poniedziałek, 14 marca 2016

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 21.

przepraszam, że tyle mi to zajęło, zabrakło mi paru dni. miałam na głowie konkurs, dni otwarte i przyszła mi autobiografia Scotta Iana (jeśli jesteście fankami Anthrax - lektura obowiązkowa, to chyba jedna z najlepszych autobiografii jakie czytam).
wyrzuciłam też Agnes z opowiadania, bo była beznadziejna i nie miałam na nią żadnego pomysłu. wolałam Jasona jako kawalera.
miłego czytania, pozdrawiam :)

David
Spojrzałem na Judy, która stała przy huśtawce i bujała Taylora. Poprawiłem moje okulary przeciwsłoneczne i usiadłem na ławce. Chwilę później Tay podreptał do piaskownicy, a moja dziewczyna przyszła do mnie i usiadła mi na kolanach.
- Mały ma niedługo urodziny. - powiedziała, owijając ręce wokół mojej szyi.
- Wiem. Robimy mu jakąś niespodziankę?
- Zaprośmy parę osób, kupmy tort. On się cieszy ze wszystkiego.
Odgarnąłem jej jasne włosy do tyłu i cmoknąłem ją w ramię. Chyba nie podejrzewała, że właśnie w urodziny Taylora większą niespodziankę szykuję dla niej.
Pierwszy raz chciałem oświadczyć się Judy, kiedy zaszła w ciążę z Taylorem. W tym samym czasie w moim życiu uczuciowym pojawiła się Roxxi i wszystko legło w gruzach. Oddaliłem się od niej, żyliśmy jak współlokatorzy, a nie para. Mój wypadek jeszcze bardziej pogorszył sprawę, a kontakty z chłopcami ochłodziły się. Nasz związek wisiał na włosku i byłem pewien, że niedługo wszystko się posypie.
Judy jednak miała więcej jaj od niejednego faceta. Potrafiła walczyć jak lwica i uparcie dążyła do celu. To właśnie ona walczyła o nasz związek i bez przerwy wspierała mnie po operacji. To dzięki niej się nie załamałem. To ona trzymała naszą rodzinę w całości. Chciałem jej w końcu pokazać, że jest najważniejszą kobietą w moim życiu.
- To dobry pomysł. - odezwałem się w końcu, kładąc rękę na jej kolanie. - Mogę się wszystkim zająć?
- Sam?
- W pracy nie mogę się przemęczać, czasami nie mam co robić, więc mam dużo czasu. - wzruszyłem ramionami.
- Jeśli chcesz, to w porządku.
- Chcę żebyś w końcu ty nie miała wszystkiego na głowie.
Zaśmiała się.
- Dzięki, że ściągasz ze mnie ten ciężki obowiązek.
- Nie ma sprawy. Obiecuję, że ci się spodoba.
- Nie wątpię. - uśmiechnęła się. Odwzajemniłem jej gest, po czym przyciągnąłem ją do siebie i pocałowaliśmy się.

