Roxxi
- Pani będzie prowadzić zajęcia z historii mediów? - spytał chłopak, który był na moim roku. Aż się we mnie zagotowało.
- Chyba sobie jaja robisz. Nie prowadzę żadnych zajęć. - warknęłam i odwróciłam się w drugą stronę. Nie mogłam uwierzyć, że miałam studiować z takimi ludźmi. Wokół mnie były same bogate dzieciaki, ludzie, którzy w ogóle nie chcieli tu być i spełniali ambicje rodziców albo szalone dzieciaki, którzy zapragnęli w końcu życia z dala od domu i wiecznych imprez.
Kiedy przyszedł profesor i wpuścił nas do sali, usiadłam gdzieś na początku i paraliżowałam spojrzeniem każdego, który próbował obok mnie usiąść.
W przerwie między zajęciami poszłam na stołówkę, żeby coś zjeść. Było wyjątkowo mało ludzi, więc usiadłam przy wolnym stoliku, z dala od wszystkich. W pewnym momencie do środka weszły dwie dziewczyny z mojego roku, które od razu do mnie podeszły. Zmierzyłam je morderczym spojrzeniem i wróciłam do jedzenia. One jednak nadal sterczały nade mną jak ksiądz nad grobem.
- Możemy tu usiąść? - spytała jedna z nich, cała w skowronkach.
- Nie! Macie pełno wolnych stolików!
- Siedzisz sama. Powinnyśmy się lepiej poznać! - odparła druga. Wazelina wręcz wylewała im się uszami. Czy one nie mogły zrozumieć, że ja po prostu nie lubię ludzi i nie chcę nikogo poznawać? Nie przyszłam tu po to, żeby zawierać nowe przyjaźnie.
- Tu jest zajęte. - warknęłam.
- O, dla kogo?
- Dla mojego ego! - położyłam nogi na wolnym krzesełku. - Ja was nie wyganiam, ale proszę wypierdalać.
- Oj Roxanne... Mieszkasz w kampusie?
- Nie, mam bogatego faceta.
- Sponsor?
- Tak.
- Gdzie go poznałaś?
- W dupie. Idę na zajęcia, bo się spóźnię. - odsunęłam od siebie tacę z jedzeniem i wstałam ze swojego miejsca.
- Jeszcze mamy pół godziny. - jedna spojrzała na zegarek. - Dlaczego przyszłaś dopiero teraz na studia?
- Nie miałam wcześniej czasu.
- Co robiłaś?
- Byłam na wojnie.
- O mój Boże! Holly, słyszałaś to? Roxanne była na wojnie! Gdzie walczyłaś? W Zatoce Perskiej?
Uderzyłam się ręką w czoło.
- Nie byłam na żadnej wojnie! Dziewczyny, czy wy we wszystko uwierzycie? Jak wam powiem, że skoczyłam z mostu Golden Gate to też uwierzycie?
- A skoczyłaś?
- Na Boga... - mruknęłam i wrzuciłam swoje rzeczy do torebki. - Idę zapalić. Cześć.
Wzięłam torebkę i czym prędzej stamtąd wyszłam.
Miałam nadzieję, że nie skończę przez nie w psychiatryku.
Shanell
Przejrzałam się jeszcze raz w lustrze i poprawiłam włosy. Fotograf wszedł do środka i spojrzał na mnie.
- Gotowa?
- Jasne.
- Zaraz zaczynamy. Musimy jeszcze poprawić światło.
Kiwnęłam głową i spojrzałam na Nicka, który siedział na kanapie w rogu garderoby. Fotograf zabrał coś i usiadłam obok mojego narzeczonego. Dzisiaj miałam mieć moją drugą w życiu sesję i okładkę dla Playboya. Rzadko rozmawiałam z Nickiem o moich sesjach zdjęciowych, ale te nagie zawsze z nim konsultowałam. Czasami się zgadzał, czasami nie, ostatnio w ogóle nie robił już żadnych problemów, ale wolał być przy mnie. Na szczęście jego obecność mnie nie rozpraszała, a Nick wszystko spokojnie obserwował i darował sobie komentarze.
