środa, 24 lutego 2016

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 20.

Shanell
Zapaliłam ostatnią świeczkę i postawiłam ją na stole. Poprawiłam jeszcze jeden kieliszek i rozejrzałam się. Kolacja była już gotowa. Colin bardzo zaangażował się w przygotowania. Zajął się całą kolacją, a ja jedynie upiekłam ciasto orzechowe i nakryłam stół. Kiedy Colin pojechał do swojego domu po kilka rzeczy, ja poszłam się przebrać. Ubrałam białą obcisłą sukienkę z długimi rękawami i głębokim dekoltem. Założyłam beżowe szpilki i poszłam do przedpokoju, żeby przejrzeć się w dużym lustrze. Chwilę później usłyszałam pukanie. Poprawiłam jeszcze włosy i otworzyłam drzwi. Spodziewałam się Colina, ale na pewno nie Nicka. Nie w taki dzień. Patrzyliśmy na siebie bez słowa.
- Cześć... - odezwał się w końcu.
- Hej... - powiedziałam niepewnie.
- Mogę wejść?
Zawahałam się, ale otworzyłam szerzej drzwi. Wszedł do środka i rozejrzał się.
- Jest Milan? Chciałem go zobaczyć.
- Jest. - oznajmiłam bez emocji i ruszyłam w stronę jego pokoju. Otworzyłam drzwi i podeszłam do jego łóżeczka. Mały leżał na plecach, próbując podnieść nóżkami swojego pluszowego słonika, gaworząc przy tym słodko. Kiedy nas zobaczył, zamilkł i zaczął przyglądać się Nickowi.
Pamiętałam dokładnie ten dzień, kiedy Milan przyszedł na świat. Dzisiaj miał już pół roku, rozpoznawał ludzi, uśmiechał się na mój widok, rosły mu włoski, był bardzo podobny do mnie. Z każdym dniem kochałam go coraz bardziej.
Odłożyłam jego maskotkę na bok i wzięłam go na ręce.
- Dawno cię nie widział, pewnie cię nie rozpoznaje.
- Mogę go potrzymać?
- Tak. - powiedziałam cicho i podałam mu Milana. Nick wziął go ostrożnie. Mały położył głowę na jego ramieniu. Nie rozglądął się nerwowo ani nic w tym stylu. Był bardzo spokojny. Mój były chłopak pogłaskał go po ciemnych włosach.
- Zaakceptował cię. - uśmiechnęłam się. - Niektórym w ogóle nie pozwala się brać na ręce. Na widok Dave'a czy Larsa od razu się uśmiecha, kiedy bierze go James wystarczy chwila i już zasypia, a kiedy Jason próbuje go wziąć od razu krzyczy wniebogłosy...
- Szybko rośnie.
Kiwnęłam głową.
- Kiedy oglądam jego pierwsze zdjęcia i porównuję z tymi nowymi jest duża różnica. Czas leci. Będzie miał takie włosy jak ty.
Nick odłożył go z powrotem do łóżeczka. Odgarnęłam niesforne loczki z jego czoła i oddałam mu jego pluszowego słonika, z którym znowu zaczął walczyć. Wyszliśmy z pokoiku, a ja delikatnie przymknęłam drzwi.
- Z kim spędzasz Święto Dziękczynienia? - spytał nagle.
- Z rodzicami. - skłamałam. Nie chciałam, żeby dowiedział się o Colinie. - A ty z Nelly?
- Mieliśmy iść do rodziców Josie, ale jest chora. Leży w łóżku i muszę się nią zająć.
- Mam nadzieję, że to nic poważnego.
- Nie, złapała jakąś infekcję w przedszkolu. Na szczęście nie ma już gorączki.
- A co z Josie? - zapytałam ostrożnie. Spojrzał na mnie i wzruszył ramionami.
- Bez zmian.
- Minęło już prawie pół roku...
- Mamy nadzieję, że będzie dobrze. Czasami ludzie budzą się po kilku latach.
Kiwnęłam tylko głową. Nie chciałam się już kłócić.
- Muszę już iść. Może jeszcze wpadnę w tygodniu, jeśli się zgodzisz.
- Nick... Możesz widywać się z Milanem... Przepraszam za to co wtedy powiedziałam. Po prostu byłam wściekła, nie panowałam nad sobą. Milan musi mieć ojca. Nie chcę żeby cierpiał przez to, że nie jesteśmy razem.
- Serio...? - popatrzył na mnie niepewnie.
- Tak.
- Ja też nie chcę się kłócić o dziecko...
- Nie będę utrudniać ci z nim kontaktu.
- Dzięki.
Przytaknęłam ruchem głowy i rozejrzałam się nerwowo. Colina już dosyć długo nie było. Miałam nadzieję, że stoi jeszcze w jakimś korku i nas nie zaskoczy. Nie byłam już z Nickiem, ale nie chciałam żeby się dowiedział, że z kimś się spotykam.
- Będę się już zbierał. - głos Nicka wyrwał mnie z zamyślenia. - Miłego wieczoru.
- Tak, jasne. Nawzajem.
Uśmiechnął się lekko i wyszedł z mojego mieszkania, a ja zamknęłam za nim drzwi. Westchnęłam cicho i przymknęłam oczy. Poczułam się naprawdę dziwnie.

James
- Nath! - krzyknąłem trzeci raz, rozglądając się po podwórku. W końcu zobaczyłem mojego syna, który wybiega zza bloku. - Co ty odwalasz? Wołałem cię kilka razy.
- Bawię się. - powiedział, oddychając ciężko.
- Ubieraj się. - podałem mu jego bluzę.
- Ale nie jest mi zimno...
- Ubieraj, mama kazała.
Założył od niechcenia bluzę. Kiedy męczył się z zapięciem jej, odgarnąłem jego jasne loczki z czoła i związałem część jego włosów w małą kiteczkę.
- Z kim się bawisz? - spytałem i poprawiłem jeden z jego rękawów.
- Z Elliotem i tym nowym chłopcem, co się tu wprowadził. Ma na imię Felix.
- Jesteś głodny?
- Jadłem u Elliota. - oznajmił i kaszlnął głośno. Przeziębił się już jakiś czas temu, ale po paru dniach wszystko wróciło do normy. Miałem nadzieję, że nie rozchoruje się ponownie. Nawet jak miał zwykły katar było mi go tak strasznie szkoda. Jeszcze kilka lat temu Nathan często chorował i nie raz lądowal w szpitalu. Na szczęście Sophia nigdy nie miała żadnych problemów ze zdrowiem, a sytuacja z Nathanem też się jakoś unormowała.
- Wróć niedługo do domu.
Nath przewrócił oczami.
- Muszę? Nie mogę jak będzie się robić ciemno?
- Nie. - odpowiedziałem stanowczym głosem. - Zrobię kolację, pogramy na gitarze, obejrzymy z Sophią Spongeboba, poczekamy na mamę.
- Dobrze... - powiedział cicho i zrobił kilka kroków do tyłu. - Wracam do chłopaków.
Kiwnąłem głową i skinąłem na niego ręką. Wróciłem do mieszkania, a moja córeczka siedziała na podłodze w salonie i próbowała coś grać na jednej z moich gitar. Uśmiechnąłem się.
- Co robisz?
- Jestem tobą. - oznajmiła, pociągając za jedną ze strun. Usiadłem obok niej i weszłam mi na kolana, opierając głowę o moją klatkę piersiową. Cmoknąłem ją w czoło i wziąłem gitarę. Zacząłem coś grać. - Będę miała kiedyś takiego męża jak ty.
- O Boże. - zaśmiałem się. - Dlaczego?
- Będzie mnie kochał, nosił na rękach, grał na gitarze, śpiewał...
- Nigdy nie szukaj sobie takiego męża jak ja. Nigdy nie spotykaj się z muzykami. Jasne?
- Dlaczego? - spojrzała na mnie z wyrzutem. Chyba zburzyłem jej marzenia o idealnym związku z gwiazdą rocka.
- Za jakieś dziesięć lat zrozumiesz. Jest tylu fajnych chłopaków na świecie... Ale na razie o tym nie myśl.
- Na razie kocham tylko ciebie. - powiedziała cicho, wtulając się we mnie. Pogłaskałem ją po włosach. - Zagrasz mi coś?
- Co byś chciała?
- Coś nowego. Twojego.
- Hmm... - starałem się sobie przypomnieć, co ostatnio napisałem. Coś, co mogłoby się jej spodobać. Zacząłem grać. - Exit light... Enter night... Take my hand...
Zatrzymałem się, a ona patrzyła na mnie swoimi błyszczącymi brązowymi oczami. Moja siedmioletnia córka była moją najwierniejszą fanką, a zarazem największym krytykiem. Zdarzało się, że zabieraliśmy dzieciaki na nasze koncerty do różnych klubów i oglądały wszystko zza kulis. Po występie każdy nas chwalił, a Soph czy Nathan potrafili powiedzieć: "tato, to było słabe. Stać cię na więcej". Nikt o tym nie wiedział, ale naprawdę liczyłem się z ich zdaniem i oczekiwałem ich opinii. Dzieci potrafią być szczere do bólu.
- Dalej nic nie mam. - oznajmiłem i sięgnąłem po złożoną na pół kartkę, na której był właśnie ten niedokończony tekst. - Take my hand... - zanuciłem ponownie, analizując wszystkie słowa.
- Off to never land. - dośpiewała Sophia. Spojrzałem na nią.
- Take my hand... Off to never land... - powtórzyłem, ale nadal coś mi nie pasowało. Zacząłem znowu grać. - Take my hand... Off to never never land.
Uśmiechnąłem się do mojej córki.
- Brzmi super. - powiedziałem i dopisałem szybko na kartce kolejny wers.
- Mam talent. - ucieszyła się Soph.
- Masz. - potwierdziłem i odwzajemniłem jej gest.
Miałem tylko nadzieję, że pomoc w dokończeniu refrenu mojej piosenki nie zmobilizuje jej do tego, żeby zacząć grać, rzucić szkołę i wziąć ślub w Las Vegas z kimś mojego pokroju.

