- Nawet nie wiecie, jak mnie dzisiaj ta fryzjerka wkurwiła! - krzyknął Dave, biorąc do ręki swoją puszkę piwa, która stała na stole. - Podcięła mi te końcówki i mówię jej, że chcę się jeszcze przefarbować. A ona do mnie na jaki kolor. No to mówię, że na taką marchewę jaką miałem wcześniej. A ta pizda mnie przefarbowała na jakiś wyblakły pomarańcz! Jak ja wyglądam?! Co ja mam zrobić, żeby mieć taki zajebisty rudy kolor jak wcześniej?
- Zamieszaj głową bigos. - podsunął pomysł Marty. Dave spojrzał na niego z uznaniem.
- Masz rację. Kiedyś pewnie tak zrobię.
- Sofi, aniołku, może pójdziesz spać, co? - David pogłaskał ją po głowie widząc, jak trze oczy. - Położysz się u Masona w pokoju, tam są dwa łóżka.
- Nie chcę, chcę poczekać na mamę... - powiedziała Sophia, wlepiając nieprzytomny wzrok w telewizor.
- Ale twoja mama pewnie wróci późno...
- Poczekam na nią...
W tej samej chwili wszyscy usłyszeli dźwięk telefonu.
- Poczekaj, pójdę odebrać. - rzucił, wstając z kanapy. Podniósł słuchawkę i spytał. - Słucham?
- Dav, tu Judy.
- Słyszę. Coś się stało, że dzwonisz?
- Tak... Słuchaj, nie wiem, kiedy wrócę. Jadę z dziewczynami do San Francisco.
- Chyba cię pojebało! - krzyknął, a po chwili dodał ciszej. - Do jakiego San Francisco? Wiesz, która jest godzina?
- David, naprawdę muszę jechać. Zajmij się dziećmi, ok?
- Ale...
- Kochanie, proszę... - przerwała mu Judy. - To jest naprawdę ważne. Zajmiesz się dziećmi?
- No dobrze... Ale co ja mam konkretnie robić? Nigdy nie zostawałem sam z trójką dzieci...
- Niech Sofi i Nath śpią w pokoju Masona. Rano idź do sąsiadki Melanie i Jamesa, bo ma ich zapasowe klucze do mieszkania. Weź im trochę ubrań i co tam będą chcieli. Zrób im na śniadanie płatki. Jakby chcieli coś słodkiego to w którejś szafce kuchennej są kakaowe kanapki zbożowe.
- Ale ty chyba nie masz zamiaru wyjeżdżać tam na kilka dni?
- Wiesz... nie wiem jak będzie... postaram się wrócić jak najszybciej.
- Ale powiedz mi, co się stało. - dopytywał David. - Bez powodu nie jechałybyście tam o tej porze i w dodatku nie wiecie, kiedy wrócicie.
- Zadzwonię jeszcze do ciebie. Trzymaj się. - rzuciła na koniec i rozłączyła się.
David ze zdziwieniem odłożył słuchawkę. Podszedł do Sophii i usiadł obok niej na kanapie.
- Będziesz musiała zostać dzisiaj z Nathanem tutaj na noc. Melanie musi pojechać do San Francisco... w pilnej sprawie...
- A kiedy wróci? - spytała, patrząc na niego.
- Nie wiem, kochanie. Ale pewnie postara się jak najszybciej. - odpowiedział z uśmiechem. - Chodź, zrobię ci coś do jedzenia, wykąpiesz się, a potem pójdziesz do chłopaków się położyć.
- Niee, ja nie chcę z nimi być...
- To najwyżej będziesz spać ze mną. Judy też nie będzie.
- Dobrze.
- Ok, chodź do kuchni. Mase, Nath, za chwilę kolacja!
Chłopcy z krzykiem wybiegli ze swojego pokoju i weszli do kuchni, przepychając się. David spojrzał na nich i już otwierał usta żeby coś powiedzieć, ale powstrzymał się.
- Na co macie ochotę?
- Na kanapki z nutellą! - krzyknęli jednocześnie Mason i Nathan.
- Sofi?
- Może być. - odpowiedziała, ziewając.
