piątek, 8 lutego 2013

Carpe Diem Baby - rozdział 12.

nareszcie! ferie!

rozdział z myślą i dedykacją Justynie. za to, że pomogłaś mi rozwinąć wątek z Jamesem. :) i za to, że czytasz moje rozdziały na swoim roztrzaskanym telefonie. i za fotki Motley, które przysyłasz mi na mój telefon na lekcjach. 

miłego weekendu wszystkim życzę. :)

Minęło trochę czasu. James patrzył bezmyślnie na swój napełniony kieliszek. Przechylił go i poczuł ostre pieczenie w gardle, a zaraz po tym rozejrzał się po całym lokalu. Poczuł się samotny i smutny, kiedy połknął resztę wódki i odsunął od siebie kieliszek. Barman zrozumiał jego gest i po raz kolejny go napełnił.
- Nienawidzę swojego życia... - mruknął, patrząc na swoje podarte obcisłe dżinsy. Była to już kolejna sobota, którą spędzał samotnie. Melanie wolała wyjść gdzieś z Judy i Roxxi. Shanell spędzała wieczór z Nickiem, a reszta chłopaków miała już swoje plany. Był jedynie David, który siedział u siebie w mieszkaniu razem z dziećmi, ale James nie miał na to najmniejszej ochoty. Miał już dosyć krzyków Nathana i płaczu Sophii, których musiał wysłuchiwać po każdej kłótni z Melanie. A zdarzały się one coraz częściej. Mel miała już dosyć problemów alkoholowych Jamesa. Na podłodze pod łóżkiem znajdowała puste butelki po wódce, nawet kiedy przychodził z pracy czuła od niego woń alkoholu. Początkowo wszystkie rozmowy o odwyku kończyły się kłótnią, ale jakiś czas temu doszły do tego jeszcze wyzwiska i rękoczyny. Jednak dzisiejsza awantura przebiła wszystko. Kiedy Melanie rzuciła Jamesowi pod nogi kolejną pustą butelkę, którą znalazła w szafie, a on zaczął się wykręcać że to nie jego, powiedziała, że jeśli nie pójdzie na odwyk, rozstaną się, wyrzuci go z domu i pozbawi praw rodzicielskich.
Przymknął oczy, a po chwili otworzył je i spojrzał na swój pełny kieliszek. Wziął go do ręki i wypił całą jego zawartość. Zmarszczył nos i w tym samym momencie rozejrzał się po barze. Od razu jego wzrok przyciągnęła dziewczyna, kilka lat młodsza od niego. Miała falowane blond włosy do połowy pleców, zielone oczy, pełne usta i bladą skórę. Siedziała sama przy barze i trzymała w dłoni drinka. Spojrzała na niego i posłała w jego stronę uśmiech. W końcu wstała ze swojego miejsca i podeszła do niego. Miała czarną bluzkę na szerokich ramiączkach z głębokim dekoltem, która przylgnęła do jej szczupłej talii i obcisłe dżinsy, które podkreślały jej kształtne biodra.
Była niezwykle piękna. Kiedy była coraz bliżej James zauważył, że była wyższa niż mu się wydawało. Jego dolna warga zadrżała, kiedy zatrzymała się przed nim.
- Hej. - wykrztusił.
- Cześć. - powiedziała cicho. James wyłapał akcent w jej głosie, co czyniło ją jeszcze bardziej atrakcyjniejszą. - Jestem Lisa.
- James. - przedstawił się, patrząc na jej nogi. Dziewczyna uniosła brew i uśmiechnęła się do niego.
- Więc? Co robisz tutaj sam?
- Powinienem cię zapytać o to samo.
Lisa przygryzła dolną wargę i pociągnęła go za rękę w stronę toalet. Weszli do damskiej łazienki, a James rozejrzał się tępo po jasnoniebieskich ścianach. Popatrzył, jak dziewczyna zamyka drzwi łazienki i po chwili weszli do jednej z kabin.
Lisa przyparła go do ściany i przysunęła się do niego. Stanęła lekko na palcach i pocałowała go. James, chcąc przejąć kontrolę nad sytuacją, pociągnął ją lekko za włosy i popchnął na ścianę, po czym położył ręce na jej biodrach. Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona i jęknęła z rozkoszy, kiedy poczuła jego język na swojej szyi. Przygryzł ją delikatnie, a ona cicho krzyknęła. Jego dłonie powędrowały do jej biustu. Lisa jęknęła cicho, kiedy poczuła jego dłonie na swoich piersiach i pocałunki składane przez niego na jej dekolcie.
James ściągnął z niej bluzkę, a ona zadrżała lekko, gdy przejechał zimną dłonią po jej nagim brzuchu. Spojrzał w jej oczy i uśmiechnął się, a po chwili wpił się w jej usta. Podniósł ją do góry, a Lisa owinęła nogi wokół jego bioder. W końcu dziewczyna przerwała namiętny pocałunek, a on postawił ją na ziemię ze zdziwieniem.
- Coś się stało?
- Dlaczego nie pozwolisz mi się dotknąć? - spytała z tajemniczym uśmiechem. James westchnął i rozłożył ramiona.
- Śmiało, dotykaj mnie.
Lisa podeszła do niego i wsunęła dłonie pod jego koszulkę, po czym jednym ruchem zdjęła ją z niego. Zaczęła całować jego ramiona, brzuch, klatkę piersiową. James zamknął oczy i oparł głowę o ścianę. Jej ręka powędrowała do jego krocza. Potarła dłonią jego męskość, ściskając ją lekko. Kiedy usłyszała jego cichy jęk, sięgnęła po ich koszulki leżące na podłodze i wzięła go za rękę. Wyszli z kabiny i szybko je na siebie wciągnęli.
- Mieszkam 2 przecznice dalej, może masz ochotę... - zaczęła, ale James przerwał jej.
- Mam. - powiedział bez zastanowienia i uśmiechnął się do niej. Lisa odwzajemniła jego uśmiech, a kilkanaście minut później byli już w jej mieszkaniu.

