sobota, 25 kwietnia 2015

The Unforgiven - rozdział 35.

jeśli ktoś pamięta ostatnie spotkanie Devona i Alana to powinien się domyślać, co kombinuję.

Susie
- Reszty nie trzeba. - podałam banknot młodej kasjerce i wzięłam moją mrożoną herbatę, po czym szybko opuściłam lokal w którym zbierało się coraz więcej ludzi. Po intensywnej godzinie spędzonej na siłowni miałam ochotę wziąć zimny prysznic i położyć się od razu do łóżka. Dziecko było u siostry Jamesa, Hetfield siedział od rana w studiu i zastanawiałam się, czy w ogóle wróci na noc do domu. Potrafił godzinami siedzieć z gitarą nad stosem zapisanych kartek. Ten album miał być inny od poprzednich, więc chcieli, aby wszystko było perfekcyjne i zapięte na ostatni guzik.
Szłam przed siebie, nie zwracając uwagi na przechodniów i sącząc przez słomkę mrożoną herbatę. Nagle poczułam, jak ktoś mnie szarpie za rękę. Już chciałam się odwrócił i wymierzyć komuś prawy sierpowy prosto w nos, ale cała zesztywniałam, kiedy zobaczyłam postać przed sobą.
- O nie, tylko nie ty. Spierdalaj.
- Oj Lexxi, nie denerwuj się.
- Susie. Nie jesteśmy w pracy.
- Nie podoba mi się ten skrót. Mogę mówić do ciebie pełnym imieniem?
- Mów jak chcesz, wszystko jedno. - westchnęłam i ściągnęłam okulary przeciwsłoneczne, żeby go lepiej widzieć. - Kiedy ostatnio się widzieliśmy? Trzy lata temu?
- Cztery. - poprawił mnie. Miałam wrażenie, że jego oczy przepalają mnie na wylot, sięgając do samej duszy. Odwróciłam głowę w drugą stronę. - Usiądźmy gdzieś, pogadamy.
Nie mogłam odmówić. Poszliśmy do najbliższego lokalu. Zamówiliśmy kawę i zajęliśmy stolik przy oknie.
Blake'a poznałam w 1985 roku, chwilę po tym jak pojawiłam się w branży porno. Zniknął z mojego życia tak szybko jak się w nim pojawił. Najpierw trafił na odwyk, ale po wyjściu nie pobył długo na wolności. Zamknęli go w szpitalu psychiatrycznym po tym jak pobił swoją siostrę i próbował zepchnąć ją z balkonu. Miałam nieprzyjemność zagrać z tym facetem w trzech filmach. Prawdziwa męka. W stosunku do swoich partnerek na planie był bardzo brutalny, chamski i bezlitosny. Do tej pory pamiętam, jak napluł mi prosto w twarz. Ślady po jego zębach trzymały się na moim ciele ze dwa dni. Seks miał sprawiać przyjemność, a przy nim wszystkie dziewczyny, łącznie ze mną, płakały z bólu. Ale czego można spodziewać się po facecie, który nazywał swoje partnerki z planu "mięsem do jebania".
Mimo ciężkiego charakteru i okropnego brytyjskiego akcentu nie można mu było odmówić dobrego wyglądu. Był wysoki, dobrze zbudowany, miał lekko kręcone ciemne blond włosy, które zawsze zaczesywał do tyłu. Jego błękitne oczy były puste, czasami miałam wrażenie, że wieje od nich jakiś dziwny chłód.
- Słyszałem, że już nie grasz w filmach.
- Tak wyszło. - powiedziałam cicho.
- Z Devonem też już nie jesteś. - uśmiechnął się.
- No nie. Coś się pokomplikowało między nami...
- Wracam do branży, Susan. - przerwał mi.
- Wspaniale. Ale co ja mam z tym wspólnego?
- Cholera, wiesz, że od zawsze mi się podobałaś. Nie namawiam cię do tego, żebyś wracała do grania w filmach... ale chciałbym się z tobą jeszcze spotkać. - przysunął się do mnie i oparł się łokciami o stół, patrząc na mnie z boku. - Zmieniłem się. Wypuścili mnie ze szpitala za dobre sprawowanie. Przestałem też brać.
- Nie wiem czy to dobry pomysł.
- Widzę, że nie jesteś w pełni szczęśliwa. Związek ze mną dodałby twojemu życiu barw.
- Jesteś psychiczny, Blake. Niepoczytalny.
- Mylisz geniusz z obłędem, Susan. - szepnął mi do ucha, a po moich plecach przebiegł dreszcz.
- Muszę już wracać. - powiedziałam, wstając ze swojego miejsca. Po namowach Blake'a zapisałam mu jeszcze szybko swój numer, żeby tylko się odwalił i z pośpiechem opuściłam lokal.

