niedziela, 3 maja 2015

The Unforgiven - rozdział 36.

Susie
- Rozgość się. - powiedziałam do Blake'a, wchodząc z nim do mojego mieszkania. Rozejrzał się i ściągnął swoją skórzaną kurtkę.
- Sama tu mieszkasz?
- Z chłopakiem. Nie gadajmy o nim.
Miałam nadzieję, że może go to jakoś zniechęci, ale myliłam się. Blake tylko uśmiechnął się do mnie i usiadł na blacie kuchennym. Wyciągnęłam z lodówki karton soku pomarańczowego i wlałam sobie do szklanki. W tym samym momencie usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi. Prawie się udławiłam. Nie spodziewałam się Jamesa o tej porze. Ja już chciałam panikować, a mój gość siedział niewzruszony. Do kuchni jednak nie wszedł Hetfield, tylko ten duński karzeł. Jakim prawem wchodził bez pukania do mojego domu?
- O, przyszedł pan chuj. - rzuciłam, odstawiając pustą szklankę na stół.
- Dziwka. James siedzi całymi dniami w studiu, a ty sprowadzasz sobie kochanków?
- To nie jest mój kochanek.
- Jasne.
Postanowiłam sobie trochę z niego pożartować.
- To płatny zabójca. Mówiłam, że cię załatwię.
Nie wiem, czy mi się wydawało, czy faktycznie cała pewność siebie Larsa uszła w niepamięć. Spojrzał podejrzliwie najpierw na mnie, a potem na Blake'a, który nie wiedział o co chodzi.
- Wszystko powiem Jamesowi!
- Ojej, leć do Jamesa, poskarż się! - zaczęłam go przedrzeźniać. - O ile zdążysz.
- Jesteś nienormalna! Nie nadajesz się do życia wśród ludzi!
- Masz rację. Jak widzę takich ludzi jak ty to mam ochotę zaszyć się w środku lasu z dala od cywilizacji, kąpać się w rzece i jeść to co sama upoluję.
Lars poszedł do sypialni, a po chwili wrócił z jakimiś zapisanymi kartkami. Hetfield najwyraźniej czegoś zapomniał i przysłał go tutaj.
- Wracam do studia, tam jest James i...
- Jak już tu jesteś to możesz powiedzieć Blake'owi jak wolisz zginąć. Ma cię otruć, zastrzelić, potrącić samochodem...? - spytałam. Ciężko było mi ukryć uśmiech.
- Mam nadzieję, że James cię w końcu zostawi... - rzucił pod nosem i wyszedł, trzaskając drzwiami. Blake spojrzał na mnie, marszcząc brwi.
- Co to kurwa miało być?
- Witaj w moim świecie... - uśmiechnęłam się ironicznie.
Oby nie na długo.

James
Zaraz po wyjściu ze studia pojechałem do mojej siostry, żeby zostawić u niej Kendalla. Musiałem lecieć z zespołem na trzy dni do Kopenhagi, a taka podróż dla tak małego dziecka nie była dobrym pomysłem. Na Susie nie mogłem nawet liczyć.
Kiedy zostawiłem małego u Deanny razem z jego rzeczami, pojechałem na osiedle na którym mieszkała Kristen. Szybko złapałem jakiegoś sąsiada na klatce schodowej, który bez problemu powiedział mi w którym mieszkaniu mieszka. Pobiegłem na trzecie piętro i zapukałem do drzwi numer 28. Uchyliły się i zobaczyłem zdziwioną Kristen.
- James? Co tu robisz?
- Mogę wejść?
- Nie... - powiedziała cicho i wyszła z mieszkania, zamykając za sobą drzwi. - Skąd wiesz gdzie mieszkam?
- Nieważne... mam coś dla ciebie.
Sięgnąłem do kieszeni kurtki i wyciągnąłem z niej kasetę. Dziewczyna patrzyła na mnie niepewnie.
- Co to jest?
- Kaseta. Przesłuchaj w wolnym czasie. Jest tu tylko jeden utwór.
- Po co...?
- Zrób to dla mnie. Po prostu przesłuchaj.
- Dobrze... dziękuję... - spojrzała na kasetę, a ja się uśmiechnąłem.
- Muszę już iść. Jutro rano mam samolot do Kopenhagi.
- Zaczynasz trasę?
- Jeszcze nie. Sprawy związane z albumem. Ale już niedługo...
- Powodzenia... - skinęła ręką i weszła do środka, a ja z zadowoleniem wróciłem do swojego domu.

Devon
Dwa tygodnie po tym, kiedy wróciłem z Sherry do Arizony, dostałem od Alana telefon, że muszę wracać z powrotem do Los Angeles. Nie powiedział nawet dlaczego, twierdził jedynie, że to bardzo poważna sprawa. Trochę się przestraszyłem, więc powiedziałem mu, że przyjadę za dwa dni, jak ogarnę sprawy u siebie. Tym razem jechałem sam. Sherry nie miała ochoty widzieć znowu Alana, ale też nie dostała wolnego w pracy. Może to i lepiej.
Pojechałem do niego w poniedziałek z samego rana. Całą drogę denerwowałem się i zastanawiałem, co mogło się stać. Kiedy popołudniu byłem już na miejscu, Alan zachowywał się jak gdyby nigdy nic. Normalnie mnie przywitał, zrobił mi kawę, uśmiechał się, opowiadał o swojej nowej dziewczynie.
- Dlatego sprowadziłeś mnie tutaj? Bo masz nową dziewczynę?
- Co? Nie. Jestem z nią już od kilku miesięcy, po prostu ci o niej nie mówiłem, bo po co. To nic poważnego.
- Więc o co chodzi? - zdziwiłem się.
- Zobaczysz.
Przyszedł do salonu i postawił na stole dwa kubki kawy. Wrócił się jednak do kuchni i wrócił z trzecim.
- Dla kogo trzecia? Twoja dziewczyna przyjdzie?
- No... - zmieszał się.
Siedzieliśmy przez chwilę bez słowa, aż w końcu usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Alan zerwał się ze swojego miejsca i pobiegł do przedpokoju. Trochę się zdziwiłem, że jego dziewczyna nie ma kluczy do jego mieszkania, tylko musi pukać, żeby ją wpuścił. Ale może takie mają zasady...
Napiłem się i w tym samym momencie usłyszałem znajomy głos. Kobiecy...
Po chwili do pokoju wszedł Alan, ciągnąć za rękę roześmianą Susie. Prawie poplułem się kawą, a Su... delikatnie mówiąc, również się zdziwiła.
- Alan? Co to ma znaczyć? - spojrzała na niego podejrzliwie.
- Właśnie. - potwierdziłem i wstałem ze swojego miejsca.
- Siadajcie, zaraz wam wytłumaczę...
- Co wytłumaczysz?! - krzyknąłem w jego stronę.
- Właśnie, okłamałeś mnie! - odezwała się podniesionym tonem Su.
- Jezu, uspokójcie się. Usiądźcie, zaraz wam wszystko opowiem... no... - odsunął krzesło dla Susan. - Usiądźcie.
Usiedliśmy, mimo że obydwoje mieliśmy ochotę zrobić mu krzywdę.
- Zrobiłem ci kawę, Susie.
- Wolę herbatę. Zieloną.
- Zrobię ci! - wziął jej pełny kubek i poszedł z nim do kuchni. Susie wbiła wzrok w ziemię, a ja przyglądałem się jej z boku. Zmieniła się. Wyglądała naprawdę dobrze. O wiele lepiej niż wtedy, kiedy ostatni raz ją widziałem. Kiedy ledwo stała na nogach, bo była tak naćpana.
- Wszystkiego najlepszego. - odezwała się w końcu.
- Co?
- Miałeś dwa dni temu urodziny. Trzeciego sierpnia. Trzydzieści dwa lata.
- Pamiętałaś...
Uśmiechnęła się lekko. Cholera, kiedy ja ostatnio widziałem ją uśmiechniętą?
- Wszystkiego dobrego. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze.
Popatrzyłem na nią lekko zszokowany. Nic nie odpowiedziałem. Raczej nie spodziewałem się takiego wyznania. Gdzie jest dawna, wulgarna i wyuzdana, Susie Johnson? 
Szczerze mówiąc, teraz mnie to nie interesowało.
Po chwili wrócił Alan z herbatą dla Susie i usiadł między nami.
- Jak za starych dobrych czasów... - wyszczerzył się. - Ale przjedźmy do konkretów... wy nawzajem o sobie nie wiecie, ale... obydwoje byliście brani pod uwagę do prowadzenia AVN. I poprowadzicie galę, jeśli się zgodzicie... zgadnijcie z kim... ze mną!
Myślałem, że się przesłyszałem. Nieźle to sobie wykombinował.
- Nie powiedziałeś mi o Devonie, a Devonowi o mnie, bo myślałeś, że się nie zgodzimy? - spytała Susie.
- Dokładnie tak. Obydwoje pasujecie do siebie jak mleko do płatków, jak ser do tostów, jak masło do chleba, a najchętniej byście się chowali, żeby tylko się nie zobaczyć.
- Kto miałby jeszcze brać w tym udział? - Su zignorowała go. - Oprócz prowadzących i wszystkich gości, oczywiście...
- Już mówię. Będzie pełno dziennikarzy i fotografów, ale jeśli chodzi o naszą ekipę to będzie moja dziewczyna, Riley. Będzie przeprowadzać wywiady ze zwycięzcami na backstage'u. Dwie dziewczyny od przeprowadzana wywiadów ze wszystkimi na ściance, Sheila i Angie. No i trzech prowadzących: wy i ja, ja bardziej dla humoru, żeby rozśmieszać publiczność, bo wy jesteście sztywni. No i jeszcze dwie dziewczyny, Cathy i Zoey, które stoją za prowadzącymi i odprowadzają za kulisy zwycięzców. Dziewczyny raczej do ozdoby. Więc...?
Ja i Su popatrzyliśmy na siebie niepewnie. W końcu uśmiechnęła się.
- Ja się zgadzam. Chociaż przez chwilę będzie jak za starych dobrych czasów.
Teraz wzrok Alana przeniósł się na mnie. Co zresztą miałem do stracenia...?
- Dobra, ja też się zgadzam. Będzie to pierwsze i ostatnie AVN jakie poprowadzę.
- Wiedziałem! Trójka najlepszych przyjaciół znowu razem.
Posiedzieliśmy jeszcze trochę razem i pogadaliśmy. Jeszcze dzisiaj chciałem wrócić do domu, więc musiałem się powoli zbierać, żeby nie jechać w nocy.
- Alan... - wstałem ze swojego miejsca. - Muszę już jechać... jak coś to dzwoń...
- Nie zostaniesz?
- Nie, nie chcę jeździć po nocach. A jutro muszę być już w domu.
- No jak chcesz... niedługo się zresztą zobaczymy... - wstał i poklepał mnie po plecach. Susie również podniosła się ze swojego miejsca. Przytuliła się na pożegnanie do Alana. Kiedy odsunęli się od siebie, sami nie wiedzieliśmy jak się pożegnać. Chciała mnie przytulić, ale jednak się rozmyśliła i skończyło się na podaniu dłoni. Z mieszkania wyszliśmy razem.
- Susie, chodźmy gdzieś razem. Pogadamy. Dawno się nie widzieliśmy.
- Właściwie i tak nie mam co robić... możemy iść.
Tego dnia nie wróciłem do Arizony.