***

James otworzył oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Leżał na czyimś łóżku mając przed oczami okno, z którego rozlegał się widok na Wilshire Boulevard.
Obrócił się na drugi bok i zobaczył obok siebie Lisę. Spała, a jej blond włosy przykryły jej połowę twarzy. Odgarnął je za jej ucho, a zaraz po tym pocałował ją w policzek. Dziewczyna poruszyła się delikatnie, a po chwili obudziła się i popatrzyła na niego z uśmiechem.
- Cześć. - szepnęła, przytulając się do niego. - Jak się spało?
- Normalnie. - mruknął i usiadł na łóżku. Ukrył twarz w dłoniach, a chwilę po tym popatrzył tępo przed siebie. - Jaki dzisiaj dzień?
- 5 czerwca 1988 roku.
James przewrócił oczami.
- Chodzi mi o dzień tygodnia.
- Niedziela. - odpowiedziała, przytulając go od tyłu i całując w ramię.
- Niedziela? - zdziwił się, odsuwając ją od siebie. - A która godzina?
Lisa westchnęła i rzuciła wzrokiem na zegarek.
- Niedługo 12:00.
- Kurwa mać... - powiedział ledwo słyszalnie i zaczął rozglądać się po sypialni. Dostrzegł swoje ciuchy leżące na podłodze. Przykucnął i zebrał je, po czym poszedł do łazienki i zamknął za sobą drzwi. Wsunął się szybko w ubrania i chciał wyjść, kiedy prawie wpadł na Lisę owiniętą kołdrą krok za drzwiami.
- Idziesz do siebie? - spytała, gdy przeczesywał palcami włosy.
- Tak.
- Musisz?
- Muszę. Masz może jakieś papierosy?
- Nie mam. Ja nie palę.
- Mhm. - mruknął, nie patrząc na nią. - Pożyczysz mi kasę na taksówkę?
- Tak, poczekaj chwilę. - powiedziała i poszła w stronę sypialni. Wróciła po chwili, z banknotem z małą karteczką w dłoni. - Zadzwonisz dzisiaj do mnie?
- Zadzwonię. - przytaknął i pocałował ją, biorąc od niej numer telefonu i 20 dolarów. - Postaram się wieczorem.
- Jasne. Pa.
- Pa.
James ubrał buty i wybiegł z mieszkania. Wyszedł z bloku i rozejrzał się po ulicy. Na chodniku akurat przystawała taksówka. Podbiegł do niej i wpakował się na tylne siedzenie, po czym rzucił kierowcy swój adres. Samochód ruszył, a James westchnął i oparł głowę o szybę. Po kilkunastu minutach taksówka dowiozła go pod wskazany adres.
- Reszty nie trzeba. - rzucił do kierowcy i podał mu banknot, a chwilę potem wyszedł z samochodu. Taksówkarz podziękował i odjechał, a on pobiegł do swojego bloku. Wszedł na 3. piętro i otworzył drzwi swojego mieszkania. Od razu skierował się w stronę kuchni, gdzie zobaczył Melanie stojącą przy oknie.
- Cześć. - powiedział cicho, bojąc się jej reakcji. Dziewczyna nawet na niego nie spojrzała, tylko pociągnęła nosem. - Płakałaś?
- Nie.
- Przecież widzę...
- Gdzie byłeś w nocy? - spytała cicho, odwracając się do niego.
- U mojego brata... - skłamał, spuszczając wzrok.
- Twój brat ma telefon, więc mogłeś do mnie zadzwonić. Martwiłam się! Nie spałam całą noc tylko obdzwaniałam wszystkich i pytałam, gdzie jesteś!