- Jak się czujesz? - spytał, kładąc dłoń na moim kolanie.
- Dobrze. A ty?
- Też.
- Pokażę ci coś.
Wychyliłam się po swoją torebkę i wyciągnęłam z niej katalog z ofertami domów w Kalifornii. Otworzyłam na jednej z zaznaczonych stron i pokazałam mu.
- Venice? Nie znoszę Venice. Za dużo turystów i zbyt blisko do plaży, a ceny jak z kosmosu.
- Dlaczego nie? Chciałabym mieszkać blisko plaży.
- Skoro masz kilka kroków do plaży to po co basen w domu? - zmarszczył brwi, patrząc na ogłoszenie.
- Podoba mi się jeszcze ten. - przewróciłam kartkę i pokazałam mu następny dom, tym razem w San Diego.
- Ten jest fajny. Ma duże okna i ładny widok na ocean, a plaża chyba nie jest tak blisko.
- Ale San Diego jest zbyt daleko od Los Angeles.
- Chyba nie myślisz, że będę tu mieszkać całe życie.
- Nie lubię Los Angeles, ale tutaj mam agencję i mnóstwo pracy. Jak skończę karierę, to raczej nie będziemy tu mieszkać, ale na razie musimy tu zostać.
- To może do tego czasu wstrzymajmy się z decyzją. Zobaczymy jak sprawa będzie wyglądać za rok.
- Może masz rację. - włożyłam gazetę z powrotem do torebki. - Na razie dajmy sobie spokój.
Pocałował mnie, a ja owinęłam ręce wokół jego szyi. Przerwało nam pukanie do drzwi.
- Shanell, chodź.
- Gotowa? - spytał Nick, wstając ze swojego miejsca.
- A ty? - zaśmiałam się.
- Jasne.
- Ja też. Chodź. - wstałam z kanapy i chwyciłam go za rękę, po czym od razu wyszliśmy z garderoby.
***
- Gotowe. - wzięłam głęboki oddech, odkładając swoją walizkę na bok. Szykowałam się już do wyjazdu do Tokio na pokaz Calvina Kleina, w którym miałam wziąć udział. Ponieważ Nick nie mógł ze mną jechać, postanowiłam zabrać ze sobą Marty'ego. Uwielbiał Japonię i chciał w końcu się do niej wybrać, ale ciągle mu się nie udawało. Ostatnio był trochę przygaszony, więc cieszyłam się, że poprawię mu samopoczucie i spełnię jedno z jego marzeń.
- Też już się spakowałem. - oznajmił Marty. Wziął do ręki swój kubek z herbatą i napił się.
- Serio? Nie wierzę. Został tydzień do wyjazdu, a ty zawsze pakujesz się na ostatnią chwilę.
- Już nie mogę się doczekać, to pewnie dlatego.
- Zostaniemy tam tylko trzy dni, ale mam nadzieję, że chociaż przez ten czas uda ci się sporo zobaczyć.
- Na pewno. Nawet z jednego dnia bym się cieszył.
- Co u Abigail? Dawno jej tu nie było. - zmieniłam nagle temat. Podeszłam do kanapy, gdzie obok Marty'ego spał Milan. Przykryłam go kocykiem i odgarnęłam mu włosy z twarzy.
- Ma dużo pracy. Miała przyjechać w ten weekend, ale nie może.
- Pojedź do niej.
- Nie chcę. Ma dziwną rodzinę.
- Domyślam się.
Uśmiechnął się niepewnie. Widziałam, że nie chce o tym rozmawiać i chyba razem z Abi przeżywali kryzys. Odwzajemniłam tylko jego gest i postanowiłam nie ciągnąć już tego tematu.
Diana
- Też już się spakowałem. - oznajmił Marty. Wziął do ręki swój kubek z herbatą i napił się.
- Serio? Nie wierzę. Został tydzień do wyjazdu, a ty zawsze pakujesz się na ostatnią chwilę.
- Już nie mogę się doczekać, to pewnie dlatego.
- Zostaniemy tam tylko trzy dni, ale mam nadzieję, że chociaż przez ten czas uda ci się sporo zobaczyć.
- Na pewno. Nawet z jednego dnia bym się cieszył.
- Co u Abigail? Dawno jej tu nie było. - zmieniłam nagle temat. Podeszłam do kanapy, gdzie obok Marty'ego spał Milan. Przykryłam go kocykiem i odgarnęłam mu włosy z twarzy.
- Ma dużo pracy. Miała przyjechać w ten weekend, ale nie może.
- Pojedź do niej.
- Nie chcę. Ma dziwną rodzinę.
- Domyślam się.
Uśmiechnął się niepewnie. Widziałam, że nie chce o tym rozmawiać i chyba razem z Abi przeżywali kryzys. Odwzajemniłam tylko jego gest i postanowiłam nie ciągnąć już tego tematu.
Diana
Czas mijał, był już prawie koniec września, ja byłam pięć dni po terminie, a moje dziecko nawet nie myślało o tym, żeby wychodzić. Razem z Dave'em żyliśmy w coraz większym stresie i czekaliśmy, aż mała w końcu przyjdzie na świat. Travis również z niecierpliwością czekał na swoją pierwszą siostrę.
Dwudziestego dziewiątego września Dave musiał jednak wyjechać, w związku ze swoją pracą. Byłam wściekła, że zostawia mnie całkiem samą, kiedy nasza córka mogła w każdej chwili pojawić się na świecie. Starałam się być myśli, że mała w ciągu tych trzech dni nie będzie się jeszcze pchała do wyjścia. Tak się jednak nie stało.
W piątek rano, kiedy Travis był w szkole, a ja nie miałam co ze sobą zrobić, postanowiłam odwiedzić Roxxi. Nie miała tego dnia zajęć i siedziała w mieszkaniu razem z Jamesem, który czekał na Larsa.
- Robię obiad, zjesz z nami? - zawołała Roxanne z kuchni. - Paluszki rybne.
- Chętnie. - odpowiedziałam.
Kiedy skończyła, we trójkę zjedliśmy i wyszliśmy na balkon.
- Gdzie on jest tyle czasu? - spytał James, wychylając się przez barierkę.
- U Kirka. - oznajmiła Roxanne, odpalając papierosa. - Nie wiem kiedy wróci. - dodała, dotykając uschniętych liści w kwiatku doniczkowym. - Muszę to wypierdolić. Nie mam ręki do roślin.
- Wiesz, jakbyś urwała odnóżkę i przesadziła do innej doni... O cholera...
- To co? Wyrósłby nowy?
- Jezu...
- Co się stało?
- Zaczęło się... - spojrzałam na nich przerażona. Roxxi i James popatrzyli na siebie bez słowa.
- To ja już pójdę... - stwierdził Hetfield i już chciał wyjść z balkonu, ale Roxanne pociągnęła go za koszulkę.
- Nie tak prędko! - krzyknęła, wyrzucając niedopałek na ulicę. - Przyszedłeś, zeżarłeś mój obiad i jak gdyby nigdy nic sobie idziesz?! Zapomnij! Zawieziesz ją do szpitala!
- Ty w zeszłą sobotę przyszłaś do mnie i zeżarłaś całą paczkę moich Doritos!
- Wypominasz mi paczkę chipsów?!
- Przestańcie! Ja rodzę, do cholery! - krzyknęłam ze łzami w oczach.
- Już, spokojnie. James cię zawiezie do szpitala.
- Ale... Ja przyszedłem na nogach!
- Co? - Roxxi zmarszczyła brwi, ale była jeszcze w miarę opanowana. - Dobra, bez paniki. Pojedziemy moim samochodem.
Wyszła z balkonu i poszła do przedpokoju, gdzie zawsze trzymała kluczyki do samochodu. Po chwili wróciła z przerażoną miną.
- Lars zabrał mój wóz. To nic, zadzwonię po taksówkę.
- Szybciej! - krzyknęłam, trzymając się Jamesa.
- Już, spokojnie. - wykręciła nerwowo numer i zaczęła rozmawiać. Była coraz bardziej zniecierpliwiona. W końcu zaczęła krzyczeć, aż wreszcie rzuciła sluchawką. - Powiedzieli, że przyjadą za godzinę, bo są zbyt duże korki i wypadek samochodowy na Fairfax Avenue!
Wydarłam się, z bólu i przerażenia, zginając się w pół.
- Może zadzwonimy po kogoś innego?! Albo złapiemy stopa?!
- Wody mi odeszły! - rozpłakałam się. - Ja rodzę! - złapałam się za brzuch, ponieważ poczułam kolejny skurcz.
- Chodź, położysz się u mnie na łóżku. - powiedziała, po czym zaprowadziła mnie razem z Jamesem do swojej sypialni. Położyłam się na łóżku, a Roxanne pomogła ściągnąć mi spodnie i przykryła mnie kołdrą. Spojrzała poważnie na Jamesa. - Ona już rodzi. Musimy odebrać poród.
- To odbierz.
- Ty to zrób! Znasz się na tym!
- Ty jesteś kobietą!
- Nigdy nie rodziłam! Ty byłeś dwa razy przy porodzie swojej żony, wiesz jak to się robi!
- Gorąco mi... - powiedziałam cicho. Roxxi ściągnęła moją koszulkę i rzuciła ją na podłogę.
- Przyniosę wodę. - oznajmiła i pobiegła do kuchni. Syknęłam z bólu, bo poczułam kolejny skurcz. W końcu skurcze stały się coraz częstsze i silniejsze, a Roxxi nadal nie wracała. James ściągnął swoją kurtkę i podciągnął rękawy.
- Poczekaj chwilę. Idę po nią.
- Nie, nie zostawiaj mnie samej!
- Zaraz wrócę, spokojnie. Oddychaj.
Hetfield wyszedł z sypialni, a ja zostałam sama, z rozkroczonymi nogami, brzydka, spocona i zwijająca się z bólu. Po chwili doszły mnie jakieś krzyki, a zaraz po tym James i Roxxi weszli do środka.
- Musiałam chyba znaleźć jakieś ręczniki, coś do przecięcia pępowiny i miskę na łożysko!
- Ale nie musiałaś popijać sobie kawki w takim momencie! Już widać głowę dziecka!
James podniósł kołdrę, a Roxxi spojrzała na moje krocze.
- O cholera, to wygląda jak jakieś obdarte ze skóry zwierzę! - pochyliła się, żeby lepiej się przyjrzeć i jak gdyby nigdy nic napiła się kawy.
- Jesteś chora! Idź zadzwoń do kogoś, żeby po nas przyjechał, trzeba będzie jechać z nią i dzieckiem do szpitala! Zadzwoń do Shanell!
- Shanell i Marty są w Japonii!
- To do Judy!
- Ugh, zadzwonię po Larsa i Kirka, Hammett jest spokojny i opanowany, a Lars ma mój samochód, będę prowa...
- Kurwa! - wydarłam się, łapiąc z całej siły za poduszkę. - Ona chce już wyjść!
- Idę zadzwonić, Diana, niedługo będzie po wszystkim, bądź dzielna! - wyszła znów z sypialni, a James wziął głęboki oddech i uklęknął na kolanach przed łóżkiem.
- James? - spytałam łamiącym się głosem. - Nie wykrwawię się?
- Oczywiście, że nie. Zaraz będzie po wszystkim. Spokojnie. Rób to co ci każę, dobra?
Kiwnęłam głową. Kiedy jakieś dwadzieścia minut później wróciła Roxxi, ja już trzymałam na klatce piersiowej moje dziecko okryte kocykiem, a James wycierał ręcznikiem zakrwawione ręce.
- Lars... Zaraz będzie... - powiedziała w lekkim szoku. Hetfield kiwnął głową, a ona zajrzała do miski, gdzie było łożysko. - Diana, mogę sobie wziąć połowę?
- Jasne... - odpowiedziałam niepewnie, oddychając ciężko.
- Po co ci to? - spytał James.
- Do zjedzenia. To ma w sobie pełno hormonów, które poprawiają samopoczucie i zapobiegają depresji poporodowej. W dodatku ma świetny wpływ na skórę! Z tego się nawet tabletki robi.
- To obrzydliwe.
- Moja ciotka zjadła swoje łożysko. Powiedziała, że smakowało jak polędwica wołowa.
- Serio? - zainteresował się. - Może też wezmę kawałek. Można to usmażyć?
- Jasne. Czytałam w gazecie, że jakieś małżeństwo z Wielkiej Brytanii zrobiło sobie tatar z łożyska! Ja zrobiłabym curry.
- To daj mi połowę.
- Poczekaj, może Diana też chce. W końcu to jej łożysko. Di, chcesz kawałek?
- Chciałam kawałek do szejka... Resztę możecie sobie wziąć...
- Pójdę schować to do lodówki. - Roxanne wzięła miskę i wyszła z nią z sypialni. Niedługo później przyjechał Lars razem z Kirkiem i zawieźli mnie do szpitala.
To był jeden z najdziwniejszych i najbardziej szalonych dni w moim życiu, mimo że Dave w ogóle nie brał w nim udziału. Ale właśnie tego dnia na świat przyszło nasze pierwsze dziecko, które już próbowało wywrócić moje życie do góry nogami.
Już wtedy byłam pewna, że Luna Thirteen Mustaine będzie małą damską wersją swojego tatusia.
Dwudziestego dziewiątego września Dave musiał jednak wyjechać, w związku ze swoją pracą. Byłam wściekła, że zostawia mnie całkiem samą, kiedy nasza córka mogła w każdej chwili pojawić się na świecie. Starałam się być myśli, że mała w ciągu tych trzech dni nie będzie się jeszcze pchała do wyjścia. Tak się jednak nie stało.
W piątek rano, kiedy Travis był w szkole, a ja nie miałam co ze sobą zrobić, postanowiłam odwiedzić Roxxi. Nie miała tego dnia zajęć i siedziała w mieszkaniu razem z Jamesem, który czekał na Larsa.
- Robię obiad, zjesz z nami? - zawołała Roxanne z kuchni. - Paluszki rybne.
- Chętnie. - odpowiedziałam.
Kiedy skończyła, we trójkę zjedliśmy i wyszliśmy na balkon.
- Gdzie on jest tyle czasu? - spytał James, wychylając się przez barierkę.
- U Kirka. - oznajmiła Roxanne, odpalając papierosa. - Nie wiem kiedy wróci. - dodała, dotykając uschniętych liści w kwiatku doniczkowym. - Muszę to wypierdolić. Nie mam ręki do roślin.
- Wiesz, jakbyś urwała odnóżkę i przesadziła do innej doni... O cholera...
- To co? Wyrósłby nowy?
- Jezu...
- Co się stało?
- Zaczęło się... - spojrzałam na nich przerażona. Roxxi i James popatrzyli na siebie bez słowa.
- To ja już pójdę... - stwierdził Hetfield i już chciał wyjść z balkonu, ale Roxanne pociągnęła go za koszulkę.
- Nie tak prędko! - krzyknęła, wyrzucając niedopałek na ulicę. - Przyszedłeś, zeżarłeś mój obiad i jak gdyby nigdy nic sobie idziesz?! Zapomnij! Zawieziesz ją do szpitala!
- Ty w zeszłą sobotę przyszłaś do mnie i zeżarłaś całą paczkę moich Doritos!
