piątek, 24 lutego 2017

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 54.

Shanell
- Podoba ci się sukienka? - spojrzałam na Nicka, pokazując mu moją suknię na galę GQ od Hugo Boss. Mój narzeczony kiwnął tylko głową.
- Jest ładna.
- Pamiętaj, że idziesz ze mną.
- Pamiętam, kochanie.
Za trzy dni miała się odbyć gala, na której miałam dostać nagrodę dla modelki roku. Ostatnią dostałam kilka dobrych lat temu, więc byłam zaszczycona, że znowu mnie wyróżniono, mimo że moja kariera nie była już tak intensywna jak kiedyś. Wychowywałam syna, szukałam nowego domu, zaczęłam w końcu planować ślub. Razem z Nickiem mieliśmy pobrać się w kwietniu przyszłego roku we Florencji. Również Diana i Dave planowali ślub na przyszły rok i poważnie zaczęli myśleć o wyjeździe z Kalifornii. Wszyscy zaczęliśmy zakładać swoje własne rodziny i powoli przestawaliśmy być jedną wielką rodziną, jak jeszcze parę lat temu.
- Ej, Roxxi i Lars w grudniu jadą do Danii na narty. Roxxi będzie się uczyć jeździć. Może my też pojedziemy, do Kanady na przykład? - spytał Nick.
- Nie znoszę zimna. I nie umiem jeździć na nartach. Zresztą, ty chyba też nie.
- Jeździłem na nartach jak jeszcze mieszkałem w Monachium. Coś tam pamiętam.
- Zastanowię się. - odpowiedziałam, chowając moją sukienkę. Usiadłam obok niego i położyłam głowę na jego ramieniu.
- Milan chce już chodzić do przedszkola. - powiedział, obejmując mnie.
- Nie chcę go tam wysyłać. Wolę jak jest ze mną. Przedszkole mu nie jest do niczego potrzebne, pójdzie dopiero do szkoły.
- Shanell, zrobisz z niego dzikusa. Musi być wśród innych dzieci.
- Po co? - westchnęłam.
- W przedszkolu będzie miał ciekawsze rzeczy do roboty. I będzie wśród innych dzieci.
- Będzie częściej chorować! Przedszkole to wylęgarnia chorób i wszawicy!
- Najlepiej to zamknij go w przezroczystej bańce.
- Dobra, pomyślę nad przedszkolem! Lepiej ci? Ale prywatnym.
- W porządku. Zjesz coś? Jestem głodny.
- Zrobię kolację. Mam ochotę na makaron. - wstałam ze swojego miejsca.
- Pomogę ci. - również wstał i objął mnie w pasie, po czym pocałował namiętnie, a ja wskoczyłam mu na ręce.
- Łóżko może poczekać, kolacja nie. - mruknął, cmokając mnie delikatnie w usta. Przewróciłam tylko oczami, po czym uśmiechnęłam się i ruszyliśmy razem w stronę kuchni.

Roxxi
- Dlaczego małe dzieci są takie brzydkie? - spytałam, marszcząc brwi.
- Nie jest brzydka. Jest słodka. I ma jasne włosy po Dianie. - powiedział Lars.
- Ale podczas snu robi takie same miny jak Dave. - stwierdziła Mel.
- Też na to zwróciłam uwagę. Nawet tak samo wzdycha i mruczy jak on. To trochę niesamowite. - oznajmiła Diana, przykrywając ją puchatym różowym kocykiem.
- Ona w ogóle będzie chyba podobna do Dave'a. Identyczny nos, kształt twarzy, oczy. Ciekawe czy będzie miała takie samo paraliżujące spojrzenie. - pomyślał Marty.
- Ja się zastanawiam, jak można dać dziecku na drugie imię Thirteen. Przecież to pechowa liczba! - skrzywił się James.
- Dla mnie szczęśliwa. Urodziłem się trzynastego, Junior i Judy wzięli ślub trzynastego kwietnia i tego dnia Diana powiedziała mi o ciąży, mamy rocznicę związku trzynastego czerwca. Ślub też weźmiemy trzynastego. - Dave wzruszył ramionami.
- To mogłeś sobie wytatuować trzynastkę, zamiast krzywdzić własne dziecko. Co to w ogóle za imię?
- Zamknij się.
- Dajcie spokój. - przewróciłam oczami. Wzięłam swój kubek z herbatą, napiłam się i usiadłam na sofie. Od jakiegoś czasu miałam spory problem, ale nikomu o tym nie mówiłam. Milczałam. Sama nie chciałam przyjąć do wiadomości, co się ze mną dzieje i starałam się o tym nie myśleć, jednak było ciężko. Nie miałam nawet z kim o tym porozmawiać. Dziewczyny w niczym by mi nie pomogły, a faceci wszystko wygadaliby Larsowi. Miałam naprawdę ciężki czas.
- W kwietniu bierzemy ślub, dokładnie to dwudziestego. - z zamyślenia wyrwał mnie głos Shanell. - Za jakieś dwa tygodnie zaczniemy rozsyłać zaproszenia. Także weźcie już sobie w pracy urlop na cały weekend, bo spędzamy go we Florencji. Myślałam dużo nad świadkiem.
Popatrzyłam na Jamesa, bo myślałam, że to właśnie jego wybierze.
- Wybrałam Mel, już z nią rozmawiałam. - oznajmiła. - Gdybym brała ślub z kimś innym niż Nick to pewnie wzięłabym Jamesa, ale... To Melanie pierwsza dowiedziała się o związku z Nickiem, ona mnie wspierała kiedy miałam wątpliwości, nikomu nic nie rozgadała. Znamy się już tak długo. Jestem jej to winna.
- Aż się wzruszyłem. - Hetfield przewrócił oczami.
- Nie obrażaj się. Jak się rozwiodę i będę brała kolejny ślub, to tym razem wezmę ciebie na świadka.
Machnął ręką i wziął swoją puszkę Fanty. Sophia wcisnęła mu się na kolana i przytuliła się.
- Też chcę takiego dzidziusia jak Luna. - powiedziała.
- Będziesz mieć za dwadzieścia lat. Swojego własnego.
- Ale ja chcę siostrę.
- Kochanie, nie buntuj się. - uśmiechnął się James. - Na mnie nie robi to wrażenia, pamiętaj. Mamusia i tatuś już zamknęli fabrykę.
- Bo?
- Bo tak. Nie pyskuj.
Soph skrzywiła się i wstała obrażona. Wróciła do pokoju dziecięcego, żeby obserwować, jak Luna śpi.
- Zrobiła się nieznośna. - powiedział James.
- Miesiąc temu byłem u mojej babci na wsi pod Frisco. Tam dzieciaki dopiero są nieznośne. Było mi nudno, więc siedziałem w domu i czytałem jakieś komiksy i legendy. Wieczorem poszedłem na spacer z psem po lesie i porozwieszałem dla żartów kartki na drzewach jak Slenderman. Na drugi dzień wstaję, wychodzę na dwór, a tam sąsiedzi mówią, że Slenderman nawiedził wioskę, bo jakieś głupie dzieci w to uwierzyły.
- Tam się w ogóle dziwne rzeczy dzieją. - dodałam. - Kilka lat temu jakiś koleś przebrał się za potwora podobnego do Yeti i cała wieś uwierzyła, że to potwór, bo to ciemnogród jakich mało. Którejś nocy zmówili się wszyscy i szukali go w lesie z pochodniami. Byłam przerażona.
- Jak można szukać Yeti z pochodniami? - Nick wybuchnął śmiechem.
- To było opisane nawet w lokalnej gazecie. Miałam wycięty artykuł. Jak go znajdę to wam pokażę.
- Musimy się tam przeprowadzić. - powiedziała Shanell do Nicka.
- A w życiu.
- Nawet ja bym tam oszalała. - stwierdziłam.
- Tak w ogóle... Wiążecie swoje życie, wychowywanie dzieci, swoją starość z Kalifornią? - spytał Dave.
- Nie. - powiedział Marty. - Kirk też nie.
- Ja może niekoniecznie z Los Angeles, ale na pewno z Kalifornią. - dodałam.
- My poważnie nad tym myślimy. - oznajmiła Shanell. - Najpierw szukaliśmy domu tylko w Los Angeles, później w całej Kalifornii, a teraz właściwie wszędzie.
- My myślimy nad Idaho, Montaną i Kentucky. - powiedział Dave.
- Kentucky jest bardzo daleko. - odezwała się Mel.
- Wiem, ale sądzę, że to o wiele lepsze i bezpieczniejsze miejsce do wychowywania dzieci.
- Masz jakąś obsesję. - stwierdził James.
- Obsesję?! - oburzył się Dave. - Bo chcę, żeby moje dzieci były bezpieczne i wychowywały się w spokojnym miejscu?! Tobie trafiały się dzieci rok po roku, mimo że tego nie chciałeś. Ja czekałem na dziecko od kilku lat. W dodatku pierwszą ciążę moja narzeczona straciła.
- Sam mam dwoje dzieci, ale James ma rację. - powiedział Nick. - Masz jakąś obsesję. Depresja poporodowa dopadła ciebie, a nie Dianę.
W tym samym momencie z pokoju dziecięcego dobiegł nas płacz Luny. Diana już chciała wstać, ale Dave ją wyprzedził.
- Ja pójdę. - mruknął i poszedł do pokoiku dziecka. Na chwilę zapadła niezręczna cisza.
- Zjecie coś? - spytała nagle Di. - Będę robić kolację.
- Tak. - powiedział Marty.
- Pomogę ci. - Mel wstała ze swojego miejsca.
- Ja też. - Shanell zeszła z kolan Nicka i ruszyła z dziewczynami w stronę kuchni. Ja tylko wzruszyłam ramionami i napiłam się herbaty.
- Też coś zjem. - mruknęłam pod nosem i rozłożyłam się wygodnie na sofie.

Diana
- Dobranoc, kochanie. - szepnęłam do śpiącego Travisa i pocałowałam go w czoło. Spojrzałam jeszcze na Lunę, która słodko spała w swoim łóżeczku i wyszłam z ich pokoju. Poszłam do sypialni i położyłam się do łóżka. Chwilę później do sypialni wszedł Dave z kurczakiem na talerzu i położył się obok mnie.
- Chcesz trochę? - spytał.
- Nie, dziękuję.
Wzruszył tylko ramionami i jak gdyby nigdy nic zaczął jeść.
- Dave, nie jedz na noc smażonego kurczaka, bo cholesterol ci skoczy i dostaniesz wylewu.
- Co ty gadasz. - powiedział z pełną buzią i podniósł z podłogi kieliszek czerwonego wina. - Popijam wytrwanym winem, więc wszystko się rozpuszcza.
Pokręciłam tylko głową.
- Grzeszysz, Dave. Grzechem obżarstwa i pijaństwa. Nie masz umiarkowania w jedzeniu i piciu.
- Ty też grzeszysz, cudzołożnico.
- Słucham?
- James zaglądał w twoją cipkę na łóżku Roxxi i Larsa.
- Odbierał mój poród, idioto. - uderzyłam go w ramię. - Gdyby nie on, Luna mogłaby nie przeżyć, a ja bym się wykrwawiła.
- Mój kurczak to nie grzech.
- Nie próbuj mnie nawet pocałować. Liczyłam na fajną noc, ale to zaprzepaściłeś.
- Zaraz pójdę umyć zęby.
- To nic nie da. Zresztą, jestem już na ciebie wkurzona.
- Nie pogardzę jakimś lodem czy coś.
Wybuchnęłam śmiechem i odsunęłam się od niego.
- Zapomnij, Dave. Jedyne lody na które możesz liczyć to te z zamrażarki.
- Wiesz o tym, że nie uprawialiśmy seksu od ponad dwóch miesięcy? To moja najdłuższa przerwa w życiu.
- Możemy ją przedłużyć do trzech miesięcy.
- Nie wytrzymam tyle. - jęknął. Przełknął swojego kurczaka i napił się wina. - Jaja mi już spuchły.
- Gaś światło. Idę spać.
Dave odłożył talerz na szafkę nocną i zgasił światło. Ułożyłam się wygodnie na swoim miejscu i przykryłam się kołdrą. Po chwili poczułam dłonie Dave'a na moim ramieniu. Odgarnął na bok moje włosy i zaczął całować mnie po szyi. Starałam się być nieugięta, ale przy nim było to naprawdę ciężkie.
Odwróciłam się i owinęłam ręce wokół jego szyi.
- Wiedziałem, że ci przejdzie. - mruknął tuż przy moich ustach i pocałował mnie namiętnie.

1 komentarz:

  1. Fuck, ja mam problem z tymi komentarzami. Wiem, że muszę ci je napisać i aż mnie zżera sumienie, planuję sobie, a potem wypada mi z głowy, nie chce mi się albo jestem zbyt zmęczona i takie tam. Ale jestem.
    Ten czas strasznie szybko leci. Pamiętam dokładnie narodziny Milana jakby to było wczoraj, a tu już dzieciak może iść do przedszkola. Piszę to, jakbym była bohaterem tego opowiadania, ale czasami w sumie się trochę tak czuję. Może nie jako bohater, a bardziej taki obserwator w ich świecie, przy nich. W każdym razie ja też miałabym dylemat czy posyłać dziecko tak wcześnie do przedszkola. Z jednej strony może się tam rozwijać, nabyć kontakty z rówieśnikami, ale z drugiej wiele czynników może też go skrzywdzić. To wszystko zależy od wszystkiego.
    Ja też bym nie chciała mieszkać w Los Angeles i wcale im się nie dziwię, że chcą stamtąd uciekać. Niby odkąd zaczęłam interesować się tym światem, to wydawało się być takie kuszące, takie moje wymarzone życie, ale teraz wiem, że nie chciałabym tam zostać na zawsze. Szybko bym się zmęczyła tym wielkim gwarem. Podobnie jak Shan i Nick chciałabym mieszkać w spokojniejszym miejscu, ale nie aż tak z dala od cywilizacji. Na przykład jak w tej wiosze, gdzie szukali Slendera XD Za każdym razem jak to czytam, to mnie to śmieszy i aż nie chce się wierzyć, że ludzie mogą być aż tacy zacofani. A jednak :')
    Dave, ten kochany Dave. Dla niego szlaban na seks jest gorszy od szlabanu na wszystko inne. Ale w takiej sytuacji trzeba być cierpliwym, niech Diana wróci do siebie. Ale mimo wszystko uwielbiam o nich czytać. Wcześniej też lubiłam, ale teraz jeszcze bardziej. Są tak szczęśliwi, mają w końcu swoją kochaną, wyczekiwaną córeczkę. Trzymam za nich kciuki w dalszym ciągu :)

    OdpowiedzUsuń