- Wczoraj wieczorem mówiłaś, że nie chcesz mnie widzieć, a teraz masz do mnie pretensje, że zniknąłem na całą noc, żeby nie wchodzić ci w drogę!
- Wiesz dobrze, że nie o to mi chodziło! Po prostu chciałam pobyć sama, wyjść gdzieś bez ciebie, odreagować cały tydzień. Nie miałam na myśli tego, że masz zniknąć na całą noc i wrócić dopiero na drugi dzień.
- Czyli tego, że wyrzucisz mnie z domu i pozbawisz praw rodzicielskich też nie miałaś na myśli?
Melanie wzięła do ręki swój kubek z kawą i oparła się o blat kuchenny.
- Z tym akurat nie żartowałam... - powiedziała cicho.
- Dlaczego chcesz mi to zrobić?
- Bo cię nie poznaję. Nie wiem, co się z tobą dzieje. Tłumaczyłam sobie na początku, że to przez śmierć Cliffa, przeżywasz to i trudno ci się z tym pogodzić. Ale już nawet Shanell sobie z tym wszystkim poradziła, a z tobą jest coraz gorzej. Mam już dosyć twojego zachowania, alkoholizmu, znajdowania pustych butelek w twoich rzeczach i tłumaczenia naszym dzieciom, dlaczego cały czas się kłócimy. Starałam się to wszystko jakoś na nowo odbudować, uporządkować. Ale nie wiem, czy jest jeszcze sens. Jeśli jest, to teraz twoja kolej ratować naszą rodzinę.
James popatrzył na nią zszokowany, a po chwili usiadł na krześle i ukrył twarz w dłoniach. Mel wzięła drugie krzesełko i usiadła naprzeciwko niego. Znała go nie od dzisiaj i wiedziała, że chce z kimś porozmawiać. Odstawiła kubek na stół i położyła mu rękę na kolanie. Spojrzał na nią, a ona dała mu porozumiewawcze spojrzenie. Kiwnął potakująco głową i wziął głęboki oddech.
- Gdy mój ojciec odszedł, miałem 13 lat. Gdy zmarła moja mama, miałem 16 lat. Winiłem go za to, za odejście mamy. Zmarła na raka, a my patrzyliśmy, jak umierała. Ja z siostrą. Sami. To jak wielkie, mgliste wspomnienie... Jedno wielkie, mgliste wspomnienie po tym wszystkim, wiesz, całe liceum. Od razu przeszedłem do picia, więc maskowałem spore, spore uczucie porzucenia... - opowiedział cicho, patrząc w podłogę. - Potem poznałem ciebie, niedługo później urodził się Nathan, później Sophia... Wiesz, budzenie się w nocy, karmienie ich butelką, przebieranie... Spędzanie z tobą czasu, spanie w jednym łóżku, mieszkanie razem, jedzenie wspólnie śniadania...Wtedy zacząłem się bardzo głęboko wiązać z tobą i z dziećmi. Moja rodzina się rozpadła, więc stworzyłem własną rodzinę. Z tobą, Nathanem i Sophią, ale też z przyjaciółmi. I wtedy odszedł Cliff... To wszystko na nowo otworzyło tę ranę porzucenia, tego, że do kogokolwiek się nie zbliżę, to ten ktoś po prostu odejdzie i że może lepiej nie chodzić z sercem na dłoni. Może i wszyscy już się pogodzili z jego śmiercią, ale ja nadal się z tym borykam. Wiesz, z ochotą, by wszyscy się ode mnie odpierdolili, dali mi spokój raz na zawsze. Nie mam emocji, jestem niewzruszalny... - powiedział na koniec i zaciął się, a po chwili zaczął mówić dalej. - Dopiero po tym jak Cliff odszedł ja zacząłem odczuwać, że nie jestem z tobą już tak blisko jak wcześniej, w ogóle nie spędzamy razem czasu, nigdzie razem nie wychodzimy, pracujemy na takie zmiany, że prawie w ogóle się nie widujemy. Nie rozmawiamy, tylko kłócimy się. Nie pamiętam, kiedy ostatnio powiedziałaś mi: "Kocham cię". Ja chcę tylko trochę miłości i czułości, mieć obok siebie kogoś ważnego i bliskiego, niczego więcej nie chcę.
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? - spytała Mel ze łzami w oczach. - Nie miałam pojęcia, że ty... że czujesz się odrzucony...
- Bo to jest głupie...
- To nie jest głupie...
- To jest głupie. - powiedział głośniej. - Naprawdę dopiero po jego śmierci zacząłem odczuwać, że jestem sam, moja kobieta nie okazuje mi żadnych uczuć, przelewa całą miłość na dzieci...
- Jaymz, co ty gadasz...
- Kochasz mnie jeszcze?
- Oczywiście, że cię kocham. - powiedziała bez zastanowienia. - Zastanów się o czym ty mówisz... Według mnie po prostu nie muszę okazywać ci tak bardzo uczuć tak jak dzieciom, ale nie wiedziałam, że jest ci z tym źle... Przepraszam...
- Czasami też myślę o tym, że jesteś ze mną tylko ze względu na Sophię i Nathana.
- James...
- Po prostu chcesz, żeby wychowywali się w pełnej rodzinie. - przerwał jej. - W końcu dzieci z rozbitych rodzin kończą w życiu jak największe cioty. Zupełnie tak jak ja.
- James...
- Jako narkomani, alkoholicy, ludzie z problemami psychicznymi... Wszystko się zgadza!
- Jaymz, przestań! - uniosła się Melanie. - Nigdy czegoś takiego ci nie powiedziałam!
- Nie? Na każdym kroku mówisz mi, że jestem alkoholikiem i mam ze sobą problemy.
- Skończmy już tę rozmowę, nie chcę się pokłócić.
- Widzisz? - spytał ironicznie. - Nie zaprzeczasz.
- Nie mam zamiaru więcej z tobą dyskutować! - krzyknęła Mel. - I nie odzywaj się do mnie. - dodała ciszej, kiedy zobaczyła, że Sophia stoi w progu i patrzy na nich uważnie.
- Suka. - mruknął James, a chwilę później wyszedł, trzaskając drzwiami. Melanie westchnęła i wplotła palce w swoje włosy. Spojrzała na swoją córkę i uśmiechnęła się do niej zachęcająco.
- Chodź do mnie.
- Dlaczego cały czas się kłócicie? - spytała, podchodząc do niej. Mel wzięła ją na kolana i pocałowała ją w czoło.
- Nie kłócimy się.
- Ale słyszałam...
- Po prostu mamy gorsze dni... Ale niedługo będzie lepiej, obiecuję.
- Cały czas mi to mówisz. - powiedziała dziewczynka ze łzami w oczach.
- Sofi, kochanie...
- Nie mów tak do mnie.
- Przestań się tak zachowywać.
- Chcę iść do Shanell.
- Shanell nie ma w domu. - oznajmiła Melanie, kiedy Sophia zeskoczyła z jej kolan.
- To chcę iść do Larsa i Roxxi.
- Nie chcesz być ze mną?
- Nie. - odpowiedziała Sophia i poszła do przedpokoju ubrać buty. Melanie westchnęła. Była przeciwna temu pomysłowi, ale mimo wszystko ubrała swoją córkę i zawiozła do mieszkania swoich przyjaciół.

