poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 60.

Roxxi
- Na ile jedziesz? - spytał Adrien.
- Tylko na weekend.
- Trochę za mało czasu na zwiedzenie Florencji.
- Jadę na ślub przyjaciółki, nie mam zamiaru nic zwiedzać. - wzruszyłam ramionami. - wstałam z miejsca i wzięłam moją kurtkę z oparcia krzesełka. - Muszę jechać do sklepu odebrać prezent. Dzięki za kawę.
- Mogę cię odwieźć.
- Nie musisz wracać na uczelnię?
- Nie. Skończyłem już wykłady.
- Więc możesz mnie odwieźć. - uśmiechnęłam się. Zostawił pieniądze na stoliku i wyszliśmy z lokalu. Otworzył przede mną drzwi do samochodu i po chwili sam zajął miejsce kierowcy. Podałam mu nazwę ulicy i pojechaliśmy pod wskazany adres. Kiedy Adrien się zatrzymał, spojrzałam na niego.
- Myślisz nadal o swojej żonie i córce? - spytałam nagle.
- Czasami. Dlaczego pytasz?
- Powiedziałeś do mnie ostatnio Paige.
- Przepraszam.
- Nie szkodzi. Tak miała na imię twoja żona?
- Tak.
- Chyba ci jej nie przypominam. - uśmiechnęłam się.
- Nie, absolutnie. Była zupełnie inna niż ty. Nie spotykałem się z żadną kobietą po jej śmierci, więc z przyzwyczajenia musiałem tak do ciebie powiedzieć.
- Po prostu chciałam wiedzieć. To... cześć.
- Cześć.
Wyszłam z samochodu i poszłam od razu do sklepu. Odebrałam prezent, zapłaciłam i wróciłam do siebie. Lars siedział przy stole w kuchni i jadł pizzę. Spojrzałam na niego i odłożyłam prezent na szafkę.
- Zostawiłeś mi chociaż trochę?
- Tak.
Usiadłam naprzeciwko i wyciągnęłam z pudełka jeden kawałek.
- Pokaż prezent.
- Nie, bo jest ładnie zapakowany.
- Co to w ogóle jest?
- Świecznik. I w dzień wylotu jeszcze muszę odebrać kwiaty.
- Serio kurwa?
- Tak kurwa. Po pierwsze, Shanell się podobał i chciała go. Będzie jej pasował do wystroju. Po drugie, był drogi. Po trzecie, jest piękny, a ty nie masz gustu.
- Mam wyśmienity gust.
Zmarszczyłam brwi.
- Jedyna gustowna rzecz w twoim życiu to ja.
- Kiedyś tak. Teraz nie bardzo.
- O, naprawdę? Już ci się nie podobam?
Westchnął i dopił colę ze swojej puszki.
- Tego nie powiedziałem.
- Powiedz, co jest dla ciebie bardziej interesującym obiektem niż ja.
- Perkusja chociażby.
- Serio? Ta kupa złomu? Co ci jeszcze we mnie nie pasuje?! Widziałeś zmarszczki na mojej twarzy, biust mi wisi, może przytyłam?!
- O, cycki faktycznie ci wiszą.
- Wiesz co?
- Co? - spytał, nawet na mnie nie patrząc. Chciałam powiedzieć co mi się w nim nie podoba, a było tego naprawdę dużo. W ostatniej chwili się jednak powstrzymałam.
- Już nic. - wrzuciłam resztę kawałka pizzy do pudełka i wstałam ze swojego miejsca. Poszłam do salonu, żeby zadzwonić. Podniosłam słuchawkę i wykręciłam numer telefonu. - Cześć, będziesz dzisiaj w klubie? Super, to wpadnę wieczorem. Do zobaczenia.
- Gdzie wychodzisz? - spytał Lars.
- Na imprezę.
- Idiotko, jutro lecimy na ślub.
- Znajdź sobie kogoś innego do towarzystwa. Przecież ja ci już nie odpowiadam. - uśmiechnęłam się złośliwie. - I nie nazywaj mnie tak.
Weszłam do sypialni, trzaskając drzwiami. Przebrałam się, poprawiłam makijaż, ułożyłam włosy i niedługo później wyszłam z domu. Poszłam do Bootsy Bellows, gdzie czekał na mnie Jack i spędziłam z nim cały wieczór.
Nie pamiętam co się później działo.

***

Obudziłam się nie w swoim łóżku, tylko na kanapie w czyimś salonie. Kiedy rozejrzałam się zdezorientowana, już wiedziałam gdzie jestem. Powoli podniosłam się i poprawiłam swoją krótką czarną sukienkę. Na podłodze leżały moje szpilki, więc szybko je założyłam i wyszłam z pomieszczenia. Zobaczyłam, jak po schodach schodzi Adrien, który był gotowy do wyjścia.
- Już myślałem, że nie wstaniesz.
- Co się wczoraj stało?
- Przyszłaś do mnie w środku nocy, byłaś kompletnie pijana. Nie chciałaś żebym odwiózł cię do domu, więc pozwoliłem ci przenocować.
- Boże... Ale do niczego nie doszło?!
- Nie. Nie wykorzystuję pijanych studentek.
- Przepraszam... - rozpłakałam się. - Po prostu pokłóciłam się z kimś i poszłam się upić do klubu znajomego, gdzie kiedyś pracowałam. Nic nawet nie pamiętam.
- Spokojnie. Poszłaś od razu spać. Przepraszam, śpieszę się na uczelnię. Możesz zostać.
- Nie, muszę wracać. - pociągnęłam nosem i wytarłam rozmazany makijaż z twarzy. - Wieczorem mam samolot do Florencji.
- Może zamówię ci taksówkę? Nie zdążę cię już odwieźć.
- Nie, poradzę sobie. Już i tak sprawiłam ci trochę problemów.
- Wszystko...
- Jestem idiotką... Przepraszam. - powtórzyłam. - Nigdy nie było mi tak wstyd...
- Roxanne...
Nie dokończył, bo zdążyłam już wyjść. Przeklinałam pod nosem, a za rogiem udało mi się złapać taksówkę. Kiedy dojechałam na miejsce, rzuciłam w kierowcę banknotem i pośpiesznie wyszłam z samochodu.
- Reszty nie trzeba. - mruknęłam i zamknęłam drzwi. Weszłam do budynku, wbiegłam po schodach na swoje piętro i jak tornado wpadłam do mieszkania. Lars siedział razem z Jamesem w salonie i przeglądali jakieś kartki.
- Gdzie byłaś całą noc?!
- Na imprezie.
- Kluby zamykają o piątej rano, a jest prawie dwunasta. O dziewiętnastej mamy samolot! Jesteś popierdolona?! Gdzie byłaś?!
- Z siostrą Dave'a, zadzwoń sobie do niej. Nie krzycz, bo ci ciśnienie skoczy, a po co ci problemy ze zdrowiem?
- Moim największym problemem od jakiegoś czasu jesteś ty!
- Ja już pójdę. - James pozbierał zapisane kartki i wyszedł z salonu. Kiedy usłyszeliśmy dźwięk zamykanych drzwi, spodziewałam się tego, że znowu wybuchnie, ale nic już nie powiedział. Poszłam wziąć prysznic, zjadłam coś, wyprasowałam sukienkę na ślub i spakowałam się. Koło siedemnastej pojechaliśmy na lotnisko.
- Wziąłeś krawat czy muchę? - spytałam, kiedy siedzieliśmy w taksówce.
- Muchę.
- Czerwoną?
- Tak. - rzucił obojętnie, wlepiając wzrok w szybę.
- Dobrze, będzie pasować do mojej sukienki. - ucieszyłam się.
Przez resztę drogi milczeliśmy. Kiedy byliśmy na miejscu i taksówkarz wyciągał mój bagaż, spojrzałam na Larsa, który stał obrażony obok.
- Lars, nie gniewaj się już. - westchnęłam.
- Nic mi nie jest.
- Przecież widzę.
- Ciekawe co ty byś zrobiła jakbym zniknął na całą noc.
- Nie żeby coś, ale kiedyś zniknąłeś na trzy dni. Do dzisiaj nie wiem gdzie byłeś. Często nie wracałeś na noc.
- Ja to co innego.
- Nie, jesteś taki sam jak ja. Dziękuję. - powiedziałam do taksówkarza i wzięłam od niego swój bagaż. Weszliśmy do budynku lotniska i zobaczyliśmy, że niektórzy już siedzą na plastikowych krzesełkach.
- Cześć. - przywitałam się. - Gdzie James? - spojrzałam na Mel.
- Poszedł po kawę.
Kiwnęłam głową i usiadłam obok Kirka. Nagle zobaczyłam, jak zza rogu wychodzi Dave z Luną na rękach i podchodzi do Diany.
- Luna się zesrała i się cieszy. - oznajmił zdenerwowany.
- To idź ją przewinąć.
- Nie. Zrobiła to specjalnie.
- Zesrała się po to, żeby zrobić ci na złość? Weź przestań. - wzięła ją od niego. - Chociaż... To cała ty. Mogła zrobić to specjalnie.
Pokręcił głową i poprawił swoje włosy, po czym usiadł na krzesełku, a Diana ruszyła z dzieckiem w stronę toalet. Westchnęłam i wzięłam sobie jakąś ulotkę, którą ze znudzeniem zaczęłam oglądać.
Cały lot do Florencji praktycznie przespałam. Kiedy byliśmy tam na miejscu, był środek nocy. Nick już tam na nas czekał. Shanell musiała odebrać gości, którzy przylecieli innym samolotem.
Kiedy dojechaliśmy do naszego hotelu, na szczęście nie musieliśmy już sterczeć przy recepcji. Dostaliśmy tylko klucze, poszliśmy do swoich pokoi, a ja od razu położyłam się do łóżka i zasnęłam.

Nick
- Mamo, nie tak mocno. - powiedziałem, kiedy zawiązywała mi moją czarną muchę.
- Tak dobrze?
- Tak.
Poprawiła jeszcze moją marynarkę i spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Usłyszałem za sobą cichy szloch. Odwróciłem się i spojrzałem na moją mamę, która zaczęła płakać.
- O Jezu. Nie płacz, bo ja też będę. Mamo...
- Nic mi nie jest. Wzruszyłam się. - oznajmiła, pociągając nosem. Wzięła chusteczkę i wytarła łzy z twarzy, po czym stanęła obok mnie. - Denerwujesz się?
- Tak. - zaśmiałem się nerwowo.
- Wszystko będzie dobrze. Tylko nie ucieknij sprzed ołtarza.
- Nie, na pewno nie. Miałem rano jakieś wątpliwości, ale to podobno normalne przed ślubem.
- Każdy tak miał. - oznajmiła i odgarnęła mi kosmyk włosów z twarzy. - Ty nie uciekniesz. Wiem, że ją kochasz.
- Niczego nie byłem bardziej pewny, mamo.
- Widziałeś już ją?
- Nie. Jest przesądna i od rana każe mi się trzymać od niej z daleka.
- Ja widziałam. Wygląda zjawiskowo.
- W to nie wątpię.
- Ciężko mi tak cię oddawać.
- Mamo... - westchnąłem. - Już dawno mnie przecież oddałaś.
Uderzyła mnie lekko w ramię swoją drobną dłonią.
- Nie oddałam cię. Sam uciekłeś.
- Chyba nie myślałaś, że będę całe życie mieszkał z tobą i ojcem.
- Myślałam, że trochę dłużej z nami zostaniesz!
- Przepraszam, że nie wyszło.
Moja mama objęła mnie i spojrzała na mnie.
- Mam nadzieję, że zawsze będzie między wami dobrze. Że nie wyjdzie tak okropnie jak z Josie.
- Zrobimy wszystko, żeby było jak najlepiej. Dla nas i dla Nelly i Milana.
- Gotowy?
Westchnąłem i kiwnąłem głową.
- Tak.
Wyszliśmy z pokoju, po czym poszliśmy po mojego ojca, który zajmował się moimi dziećmi i pojechaliśmy na miejsce, gdzie było już sporo ludzi. Nie widziałem nigdzie Shanell i jej rodziców.
Nie chciałem w tej chwili z nikim być i rozmawiać. Po prostu usiadłem zamyślony w pierwszej ławce i zastanawiałem się, jak wszystko się potoczy.
- Gdzie mama? - usłyszałem nagle. Spojrzałem na Milana, który prawie z nudów położył się na ławce.
- Musi coś załatwić. Nie rób tak, bo się pobrudzisz. - pomogłem mu usiąść i odgarnąłem mu niesforne loczki z czoła. - Idź do babci i bądź grzeczny.
- Nie denerwuj się tak. W niczym ci to nie pomoże. - powiedział Junior, który akurat przechodził obok mnie. Spojrzałem na niego, a on tylko puścił mi oczko i usiadł razem z Judy w ławce obok.
Kiedy kilka minut później zobaczyłem mamę Shanell wchodzącą do kościoła, odetchnąłem z ulgą. Przynajmniej miałem już pewność, że Shan nie uciekła.
Chwilę później ksiądz kazał nam zająć miejsca. Stanąłem przed ołtarzem i spojrzałem na moją siostrę, która miała być moim świadkiem. Uśmiechnęła się do mnie pocieszająco, a ja odwzajemniłem jej gest.
Gdy usłyszałem muzykę, a drzwi kościoła otworzyły się i zobaczyłem moją przyszłą żonę, którą prowadził jej ojciec, prawie zamarłem.
Znałem Shanell odkąd była nastolatką. Byliśmy parą od kilku lat. Widziałem ją ubraną, widziałem ją nagą, ale nigdy takiej jak wtedy. Wyglądała jak anioł. Kiedy podeszła do mnie, uśmiechnęła się i złapała mnie za rękę, pomyślałem tylko: "To jest właśnie kobieta twojego życia. Nie spierdol tego".

Shanell
Cała ceremonia przebiegła dosyć szybko i o dziwo bez większego stresu. Nic się nie wydarzyło i wszystko wyszło tak jak sobie zaplanowałam. Po ślubie wszyscy pojechaliśmy od razu na przyjęcie. Wznieśliśmy toast, wypiliśmy najdroższego szampana i przyszedł czas na nasz pierwszy taniec. Zatańczyliśmy do utworu "Angel Eyes" The Jeff Healey Band. Nie tylko dlatego, że Nick go uwielbiał i uważał, że opisuje cały nasz związek. Właśnie przy tej piosence po raz pierwszy daliśmy sobie szansę. Jechaliśmy tego dnia samochodem i kiedy powiedziałam, że chcę spróbować, stacja radiowa puściła tę piosenkę. Wybór nie był przypadkowy.
Niedługo później pojechałam się przebrać w moją długą błękitną sukienkę od Zuhair Murad, z rozcięciem na nodze, głębokim dekoltem i piękną zdobioną górą, która była zaprojektowana specjalnie dla mnie na ten dzień.
Zaraz obok narodzin Milana to był najwspanialszy dzień w moim życiu. Poznałam resztę rodziny Nicka, byli przy mnie moi rodzice, mój syn i najlepsi przyjaciele. Poślubiłam miłość mojego życia, w dodatku czułam się jeszcze bardziej pięknie i kobieco niż zazwyczaj.
Wiedziałam, że kiedy tylko dostanę kasetę z nagraniem, będę je oglądać codziennie przez kilkadziesiąt kolejnych lat naszego życia.

Roxxi
- Może zaprosisz mnie w końcu do tańca? - spojrzałam na Larsa.
- Nie widzisz, że rozmawiam?
- Możesz sobie rozmawiać z Jamesem codziennie!
- Jaki masz znowu problem?!
- Żadnego. - westchnęłam i założyłam nogę na nogę. - Nalej mi wódki.
- Której?
Popatrzyłam na niego, marszcząc brwi.
- Najmocniejszej.
Nalał mi wódki do kieliszka, który wypiłam jednym łykiem i z hukiem odstawiłam na stół. W tej samej chwili rozległo się "You Keep Me Hangin' On" Kim Wilde i Mel z krzykiem podbiegła do Jamesa.
- Nie daruję ci tej piosenki, idziesz ze mną zatańczyć! - zakomunikowała i pociągnęła go na parkiet.
- Teraz możemy zatańczyć. - powiedział Lars.
- Teraz to mam cię w dupie. - rzuciłam i wstałam ze swojego miejsca, po czym ruszyłam w stronę Shanell, która tańczyła z bratem Judy.
- Odbijany. - powiedziałam i wepchnęłam się między nich.
- W końcu mnie uwolniłaś od niego. - powiedziała z ulgą i oddaliła się w stronę rodziców Nicka.
Spędziłam resztę przyjęcia z każdym innym, tylko nie z moim facetem. Kiedy wróciliśmy do hotelu, usiadłam i ściągnęłam moje szpilki. Położyłam się na łóżku w mojej krótkiej, obcisłej, czerwonej sukience i przymknęłam oczy. Lars położył się obok i przyciągnął mnie do siebie.
- Nadal jesteś obrażona?
- Tak.
- Daj już spokój. Przepraszam.
- Powtórz to.
- Przepraszam. - mruknął i cmoknął mnie w kącik ust.
- I tylko tyle?
- Nie. - zaczął całować mnie po szyi.
Kiedy po wszystkim leżeliśmy przytuleni do siebie, nic nie mówiliśmy. Lars zasnął dosyć szybko, ale ja nie mogłam.
Podniosłam się powoli z łóżka i podniosłam słuchawkę telefonu. Upewniłam się jeszcze czy mój chłopak śpi, po czym wystukałam szybko numer. Miałam wrażenie, że czekanie aż ktoś odbierze trwa wieczność. W końcu usłyszałam głos po drugiej stronie.
- Słucham? - powiedział Adrien.
Nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Kiedy ponowił pytanie, po prostu rzuciłam słuchawką.
Pociągnęłam nosem i położyłam się z powrotem do łóżka, przytulając się do Larsa.
Moje życie zaczęło mi się wymykać spod kontroli. Nie chciałam tego.

1 komentarz:

  1. Relacja Roxxi i Lacroixa się rozwija, a ja z rozdziału na rozdział coraz bardziej się do niej przekonuję i coraz bardziej wydaje mi się, że rzeczywiście może im się udać. I powiem ci, że polubiłam Adriena, choć wcześniej mi tak cholernie nie pasował. Sama widzisz, jak to bywa :P Nie spodziewałam się, że w sumie po niewielkim czasie odważył się cokolwiek powiedzieć Roxxi o swojej żonie. To musi być dla niego bolesny temat. Jeszcze to, że zwrócił się do niej imieniem swojej żony, mimo że Roxxi mu jej nie przypomina. Ale może właśnie Roxxi jest dla niego taką Paige, taką, która jest jedyną kandydatką na jego kobietę. Zresztą wydaje mi się, że Roxxi całkowicie się przy nim zmienia. Jest dla niego inna niż dla wszystkich, nie jest wredna, nie wydziera się, jest miła i uśmiecha się. To też dlatego, że nie ma przy nim powodów do tego, by być wredną, czego nie można powiedzieć o Larsie. Wkurza mnie, ale czego tu się po nim spodziewać, to Lars.
    Luna to takie połączenie diabełka i aniołka. Z zewnątrz aniołek po mamusi, a w środku diabełek po tatusiu :D
    I w końcu nadszedł ten wyczekiwany moment, Nick i Shan wzięli ślub <3 Uwielbiam ich, uwielbiam to, jak się kochają i nie wyobrażam sobie, żeby wcześniej ich losy mogły potoczyć się inaczej. Życzę im szczęścia i wszystkiego najlepszego, wierzę, że przetrwają razem wiele <3

    OdpowiedzUsuń