Kirk
- On nie umie sam! - krzyknął Junior do Jamesa, kiedy ten kazał zdmuchnąć Taylorowi świeczki z tortu. Razem z Judy pomogli małemu w zdmuchiwaniu, a wszyscy zaczęli klaskać. Tay chyba do końca nie wiedział co się dzieje, ale wyglądał na zadowolonego. Urządzili mu świetną małą imprezę, z kilkoma dzieciakami z osiedla, balonami i prezentami. Judy poprawiła jego papierową czapeczkę na głowie i posadziła go na kolanach Juniorowi, żeby móc spokojnie pokroić tort.
Rozejrzałem się. Połowy dzieci nawet nie znałem. Jeśli chodzi o dorosłych, nie było nas zbyt wielu. Dave na szczęście nie dotarł, bo był w pracy. Marty nie czuł się najlepiej i został w domu. Shanell miała sesję zdjęciową. Roxxi i Lars też nie przyszli. Nick również się nie pojawił. Nawet nie wiedziałem czy dostał zaproszenie. Jason przyszedł sam, ponieważ niedawno zerwał się z Agnes. Od paru dni wyglądał na szczęśliwego, więc rozstanie chyba dobrze mu zrobiło.
Kiedy każdy dostał swój kawałek, dzieciaki pobiegły z talerzami do pokoju Masona. Mase zabrał ze sobą też młodszego brata. Wszyscy dorośli zostali w salonie i mieli chwilę spokoju.
- Jak dobrze, że Dave'owi akurat dzisiaj wypadła popołudniowa zmiana. - odezwałem się i spojrzałem na Dianę. Uśmiechnęła się tylko do mnie. Wiedziała co przeżywam kiedy Mustaine jest w pobliżu i nie miała jakichś pretensji, że obrażam jej faceta.
- Dzisiaj rano był u nas i musieliśmy chować przed nim tort. - zaśmiała sie Judy, zbierając brudne talerze. - Powiedział, że połowę mamy podzielić między gości, a połowę zostawić dla niego. Po pracy przyjdzie odebrać.
- Dave ma zakaz na słodycze. - oznajmiła Diana. - Ostatnio mu się trochę przytyło. Kiedy kładziemy się spać każę mu robić brzuszki. Po dziesięciu ma już dosyć i dyszy jakby przebiegł maraton.
- Faktycznie. Di ma rację. - Mel wybuchnęła śmiechem. - Pamiętacie jak na ostatnim koncercie w The Viper Room ściągnął koszulkę? Jakie miał boczki...
- Po prostu założył zbyt obcisłe spodnie. - stwierdził Hetfield.
- James, te jeansy jeszcze niedawno idealnie na nim leżały. A na koncercie bałam się, że mu pękną na tyłku, kiedy się schyli. - powiedziała Diana, a my zaczęliśmy się śmiać. - Od jutra przechodzi na dietę.
- Powodzenia. - puściłem jej oczko i odstawiłem swoją szklankę z sokiem na stół. Judith wstała, żeby wynieść brudne naczynia, a David postanowił jej pomóc. Kiedy wyszli, Mel i Diana usiadły obok siebie i zaczęły plotkować, a ja razem z Jamesem i Jasonem zajęliśmy się rozmową o ostatnim wydaniu Top Guitar.