15 komentarzy:

  1. TEŻ MAM FERIE!!! <3 <3 <3 <3 <3 ^^
    Co do rozdziału... bardzo skupiłaś się na Jamsie i bardzo dobrze. Boli mnie fakt, że on zdradził Melanie. I bez wyrzutów sumienia? I jeszcze nazwał ją suką!! Na miejscu Mel dałabym mu w twarz, bo to co mówił, że ona z nim jest tylko by dzieci miały pełną rodzinę i że ona go nie kocha i nie chce żeby dzieciaki były jak on... Jestem pewna, że ją to zabolało, a z tą suką to przegiął, rozryczałam się teraz... Cholera!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam na nowy rozdział ;) http://xxlittle-xdiffrent-fckn-gnr.blogspot.com/2013/02/rozdzia-85.html

    OdpowiedzUsuń
  3. http://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/ zapraszam na 15 rozdział Zagubionego Księcia

    Ps: W niedzielę mam dzień na nadrabianie zaległosci na blogach, więc na pewno zawitam tu z komentarzem :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej :)

    Wiesz co Ci napiszę? Uwielbiam patrzeć na to, jak autor bloga się rozwija i pisze co raz lepiej. Dlatego tak bardzo lubię Twojego bloga. Tu już nawet nie chodzi o to, że masz taką, a nie inną historię. Właśnie lubie go ze względu na to, że autentycznie widać, że się rozwijasz i pracujesz nad sobą pod tym względem. Kiedy sobie przypomne rozdziały pierwszego opowiadania (też były dobre) a patrzę sobie na ten rozdział, to widać duża różnicę. Ten wydaje się być prawie doskonały. Co raz lepiej wyrażasz emocje, uczucia. Opisujesz sytujacje. Normalnie aż mi się mordka cieszy, że mogę być swiatkiem Twojego rozwijającego się talentu. I nie zaprzeczaj, że go nie masz, bo masz. Jakbyś nie miała, to byś ciągle stała w miejscu i pisała ciągle tak samo.

    A teraz co do rozdziału. Ah, podobał mi się, bo to jednak była taka odskocznia od Shan. Ostatnie rozdziały skupiały się tylko na niej i w sumie, to już miałam wrażenie, że to Shan jest tu głowną bohaterką. Oczywiscie, to mi nie przeszkadzało, ale wiesz.. przeczytać o kimś innym też zawsze jest miło :) Ha, no i szkoda mi Jamsa. Widzę, że facet jakoś tak się pogubił w swoim życiu, które też jakoś tam łaskwe dla niego nie jest. Czuje, że po prostu znów mu się rodzina rozypiała. Miał cięzkie dzieciństwo, potem znalazł spokój, i znów dostał kopa po dupie, że jednak nie jest tak pięknie, jak mu się wydawało, eh.
    Trochę mnie zaskoczył ten fakt, że jednak spędził tą noc z Lisą. Miałam cały czas nadzieję, że pogoni dziewczynę na drzewo, ale tak się nie stało :( I to mnie smuci. W sumie, to jakoś nie mam przez to złosci do Jamsa, bo jak widać Mel też nie jest do końca w porządku. Wiadomo, że kłotnie z czegoś powstają. James chce z nią pogadać, a ona ucina temat. No tak też nie powinno być, bo wiadomo, że to do niczego nie prowadzi, a atmosfera robi się jeszcze bardziej gęsta. Aczkolwiek nie zmienia to wszystko faktu, że przecież James zrobił zle. No i nie tłumaczy go też, ze był po alokolu. Spotkanie z Lisą nigdy nie powinno zakończyć się w toalecie i u niej w domu. Eh.

