wszystkiego najlepszego dla faceta, który od czterech lat jest miłością mojego życia, moim bohaterem, idolem i inspiracją. wspaniałym artystą, którego muzyka zmieniła moje życie. jest moją gwiazdką na niebie i małym promyczkiem słońca. jest dla mnie jak kawa o poranku, jak nadzienie w ulubionej czekoladzie, jak ciepły koc w zimowe wieczory, jak pachnąca poduszka, w którą możesz się wypłakać i spać na niej po ciężkim dniu.
marzenia są po to, aby je spełniać, prawda? mam nadzieję, że za kilka lat, za 5, za 10, może nawet za 20, będę mogła Cię kiedykolwiek spotkać i powiedzieć, jak wyjątkowe miejsce zajmujesz w moim sercu.
kocham Cię.
P.
***
Tęskniłam za Dave'em. Brakowało mi go, mimo że nigdy nie potrafiłam powiedzieć mu tego wprost. Teraz, kiedy nie widziałam go tyle czasu i każdy dzień bez niego był dla mnie męką, mogłam w końcu śmiało przyznać, że brakowało mi go bardziej niż słowa mogłyby to wyrazić.
Leżałam skulona w łóżku, trzymając w dłoniach flanelową koszulę Dave'a. Przytulałam się do niej rozpaczliwie, co chwilę zanurzając w niej twarz i zaciągając się jej zapachem. Zapachem Dave'a. Chciałam, żeby coś mi o nim przypominało i chociaż odrobinę czuć jego obecność. Zdawałam sobie sprawę z tego, że to żałosne, ale zaczynałam powoli wariować. Okazało się, że trzy tygodnie bez niego to dla mnie zbyt wiele. Brakowało mi jego bliskości, zapachu jego perfum, który mnie otaczał, kiedy owijał swoje duże silne ramiona wokół mnie. Tęskniłam, odwracając się z boku na bok w środku nocy i czekając na to, aż przyciągnie mnie do siebie i będę mogła wtulić się w jego nagi tors. Brakowało mi jego śmiechu i głupich żartów. Tęskniłam za tym kiedy późnym wieczorem stawał w moich drzwiach, blady bardziej niż zwykle, zmęczony i z rozczochranymi włosami, z dwoma koktajlami mlecznymi i filmem w dłoniach, po ciężkim dniu spędzonym w studiu. Tęskniłam za wszystkim, co było z nim związane.
Ale przede wszystkim brakowało mi jego słów. Tylko one potrafiły mnie uspokoić, kiedy tego potrzebowałam. Uwielbiałam jego ciepły i spokojny głos, który mnie zawsze uspokajał. Zawsze wiedział, co ma mi powiedzieć.
Serce mi pękało. Nie wiedziałam, co mam robić. Brakowało mi ludzi, ale nigdy w ten sposób. Brakowało mi mojego brata, który wyjechał do college'u w Maryland, brakowało mi moich rodziców, kiedy postanowiłam wyjechać na drugi koniec kraju w wieku dwudziestu lat. Ale nigdy nie czułam się tak źle. Nigdy wcześniej tak bardzo mi kogoś nie brakowało, a wdychanie jego zapachu z pościeli nie wystarczy. Mogę nosić jedną z jego koszul, ściągać kilka pojedynczych rudych włosów, które były na jego poduszce, pić poranną kawę z jego kubka, ale nic z tego nie zaspokoi mojego pragnienia i pożądania. Cholera, mogłam nawet iść na dół po jego gitarę, którą zostawił - jego najmniej ulubioną - i przylgnąć do niej tak mocno jak tylko mogę, mając nadzieję, że uosabia ona samego Dave'a. Ale nic nie mogło pomóc. Tylko sam Dave.
Grafik koncertów Megadeth był w szufladzie szafki nocnej. Mogłam do niego zadzwonić, jednak ten pomysł był głupi. Była już trzecia w nocy. Poza tym, czy chcę mu pokazać, że nie daję sobie bez niego rady? Nigdy w życiu.
Nie, to nie miało znaczenia. Nie obchodzi mnie to. Zrobiłabym wszystko, żeby porozmawiać z nim już teraz, chociaż przez kilka minut.
