czwartek, 5 maja 2016

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 25.

Marty
Wjechałem windą na dwunaste piętro i bez pukania wszedłem do mieszkania Shanell. Drzwi były otwarte, a w środku było cicho. Chciałem pójść od razu do salonu, ale po drodze zajrzałem jeszcze do kuchni, gdzie zastał mnie dosyć niecodzienny widok. Nick stał oparty o blat, a ona mówiła coś pod nosem i dotykała go po twarzy. Oparłem się o futrynę i odchrząknąłem. Spojrzeli na mnie wystraszeni.
- Marty?
- To ja.
- Jak wszedłeś?
- Drzwi były otwarte.
- Puka się.
- Ja już wiem kto kogo puka w tym domu.
- Coś mi wpadło do oka, Shanell pomagała mi wyciągnąć. - zaczął tłumaczyć się Nick.
- Po co przyszedłeś? - spytała Shan, patrząc na mnie.
- Mam sprawę. - powiedziałem cicho i usiadłem na stole. - Byłem z Abigail, siostrą Kirka, w kawiarni. Jadłem sobie swoje ciasto, nagle podchodzi do nas kelnerka i mówi, że wygraliśmy konkurs, który zorganizowali.
- Jaki konkurs?
- Potrójna randka w tej kawiarni, w sobotę wieczorem. Oczywiście jak Kirk się dowiedział to stwierdził, że musi iść razem z nami. Jego siostra towarzyszy mi, a jemu nie ma kto. Pomyślałem, że może ty...
- A druga para? - spytał Menza.
- Jeszcze nie wiem. Zapytam kogoś.
Nick spojrzał z uśmiechem na swoją byłą dziewczynę.
- Pójdziemy w przyszłą sobotę na sernik z białą czekoladą i malinami? Jako przyjaciele.
- Czemu nie... Możemy iść. - uśmiechnęła się. - A co z Kirkiem?
- Załatwimy mu kogoś. Idziecie z nami jako trzecia para. Mam jeszcze jedną prośbę. Możecie nie kompromitować mnie przy Abigail?
Shanell i Nick spojrzeli na siebie ze zdziwieniem.
- Chodzi o to, żebyście nie gadali jakichś głupot na mój temat. Nie mówili o byłych dziewczynach czy imprezach. I o tej rzężączce.
- Ja jestem dyskretna. - oznajmiła Shan.
- Mnie to nie interesuje, nic jej nie będę mówił. Nawet jej nie znam. - Nick wzruszył ramionami.
- Dzięki. Miło cię znowu widzieć. - uśmiechnąłem się do niego. - Wracasz do zespołu?
- Nie. Przynajmniej na razie. Nie mam do tego głowy. Muszę pogadać też z Dave'em, dawno się z nim nie widziałem.
- Rozumiem. Ale cieszę się, że wróciłeś do żywych.
Nick kiwnął głową i uśmiechnął się lekko.
- Jak Nelly? - zaciekawiłem się.
- Dobrze. Jest jeszcze dzieckiem, więc nie rozumie jeszcze wielu rzeczy które się teraz wokół niej dzieją. Dobrze to znosi.
- A Josie?
Wzruszył ramionami.
- Bez zmian. Lekarze twierdzą, że już raczej nic się nie zmieni i każą się z tym pogodzić.
- Przykro mi... A co z małą? Zostanie z tobą?
- Nie. Chce zostać z rodzicami Josie. Spędza z nimi dużo czasu, od nich ma blisko do przedszkola, przyjaźni się z dzieciakami z sąsiedztwa. Zresztą średnio bym sobie poradził sam. Jestem beznadziejnym ojcem. Lepiej będzie jak zamieszka z babcią i z dziadkiem, a ja będę się z nią spotykał tak jak wcześniej. To chyba będzie najlepsze rozwiązanie.
- Najważniejsze, żeby była szczęśliwa i jakoś mocno nie odczuwała tej straty.
- Będzie odczuwać. Tego obawiam się najbardziej. Po prostu mam nadzieję, że dosyć szybko się z tym pogodzi i zrozumie to wszystko.
Kiwnąłem głową. Na chwilę zapadła niezręczna cisza. W końcu usłyszeliśmy pukanie do drzwi, a Shanell poszła otworzyć.
- Cześć. Możesz mi pożyczyć ten czarny luźny crop top na cienkich ramiączkach? - dobiegł nas głos Roxxi.
- Wejdź, zaraz ci przyniosę.
Shan ruszyła w stronę swojej sypialni, a Roxanne pojawiła się w kuchni.
- O, Nick. - uśmiechnęła się. Podeszła do niego i objęła go. - Dobrze cię widzieć.
- Ciebie też. Jak Lars?
- Jak zawsze straszny.
- No jasne, po co pytam.
- Jak twoja konkursowa randka? - spojrzała nagle na mnie.
- Dobrze. Jest w przyszłą sobotę.
- Kto idzie?
- Ja i Abigail, Shan i Nick, Kirk i ty.
- Co?
- Ja i Abigail, Shan i Nick, Kirk i ty.
- Zrozumiałam za pierwszym razem. Umówiłeś mnie na randkę z Kirkiem?
- Musi z kimś iść.
- Gościu! - krzyknęła i rzuciła się na mnie z pięściami. Zasłoniłem się rękami i pobiegłem na drugi koniec kuchni.
- To tylko ze trzy godziny! Zjemy coś i wrócimy. Nawet nie musisz z nim gadać.
- Nie mam zamiaru z nikim gadać. Pójdę tam tylko dlatego, że nie mam na ten dzień żadnych planów i nie będę musiała płacić.
- Będziesz kierowcą?
- Chyba sobie żartujesz.
- Ja mogę być. - powiedział Nick. - W niedzielę idę do pracy, więc nie mogę pić.
- Dzięki.
Po chwili wróciła Shanell i dała Roxxi swoją bluzkę, którą chciała pożyczyć. Schowała ją do swojej torebki.
- Trzymajcie się. A z tobą policzę się po randce. - rzuciła, wskazując na mnie palcem i wyszła, trzaskając drzwiami.

