sobota, 9 maja 2015

The Unforgiven - rozdział 37.

Devon
- Dla mnie kawa. Mocna, bez cukru.
- A ja poproszę wodę z lodem i cytryną.
- Dziękuję. - uśmiechnąłem się do kelnerki w krótkiej spódniczce, która zapisała zamówienie i odeszła.
- Serce ci wysiądzie od tej kawy. - odezwała się Susie.
- Mój organizm jest już chyba zbyt odporny na nią. Nie martw się. Co u ciebie? - zmieniłem temat.
- Teraz jest całkiem dobrze. Czuję się świetnie, nawet moja samoocena uległa poprawie. Po raz pierwszy od kilku lat jestem na zdrowej diecie, chodzę na siłownię. Jestem z siebie dumna, bo w końcu z przyjemnością patrzę w lustro. - opowiadała z zadowoleniem.
- Masz kogoś?
Zawahała się. W tym samym momencie podeszła do nas kelnerka z naszym zamówieniem.
- Mam... - kontynuowała Su, biorąc do ręki szklankę z wodą. - Ale nie rozmawiajmy o nim. Opowiedz co u ciebie.
W skrócie powiedziałem jej, co się u mnie zmieniło, że mam świetną dziewczynę, że mieszkam w najlepszym miejscu na świecie, gdzie mam w końcu ciszę i spokój.
- Arizona jest piękna. Chciałabym tam kiedyś zamieszkać. Na razie zbyt wiele rzeczy mnie tutaj trzyma, ale może kiedyś... - uśmiechnęła się.
- To dobre miejsce, jeśli chcesz w końcu prowadzić spokojne życie.
Susie nic nie powiedziała. Spuściła wzrok i zaczęła nerwowo stukać paznokciami w szklankę. Może się ogarnęła i czuła się świetnie, ale czy jej życie było w końcu jakoś ustabilizowane, bez problemów? Wątpię. Za dobrze ją znałem. Coś ją dręczyło, ale nie chciałem psuć spotkania i darowałem sobie pytania.  Siedzieliśmy naprawdę długo, trochę wspominaliśmy dawne czasy, śmialiśmy się, rozmawialiśmy o książkach naszych ulubionych autorów, o nowym albumie R.E.M.
Kiedy wyszlismy z lokalu, słońce powoli zachodziło za wzgórzami Hollywood. Postanowiłem zostać na noc w LA. Susie pojechała razem ze mną do najbliższego hotelu. Chciała jeszcze trochę ze mną pobyć, ponieważ nie miała ochoty siedzieć sama w pustym mieszkaniu. Rozumiałem ją.
Wypełniłem szybko jakiś formularz przy recepcji, dostałem klucze i poszliśmy do pokoju. Susie usiadła na łóżku, a ja uchyliłem okno.
- Twoja dziewczyna pytała cię kiedyś o tatuaż na obojczyku? - spytała nagle.
- Słucham?
- Tatuaż na obojczyku. Moja data urodzenia.
- Nie, nie pytała. Szczerze mówiąc nie interesują ją moje tatuaże. Ale akurat ostatnio była razem ze mną u tatuażysty.
- Właśnie, Alan mi opowiadał, że zafundowałeś sobie nowe dzieło. Mogę zobaczyć?
- Mhm. Opowiadałem ci kiedyś o nim. - rozpiąłem flanelową koszulę i zrzuciłem ją z siebie. Pokazałem jej tatuaż na boku, a ona delikatnie dotknęła mojej skóry. Po ciele przebiegł mi dreszcz. Cholera.
- Twoja mama...
- Po prawie trzech latach udało mi się w końcu go zrobić... - zaśmiałem się cicho i z powrotem założyłem ubranie. Su patrzyła na mnie bez słowa.
- Devon... - usłyszałem w końcu.
- Tak?
- Nic... - oparła głowę o moje ramię. - Cieszę się, że znowu cię widzę i że wszystko u ciebie dobrze.
Pogłaskałem ją po włosach i poczułem jej delikatne palce na mojej dłoni. Spojrzeliśmy na siebie.
- Przepraszam... - powiedziała cicho. - Powinnam już wracać do domu...
Pomyślałem o Sherry. O tym, że ją kocham i nie mogę jej tego zrobić. Ale jednocześnie nie chciałem, żeby Susie mnie zostawiała.
Odprowadziłem ją do drzwi. Popatrzyła na mnie jeszcze raz i uśmiechnęła się. Przyciągnąłem ją do siebie i mocno przytuliłem.
- Do zobaczenia na gali.
- Tak. Do zobaczenia.
Wyszła z pokoju, a ja zamknąłem za nią drzwi. Oparłem się o zimną ścianę i wziąłem głęboki oddech. Co się ze mną działo, do cholery?