Puściłam w końcu jego miękką koszulę, a moje zimne dłonie powędrowały do szuflady. Otworzyłam ją. Tam, obok moich notatek z uczelni, pustej popielniczki i żelu do odkażania rąk, leżał zwinięty rulon kartek, które włożyłam tu dokładnie trzy tygodnie temu. Dave dał mi je przed wyjazdem. Jak sam stwierdził, na wszelki wypadek.
Ale co oznacza "na wszelki wypadek"? Czy można do niego zaliczyć dziewczynę, która zaczyna wariować przez nieobecność swojego faceta?
Nie wiem. Nie obchodzi mnie to. Musiałam rozmawiać z Dave'em.
Wstałam powoli z łóżka i zapaliłam światło. Zmrużyłam oczy i rozejrzałam się po jasnym pokoju. Na oparciu krzesełka dostrzegłam skórzaną kurtkę z logiem jego zespołu na plecach. Dał mi ją podczas jednego z naszych nocnych spacerów, a później pozwolił zatrzymać. Teraz nosiliśmy ją na zmianę. Na biurku leżał jego grzebień, kilka zapalniczek i otwarta paczka papierosów. Widząc to wszystko ból w klatce piersiowej zaczął się nasilać.
Wzdychając, opadłam znów na łóżko i spojrzałam na grafik koncertów. Przejrzałam pierwszą stronę, później drugą i trzecią. Tutaj. Szesnasty maja. Dzisiaj. Lub wieczorem... Właściwie, teraz był już siedemnasty. Cholera. Byliby już w innym mieście, w kolejnym hotelu? To zależy. Pierdolona strefa czasowa.
Pieprzyć to. Jest szesnasty. Jeśli nie uda mi się go tam znaleźć, zadzwonię do każdego hotelu, który jest na tym grafiku.
Sięgnęłam po telefon. Położyłam go sobie na kolanach, podniosłam słuchawkę i wystukałam numer z kartki.
Pracownik hotelu odebrał po drugim sygnale. Jego głos był szorstki i monotonny, odezwał się tak szybko, że prawie w ogóle go nie zrozumiałam.
- Hola. Bienvenido al Hotel de San Sebastián. Esto está hablando Aaron. En qué puedo ayudarle?
Szczęka opadła mi prawie na ziemię. Spojrzałam po raz kolejny na kartki, które leżały na moich kolanach, obok telefonu.
Hotel San Sebastian. Byli w Hiszpanii. Od kiedy kurwa oni są tak znani, że grają w Hiszpanii?
- Dobry wieczór, eee, to znaczy... Hola... yo quiero... Dave Mustaine?
- Un momento.
- Mhm, David Mustaine...
- Un momento. - powtórzył oschle. Przez chwilę na linii panowała niezręczna cisza. W końcu usłyszałam jakieś kliknięcie.
- Trasladado su habitación. Gracias por llamar. - odezwał się w końcu recepcjonista. Zmarszczyłam brwi.
- Eeee, gracias... - mruknęłam. Połączenie urwano, a po chwili znów usłyszałam sygnał. Odetchnęłam z ulgą. Już za chwilę go usłyszę.
- Halo? - odezwał się. Zrobiło mi się gorąco. To był ten głos, który tak bardzo kochałam.
- Dave...
- Patty! - ucieszył się. - Kochanie... Cześć.
- Cześć... - zaczęłam szybciej oddychać.
- Tak bardzo za tobą tęskniłem. Trasa jest szalona, ale to jest niesamowite. Byliśmy już prawie wszędzie. Co u ciebie? Jak się masz?
- Świetnie. - skłamałam. - Naprawdę dobrze. Jak wam idą koncerty?
Zgodnie z moimi oczekiwaniami, nie odpowiedział na to pytanie.
- Mówisz takim niskim głosem. Coś się stało, kochanie? Dobrze się czujesz? Może jesteś chora?
Zaśmiałam się cicho, trzymając słuchawkę w obu dłoniach.
- Wszystko w porządku. Ja po prostu... Tęskniłam.