Nick
Od godziny siedzieliśmy w kawiarni, do której Marty zaprosił nas na potrójną randkę. Dostaliśmy stolik w najlepszym miejscu i mogliśmy zamówić co tylko chcieliśmy. Marty siedział obok Abigail i tak na siebie patrzyli, że ciężko było nie zauważyć, że coś do między nimi iskrzy. Kirk jednak w ogóle tego nie dostrzegał. Albo po prostu nie chciał. Przyszedł na randkę z Roxxi, która o dziwo była dla niego bardzo miła. Nie nabijała się z nikogo, nie obgadywała, Marty'emu też dała spokój. A ja byłem zajęty moją randką.
Tak jak wcześniej obiecywałem z Shan Marty'emu, nie wspominaliśmy nic o jego byłych dziewczynach i orgiach w których brał udział, tylko staraliśmy się przedstawiać go w dobrym świetle. Podczas rozmów Kirk chyba jednak zaczął coś podejrzewać, bo wiele rzeczy mu się nie zgadzało, ale siedział cicho.
- Jesteście taką ładną parą. - powiedziała nagle Abigail, a ja oderwałem wzrok od mojej byłej dziewczyny. Spojrzałem na Abi.
- Mówisz o nas?
- Tak. O tobie i Shanell.
- Właściwie... Od dłuższego czasu nie jesteśmy już parą. - oznajmiła zmieszana Shan.
- Ale jesteśmy przyjaciółmi. - dopowiedziałem.
- Jak się poznaliście?
Spojrzeliśmy z Shanell na siebie.
- Marty nas zapoznał. - odpowiedziała, posyłając mu uśmiech.
- Co wy gadacie? Poznaliście się dzięki Dave'owi. - wtrącił się Hammett.
- Marty też był przy tym spotkaniu. I nie odzywaj się, bo ciebie w ogóle tam nie było.
- Mamy też syna. Ma dziewięć miesięcy. - pochwaliłem się.
- Jak ma na imię?
- Marty. - powiedziałem bez zawahania.
- Naprawdę? - Abi uśmiechnęła się do Friedmana.
- No... tak jakby.
- Więc jak ma na imię?
- Milan.
Abigail popatrzyła na niego bez słowa i napiła się swojej herbaty z cytryną. Chwilę później podeszły do nas dwie kelnerki z naszymi zamówieniami.
- Uwielbiam sernik z czekoladą. W San Francisco nie ma takiego dobrego. - stwierdziła Abi.
- Marty wymyślił sernik. - rzuciła Roxxi, wyciągając paczkę fajek z torebki. Włożyła seksownie papierosa do ust i przysunęła się do Kirka, żeby go odpalił. Zaciągnęła się i wypuściła chmurę szarego dymu, zakładając nogę na nogę.
- Nie wymyśliłem sernika. - zdenerwował się w końcu Friedman.
- Ktoś musiał. - uśmiechnęła się Roxanne.
Marty wstał ze swojego miejsca i wyszedł na zewnątrz. Widzieliśmy przez okno, jak przechadza się nerwowo po chodniku. Abigail patrzyła z zatroskaniem na niego.
- Może pójdę tam...? - spytała.
- Daj spokój. Nic mu się nie stanie. - powiedział Kirk, a Abi wróciła do jedzenia.
- Masz ciasto kokosowe? - spytała Roxxi Hammetta.
- Tak. A ty?
- Orzechowe. Chcesz spróbować?
Kiwnął głową. Po raz pierwszy w życiu zobaczyliśmy, że Roxxi dzieli się z kimś swoim jedzeniem. Chyba pogodzenie się z Larsem wyszło jej na dobre.
Chwilę później wrócił do nas Marty. Zajął miejsce obok Abigail i bez słowa zaczął jeść. To było trochę smutne, że była to jego randka, a on bawił się najsłabiej. Ale po części była to nasza wina. Chyba zbyt bardzo chcieliśmy, żeby Marty przypodobał się Abi.
Koło dwudziestej drugiej randka dobiegła końca i zaczęliśmy się zbierać. Początkowo miałem tylko odwieźć do domu moją byłą dziewczynę. Roxxi wzięła Kirka do swojego samochodu, bo miała po drodze. Mogła też wziąć Marty'ego i Abigail, ale postanowili jechać z nami, nie miałem pojęcia dlaczego.

Shanell
Zajęłam miejsce pasażera, a Nick usiadł za kierownicą. Wzięłam głęboki oddech i wyciągnęłam szminkę z torebki. Spojrzałam w lusterko i podkreśliłam usta czerwonym kolorem. Kątem oka dostrzegłam, jak Marty i Abigail wpakowali się na tylne siedzenie. Poprawiłam włosy i bez słowa oparłam się na swoim fotelu.
- Najpierw odwieziemy ich, a potem pojedziemy do ciebie. - powiedział Nick, a ja kiwnęłam głową. Włączyłam radio, żeby nie słuchać jak Abigail i Marty na zmianę kłócą się i przepraszają. W końcu zamilkli, ja z Nickiem też nie rozmawiałam, tylko wlepiłam wzrok w przednią szybę. W pewnym momencie poczułam, jak ktoś kopie moje siedzenie. Spojrzałam ze zdziwieniem na Nicka, który zerknął w lusterko i zaczął się śmiać.
- Co? - spytałam cicho.
- Spójrz.
Popatrzyłam w lusterko i szybko odwróciłam wzrok. Jak gdyby nigdy nic znów wróciłam do obserwowania tego, co się dzieje za oknem. Kopanie w fotel jednak nie ustąpiło, a Abigail dodatkowo zaczęła jęczeć. Marty postanowił strzelić jej przy nas soczystą dwudziestominutową minetę. Zakryłam dłonią usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Nick udawał, że tego nie słyszy. Uśmiechał się pod nosem i patrzył spokojnie na drogę.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, Nick zatrzymał się pod blokiem. Odwrócił się w ich stronę.
- Już jesteśmy. Marty... Marty!
Friedman oderwał się w końcu od Abigail, a ona znów do niego przylgnęła i pocałowała namiętnie.
- Jesteśmy na miejscu. - powtórzył mój były chłopak.
- O... Szybko... Dzięki. - rzucił pośpiesznie i wytoczył się razem ze swoją partnerką z samochodu. W jednej ręce Abigail trzymała swoje szpilki, drugą obejmowała Marty'ego w pasie. Kiedy zniknęli za drzwiami budynku, ja i Nick wydarliśmy się tak, jakby ktoś nas mordował.
- Myślałam, że już nie wytrzymam! - krzyknęłam, zanosząc się histerycznym śmiechem, którym zaraziłam też Nicka.
- Tylko teraz mieli chwilę dla siebie, pewnie Kirk ich w nocy pilnuje. - stwierdził, wycierając oczy. - My nie byliśmy lepsi. Pamiętasz jak byliśmy dwa lata temu u moich rodziców na święta? Kiedy wracaliśmy z zakupów to zatrzymaliśmy się na jakimś odludziu, szybki seks i dopiero do domu.
- Ale my dzieliliśmy pokój z twoją siostrą i jej chłopakiem, a Marty ma swój!
- Kirk pewnie stałby z szklanką przy drzwiach i podsłuchiwał.
- Ale to było szalone. - powiedziałam, mając na myśli nasze poprzednie święta w Monachium. - Na dworze było chyba minus piętnaście stopni... Nie wiedzieliśmy, że wtedy byłam już w ciąży. Piękne czasy...
Nick uśmiechnął się i ruszył w stronę mojego domu. Przez całą drogę milczeliśmy, jedynie wymieniliśmy kilka tajemniczych uśmiechów. Kiedy byliśmy na moim osiedlu, zaparkował na parkingu i wyszedł razem ze mną z samochodu. Weszliśmy do bloku i wjechaliśmy windą na dwunaste piętro. Stanęliśmy przed drzwiami mojego mieszkania. Oparłam się o ścianę. Nick przytulił mnie, a ja położyłam dłonie na jego ramionach. Spojrzał mi w oczy i przybliżył swoją twarz do mojej. Pokręciłam głową i przyłożyłam rękę do jego ust.
- Nie. - uśmiechnęłam się lekko. Przewrócił oczami i odwzajemnił mój gest. - Dobranoc.
- Śpij dobrze. - pogłaskał mnie po policzku. Otworzyłam drzwi i patrzyłam jeszcze, jak odchodzi w stronę windy. Odwrócił się w moją stronę. Pomachałam mu i weszłam do mieszkania. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie, wybuchając śmiechem.
Czułam się naprawdę szczęśliwa.

6 komentarzy:

  1. Znowu zaczynam Cię czytać - ale teraz pozwól że się zareklamuje :v
    http://nieudana-aborcja.blogspot.com/
    Jak dojdę do nowych postów to zacznę komentować :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj, Patty! Jak zwykle, moje komentarze są nazbyt nieregularne, ale musisz mi wybaczyć- nie mam nawet czasu, żeby u siebie jakiś rozdział naskrobać.
    Korzystając z chwili wolnego, już zabieram się do czytania!
    Pomysł z potrójną randką od razu przypadł mi do gustu. Myśląc o poprzednich rozdziałach sądziłam, że w kawiarni wydarzy się coś. Coś niespodziewanego, co zafrapuje bohaterów, a mnie doprowadzi do łez...ze śmiechu, rzecz jasna. I tu spotkało mnie zaskoczenie. Spotkanie było lekkie, przyjemne, nikt nikomu oczu nie wydrapał (chociaż zawstydzony Marty na pewno miał na to ochotę) ani nie zabłysnął dużą złośliwością. Muszę powiedzieć, ze taki spokojny fragment podobał mi się. Było tak przyjemnie sobie to wyobrazić. Mogę nawet uznać to za ciut klimatyczne. Za to powrót do domu był...intensywny. Język Marty'ego wił się jak królewska kobra na tylnym siedzeniu, a jego dzierlatka mu raczej nie ustępowała w szybkim uniesieniu. Na szczęście, naszej uroczej parze z przodu nie obrzydziło to dnia...albo wieczoru? Szkoda tylko, że na wymianie uprzejmości i krótkim pożegnaniu się skończyło. Nick i Shan tworzą ładną parę, do tego mają dziecko. Patrząc na ich zachowanie i liczne uśmiechy zwiastuję, że kiedyś się zejdą, na co bardzo cicho liczę.
    Z mojej strony to tyle. Życzę weny i do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Język Marty'ego wił się jak królewska kobra na tylnym siedzeniu, a jego dzierlatka mu raczej nie ustępowała w szybkim uniesieniu" - popłakałam się, dziękuję! :"))))

      Usuń
    2. Nie sądziłam, że aż tak zabawnie to brzmi xD
      PS: Planujesz w najbliższym czasie nowy rozdział?

      Usuń
    3. będzie niedługo, w piątek albo jutro nawet. po prostu śmierć Nicka tak mnie dobiła że nie byłam w stanie nawet przepisać rozdziału, nie wspominając już o napisaniu nowego. ale już od wczoraj piszę :)

      Usuń
  3. Jakoś tak dziwnie czytać mi o dobrych relacjach między Shan, a Nickiem. Ale wiadomo, że cieszę się z tego niezmiernie. Chociaż chyba nadzieja, że do siebie jest wrócą jest matką głupców. Aczkolwiek sama nie wiem, czy bym chciała ponownie widzieć ich razem. Rozumiem, że Shan już odpuściła i nie zabrania spotkań Milana z Nickiem. A no tak, przecież niedawno byli ze sobą na jakimś spaceru. To był już zwiastun, że zaczyna dziać się lepiej. I chyba pierwszy raz od jakiegoś czasu Shan powiedziała, że czuła się szczęśliwa...
    Ale to nie zmienia faktu, że nadal jej nie lubię. Haha.

    OdpowiedzUsuń