3 komentarze:

  1. Robaczek przybywa :D
    Muszę ci powiedzieć, że ja już sama jestem, kompletnie rozbita jestem. Z rozdziału na rozdział zmieniam zdanie co do samej Susie i co do tego, z kim najlepiej powinna być. Nie mogę się zdecydować, czy ją lubię, czy jej jednak nie lubię. Nawet nie wiem, jak to ubrać w słowa. Myślę, że gdybym znała ją osobiście, to raczej nie próbowałabym się z nią zaprzyjaźnić. Dziewczyna jednak wiele przeszła i o tym trzeba zawsze pamiętać, ale nie można usprawiedliwiać tym wszystkich jej wyczynów.
    Pozwól, że zacznę od Larsa. Scena z nim mistrzowska. Pan chuj, ten duński karzeł :D Ja nie wiem, czy ja jestem jakąś sadystką, ale uwielbiam czytać o tym, jak on się wkurwia, sama też lubię go wkurwiać w moich opowiadaniach, mówiłam ci już chyba o tym. Chyba zawsze musi być taka postać, która jest tak paskudnie zarozumiała i "mądra", a w rzeczywistości jest tak naprawdę tylko śmieszna i wszyscy inni bohaterowie robią sobie z niej jaja.
    Będę się za to smażyć w piekle, ale pan Larson ma trochę racji. Chociaż to jego dziecinne "Wszystko powiem Jamesowi!" ujęło mu sporo w tym, co miał do przekazania i co mógłby tutaj jeszcze powiedzieć. Popieram go jednak w tym, żeby James w końcu ją zostawił... Będzie lepiej dla obydwu stron. Tego ich związku właściwie już nie ma, no chyba, że relacje łóżkowe można nazwać związkiem... Nie, to jest męczące, cholernie męczące i niech się to już skończy.
    Nie podoba mi się to, że Susie zaprosiła do siebie Blake'a. Wiedziała przecież, jaki on jest. Nie należał do jej, że tak powiem, ulubionych współpracowników. A jednak się mu udostępniła. Nie rozumiem tylko, dlaczego. Nie uwierzyła przecież w jego żadne obietnice i zapewnienia. Dlaczego...
    Cieszę się, że James poszedł do Kristen, cieszę się z tego jak cholera. Wcześniej za nią nie przepadałam, teraz jest zupełnie inaczej. Myślę, że wcześniej Susie przysłaniała mi ją. Zmieniło się. Dużo się zmieniło. Kristen go nie wpuściła, ale wzięła kasetę. Może to właśnie jakiś zalążek do kolejnych zmian?
    Ach, więc Alan i Riley właśnie to planowali. No tak, w sumie to się tego spodziewałam. Myślałam jednak, że Su będzie wściekła i rzuci się znów na Devona, ale nic takiego nie nastąpiło. To wszystko przebiegło nawet spokojnie.
    Pamiętała o jego urodzinach... Gdzie ta dawna, wulgarna i wyuzdana, Susie Johnson? Nie obchodzi go to. Ja nie mogę, ja jestem tak rozbita, to jest straszne. Nie potrafię w tej chwili zebrać myśli. Nawet nie wiem, czy dobrze pamiętam, ale ostatnio chciałam, żeby oni do siebie wrócili. NIE. Zmieniam zdanie. Niech ona będzie z każdym, tylko nie z nim i nie z Jamesem. Zastanawiam się, co oni robili, gdzie poszli i o czym rozmawiali, skoro Devon nie wrócił już tego dnia do Arizony... Błagam, nie. Nie róbcie tego sobie. I mnie też. Mam nadzieję, że na tej gali i po tej gali nic się między nimi nie wydarzy. Ech, złudne moje nadzieje...
    Tak w ogóle, to zaczęłam się zastanawiać, gdzie się podziewa u ciebie ruda poczwara. Dawno jej nie było, a ja już się za nim stęskniłam. Ostatnio widział Su, kiedy była w ciąży. Wkurwił się (z jednej strony mu się nie dziwię) i poszedł. Czy wróci? Cholera, dawaj tutaj rudą poczwarę, bo powoli się zaczynam martwić o jego postać. Serio.
    To chyba tyle. Mam jeszcze tyle niepoukładanych myśli w głowie, że to się robi aż niebezpieczne. Trzeba będzie odświeżyć umysł. No nic, czekam na kolejny, panno poczwara (to nie miało być obraźliwe XD).