Usłyszałam jego śmiech. Mogłam już być spokojna.
- Tak?
- Tak. Bardzo.
- Gdzie jesteś? Która jest u ciebie godzina?
- Leżę w łóżku... - powiedziałam słabym głosem. - Już jest trzecia w nocy.
- Trzecia w nocy? Wow. Co ty jeszcze robisz o tej porze, skarbie?
- Nic. Nie mogę spać... - przygryzłam dolną wargę. - Bo tęsknię za tobą. - dodałam.
Wiedziałam, że to będzie dla niego wielka chwila triumfu. Zawsze mówiłam, że jestem twarda. Zawsze mówiłam, że nie potrzebuję go tak bardzo, jak on myśli. To było trochę nieczułe, ale nigdy nie brał tego do siebie. Chyba doskonale wiedział o tym, że tylko udaję, a bycie twardzielką było tylko przykrywką. Chciałam być silna i niezależna, bo chyba właśnie to przyciągnęło go do mnie. Ciągle jednak mi powtarzał, że pod tą osłoną kryje się delikatna wrażliwa osoba. Stwierdził, że to dlatego, że nie chcę wyjść na bezbronną. Prawda była taka, że bałam się, że nie pokocha kogoś takiego jak ja. Dlatego starałam się być taka jak on.
Ale teraz czas było to przerwać. Miałam dosyć ukrywania przed nim swojego "ja". Zaakceptowałam go takim jaki jest, więc on musiał zaakceptować mnie.
- Cieszę się... - usłyszałam wreszcie. Zacisnęłam mocniej palce na słuchawce. - Mnie też ciebie brakuje, wiesz?
Zaskoczył mnie. Dave nigdy nie miał problemu z okazywaniem mi swoich uczuć, ale w tym momencie chyba wskoczyło to już na wyższy poziom.
- Serio...?
- Serio. - zaśmiał się cicho. Nastąpiła krótka cisza, podczas której zamknęłam oczy. Serce waliło mi jak oszalałe. - Ale wiesz co?
- Hmm?
- Jestem tam z tobą.
- Jak to?
Westchnął powoli. Wydawało mi, że on również zamknął oczy. Chyba szukał też odpowiednich słów. Tak. Potrzebowałam tego. Chciałam go słuchać.
- Bo cię czuję. - powiedział w końcu. - Po prostu cię czuję. Jesteś taka ciepła, a twoja skóra miła w dotyku... jesteś malutka, więc mieścisz się bez problemu w moich ramionach. Leżymy w łóżku, a ja wtulam twarz w twoje włosy. Czuję twój ulubiony szampon.
- Jaki zapach?
- Kokosowy.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Pamiętał.
- Wplatasz palce w moje włosy, drapiesz delikatnie moją skórę... - kontynuował. - Nic nie mówisz. Po prostu na mnie patrzysz. Drugą ręką dotykasz mojej szyi.
- Jak wyglądają twoje włosy? - spytałam.
- Rozpuszczone. Luźno. Tak jak lubisz.
- Są mokre od potu? - zaśmiałam się. - Po próbie zespołu?
- Pomińmy próby. Zostańmy przy tobie. - oznajmił swoim niskim głosem. Po plecach przebiegł mi dreszcz.
- To miłe z twojej strony. - zakryłam dłonią usta, żeby nie usłyszał jak ziewam. - Dlaczego chcesz ze mną być, Dave?
Nic nie mówił. Przez chwilę żałowałam, że zadałam to pytanie.
- Bo jesteś piękna. - odparł. - Kochana, słodka, urocza... i przede wszystkim dlatego, że cię kocham.
Miałam wrażenie, jakby wszystko wokół się zatrzymało. Serce nagle przestało bić. Nie mogłam oddychać. Czy on właśnie powiedział, że mnie kocha? Wydawało mi się to absurdalne. Dave mnie kocha. Musiałam poprosić żeby to powtórzył. Chciałam mieć pewność, że naprawdę to usłyszałam.
- T-ty... co?
- Kocham cię. - powtórzył, nie okazując żadnego strachu. - Kocham cię.
Wzięłam w końcu jeden głęboki oddech. Otworzyłam oczy, żeby upewnić się, że jestem jeszcze w swojej sypialni, a nie gdzieś w chmurach.
- Och...
Och? Jestem żałosna. Ale nic innego nie potrafiłam z siebie wykrztusić.
Miłość. Czy to była miłość? Czy ja go kocham? Nie wiem. Byliśmy ze sobą całkiem długo, ale żadne z nas jeszcze chyba nie było w stanie tego powiedzieć. Nie spodziewałam się, że w końcu to od niego usłyszę. Po raz pierwszy, właśnie od Dave'a. Czułam mrowienie, gęsią skórkę, dreszcze na całym ciele. Wszystko na raz. Więc może to była właśnie miłość? Nigdy wcześniej nie byłam zakochana. Nie wiem, jakie to było uczucie.
Ale to nie miało sensu. Ja i Dave. Zakochani. O tak, to ma sens. Pasowało jak ulał. Przypomniałam sobie to fantastycznie uczucie, które czułam, kiedy byłam w jego obecności. To chyba nie było szczęście. Bo Dave dawał mi coś więcej, niż tylko zwykłe szczęście.
Kochałam Dave'a. Kochałam go, a on kochał mnie.
Co za, kurwa, cudowne uczucie.
- Więc... może powinnaś... - wyrwał mnie z zamyślenia jego głos.
- Ja też cię kocham. - wypaliłam. Wow. Poczułam się lepiej. - Naprawdę. Ja naprawdę cię kocham.
- Oh... ja...
- Kocham cię. - przerwałam mu po raz kolejny. - Dave, kocham cię. Kocham cię, kocham cię, kocham cię!
Zaśmiał się cicho.
- Dobrze... - powiedział zawstydzony. - Ja...
- Dave, kocham cię!
Echo odbijało się od ścian, bez przerwy słyszałam te słowa. Ptaszek, który siedział na moim parapecie coś zaćwierkał i odleciał. Chyba ktoś z mieszkania niżej krzyknął: "uspokój się"...
- Ja też cię kocham, wariatko. - pozwoliłam mu w końcu dojść do słowa. Uśmiechnęłam się, kiedy po raz kolejny to usłyszałam. - Czuję się dobrze, że to powiedziałem. W końcu.
- To cudowne uczucie...
- Więc możesz już spać? Rozmawialiśmy przez chwilę, a rachunek pewnie już jest wysoki... - zaśmiał się cicho.
- Myślę, że już tak. Pozdrów chłopaków ode mnie.
- Jasne. I hej, dzięki za telefon. Tęskniłem za tobą.
- Nie ma problemu. Ja za tobą też.
Oboje czekaliśmy w milczeniu, aż ktoś w końcu odłoży słuchawkę. Jeszcze nie teraz.
- Dave...? - zapytałam łagodnie.
- Tak?
- Zadzwoń do mnie wieczorem i powiedz jak było w Hiszpanii, ok?
- Jasne, kochanie. I... jeszcze raz. Kocham cię.
Rozpromieniłam się po raz kolejny.
- Ja ciebie też. Dobranoc.
- Śpij dobrze, słońce.
Rozłączył się.
Odłożyłam słuchawkę i położyłam telefon na szafce nocnej, zaraz obok grafiku koncertów. Rzuciłam się na łóżko i wtuliłam twarz w miękką pachnącą pościel. Zaczęłam krzyczeć w poduszkę. To było niesamowite. Dave mnie kochał...
Kiedy emocje opadły i trochę się uspokoiłam, przekręciłam się z powrotem na plecy i westchnęłam zadowolona. Przypomniałam sobie o koszuli, która leżała obok mnie. Wzięłam ją i jeszcze raz powąchałam. Dave. Jego zapach tam był. Nie umiałam poczuć tego wcześniej, ale teraz już mogłam. To było tak, jakby był tu ze mną. Trzymał mnie w ramionach, wąchał moje włosy, podczas gdy ja dotykałam palcami jego nagiej bladej skóry.
Nie zmrużyłam oka tej nocy.
Hej, jakiś czas temu zaczęłam pisac opowiadanie. Nie wiem, czy Cię zainteresuje, nie jest o Guns 'n Rosses, ale o nowej ekipie Slasha, a najbardziej skupia się na Toddzie. Jeśli Cię zainteresuje będzie mi niezmiernie milo, a jeśli nie, to cóż... nie zawsze można mieć to co się chce. Niemniej jednak zapraszam
OdpowiedzUsuńhttp://watch-over-you-i-love-you.blogspot.com/
Pozdrawiam serdecznie i przepraszam za Spam
Konspiratorka
wynocha.
UsuńTo coś, bo nawet nie wiem, jak to nazwać, a "to coś" też mi niezbyt pasuje, ale to jest cudowne, panno Poczwaro. Loved to death to tak naprawdę opis tego, co dzieje się w tobie. Ta tęsknota u Patty w dodatku jest twoją nieustanną tęsknotą, którą żywisz do tego człowieka, który jest nieosiągalny... Smutne, ale prawdziwe. Ale to jest wspaniałe, wiesz? Dlatego, że ty potrafisz o tym mówić. Potrafisz to przełożyć na tę wspaniałą miniaturkę, na te wszystkie słowa, które są tak bardzo prawdziwe i które są przez ciebie niewypowiedziane. Jeszcze. Bo ja wierzę, że spełnisz swoje marzenie i spotkasz go jeszcze kiedyś. Zasługujesz na to. Poczwara to cudowny człowiek.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tylko tyle, ale ja nie jestem w stanie niczego więcej napisać. Mam tak często, gdy czytam coś, co sprawia, że ściska mi się serce.
Dziękuję ci za to.
Hey.
OdpowiedzUsuńCzytałam poprzedni dodatek, ten, w którym Shanell tęskniła za Cliffem. Tutaj mamy dodatek, w którym Patty tęskni za Dave'em. Oba są cudowne. Dlaczego? Może właśnie przez tę tęsknotę.
Tęsknota jest piękną rzeczą. Może być równie dobrze za czymś, co było, jak i za czymś, czego jeszcze nie było. Najczęstsza i najbardziej bolesna jest chyba jednak ta za kimś. Staram się porównać to uczucie u Shan i Patty, ale wiesz, nie bardzo jakoś potrafię. Dave jest daleko, ale Patty wie, że kiedyś wróci. Cliff już nie. Każdy chyba by powiedział, że ta tęsknota u Shan jest na pewno większa, straciła faceta w taki brutalny sposób, już go nie odzyska. A ja, no właśnie, nie do końca. Ale z drugiej strony nie można też powiedzieć, że tęsknota to tęsknota, że każda jest równa sobie. To jest trudne.
Ta miłość, którą tu opisałaś, jest miłością bardzo prawdziwą. I to jest właśnie niesamowite.
"- Kocham cię. - przerwałam mu po raz kolejny. - Dave, kocham cię. Kocham cię, kocham cię, kocham cię!
Zaśmiał się cicho.
- Dobrze... - powiedział zawstydzony. - Ja...
- Dave, kocham cię!" - ciarki mnie przeszły, jak cię mogę. Normalnie cała się paliłam, a to przecież nie było do mnie. Uwielbiam ten moment, to jest takie cudowne, ja aż nie potrafię tego wyrazić. Ich miłość jest miłością szczerą i prawdziwą. Największą i najwspanialszą, jaka może być.
I wiesz, to jest tak cholernie trudne, gdy odnajdujemy wokół siebie jakąś część osoby, za którą tęsknimy. Wówczas tęsknimy jeszcze bardziej i czujemy taki niedosyt.
"Rzuciłam się na łóżko i wtuliłam twarz w miękką pachnącą pościel. Zaczęłam krzyczeć w poduszkę. To było niesamowite. Dave mnie kochał..." - ja też prawie zaczęłam krzyczeć, boże. Ja czułam się niemal jak Patty wtedy, tylko że w roli Dave'a był ktoś inny.
Mogę to rzec z czystym sumieniem - kocham cię za ten dodatek.
Pozdrawiam.
RockMe Baby
aww, dziękuję! *.*
Usuń