***

Obudził mnie irytujący dzwonek do drzwi. Przetarłam ręką oczy i zwlekłam się z łóżka, idąc powoli do przedpokoju. Otworzyłam drzwi. Na progu zobaczyłam Alana, który bez zaproszenia wszedł do środka, jak to zawsze miał w zwyczaju.
- O, hej... co tu robisz?
- Jak dawno się nie widzieliśmy. - przytulił mnie. Odsunęłam się od niego i przyjrzałam mu się uważnie.
- Chcesz coś, prawda? Bez powodu byś nie przychodził.
- No tak, mam sprawę. Ale nie chodzi o pieniądze. - przyjrzał mi się. - Dobrze wyglądasz.
- Wiem. Chodzę na siłownię, jestem na diecie wegańskiej. Czuję się świetnie. - weszliśmy do salonu. - Chyba schudłeś. Też stosujesz jakąś dietę?
- Taką jak zawsze. Wiesz, mięso, narkotyki, fast foody.
- Po co w ogóle pytam. Usiądź. 
Usiadł na sofie, a ja zajęłam miejsce zaraz obok niego.
- No? Więc o co chodzi? - spytałam, siadając po turecku.
- Widziałaś się z Devonem? Był ostatnio w LA.
- Serio? Jakoś nie mieliśmy okazji na siebie trafić. Cholera, nie widziałam się z nim prawie rok. Co u niego?
- Aaaa, nic ciekawego. - machnął ręką. - Był zrobić sobie tatuaż. I ma trochę dłuższe włosy niż zawsze. No nieważne, sprawa dotyczy ciebie.
Westchnęłam głośno.
- Więc? Mów w końcu!
- Jesteś brana pod uwagę do poprowadzenia gali AVN.
- O kurwa mać...
To były jedyne słowa, które mogłam wtedy z siebie wykrztusić. Poprowadzenie gali AVN zawsze było moim marzeniem. Co roku żyłam nadzieją: "może to teraz będę ja", ale nigdy nie miałam wystarczająco szczęścia. Naprawdę trzeba było sobie na to zasłużyć i przede wszystkim - wzbudzać dużą sympatię. Co z tego, że potrafiłam w siebie wcisnąć więcej penisów niż ktokolwiek na świecie, skoro nikt mnie nie lubił?
- Cholera, naprawdę?
- No. Naprawdę.
- Alan, nie żartuj sobie.
- Susie, nie żartuję. Jesteś brana pod uwagę ty, ja... - Alan zawahał się. - I jeszcze parę osób. Pamiętaj, że galę prowadzą trzy osoby, więc mamy spore szanse. Miałem cię o tym powiadomić.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Chcesz poprowadzić, jak cię wybiorą?
- Jasne! Zawsze o tym marzyłam. Zresztą, nigdy nic złego się tam nie dzieje, jest dużo zabawy. Prowadzący dostają też za to sporo kasy, prezentów.
- Jeszcze te reklamy w czasie gali... jak będą pomysły co do nich to opowiem ci. - wstał i poprawił koszulkę. - Odprowadź mnie do drzwi.
Podniosłam się ze swojego miejsca i ruszyliśmy do przedpokoju. Kiedy Alan już naciskał na klamkę, odwrócił się jeszcze w moją stronę.
- A właśnie. Słyszałem, że spotykasz się z Blake'em.
Chciałabym zobaczyć swoją minę w tamtym momencie. Dałam mu się namówić na jedną kawę, a ten już rozpuszcza plotki, że jesteśmy razem. Skurwiel.
- Że co? Nie spotykam się z nim. Prawda, spotkaliśmy się, ale tylko na kawę.
- On twierdzi, że jesteście razem, ale wszyscy raczej sceptycznie do tego podchodzą...
- Kurwa, wiesz jaki jest Blake. Pieprzony kłamca. Nie słuchaj go.
- Uważaj na niego. - powiedział całkiem poważnie. - Mam wrażenie, że jego na razie spokojne zachowanie to tylko cisza przed burzą.
- Będę... - rzuciłam cicho. Przytuliliśmy się na pożegnanie i wyszedł z mieszkania, a ja wróciłam do łóżka.

Alan
- I to jest cały plan. Co o nim myślisz? - spytałem, patrząc na moją lekko zażenowaną dziewczynę.
- Tak jak myślałam. Jesteś pojebany.
- Zaraz ci wpierdolę. Ja mówię zupełnie serio. Tylko geniusz wpadłby na coś takiego.
Riley uśmiechnęła się z litości. Była świetną dziewczyną, miała długie brązowe włosy, ciemną karnację, pełne usta i piwne oczy. Ją również poznałem na planie filmowym, jak większość swoich dziewczyn. Riley występowała tylko w scenach z kobietami. Obydwoje chyba nie traktowaliśmy swojego związku poważnie, ale mimo to spotykaliśmy się już od kilku miesięcy.
- Alan, nie są razem, to nie są, na chuj drążyć temat...
- Ty ich nie znasz! Oni byli najlepszą parą pod słońcem. Tak genialnie się uzupełniali.
- Zawsze chciałam poznać Lexxi. To moja idolka.
- Poznasz ją, już niedługo.
- Muszę już iść. - Riley zarzuciła na siebie kurtkę. - Zadzwonię.
- Cześć. - pożegnaliśmy się i wyszła, nawet nie wiedziałem dokąd.

James
- They say the empty can rattles the most, the sound of your voice must smoothe you...
I w tym samym momencie przerwał mi płacz Kendalla. Cóż, nie było łatwo nagrywać z dzieckiem na rękach...
- Kurwa, zróbcie coś z tym dzieckiem! - krzyknął Lars. - Kto normalny bierze dziecko do studia?!
- Nie miałem go z kim zostawić! I zamknij się już! - ściągnąłem słuchawki z uszu i wytarłem małemu łzy z twarzy. - To może ty weź go ode mnie?!
- Nie będę go niańczył! Jestem perkusistą, a nie opiekunką!
- Perkusistą... - mruknąłem i zacząłem chodzić z dzieckiem w tą i z powrotem, żeby się trochę uspokoiło. Lars, Kirk i Jason nic nie mówili. W końcu mały zasnął w moich ramionach.
- Zabierz go od niego! Przydaj się w końcu na coś! - zaskrzeczał Ulrich do Jasona. Ten posłusznie do mnie podbiegł i wziął ostrożnie dziecko na ręce.
- No. Wracamy do pracy. - oznajmił dyktatorskim tonem Lars, zasiadając za swoją perkusją. Miałem już dosyć pracy na tą płytą.

3 komentarze:

  1. Ja wiem, moja droga, co ty kombinujesz.
    Właściwie nie mam pojęcia, jak skomentować to spotkanie Susie i Blake'a. Wiem tylko tyle, że nienawidzę tego człowieka i chcę, żeby trzymał się od niej z daleka. Mięso do jebania? Kurwa, ręce mi opadają, złość mnie rozpiera, cholera jasna... Z miłą chęcią złapałabym go za kudły i waliła łbem o mur. Nie, ja pierdolę, tu jest coraz gorzej, robi się coraz niebezpieczniej, a sama, biedna Su gubi się w tym wszystkim i kompletnie nie wie, jak ma postępować i dokąd w ogóle dążyć. A Blake jest chory. To rzeczywiście jest cisza, absolutna cisza przed burzą. On coś planuje, tylko, cholera jasna, co?
    No i ta gala, jak już wspominałam na samym początku, ja doskonale rozumiem, co ty kombinujesz. Devon i Susie ją poprowadzą, spotkają się po pieprzonym roku, tylko... no właśnie, co? Co się tam stanie? Opcji jest wiele. Albo skoczą sobie do gardeł, albo zawieszą całkowicie broń, albo też wydarzy się między nimi coś niesamowitego... Tego już nie zgadnę, ty lubisz zaskakiwać i nie jesteś tak przewidywalna jak ja :')
    Ale jeszcze wracając do spotkania Susie i Alana. Więc jednak interesuje ją były narzeczony. To jej jedno pytanie o byłego narzeczonego może wydawać się takie przy okazji, ale ja jestem pewna, że tak nie jest, że to ma jakiś głębszy sens. Wprawdzie oczywiste jest, że on był dla niej ważny, że była z nim przez jakiś czas związana, że zawsze coś tam dla niej znaczył. I nadal znaczy. No. Oficjalnie przestaję kibicować związku jej i Jamesa, o ile można to nazwać związkiem. Nie zasługują na siebie nawzajem, poniżają się wzajemnie. Chcę Susie i Devona. Alan ma rację, oni byli najlepszą parą pod słońcem, choć byli w wielu dołkach i dołach. Szkoda tylko Sherry i Kendalla.
    Co do Kendalla, to aż mnie coś ściska, gdy czytam o cierpieniu tego małego. On cierpi jeszcze nieświadomie, ale za parę lat, gdy dorośnie, zobaczy, jak był i jest krzywdzony. Ha, jednak James wziął go do studia. Ja pierdolę, już niżej to upaść nie mogło. Tutaj przyznaję rację naszemu dyktatorowi Ulrichowi. No bo kto normalny bierze dziecko do studia...? A Jase robi za niańkę? Nie do wiary... On jako jedyny wydaje się mieć tutaj jako takie sumienie i okruch rozsądku...
    Ciężko mi jest przetrawić niektóre fakty, ale takie właśnie jest twoje opowiadanie, ono ma to wywierać. Wydaje się czasami, że nie istnieje tutaj jakieś dobre rozwiązanie. Jakie by nie było, zawsze coś będzie nie tak.
    No cóż, kochana, to czekam na kolejny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże, Parry, melduję się w końcu, choć sama już nie pamiętam, kiedy Ci napisałam, że przeczytałam, kiedy my tak rozprawiałyśmy na temat tych wszystkich ludzi i naszych niecnych planów? Zgubiłam gdzieś cały swój czas, niedobrze...
    Dziwnym trafem, ale mam coś mało czasu i prawdopodobnie nie napiszę o wszystkim. Dlatego truję jak głupia, zamiast przejść do rzeczy.

    A miałam zaczynać od Susie.
    A tak na dobrą sprawę (załóżmy) to od jej spotkania z Blakiem. Hm, zrozumiałam i przetrawiłam go już mniej więcej i muszę Ci się przyznać, że mnie on dość poważnie zaintrygował. Jasne, może nie jest mężczyzną moich marzeń (zaskoczyłam Cię, wiem :'), ale ma w sobie jakieś dziwne...coś. Może wcale nie jest taki, jakim nam go Su przedstawiła. Chociaż użyła bardzo solidnych argumentów i sama nie wierzę w to, co piszę, ale coś mnie do tego zmusza. Czy to Blake? Chciałabym go, w rzeczy samej, lepiej poznać, by móc, tak ewentualnie, zmieszać go w końcu z błotem. Ale wierzę Ci na słowo, że musi w nim być to pewne i owe ''coś'', skoro Ty go tak uwielbiasz, haha.
    I jeszcze jest ta wspaniała intryga, jeśli mowa o Susie, Alanie i spółce (czyli tylko jeszcze Devonie, ale spółka miło brzmi :'). No i tak, intryga została mi również przybliżona i, cholera, czekam na jej rozwój w praktyce tak bardzo, że nawet sobie nie wyobrażasz, jeszcze jak mi powiedziałaś, że masz scenę podobną do moich Tośko-Dee relacji, to już w ogóle, więc nie mogę się wręcz doczekać, och!

    Powinnam jeszcze napisać coś o Larsie, ale chyba nie mam już na to siły, cóż... Boże, nie znoszę go. Pod każdą postacią. Tak bardzo mnie irytuje. Jeszcze dotarło do mnie, że niedługo moja noga w Danii postanie. Cudnie, mhm.

    Przepraszam Cię, kochana, za ten kulawy komentarz, ale zupełnie nie wiem, co mówić, chyba wszystko już Ci naopowiadałam wcześniej, zresztą jeden słabszy może mi wybaczysz, co? :')
    A póki co uciekam, dobranoc i do następnego, gdziekolwiek, ale co tam.
    No i czekam, czekam, czekam! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Whiplash z anonima.
    Dobry rozdział.
    Tak jakoś przypadkiem na początku czytania przyszło mi do głowy, że Susan jest od bardzo dawna bezrobotna. Czy ona tak kurwa do końca życia chce?
    A jednak jest ktoś gorszy od Rudego! Bo Rudy, jeszcze, nie nazwał nikogo 'mięsem do jebania'. Już nie lubię tego gościa. Jestem pewna że zostanie w życiu Susan na dłużej. Jak znam życie to się pewnie prześpią. A tak zupełnie btw - już mi się wydawało, że tylko ja uważam, że brytyjski akcent jest okropny!
    Dieta 'mięso, narkotyki, fast food' - najlepiej! :D Ale jazda, Susan jest nominowana! Coś czuję, że poprowadzi tę galę razem z Devonem i Blakem. A z Devonem to już na bank.
    Kuźwa, co ten Alan kombinuje? Wiadomo, że Su i Devon to perfekt kopul i ja też bym chciała, żeby byli razem, ale boję się, że Alan szykuje coś lewego.
    James wziął małego do studia, beka życia again! Lars ma rację, nie jest to zbyt normalne. Tylko niech od się odczepi od Jasona, to taki dobry chłopak jest ;_;
    Wybacz mi kochana taki lipny komentarz :c

    OdpowiedzUsuń