- Wypominasz mi paczkę chipsów?!
- Przestańcie! Ja rodzę, do cholery! - krzyknęłam ze łzami w oczach.
- Już, spokojnie. James cię zawiezie do szpitala.
- Ale... Ja przyszedłem na nogach!
- Co? - Roxxi zmarszczyła brwi, ale była jeszcze w miarę opanowana. - Dobra, bez paniki. Pojedziemy moim samochodem.
Wyszła z balkonu i poszła do przedpokoju, gdzie zawsze trzymała kluczyki do samochodu. Po chwili wróciła z przerażoną miną.
- Lars zabrał mój wóz. To nic, zadzwonię po taksówkę.
- Szybciej! - krzyknęłam, trzymając się Jamesa.
- Już, spokojnie. - wykręciła nerwowo numer i zaczęła rozmawiać. Była coraz bardziej zniecierpliwiona. W końcu zaczęła krzyczeć, aż wreszcie rzuciła sluchawką. - Powiedzieli, że przyjadą za godzinę, bo są zbyt duże korki i wypadek samochodowy na Fairfax Avenue!
Wydarłam się, z bólu i przerażenia, zginając się w pół.
- Może zadzwonimy po kogoś innego?! Albo złapiemy stopa?!
- Wody mi odeszły! - rozpłakałam się. - Ja rodzę! - złapałam się za brzuch, ponieważ poczułam kolejny skurcz.
- Chodź, położysz się u mnie na łóżku. - powiedziała, po czym zaprowadziła mnie razem z Jamesem do swojej sypialni. Położyłam się na łóżku, a Roxanne pomogła ściągnąć mi spodnie i przykryła mnie kołdrą. Spojrzała poważnie na Jamesa. - Ona już rodzi. Musimy odebrać poród.
- To odbierz.
- Ty to zrób! Znasz się na tym!
- Ty jesteś kobietą!
- Nigdy nie rodziłam! Ty byłeś dwa razy przy porodzie swojej żony, wiesz jak to się robi!
- Gorąco mi... - powiedziałam cicho. Roxxi ściągnęła moją koszulkę i rzuciła ją na podłogę.
- Przyniosę wodę. - oznajmiła i pobiegła do kuchni. Syknęłam z bólu, bo poczułam kolejny skurcz. W końcu skurcze stały się coraz częstsze i silniejsze, a Roxxi nadal nie wracała. James ściągnął swoją kurtkę i podciągnął rękawy.
- Poczekaj chwilę. Idę po nią.
- Nie, nie zostawiaj mnie samej!
- Zaraz wrócę, spokojnie. Oddychaj.
Hetfield wyszedł z sypialni, a ja zostałam sama, z rozkroczonymi nogami, brzydka, spocona i zwijająca się z bólu. Po chwili doszły mnie jakieś krzyki, a zaraz po tym James i Roxxi weszli do środka.
- Musiałam chyba znaleźć jakieś ręczniki, coś do przecięcia pępowiny i miskę na łożysko!
- Ale nie musiałaś popijać sobie kawki w takim momencie! Już widać głowę dziecka!
James podniósł kołdrę, a Roxxi spojrzała na moje krocze.
- O cholera, to wygląda jak jakieś obdarte ze skóry zwierzę! - pochyliła się, żeby lepiej się przyjrzeć i jak gdyby nigdy nic napiła się kawy.
- Jesteś chora! Idź zadzwoń do kogoś, żeby po nas przyjechał, trzeba będzie jechać z nią i dzieckiem do szpitala! Zadzwoń do Shanell!
- Shanell i Marty są w Japonii!
- To do Judy!
- Ugh, zadzwonię po Larsa i Kirka, Hammett jest spokojny i opanowany, a Lars ma mój samochód, będę prowa...
- Kurwa! - wydarłam się, łapiąc z całej siły za poduszkę. - Ona chce już wyjść!
- Idę zadzwonić, Diana, niedługo będzie po wszystkim, bądź dzielna! - wyszła znów z sypialni, a James wziął głęboki oddech i uklęknął na kolanach przed łóżkiem.
- James? - spytałam łamiącym się głosem. - Nie wykrwawię się?
- Oczywiście, że nie. Zaraz będzie po wszystkim. Spokojnie. Rób to co ci każę, dobra?
Kiwnęłam głową. Kiedy jakieś dwadzieścia minut później wróciła Roxxi, ja już trzymałam na klatce piersiowej moje dziecko okryte kocykiem, a James wycierał ręcznikiem zakrwawione ręce.
- Lars... Zaraz będzie... - powiedziała w lekkim szoku. Hetfield kiwnął głową, a ona zajrzała do miski, gdzie było łożysko. - Diana, mogę sobie wziąć połowę?
- Jasne... - odpowiedziałam niepewnie, oddychając ciężko.
- Po co ci to? - spytał James.
- Do zjedzenia. To ma w sobie pełno hormonów, które poprawiają samopoczucie i zapobiegają depresji poporodowej. W dodatku ma świetny wpływ na skórę! Z tego się nawet tabletki robi.
- To obrzydliwe.
- Moja ciotka zjadła swoje łożysko. Powiedziała, że smakowało jak polędwica wołowa.
- Serio? - zainteresował się. - Może też wezmę kawałek. Można to usmażyć?
- Jasne. Czytałam w gazecie, że jakieś małżeństwo z Wielkiej Brytanii zrobiło sobie tatar z łożyska! Ja zrobiłabym curry.
- To daj mi połowę.
- Poczekaj, może Diana też chce. W końcu to jej łożysko. Di, chcesz kawałek?
- Chciałam kawałek do szejka... Resztę możecie sobie wziąć...
- Pójdę schować to do lodówki. - Roxanne wzięła miskę i wyszła z nią z sypialni. Niedługo później przyjechał Lars razem z Kirkiem i zawieźli mnie do szpitala.
To był jeden z najdziwniejszych i najbardziej szalonych dni w moim życiu, mimo że Dave w ogóle nie brał w nim udziału. Ale właśnie tego dnia na świat przyszło nasze pierwsze dziecko, które już próbowało wywrócić moje życie do góry nogami.
Już wtedy byłam pewna, że Luna Thirteen Mustaine będzie małą damską wersją swojego tatusia.
Roxxi na studiach, to mi się podoba XD Ale ma rację. Chyba zawsze tak było, że na studia tylko część ludzi przychodzi po to, by się czegoś nauczyć, coś osiągnąć, a część dlatego, że są napędzani ambicjami rodziców albo są bogaci i chcą sobie poimprezować w swoim własnym mieszkaniu, żyć z dnia na dzień, ćpać na pokaz. Dla mnie to takie pozerskie. Te laski mnie rozpierdoliły XD
OdpowiedzUsuńLudzie chcą uciekać z Los Angeles i ja się im nie dziwię. Też bym chciała się ustatkować i zestarzeć w jakimś spokojniejszym miejscu, nie od razu na wsi, ale tam, gdzie nie ma aż takiego pędu życia, takiego gwaru i tłoku. Ale w Los Angeles i tak niewątpliwie jest to coś, te szalone lata 80... Dlaczego ja się kurwa tam nie urodziłam, dlaczego jestem dzieckiem z końca lat 90? :c
Kiedy czytam o porodzie Diany, to za każdym razem zastanawiam się, czy to tak wszystko na serio, ale pytałam się ciebie i jednak tak :D Ale za pierwszym razem moja mina mówiła tylko tyle: WTF? No ale to w końcu Roxxi, tu nie może być normalnie :') Jak tak teraz myślę, to Diana miała dużo szczęścia. Mogło być coś nie tak albo coś się stać, ale wszystko szczęśliwie poszło dobrze. Roxxi nawet w roli położnej się sprawdziła, dajcie spokój :>