Po chwili wszyscy usłyszeliśmy dźwięk tłuczonego szkła. Nikt z nas na to nie zareagował. Pomyśleliśmy, że David pewnie coś zrzucił. Zaraz po tym dobiegł nas krzyk Judy. Spojrzeliśmy na siebie ze zdziwieniem i zerwaliśmy się ze swoich miejsc. Kiedy stanęliśmy w progu kuchni, na podłodze dostrzegliśmy roztłuczone szkło. Zaraz obok stał Junior z Judy. Przytulali się, a ona wyglądała na najszczęśliwszą kobietę na świecie. Po chwili jednak wybuchnęła płaczem. Kompletnie nie wiedzieliśmy o co chodzi.
- Co jest? - spytała zdezorientowana Melanie.
- Zgodziła się!
- Na co? - skrzywił się James.
- Powiedziała tak! - krzyknął David.
Popatrzyliśmy na siebie ze zdziwieniem.
- Nie rozumiem... - mruknąłem.
- Chyba... On chyba się jej oświadczył. A ona się zgodziła... - stwierdziła Diana, po czym spojrzała na nas niepewnie. - Tak myślę...
- A gdzie pierścionek? - zapytał Jason.
- Właśnie... zapomniałem... - powiedział cicho David i drżącą dłonią wsunął na palec Judy złoty pierścionek z rubinem. Blondynka wytarła rozmazany makijaż i znów się w niego wtuliła, ignorując wszystko wokół.
Wszyscy uśmiechnęliśmy się i po cichu wycofaliśmy się do salonu. Kiedy emocje trochę opadły, każdy złożył im gratulacje i cieszyliśmy się razem z nimi ich szczęściem.
Do domu wróciłem koło północy. Drzwi były otwarte, ale nie zdziwiło mnie to, bo Marty był w mieszkaniu. Wszedłem do środka i zamknąłem je na klucz.
- Marty, jestem już! - krzyknąłem i położyłem małe papierowe opakowanie na szafce w przedpokoju. Ściągnąłem szybko kurtkę i powiesiłem ją na wieszaku. - Przyniosłem ci trochę tortu. Chcesz?
Cisza. Pomyślałem, że już zasnął. Sam wspominał, że nie czuje się najlepiej. Wzruszyłem ramionami i wziąłem pudełeczko do kuchni. Wsadziłem je do lodówki i nalałem trochę wody do szklanki. Wziąłem ją i ruszyłem w stronę swojego pokoju.
Z łazienki dobiegł mnie cichy jęk. Odstawiłem szklankę na szafkę i zapukałem cicho.
- Marty...?
- Wejdź... - powiedział niewyraźnym głosem.
Otworzyłem powoli drzwi. Marty siedział w samych bokserkach pod ścianą, na zimnych płytkach. Jego kręcone włosy opadały mu na twarz ale widziałem, że płakał. Spojrzał na mnie i pociągnął nosem. Chyba pierwszy raz widziałem go w takim stanie. Podszedłem do niego.
- Nie dotykaj mnie. - rzucił oschle, a ja szybko się odsunąłem.
- Co się stało?
- Zawieź mnie do szpitala...
- Ale...
- Po prostu mnie zawieź... Piłem, więc nie mogę prowadzić. Nie pytaj o nic.
Nie zadawałem więcej pytań. Przyniosłem mu jakieś czyste ubrania i zawiozłem go do najbliższego szpitala. Milczał przez całą drogę.
Wzięli go na badania, a ja spędziłem pół nocy w poczekalni, czekając, aż ktoś udzieli mi jakichś informacji. W końcu jakimś cudem zasnąłem na plastikowym niewygodnym krzesełku.