Shanell
- Zasnął... - szepnęłam, uśmiechając się do Colina. Spojrzałam znów na Milana, który spał na moich rękach. To był chyba jeden z najbardziej rozczulających widoków w moim życiu.
Winda zatrzymała się i wyszliśmy na korytarz. Ruszyliśmy do naszego pokoju. Od trzech dni byliśmy w Nowym Jorku, gdzie Colin miał mi towarzyszyć na jednym z pokazów mody. W ostatniej chwili zadzwoniłam też do moich rodziców i powiedziałam, że zabieram dziecko ze sobą. Na początku nie chcieli się zgodzić, twierdząc, że Milan nie jest lalką ani moim modnym dodatkiem, ale w końcu musieli mi go oddać. Czasami nie potrafiłam ich zrozumieć. Odkąd urodziłam, często pojawiały się między nami konflikty. Rodzice bez przerwy zarzucali mi, że za dużo pracuję i poświęcam małemu zbyt mało czasu, a kiedy chciałam zabierać go ze sobą do pracy, uważali, że to totalna głupota i u nich będzie się lepiej czuł.
Przy mnie również czuł się dobrze i bezpiecznie. Przez cały pokaz nie wydał z siebie ani jednego dźwięku, tylko siedział siedział grzecznie na moich kolanach, przytulając się do mnie i obserwując wszystko wokół. Za kulisami zrobił prawdziwą furorę, ponieważ był tam jedynym dzieckiem. Chyba żadna modelka u szczytu kariery nie decydowała się jeszcze na macierzyństwo. Ja byłam wyjątkiem.
Colin, po raz pierwszy jako mój oficjalny partner, naprawdę świetnie się spisał. Wyglądał bezbłędnie, na nic nie narzekał, jeśli nie interesowała go kolekcja, to nie dał tego po sobie poznać i udawał, że jest zaciekawiony, a po pokazie pozował ze mną do zdjęć. Chyba żaden z moich poprzednich chłopaków nie poradził sobie tak dobrze jak on. Nicka to nudziło i nigdy tego nie ukrywał. Zawsze próbował się wykręcić, gdy prosiłam go, żeby jechał ze mną na jakiś pokaz. Nie chciał nawet wtedy, kiedy byłam jedną z modelek prezentujących kolekcję. Nie interesowała go moda. Ale rozumiałam to. Ja nigdy nie rozumiałam jego zachwytu, kiedy szliśmy do sklepu muzycznego i ze łzami w oczach oglądał talerze do perkusji.
Otworzyłam drzwi i weszliśmy do naszego pokoju. Colin zapalił światło, a ja położyłam małego na łóżku. Przebrałam go ostrożnie w coś wygodnego i przykryłam kołdrą. Położyłam się obok niego, w szpilkach i sukience, głaskając go delikatnie po policzku. W końcu wstałam i przeczesałam palcami włosy.
- Idę wziąć prysznic. - powiedziałam, patrząc na mojego mężczyznę.
- Jasne.
- Więc czekaj tu na mnie.
- Poczekam.
Poszłam do łazienki i od razu miałam się rozbierać, gdy pomyślałam o czymś. Wyszłam. Zobaczyłam Colina, który stał tyłem do mnie i ściągał swoją koszulę. Powoli podeszłam do niego, objęłam go w pasie i zaczęłam rozpinać jego spodnie.
- Zmieniłam zdanie. Chcę, żebyś poszedł ze mną.
- Na pewno? - mruknął cicho, odwracając się w moją stronę.
- Na pewno. Długo mam jeszcze czekać? - uśmiechnęłam się tajemniczo. Gdy to powiedziałam, rzucił swoją koszulę na podłogę, mocno mnie przytulił i tak spleceni ruszyliśmy w stronę łazienki.

3 komentarze:

  1. Patrycja von Hetfield24 lutego 2016 17:29

    Z góry przepraszam za chaotyczność, ale dopiero wróciłam. W końcu coś wrzuciłaś. Nie mogłam się doczekać. Jeżeli chodzi o notkę... Fajnie napisana, jak zawsze z resztą. Trochę szkoda mi się zrobiło Nicka. Tak jakoś. Cieszę się, że napisałaś coś o Shan i Colinie. Tylko szkoda, że przerwałaś w takim momencie. Nie spotykać się z muzykami. Na pewno (nie) zapamiętam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Wowow to opowiadanie jest coraz lepsze

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam za poślizg, ale już jestem.

    Jakoś lepiej się czuję, że Shan dogadała się z Nickiem w sprawie Milana, chociaż nie wiem, czy to nie jest cisza przed burzą. Bo tak przecież może być. Mam wrażenie, że jest w nich za dużo żalu, gniewu i pretensji, chociaż tak naprawdę nie wiadomo o co... I chyba sama przed sobą nie chcę się przyznać, do tego, że Shan się trochę zmieniła. Mam wrażenie, że teraz stała się bardziej poważna i już nie histeryzuje bez powodu, chociaż może tylko ma lepszy czas. Nie wiem. Jednak mam nadzieję, że nie będą się już kłócić. Przecież walka o dziecko, a w sumie walka między sobą za pomocą dziecka to jest najgorsze co można zrobić dziecku. Czasami mam wrażenie, że rodzice zapominają, że dziecko to też jest człowiek i też tak samo czuje i myśli... i samo odpowiada sobie na pytania. Milan jest jeszcze malutki, ale wiadomo, że to wszystko na niego bardzo działa... może nawet za bardzo. Dwa lata słuchałam na zajęciach o tym, że pierwszy rok życia dziecka jest najważniejszym rokiem w życiu człowieka... wszystko co się stanie w tym czasie rzutuje na nasze przyszłe życie. Milan od początku ma... ciężko. Ale cóż poradzić. Ważne, aby nie sprawiać, aby miał jeszcze ciężej.
    Tylko nie rozumiem, dlaczego Shan nie chce, aby Nick dowiedział się, że z kimś się spotyka. Przecież nie są już ze sobą i mam wrażenie, że raczej nie będą. Wiadomo, że ona ma prawo ułożyć sobie życie. Jest matką, ale także kobietą, więc naprawdę nie wiem, w czym ona widzi taki problem...

    No i tak. James ma rację. Żadnych muzyków.
    Chociaż każde dziecko przechodzi okres fascynacji rodzicami. I tak zabawnie jest, że córki najczęściej ojcami. No ale... w sumie przecież James taki zły nie jest. Raczej ja się domyślam, że kiedyś na pewno nie było tak dobrze, ale przecież liczy się to co jest tu i teraz...
    Aczkolwiek taki słodki obrazek on z dziećmi, haha.

    No to czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń