiedykolwiek cię zawiodłam?
- Gdybyś mnie chociaż raz zawiodła, nie pracowałbym z tobą. - mruknął i wstał ze swojego miejsca. - Będę się zbierał na spotkanie. Projekty wezmę kiedy indziej.
- A kawa? - spytałem.
- Wypiję innym razem.
Uśmiechnąłem się. Shan odłożyła rysunki na bok i odprowadziła go do drzwi. Wziąłem do ręki kubek z jego kawą i napiłem się.

4 komentarze:

  1. Hey :3
    Mnie ta Diana też lepiej pasuje niż tamta, tak na marginesie :) Pasuje wizualnie do Dave'a i łatwiej jest ją sobie przy nim wyobrazić.
    Boże, jak ja kocham rodzinę Ellefsonów. Tam każdy jest zajebisty, wszyscy, Junior, Judy i dzieciaki. I jest rzeczywiście tak, jak mówi Judy. Mase to taki mały Junior, a Tay jest zupełnie jak Judy, gdy się patrzy na ich zdjęcia, ale z charakterami jest całkiem odwrotnie. I to prawda, często jest tak, że gdy matki słyszą jakiekolwiek skargi na swoje dziecko, to albo w nie nie wierzą, albo oskarżają jakieś inne dziecko o zły wpływ, bo przecież ich maleństwo jest aniołkiem :) Niekiedy to przynosi niefajne skutki, ale tutaj nie uważam, żeby coś z tego poważniejszego wyszło poza tymi drobnymi spięciami między Judy a Mel. Ellefsonowie i Hetfieldowie to rozsądni rodzice i w życiu nie dopuszczą, żeby ich pociechy miały jakieś problemy.
    "- Żryj te brokuły, Mason. - usłyszałam jeszcze.
    - Mamo!" - hahaha, o boże, padłam, Junior wygryw :) Ale prawda jest taka, że on jest tutaj czołowym i najlepszym ojcem.
    Fajnie było tak poczytać o tym babskim wieczorze, może dlatego, że brakuje mi takich chwil w życiu prywatnym, ale to i tak była więcej niż niezła scena. Nic tak nie sprawia śmiechu i radości, jak obgadywanie swoich facetów :D Tylko ciekawi mnie, dlaczego Roxxi i Diana nie wzięły udziału w tej rozmowie. Diany to tam chyba nawet nie było, bo nie było o niej nic wspomniane, a Roxxi od początku wydawała mi się jakaś wyjątkowo ponura. Czyżby Lars ją nie zadowalał? :) No dobra, ale tak na poważnie to nie wiem, ale mam wrażenie, że coś nie gra u nich.
    Po raz kolejny muszę się zgodzić z Judy. Uważam, że Shan i Nick lepiej do siebie pasują. Jak czytałam początek pierwszej części Carpe Diem to ok, ona i Cliff byli fajną parą, ale coś tam ewidentnie nie grało między nimi. Miałam nawet wrażenie, że oni się oddalali od siebie, choć na pewno bardzo się kochali. Myślę, że rozstaliby się prędzej czy później. Cieszę się, że Shanell odważyła się ułożyć sobie życie z Nickiem.
    "- Opiłyście moją żonę! - krzyknął z oburzeniem." - śmiechłam, haha :D James taki troskliwy mężuś <3 To było kochane.
    Już uwielbiam Ryana. Wcześniej się chyba też pojawiał, ale dopiero ta konfrontacja z Nickiem ukazała go w pełni jego możliwości. Uwielbiam takich typów, ciągnie mnie do nich i często zostają moimi ulubionymi bohaterami. W tym wypadku jednak mi przykro, bo tutaj ci główni bohaterowie są tacy, że po prostu tym razem nie dam rady :D
    "- Mógłbyś się lepiej ubierać kiedy przychodzę. Nienawidzę źle ubranych ludzi.
    - Dobrze, następnym razem przygotuję smoking na twoje przyjście. - przewróciłem oczami.
    - Nie wywracaj mi tutaj oczami, tego też nie lubię.
    - Ale ty drażliwy jesteś. Znajdź sobie jakąś dziewczynę w końcu.
    - Dziewczynę to można mieć w liceum, w moim wieku ma się partnerkę." - hahaha, o boże, padłam, kocham tę wymianę zdań, to starcie było zajebiste. Lubię Ryana.
    Niezmiernie się cieszę, że Shanell nie odpuszcza i chce kontynuować swoją karierę, chce się spełniać, a ta ciąża jej tego na razie nie pokrzyżowała. Jest silną kobietą, wie czego chce i ja ją za to naprawdę cenię. Dobrze, że nie chce zostać typową kurą domową z trójką dzieci na ramieniu. Tego bym nie zniosła -_- Ktoś z takim potencjałem jak Shan nie może się zmarnować! I cieszy mnie też to, że Nick akceptuje jej zawód, że wspiera ją, że jest przy niej. Taki facet to skarb.
    Pozdrawiam.
    RockMe Baby

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O boże, zapomniałam, że Diana przecież poleciała z Travisem do Kanady na czas remontu mieszkania, głupia ja -_-

      Usuń
  2. Droga Patty.
    Zjawiam sie tu juz po raz kolejny i przeczytawszy ten rozdzial , jestem zakochana w twoim opowiadaniu.
    Twoj pomysl jest genialny i z tego co widze to piszesz juz druga czesc. Ktora dla mnie zaczela sie cudownie . I te dzieci Juniora ❤,takie slodkie . Wybacz ,ze nie operuje imionami bohaterow ,ale nie jestem z nimi zaznajomiona. Ale postaram sie to nadrobic!
    Takze masz nowego czytelnika....
    Pisz dalej,czekam na dalsze rozdzialy .Choc ich brak ,pozwoli mi na ,jakies nadrobienie twojego opowiadania xD.
    Pozdrawiam i zycze milego wieczoru.
    Nowy gosc ,zwany Madeline.

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu jestem, panno Poczwaro. Zeszło mi się z tym trochę, ale cóż poradzić, life is hard.
    Wiesz co, uwielbiam ten rozdział. Uwielbiam dzieci Juniora i Judy. Mason i Taylor mnie rozbrajają po prostu, takie urocze małe rozrabiaki. Gdybym miała syna, to chciałabym, żeby był taki jak oni. Niby często takie zachowanie może przysparzać o nie byle jakie nerwy, jakieś kłopoty wychowawcze w szkole i tak dalej, ale z drugiej strony, no to jest na takie swój sposób urocze i na pewno nie można wtedy narzekać na nudę w domu.
    O zajebistości Juniora jako głowy rodziny i nie tylko już się nie wypowiem, bo nie mam właściwie jak. Wszystko zostało dokładnie przedstawione w rozdziale. Te brokuły, dokuczanie własnemu synowi, to zapomnienie o niepaleniu przy dzieciach, to uczucie, jakim darzy Judy i które jest tak bardzo widoczne. Uwielbiam Davida w Carpe Diem, a u mnie jest takim chujem, no fuck ;-; Ale w rzeczywistości również bardzo go lubię.
    Poza tym jeszcze spostrzegłam, że ja i moja siostra zachowujemy się podobnie jak Mase i Taylor, chociaż raczej się nie kłócimy o pilot, bo mamy oddzielne telewizory, ale cholera, no jak bracia Ellefsonowie, a jesteśmy po pierwsze starsze od nich, a po drugie u nas jest większa różnica wieku, sic!
    Kocham to spotkanie, które było potem, w szczególności Jasona pod prysznicem, o matko :') Wzór cnót do kwadratu, taaak. Zastanawia mnie tylko, dlaczego Roxxi milczała, ale podejrzewam, że ma to związek z tym, no wiesz, z czym.
    Nick i Ryan, uwielbiam ten duet. Jeden grzeczny, kulturalny, stara się być miły i opanowany, a drugiemu się wiecznie wszystko nie podoba, wszystko, co nie jego, jest beznadziejne, itd. Nawet przewracać oczami nie można XD Lubię te scenkę, no. I cieszę się, że Nick się nie dał wyprowadzić z równowagi, jeszcze kawę zyskał dzięki temu :>
    Czekam na kolejny, panno Poczwaro.

    OdpowiedzUsuń