Marty
Dwa dni później siedziałem w kawiarni przy Silver Lake Boulevard. Wziąłem kilka dni wolnego i umówiłem się z Dave'em. Czekałem na niego od piętnastu minut, bawiąc się serwetką i gapiąc się w okno na przechodzących ludzi.
Chwilę później zobaczyłem Dave'a wchodzącego do lokalu. Szybko mnie dostrzegł i podszedł do mojego stolika. Zajął wolne miejsce i zawiesił skórzaną kurtkę na oparciu krzesełka.
- Jesteś samochodem? - spytałem, patrząc na niego.
- Nie, wracam od Charliego. Mieszka niedaleko.
Kiwnąłem głową i obróciłem się do przechodzącego obok mnie kelnera.
- Trzy razy Johnnie Walker.
Przytaknął ruchem głowy, a ja znowu spojrzałem na Dave'a, który zmarszczył brwi.
- Trzy? Ktoś jeszcze przyjdzie?
- Nie.
- To po co trzy?
- Jeden dla ciebie, dwa dla mnie. - oznajmiłem, wzruszając ramionami.
- Coś cię gryzie. - stwierdził, przyglądając mi się badawczo. - Dlatego chciałeś się spotkać?
- Tak...
- Co się stało? Zwolnili cię z pracy?
Zacisnąłem powieki i pokręciłem głową.
- Problemy z laskami?
- Po części...
- Co jest?
Wziąłem głęboki oddech i ze świstem wypuściłem powietrze z ust. Po chwili do naszego stolika wrócił kelner. Postawił przed nami trzy napełnione szklanki. Od razu wziąłem jedną i wychyliłem ją na dwa łyki. Facet spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Nie jestem alkoholikiem. - mruknąłem, oddając mu pustą szklankę. Po chwili odszedł.
- Marty, co się dzieje? - Mustaine ponowił pytanie.
- Czuję się jak jakieś ohydne monstrum...
- Przestań. Laski na ciebie lecą.
- Dostałem jakiegoś zapalenia i wysypki, miałem wczoraj trzydzieści dziewięć stopni gorączki. Kirk zawiózł mnie do szpitala i okazało się, że mam rzężączkę. Myślałem, że zapadnę się ze wstydu pod ziemię kiedy lekarz mi to powiedział. Jakaś laska zaraziła mnie tym syfem! Nie mogę iść nawet spokojnie do łazienki, bo zaczynam krzyczeć z bólu kiedy chcę się załatwić!
- Też miałem rzężączkę, to jeszcze nic strasznego. Złapałem już tyle chorób wenerycznych i mam o nich taką wiedzę, że spokojnie mógłbym zostać lekarzem. - powiedział zadowolony z siebie. - Objawy pojawiają się mniej więcej tydzień po zarażeniu. Z kim wtedy spałeś?
Zamyśliłem się. Po chwili wyciągnąłem z kieszeni kurtki mój notes i zacząłem go przeglądać.
- Zapisujesz z kim się ruchałeś?
- Mam tu ich numery telefonów... - rzuciłem i przeglądałem dalej. - Trzy kobiety...
- Jakie?
- Jane. Ta szatynka, którą poznałem na ostatnim koncercie.
- Masz jej numer?
- Taa.
- Dobra, zadzwonimy. Która jest następna? - przysunął się do mnie.
- Moja szefowa...
- Kurwa, przecież ona ma ponad czterdzieści lat...
- Potrzebowałem podwyżki, ok? Przestań mnie dobijać.
Westchnął głośno i pokręcił głową.
- A ta ostatnia?
- Siostra Kirka...
Mustaine wybuchnął śmiechem.
- Chyba żartujesz!
- Nie krzycz na mnie!
- Ale... jak?! Kiedy?!
- Przyjechała do Kirka w zeszły piątek. Musiał gdzieś wyjść i zostawił nas samych na jakiś czas. Tak jakoś wyszło...
- Ale to siostra Hammetta!
- I co z tego?! Jest podobna, ale nie jest taka jak on. I wierz mi, chętnie bym to powtórzył. - powiedziałem szczerze. - Jeśli chodzi o to, jest zajebista.
- To na bank ona cię zaraziła. Dzwoń do niej i zażądaj jakiegoś odszkodowania. Albo niech ci chociaż zwróci koszty leczenia!
- Nie sądzę, że to ona... - przysunąłem do siebie moją szklankę. Mustaine wziął swoją i napił się.
- Nie masz pewności.
- Zabezpieczyliśmy się.
- A pamiętasz jak Nick złapał opryszczkę? I co było? "O Jezu, teraz zacznę używać gumek, nikogo nie zarażę". Zaraz po tym zaraził swoją byłą i wykopała go na zbity pysk z domu.
- Rozstali się przez jego uzależnienie, a nie opryszczkę.
- Nie ważne, sam fakt! Teraz twierdzisz, że to nie siostra Kirka, a może to akurat ona. Musisz brać każdą pod uwagę.
Spojrzałem na niego bez słowa, a po chwili wlepiłem wzrok w szybę.
- Nie martw się. - pocieszył mnie Dave. - Rzężączkę można wyleczyć całkowicie.
- Dobre i tyle. - rzuciłem bez emocji.
Oderwałem w końcu wzrok od okna i wypiłem do końca zawartość mojej szklanki.

11 komentarzy:

  1. Troche krótkie ale świetne! Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  2. Patrycja von Hetfield15 marca 2016 17:24

    Nie mogłam się doczekać. Moja przyjaciółka ma rację. Cierpliwi będą nagrodzeni. Ale od rzeczy... bardzo fajnie opisałaś te oświadczyny. Na początku myślałam, że Judy popłakała się, bo stłukła talerz. Dlaczego tak urządziłaś biednego Marty'ego? Co on Ci zrobił? ._. Tak w ogóle, to skąd ty masz tyle weny? Ja coś piszę, a później usuwam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kocham Marty'ego! uwielbiam go jako muzyka, człowieka, w opowiadaniu też go kocham. po prostu chciałam coś z nim wykombinować, a że miał sporo dziewczyn...
      zawsze mam głowę pełną pomysłów co do opowiadania, ale sama czasem mam duży problem żeby jakoś ubrać to w słowa. w tym rozdziale było tak właśnie podczas tych urodzin i oświadczyn, myślałam, że tego nie skończę, haha.
      dziękuję!

      Usuń
  3. Witam!
    Zaręczyny wypadły przegenialnie.Najpierw chwila grozy, co się kurczę dzieje, może ktoś sobie coś zrobił tym potłuczonym talerzem? A później... wyszło świetnie. Bardzo uroczo i ładnie. Ten fragment zdecydowanie wygrywa w tym rozdziale. Jednak równie ciekawie opisałaś biednego Marty'iego. Zwłaszcza, gdy zastanawiał się, która z Pań mogła go zarazić. No perełka. Nic dodać nic ująć.
    Niech zaleje Cię wena i do zobaczenia przy następnym rozdziale, mam na dzieję.
    PS: Tak tematycznie- wybierasz się może na wspaniałego MegaDejwa w czerwcu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję!
      oczywiście, że się wybieram! ♡

      Usuń
    2. No tak też myślałam. Takiej okazji nie można przegapić :D

      Usuń
    3. Patrycja von Hetfield17 marca 2016 18:12

      Kurczę! Wszyscy wybierają się na Magadejwa, a ja jako jedyna chyba na Iron Steve'a. Chyba jednak zmienię zdanie...

      Usuń
    4. wierz mi że teraz Ci zazdroszczę, przed chwilą dowiedziałam się że przed Iron Maiden zagra Anthrax. Iron było mi od początku obojętne bo już dawno mi się zbrzydli, ale Anthrax... uwielbiam ich, a nowa płyta jest genialna!

      Usuń
  4. Cześć, Patty.
    Obserwuję twojego bloga już od jakiegoś czasu, od dwóch miesięcy około, ale wcześniej się nie ujawniałam. Nie miałam tutaj konta i niby równie dobrze mogłam odzywać się z anonima, ale to było po prostu dla mnie niewygodne. No ale teraz już mam konto i postaram się być na bieżąco :)
    Przeczytałam poprzednie rozdziały Carpe Diem i mogę powiedzieć tyle: wow. Jestem pod wrażeniem. Uwielbiam takie klimaty, łamanie stereotypów, mocne charaktery. To zdecydowanie moja bajka :D
    Co mogę powiedzieć, bardzo kibicuję Shanell. Jest świetną matką, w karierze odnosi sukcesy, radzi sobie, ale jest troszeczkę zagubiona. I choć bardzo lubię Colina, to trzymam kciuki, żeby zeszła się z Nickiem, bo to wspaniały facet i to on jest tą jej jedyną miłością. Bardzo lubię też Davida i Judy, tworzą świetną parę i strasznie się cieszę, że on zdobył się na to, by zakończyć toksyczną znajomość z Roxxi i wyjść z załamania, a już to, że oświadczył się Judy, to już w ogóle zajebiście :) A sytuacja z Martym była zabawna, ale zdarza się i tak, tak to już jest, ale wyjdzie z tego :D
    No i tyle na dziś, czekam na dalsze rozdziały, jak to się dalej potoczy. I ogólnie piszesz genialnie i masz zarąbiste pomysły, także jest czego zazdrościć :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No to jestem.
    Dwa zaległe rozdziały to już o wiele za dużo...

    Dobra, właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że tęskniłam za Dave'em, haha. Ale wiem, że chyba w następnym rozdziale będzie go więcej, haha. Tu to w sumie... tak trochę bez charakteru był, jeśli wiesz o co chodzi... w sensie, że na jego miejscu mogłaby być każda inna osoba, to w sumie w moim poczuciu tęsknoty za Dave'em to się nie liczy, haha.

    Przyjęcia urodzinowe dla dzieci.
    To jest jakaś masakra. Naprawdę. Ogarnąć to wszystko i nie dość, że swoje dzieciaki, to jeszcze cudze i dorosłych, którzy podkradają tort. Naprawdę ciężkie zadanie. W sumie fajnie, że David oświadczył się Judy... ja tam nawet nie ogarniałam, że nie są małżeństwem, ale dobra. Mam wrażenie, że ja tu w sumie dużo rzeczy nie ogarniam.

    Dobra, lecę do następnego!

    OdpowiedzUsuń