    Nie dziwię się też Sofi, ze nie ma ochoty przebywać z matką. Wiadomo, dzieci słyszą i widzą co się dzieje. Czują to. Rodzice się kłoca i co z tego, że może dzieciaki do końca nie rozumieją o co? No nic, liczy się sam fakt krzyków. No i dzieci też patrzą na to wszystko tak jak właśnie powino się patrzeć. Wina stoi z obou stron. Nie jest tylko James winny, czy tylko Mel. Oboje są. A Sofia tak to właśnie widzi. Eh.

    Rozdział cudowny :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Nowy rozdział na http://jackdanielsbrownstonemuzykagunsi.blogspot.com/ ;)Twój przeczytam najszybciej, jak to możliwe..;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytam w wolnej chwili, a póki co zapraszam na nowy rozdział w Pałacu http://zakazane-fontanny.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam na kolejny fragment Slash story, dłuższy niż poprzedni, ale chyba gorszy. ;<
    http://breath-of-memories.blogspot.com/2013/02/slash-story-piaty-cz-ii.html

    OdpowiedzUsuń
  8. Okay, już.:D
    Jezuu, znowu płacze przez Ciebie, Ty potworze jeden Ty.! ..;P Teraz tylko nie wiem, komu bardziej współczuć - Mel, Jamesowi, czy Sophii. To po kolei.. James.. Z jeden strony, to źle robi, że tak po prostu zdradził Melanie. Nie mówię, że jakby zrobił tego nie po prostu to byłoby dobrze.xD Też by było źle. I źle, że topi smutki w alkoholu. Z drugiej jednak widać, że bardzo wszystko przeżywa, a dodatkowo czuje się samotny, a Mel wcale nie ciągnie do pomocy mu. Melanie... I znów z jeden strony rozumiem, że się wkurwia na Jamesa, bo ma takie prawo, też bym się wkurwiała. Ale jednak, skoro go kocha, to mogłaby mu to jakoś okazać, albo chociaż z nim szczerze porozmawiać. Na dodatek Sophia nie chce z nią przebywać, co jeszcze potęguje ból. Sophia.. No szkoda jej, bo wszyscy udają, że jest dobrze, choć tak naprawdę nawet ona widzi, że nic nie jest dobrze.
    Fajnie, że odbiegłaś od Shanell i skupiłaś się bardziej na Jamesie. Odnoszę wrażenie, że z rozdziału na rozdział piszesz co raz lepiej. I to nie jest tak, że wezmę pierwszy rozdział i ten i będę porównywać. Tylko wezmę poprzedni i ten i już widać, że się... Rozwijasz.? Kurwa, nie lubię używać tego słowa, bo mi się kojarzy tylko i wyłącznie z motylem..xD Nie pytaj...
    Masz żyrandol.? Jak tak to się mnie tam spodziewaj... A jak nie, to znajdę inne miejsce.xD
    Pozdrawiam..;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Podobno raz się zdarzyło, że koleś przedawkował LSD, ale w chuj dużo tego wziął..xD A w tym wypadku raczej tak nie było..xD
    Akcja z wężem.. Pomysł zrodził się w mojej głowie, jak my sister, która ma 7 lat i przeze mnie uwielbia wszelkie gady, narysowała dziewczynę z wężem na smyczy..xDD I mój tata też tak mówi..;D
    Nie jesteś głupia, mi też się takie związki najbardziej podobają, bo w innych jest po prostu nudno..:D Albo obie jestesmy głupie..;)
    Thony'ego na razie pozostawiam bez komentarza.;P
    No więc jak umrę, to spodziewaj się mnie pod łóżkiem... Albo w szafie... Tyy, zrób mi już miejsce..;D

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie masz za co dziękować :* Piszę to co czuję, a właśnie tak czuję :)

    OdpowiedzUsuń
  11. http://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/ zapraszam na 16 rozdział Zagubionego Księcia :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Znowu nowy xD http://xxlittle-xdiffrent-fckn-gnr.blogspot.com/2013/02/rozdzia-87.html

    OdpowiedzUsuń
  13. Aaaa. :D dziękuję, dziękuję. Rozdział zajebisty, proszę Pani :D. żebyś się nie zdziwiła jak wpadnę z niewypowiedzianą wizyta, z piwami w torbie i This I Love, które leży na moim biurku :D.
    Justyna ;)

    OdpowiedzUsuń