    OdpowiedzUsuń
  2. Whiplash z anonima.
    To jest naprawdę dobry rozdział. Jeden z moich ulubionych w 'Unforgiven'.
    Duński karzeł, pan chuj <3 I znowu pojawia się pytanie - dlaczego wszyscy tak nie znoszą Larsa? Ja chyba jako jedyna go lubię. Chciałabym zobaczyć jego minę gdy usłyszał że Blake to płatny zabójca. Dzwine trochę, że nie powiedział czegos w stylu 'Ale Susie, mozemy sie dogadac, po co takie radykalne kroki' :D Zgadzam sie z nim, ze Su sie nie nadaje do zycia wśród ludzi. To było do przewidzenia, ze Su nie pozwoli, zeby Blake dowiedział sie o Kendallu. Przeciez to taaaki wstyd.
    Boże, to jest takie chore i smutne, ze dziecko nie moze liczyc na matke podczas nieobecnosci ojca i musi byc u ciotki...
    Na kasecie na pewno było Nothing else matters. Nic innego mi do głowy nie przychodzi do glowy. Zastanawiam się, czy to dobrze, ze Kirsten jest taka oziębła dla Jamesa. Z jednej strony tak, bo on jednak jest w związku, a z drugiej nie, bo ona jest znacznie lepszą partią niż Su.
    Tak jak się spodziewałam, Su i Devon poprowadzą galę <3 Cieszy mnie bardzo, ze nie byli dla siebie chamscy. Co więcej, Susan była dla niego miła. SUSAN BYŁA MIŁA! I pamiętała o urodzinach. Chciałabym, zeby do siebie wrócili. Tak do siebie pasują. Jestem ciekawa, jak spędzili czas po spotkaniu u Alana.
    Zapraszam do mnie na nowy rozdział
    kick-some-ass-tonight.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak obiecałam, tak jestem, również się melduję! :')
    I również nie mamy czasu na wstępne pieprzenie, dlatego przejdźmy do tego, co najważniejsze, a obydwie dobrze wiemy, co jest tutaj BARDZO ważne, ha!

    Ja kocham pierwszy fragment, pierwszy fragment, Parry, chyba naprawdę pobił wszystko, co ja tutaj przeczytałam, haha. W końcu tak, po pierwsze: jest Blake. Który wydał mi się tutaj całkiem-całkiem. Dokładnie... Hm, nie wiedziałam sama, czego się po nim spodziewać, ale wszystko jest w porządku. Co prawda nie miałam tutaj za wielkiej okazji, by go poznać, ale liczy się zawsze to wrażenie, a tutaj zachował się racjonalnie do sytuacji. W końcu co innego powinno się zrobić, będąc wrabianym w płatnego zabójcę Larsa Ulricha?
    I skoro już przy nim jesteśmy - ja pierdolę. Nie. Wspominałam, że jeśli planujesz kogoś zabijać, to masz wziąć go na celownik przede wszystkim?! Chyba tak, ugh. Nie wiem, z czym on naprawdę ma problem, ale ja mam dość wielki problem z nim. Jak on mnie wkurwia. Na miejscu Blake'a bym chyba wczuła się w rolę i naprawdę zrobiła coś tej żenującej pokrace. Niedobrze mi aż.
    Nie wytrzymałabym chyba długo w takim świecie.

    A teraz coś milszego. Mistrzowska intryga, kochana, haha. Jest naprawdę planem geniusza, no, Alan - zaskoczyłeś mnie. Jakiś czas temu chyba napisałam, że mnie zdenerwował. To fakt, ale już znowu go kocham, on ma przecież bardzo dobre intencje! Jak za starych, dobrych czasów; Susie, Devon i on, Alan! Jak dla mnie, to to jest trio idealnie. I chyba nie tylko dla mnie...
    Och, przecież oni się potrzebują! Jak ona mu złożyła spóźnione życzenia, a on się tak ucieszył...ja...ausyakdksak, proszę! Czy oni mogą... Ale co z moją Sherry...to może Sherry ja przygarnę do kogoś, co? :c
    Co tam się stało, przed kim oni jeszcze udają, niech robią, co czują, bo tak chyba najlepiej. Jeszcze skoro Devon nie wrócił do Arizony...to ja sama nie wiem, co mam myśleć, haha. Ale nie zawiodłam się, a Ty mnie nie okłamałaś, mówiąc, że coś jak Dee z Tośkiem, och!

    I jedyne, co mnie zastanawia, to krętacz James. Co się dzieje w jego blond głowie? Co zostawił Kristen? Dlaczego ona była dla niego taka, nad wyraz aż, miła? Czy ja znów mam zacząć się niepokoić? Chyba mnie ona nie rozczaruje jakoś bardzo?! Panikuję, Parry, ale jestem bardzo zaciekawiona tym wszystkim, no cóż, nic nowego...

    Uciekam w głodzie nowych wrażeń! I mam nadzieję, że niedługo nowy, o ile nas nasi panowie nie wykończą. Bez żadnego ostrzeżenia...
    Nie powiem, że śliczne i w ogóle ACH, bo to już wiesz.
    Czekam, czekam, czekam! ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń