piątek, 7 kwietnia 2017

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 59.

Roxxi
Czekałam pod salą aż w końcu skończą się zajęcia. Trina miała przedstawiać dzisiaj swój ważny projekt od którego zależała jej ocena. Kiedy w końcu wyszła razem z całą grupą z sali, wstałam z plastikowego krzesełka.
- I jak? - spytałam ją.
- Jak Lacroix mnie pochwalił, to znaczy, że dobrze.
- Jest w środku?
- Tak. Idziemy z Ethanem coś zjeść, idziesz z nami?
- Nie, dzięki. Wracam do domu.
- W porządku. To cześć. - powiedziała i ruszyła w stronę wyjścia. Kiedy wszyscy już wyszli i na korytarzu zrobiło się pusto, rozejrzałam się i zapukałam do sali, po czym weszłam do środka. Lacroix siedział przy biurku i coś sprawdzał. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale nic nie powiedział.
- Przepraszam. - powiedziałam cicho. - Nie chciałam pana w żaden sposób urazić ani się narzucać.
- W porządku.
- Nie będę też przychodzić na wykłady i przeszkadzać.
- Jeśli interesuje cię poezja francuska, to możesz przychodzić.
- Nie. Nie interesuje mnie to ani trochę. - westchnęłam. - Przepraszam.
- Nie każdemu musi się podobać.
- Pójdę już. Do widzenia. - rzuciłam i czym prędzej wyszłam z sali. Kiedy znalazłam się na zewnątrz, usiadłam na niskim murku i czekałam na Larsa, który koło piętnastej miał po mnie przyjechać.
Siedziałam tam dobre pół godziny, a kiedy po trzeciej nadal go nie było, zaczęłam się denerwować. Wyciągnęłam paczkę papierosów z torebki, wyjęłam jednego i odpaliłam. Kiedy zaciągnęłam się i wypuściłam chmurę dymu z ust, zauważyłam, że z uczelni wychodzi Lacroix. Przeklnęłam cicho pod nosem i schowałam za sobą papierosa.
- Masz jeszcze zajęcia? - spytał. Rozejrzałam się, żeby zobaczyć czy nie ma obok mnie kogoś innego. Było pusto.
- Nie.
- Gdzie mieszkasz?
- Przy Clark Street.
- Mam po drodze. Mogę cię podwieźć. Chyba że czekasz na kogoś.
- Nie. Już nie.
- Możesz dokończyć. - wskazał wzrokiem na mojego papierosa. Zaciągnęłam się ostatni raz, po czym rzuciłam niedopałek na chodnik i wstałam z murka. Lacroix bez słowa ruszył w stronę swojego samochodu, a ja za nim. Wsiedliśmy do środka i rozejrzałam się niepewnie, czy na tylnym siedzeniu nie ma przypadkiem jakiegoś młotka czy łopaty. Wszystko było w jak najlepszym porządku.
Przez całą drogę w ogóle się do mnie nie odzywał, ja również nie wiedziałam, co mogę mówić.
- Gdzie mam się zatrzymać? - spytał w końcu.
- Tutaj, mieszkam za rogiem. - powiedziałam wyrwana z zamyślenia. Lacroix zatrzymał się na poboczu, a ja wysiadłam z samochodu.
- Dziękuję. - powiedziałam. Kiwnął głową, a ja zamknęłam drzwi. Przebiegłam na drugą stronę ulicy i uśmiechnęłam się sama do siebie. Zastanawiałam się, dlaczego postanowił mnie podwieźć do domu. Chciał być miły czy zrobiło mu się mnie szkoda? Może chciał mnie przeprosić za to jak ostatnio mnie potraktował?
Weszłam do budynku w którym mieszkałam i weszłam szybkim krokiem na swoje piętro.  Weszłam do mieszkania i zobaczyłam Larsa, który leżał pod kocem i oglądał telewizję.
- Dzięki, że po mnie przyjechałeś. - mruknęłam.
- Zapomniałem.
- A byłeś zobaczyć w sklepie czy przyszła już moja sukienka na ślub Shanell i Nicka?
- Nie.
- Dzięki kurwa. - rzuciłam swoją torebkę na podłogę i poszłam do swojej sypialni, trzaskając drzwiami.

Marty
- Jaki chcesz smak jogurtu? - spytałem Abigail.
- Kokosowy.
- A owoce?
- Jagody.
- Jeden kokosowy z jagodami i jeden bananowy z truskawkami. - powiedziałem do młodej dziewczyny. Podała nam nasze jogurty, zapłaciłem i poszliśmy przejść się po Lombard Street.
- Jak było u babci? - spytała.
- Śmiesznie. Znowu patrzyli na mnie jak na dziwoląga. Nie wiem czy to przez włosy czy ubrania. A mój samochód oglądali z takim podekscytowaniem jakby to był co najmniej statek kosmiczny. Ciemnogród jakich mało.
- Nie szukali w lesie potwora z pochodniami?
- Tym razem nie.
Usiedliśmy na ławce i przez dłuższą chwilę milczeliśmy. Wyrzuciłem puste opakowanie po jogurcie do kosza i spojrzałem na nią.
- Chcę jechać za jakiś czas do Japonii. - powiedziałem.
- Po co?
- Pozwiedzać. Byłem tam tylko przez trzy dni. Potrzebuję jednak trochę więcej czasu.
- W porządku. Na długo?
- Może... może na miesiąc. Jeszcze nie wiem.
- Ale nie na zawsze?
- Nie. - uśmiechnąłem się nerwowo. Chciałem pojechać tam sam i zobaczyć, jak naprawdę się tam żyje. Czy odnajdę się w tej kulturze, wśród tych ludzi. Jakbym sobie poradził, gdyby było trzęsienie ziemi. Nie chciałem mówić jej o tym, że często myślałem o przeprowadzce do Japonii. - Możesz pojechać ze mną jak chcesz.
- Zobaczę. Marty... - wyrzuciła puste opakowanie do kosza i spojrzała na mnie. - Chcę wiedzieć czy traktujesz nasz związek poważnie.
- Jasne.
- Ja też. Dlatego nie chcę żyć w niepewności, że chcesz się przenieść na drugi koniec świata.
- Nie chcę. Po prostu chcę spędzić trochę czasu w Japonii. To wszystko. Azjatki mi się nie podobają.
- To dobrze. Przyjdziesz jeszcze do mnie, zanim wrócisz do siebie?
- Tak.
Wstaliśmy z ławki i poszliśmy do jej mieszkania.
Niestety przegapiłem mój wieczorny samolot do Los Angeles, bo wizyta w domu Abigail przedłużyła się do rana.

Shanell
- Odwróć się. - powiedział projektant, a ja posłusznie się odwróciłam. Spojrzałam na swoją koronkową obcisłą suknię. Asystentka poprawiła mój nie za długi tren, a druga przyniosła długi do ziemi welon. Wczepiły go w moje włosy i popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze.
- I jak? - spytał. - Ponad sto godzin pracy, wszystko ręcznie robione.
- Jest po prostu wspaniała. - powiedziałam cicho, przejeżdżając dłonią po mojej talii. Zachciało mi się płakać. Kiedy Ryan polecił mi tego młodego projektanta, bardzo sceptycznie do tego podchodziłam, ale postanowiłam zaryzykować. Kiedy teraz widziałam efekty tej pracy, wiem, że nie wybrałabym nikogo innego. Suknia wyglądała dokładnie tak jak z moich marzeń. - Dziękuję. - objęłam go ramieniem.
- Cieszę się, że ci się podoba. Możesz ją ściągnąć, zapakujemy ją.
Kiwnęłam głową i kiedy wyszli, spojrzałam z uśmiechem na dziewczyny. Nick nie mógł dzisiaj ze mną być, zresztą byłam trochę przesądna i nie chciałam go zabierać. Wzięłam ze sobą Roxxi i Dianę, które miały wolny czas i zgodziły się mi towarzyszyć.
- Podoba się wam?
- Jest piękna. - odpowiedziała Diana.
- A tobie się podoba? - spytałam Lunę, głaskając ją po policzku. Mała tylko uśmiechnęła się i zakryła oczy, przytulając się do Diany. - Skóra zdjęta z Dave'a, tylko w milszej i słodszej wersji.
- A charakteru to też cały tatuś, już się buntuje i kocha robić na złość.
Ściągnęłam z siebie moją suknię i ubrałam się. Zapakowali moją suknię i welon do ozdobnego pudełka, pożegnałyśmy się i pojechałyśmy coś zjeść. Zajęłyśmy wolny stolik na zewnątrz restauracji i zawołałam kelnerkę, która przyjęła nasze zamówienie.
- Jak tam twój pan profesor? - spytałam, patrząc na Roxanne.
- Dobrze.
- Pogodziliście się?
- Mhm. - napiła się wody.
- Może coś więcej?
- Nie chcę mówić nic więcej. Mogę powiedzieć tylko tyle, że znajomość się rozwija. Nie muszę już chodzić na jego zajęcia, bo i tak się widujemy.
- Coś się dzieje...
- Nie wiem. Spotykamy się jako znajomi. Mamy mnóstwo wspólnych tematów. Nie sądziłam, że Adrien jest republikanem, tak jak ja.
- Już nie Lacroix, tylko Adrien. - uśmiechnęłam się tajemniczo do Diany.
- A co z Larsem? - odezwała się.
- Przecież on o niczym nie wie.
- Ale...
- I tak miałby to gdzieś. - Roxanne wzruszyła ramionami. Kelnerka przyniosła nasze zamówienie i postawiła przed nami nasze talerze. Przez dłuższą chwilę jadłyśmy w spokoju, jedynie Luna co jakiś czas przerywała ciszę swoimi cichymi pojękiwaniami.
- Spałaś z nim? - spojrzałam poważnie na Roxxi.
- Nie! Mówiłam, że spotykamy się tylko jako znajomi.
- Spokojnie. Pytam tylko.
Roxxi westchnęła nerwowo i odsunęła na bok talerz. Wyciągnęła z torebki portfel i zostawiła pieniądze na stoliku. Wstała i poprawiła włosy.
- Muszę już iść.
- W porządku...
- To cześć.
- Cześć Roxxi. - powiedziała Diana i odprowadziła ją wzrokiem do wyjścia. Spojrzała na Lunę i podała jej kawałek bułki.
- Daje mu. Na pewno. - stwierdziłam nagle.
- Raczej nie. Obstawiam, że chce dać, ale on nie chce.
- Dziwny jakiś.
- Bo ty myślisz, że każdy facet chce tylko jednego. Może właśnie dlatego tak ją do niego ciągnie? Że chce z nią rozmawiać, mają takie same poglądy, a w dodatku on nie widzi w niej tylko obiektu seksualnego.
- Jasne. Pewnie próbuje się powstrzymać, ze względu na żonę, może jeszcze ma jakąś żałobę albo nie jest gotowy na związek. Ale już sobie myśli co by z nią zrobił.
- Przesadzasz.
Pokręciłam głową i wyciągnęłam portfel. Zostawiłam pieniądze na stoliku i dopiłam swój sok. Diana wzięła od Luny obślinioną bułkę i położyła ją na talerzu. Mała zaczęła wydzierać się wniebogłosy.
- Spokojnie, kupię ci drugą.
- Chyba jednak woli tę...
Westchnęła i podała znowu Lunie zmasakrowaną bułkę. Od razu się uspokoiła i wsadziła ją do buzi.
- Cały Dave. Mały buntownik. - uśmiechnęłam się.
- Nie denerwuj mnie.
Wstałyśmy ze swoich miejsc i wyszłyśmy z restauracji. Odwiozłam Dianę i Lunę do domu, po czym pojechałam do przedszkola, żeby odebrać Milana.

1 komentarz:

  1. No proszę, pan profesor podwiózł Roxxi do domu :) Może to nic takiego, ale od tego czasami się zaczyna. Może tak było w tym przypadku. Facet niby traktuje ją z dystansem, ale wyraźnie coś go do niej ciągnie. Zaintrygowała go, myślę, że przede wszystkim charakterem i tupetem. Mógł dostrzec pewne podobieństwa. Chociaż, wiesz co, ja myślę, że tak naprawdę to jest facet z ogromnym sercem, wrażliwy, ale stanowczy, zdecydowany i twardo stąpający po ziemi. Przez tę tragedię, która mu się przydarzyła, utworzył sobie taką twardą skorupę, która pozwala mu jakoś przetrwać. Ech, szkoda mi go. Ja bym sobie w ogóle dalszego życia po takim czymś nie wyobrażała.
    Marty i Abi <3 Uwielbiam o nich czytać, o Ciemnogrodzie też :D Mam nadzieję, że im się dalej będzie wiodło i że się nie rozstaną, że ich związek wejdzie na jakiś wyższy poziom i zamieszkają razem w Japonii. Naprawdę im kibicuję, według mnie są tutaj obecnie jedną z fajniejszych par <3
    Zastanawiam się nad czymś. Wiele osób z paczki już wie o fascynacji Roxxi Lacroixem, a Lars jeszcze o niczym nie słyszał. Nikt mu chyba jeszcze nie wygadał, ale obawiam się, że niedługo się to może stać. Jestem ciekawa jego reakcji, bo to wbrew pozorom może być nieoczywiste.

    OdpowiedzUsuń