David szybko przygotował kilka kanapek i postawił je przed nimi na stole. Kiedy zjedli, poszli się po kolei wykąpać, przebrać i do łóżek. Przed snem Dav przeczytał im jeszcze bajkę w pokoju Masona. Kiedy skończył, zauważył, że Sophia zasnęła, przytulając się do niego. Wziął ją ostrożnie na ręce i zaniósł do swojej sypialni. Położył ją na łóżku, przykrył kołdrą i wyszedł, po cichu zamykając drzwi, a następnie wrócił do swoich przyjaciół.
***
Po ponad 3 godzinach jazdy, dziewczyny były już w San Francisco. Było po 2:00 w nocy.
Kiedy udało im się dojechać pod szpital, wyszły z samochodu i wbiegły do budynku. Gdy podeszły do windy, zatrzymała je recepcjonistka.
- Drogie panie, przykro mi, ale godziny odwiedzin już dawno minęły.
- Ale my nie przyjechałyśmy tutaj w odwiedziny. - odezwała się Melanie. - Nasi przyjaciele mieli wypadek samochodowy i są w tym szpitalu. Jeden z nich jest moim chłopakiem, a drugi tej dziewczyny. - wskazała na Roxxi, a po chwili spojrzała na Shanell. - A jej chłopak zginął w tym wypadku. - dodała ciszej.
- Naprawdę bardzo mi przykro, ale nie mogę...
- Kurwa, nie rozumie pani, że mój chłopak miał wypadek samochodowy i chcę go zobaczyć?! - oburzyła się Roxanne. - Jej chłopak - tutaj wskazała na Mel. - Ma dwójkę dzieci, nie wiedzą nawet co się stało, chłopak mojej drugiej przyjaciółki nie żyje, jeden z naszych przyjaciół jest nieprzytomny, a pani nie może nas wpuścić, bo godziny odwiedzin minęły! Co mnie to kurwa obchodzi, nie po to jechałam tutaj z Los Angeles, żeby siedzieć do rana pod tym pierdolonym szpitalem i czekać, aż ktoś łaskawie pozwoli mi wejść!
- Ehh, dobrze... - westchnęła recepcjonistka. - Ale nikomu ani słowa. Wasz przyjaciel leży w sali 67.
- Dziękujemy. - powiedziała Judy, wchodząc za dziewczynami do windy. Wjechały na 2. piętro, a kiedy drzwi windy otworzyły się, wyleciały na korytarz. Kiedy poszukiwały właściwej sali, zobaczyły, jak Lars i James siedzą na krzesełkach.
- James! - krzyknęła Melanie, podbiegając do niego. Chłopak podniósł nieobecny wzrok znad podłogi i gdy zobaczył swoją dziewczynę, wstał ze swojego miejsca i przytulił ją. - Nic ci się nie stało?! Jak ty wyglądasz, jesteś cały poobijany! Jak do tego w ogóle doszło?! Nigdy więcej już cię nie wypuszczę samego na koncert, nigdy!
- Larsy... - szepnęła Roxxi, przytulając się do niego i całując go w szyję. - Jak dobrze, że nic ci nie jest. Co się stało, jak doszło do tego wypadku? - spytała, a jej oczy zaszkliły się.
Lars nic nie odpowiedział, tylko spojrzał na Shanell, która stała z boku i patrzyła na wszystkich ze łzami w oczach. Podszedł do niej i dotknął jej dłoni.
- Shan... Ja... ja nie wiem co mam powiedzieć... Nie mogę w to uwierzyć, że... że Cliff...
- Kto prowadził samochód? - przerwała mu.
- No... ja... - powiedział, spuszczając wzrok.
Dziewczyna popatrzyła na niego zrozpaczonym spojrzeniem, a po chwili wymierzyła mu siarczysty policzek.
- To wszystko przez ciebie! - krzyknęła, uderzając go pięściami gdzie popadnie. - Nie znoszę cię, nienawidzę, rozumiesz?! Zabiłeś mojego chłopaka!
Lars złapał ją za nadgarstki i kazał spojrzeć sobie głęboko w oczy. Shanell wtuliła się w jego koszulkę i rozpłakała się.
- Dlaczego zawsze mnie to spotyka?! Czy ja chociaż raz w życiu nie mogłabym być szczęśliwa?! - krzyknęła zrozpaczona.
- Shanell... - Judy podeszła do niej i położyła dłoń na jej ramieniu. - Powinniśmy pojechać gdzieś do hotelu. Musisz się położyć, wziąć jakieś leki na uspokojenie...
- A co z Kirkiem? - odezwała się Roxxi.
- Lekarz zabronił nam do niego wchodzić. - oznajmił James, odsuwając delikatnie Melanie od siebie. - Dopiero jutro możemy do niego przyjść...
- Więc nic tu po nas. - Mel wzruszyła ramionami i wytarła oczy. - Chodźcie, pojedziemy do jakiegoś hotelu, nie będziemy tutaj siedzieć całą noc.
Wszyscy bez słowa ruszyli w stronę windy. Kiedy zjechali na dół, wyszli ze szpitala i podeszli do samochodu.
- Mam nadzieję, że się pomieścimy... - powiedziała Judy, wkładając kluczyki do stacyjki. Zobaczyła w lusterku, jak Roxanne siada Larsowi na kolanach i wtula twarz w jego włosy. - Roxxi, ty znasz najlepiej Frisco. Gdzie jest najbliższy tani hotel?
- Hmm... "Days Inn" na Lombard Street.
Dziewczyna odpaliła silnik i ruszyła. Po niecałych 15 minutach byli już na miejscu. Wyszli z samochodu i rozejrzeli się po parkingu.
- Zimno mi... - szepnęła Shanell, przytulając się do Jamesa.
- Już wchodzimy do środka. - oznajmiła Melanie, idąc przed siebie. Weszła do budynku i podeszła do uśmiechniętej recepcjonistki.
- Dobry wieczór, witam w hotelu "Days Inn". W czym mogę państwu pomóc?
- Chcielibyśmy wynająć pokój. Z trzema łóżkami, jest taka możliwość?
- Oczywiście. Życzą sobie państwo budzenie?
- Nie, dziękujemy.
- Śniadanie do pokoju?
- Hmm... Tak, może być.
- Dobrze, pokój numer 256. - oznajmiła kobieta, podając jej klucze. - Prosiłabym jeszcze o podanie swoich danych.
- Przepraszam... - wtrąciła się Roxxi. - Gdzie najbliżej można kupić papierosy?
- W sklepie naprzeciwko.
- Dziękuję. - odpowiedziała, podchodząc do drzwi. - Idę po fajki. Wrócę za kilka minut.
- Idźcie już do pokoju, ja to załatwię. - powiedziała cicho Melanie i rzuciła w Judy kluczami do pokoju. Wszyscy zmierzyli w stronę windy, a Mel została jeszcze przy recepcji.
Kiedy stanęli pod drzwiami, Judie otworzyła je i weszli do środka. Rozejrzeli się i usiedli na łóżkach. Nikt nie powiedział ani słowa, aż w końcu przyszła Roxxi, a zaraz po niej do pokoju weszła Melanie.
- Chcecie jakąś kolację? - spytała, rozglądając się po wszystkich. Nikt nic jednak nie odpowiedział. Dziewczyna westchnęła. - Dobra, chodźcie spać, bo nie ma sensu siedzieć. Shan, będziesz spała z Judy?
- Co? - zapytała zdezorientowana, podnosząc wzrok znad podłogi.
- Będziesz spała z Judy? Mamy tylko 3 łóżka w pokoju...
- Tak, mogę spać...
- Dobrze. - odparła, gasząc światło, żeby każdy mógł się rozebrać i położyć w swoim łóżku.
Położyła się obok swojego chłopaka i naprawdę szybko zasnęła, przytulając się do niego. James gładził jej włosy i większość nocy patrzył w sufit. Lars przewracał się nerwowo z boku na bok i próbował zasnąć. Roxxi co chwilę odpalała papierosa, zaciągała się, gasiła go, a po chwili znowu odpalała. Judy udało się zasnąć kilka minut po Melanie, a Shanell starała się płakać jak najciszej w poduszkę, żeby nikt jej nie usłyszał.
W końcu zmęczona płaczem usnęła. Obudziła się po jakiejś godzinie. Rozejrzała się po ciemnym hotelowym pokoju i wstała z łóżka. Judy spała jak zabita. Spojrzała na Roxanne, która spała przytulona do Larsa. Podeszła do łóżka Melanie i zdziwiła się kiedy zobaczyła, że nie ma obok niej Jamesa.
- Mel... - szepnęła i zaczęła ją szturchać.
- Nathan, oddaj siostrze jej lalkę... - mruknęła ledwo zrozumiale, przewracając się na drugi bok. Shanell zmarszczyła brwi i poszła do łazienki. Przemyła twarz zimną wodą i popatrzyła w lustro. Wyglądała jak cień człowieka. Rozmazany makijaż, podkrążone oczy i rozczochrane włosy. Pokręciła tylko głową i wróciła do łóżka, po czym od razu zasnęła.
***
Rano Judy, Roxxi i Melanie obudził dźwięk tłuczonego szkła.
- Co to było? - spytała Roxanne, rozglądając się i pocierając oczy.
- CLIFF! - usłyszały krzyk Jamesa. Popatrzyły na siebie przerażone.
- Co jest kurwa? - mruknęła Melanie, owijając się kołdrą i podchodząc do okna. Doznała szoku widząc swojego chłopaka, pijanego, stojącego na środku ulicy w samym spodniach o 4:00 nad ranem.
- Cliff! Cliff, gdzie jesteś?! - krzyczał James, rozglądając się. - Wychodź, przestań się już chować!
- Ja go chyba zabiję... - jęknęła Mel, po czym włożyła na siebie szybko swoje podarte rurki, balerinki i koszulkę swojego chłopaka. Wyszła z pokoju, zbiegła po schodach i opuściła budynek.
- Jaymz! - krzyknęła, podchodząc do niego. - Masz w tej chwili wrócić do hotelu!
- Nie! - postawił się jej. - Nie wrócę, dopóki nie znajdę Cliffa!
- Wracaj. Później... poszukamy go... - powiedziała, spuszczając wzrok. - A teraz chodź się położyć, jest 4:00 rano.
- Ale...
- Chodź do hotelu. Jak wytrzeźwiejesz to porozmawiamy.
Chłopak jeszcze przez chwilę się rozglądał, ale po chwili objął ramieniem swoją dziewczynę i wrócili do hotelu. James wchodząc do pokoju od razu rzucił się na swoje łóżko i zasnął. Melanie usiadła obok niego i ukryła twarz w dłoniach.
- Kurwa, to się nie dzieje naprawdę... Dziewczyny, powiedzcie, że to mi się śni...
Chwilę potem przerwał jej ostry dźwięk telefonu. Shanell delikatnie się poruszyła, ale nie obudziła się. Roxanne zdziwiona podeszła do telefonu i podniosła słuchawkę.
- Halo...?
- Roxxi? - odezwał się David. - Przepraszam, że was budzę...
- Nie obudziłeś, już nie śpimy. Skąd masz numer tego telefonu?
- Judy dzwoniła do mnie w nocy...
- Aha, rozumiem. Dać ci ją?
- Nie, daj mi Mel.
- Mhm, ok. - mruknęła, gestem przywołując Melanie do telefonu. Ta podeszła do niej i wzięła słuchawkę.
- Słucham?
- Mel, Sofi się obudziła i nie chce zasnąć. Płacze i mówi mi, że nie pójdzie spać bez Milo. Jakiego kurwa Milo?!
- Milo! - krzyknęła i uderzyła dłonią w czoło. - Jak ona wczoraj bez niego zasnęła?
- Nie wiem, była bardzo zmęczona. Ale kto to jest Milo?
- Maskotka, dostała ją na urodziny od siostry Jamesa. To jest jej ukochana przytulanka, zawsze z nią zasypia.
- I co ja mam teraz zrobić? Nie pójdę o 4:00 rano do twojej sąsiadki po klucze, żeby wziąć jakąś maskotkę!
- Daj jej jakąś inną i powiedz, że później pójdziecie po Milo do domu. Wtedy się trochę uspokoi i powinna zasnąć.
- Mhm, dobra... - ziewnął David, a po chwili dodał. - Wiesz co, serio nie wiem co wy robicie w tym Frisco, ale...
- Dav, pogadamy jak wrócimy. - przerwała mu. - Pa.
- Trzymaj się.
Melanie odłożyła słuchawkę i zignorowała dziwne spojrzenia dziewczyn. Chwilę potem położyła się obok Jamesa i zasnęła.