Susie
Do rozdania nagród AVN czas strasznie mi się dłużył. James zdążył wyjechać w trasę promującą Black Album, który odniósł ogromny sukces komercyjny. Siostra Jamesa, Deanna, miała przez ten czas opiekować się małym. Pomagałam mojemu ojcu i jego partnerce w organizacji ich ślubu, który zbliżał się wielkimi krokami. Z pomocą Nicole kupiłam też na tę okazję długą, obcisłą sukienkę w delikatnym szarym kolorze, zdobioną drobnymi kamyczkami. Była idealna. Wyglądałam w niej jak księżniczka, a moja przyszła macocha śmiała się, że przyćmię ją na jej własnym ślubie.
Moja relacja z Blake'em też wskoczyła na wyższy poziom. Spotykaliśmy się coraz częściej, nie tylko na kawę. To właśnie on miał być moją osobą towarzyszącą na gali. I wtedy pojawił się między nami pierwszy konflikt. Blake'owi nie spodobała się sukienka, którą chciałam założyć. Nie interesowało go to, że zapłaciłam za nią prawie trzydzieści tysięcy dolarów. Sam kupił mi sukienkę, która była dwa razy droższa. Była naprawdę piękna i typowo w moim guście, długa, czarna, minimalistyczna, z odkrytymi plecami, głębokim dekoltem i rozcięciem na nodze, ale i tak czułam się dziwnie. Żaden facet nigdy mi nie mówił jak mam się ubierać.
Prawdziwe problemy zaczęły się jednak wtedy, kiedy pojechaliśmy do Hard Rock Hotel & Casino w Las Vegas, gdzie co roku odbywała się gala. Byłam na zasłużonej "emeryturze" od prawie trzech lat, przez ten czas bardzo rzadko pojawiałam się publicznie na rozdaniach nagród, innych imprezach czy okładkach gazet. Wśród tych wszystkich nowych aktorek i aktorów czułam się jak antyk, nie znałam prawie nikogo. Większość moich koleżanek i kolegów z branży albo już z tego zrezygnowało albo nie żyło.
Ale było bardzo dobrze. Jeszcze przed rozpoczęciem gali poznałam mnóstwo osób, które były dla mnie straszne miłe, prosiły o autografy, zadawały dużo pytań, opowiadały o swoich przygodach w tym biznesie, chciały posłuchać moich, pytały o różne rady. Poznałam też partnerę Alana, Riley, która była naprawdę słodką dziewczyną i cieszyłam się na samą myśl, że będę prowadziła galę z tak świetnymi ludźmi.
Żeby nie było tak kolorowo, poznałam również osobę, która bardzo skutecznie próbowała zepsuć mi ten cudowny wieczór. Dziewczyna Devona.
Kiedy pierwszy raz ją zobaczyłam, pomyślałam sobie, że to typowa dziewczyna w jego guście. Długonoga szczupła blondynka z ładną dziewczęcą twarzą. Ale czy była taka milutka na jaką wyglądała? Na pewno nie dla mnie i Alana. Starałam się być miła, nawet przywitałam się z tą szmatą. Przypominała mi trochę mnie. Ciągle narzekała, nic jej nie pasowało, nie potrafiła odkleić się od Devona. Jakby bała się, że jej go zabiorę. Patrzyła na mnie takim wzrokiem jak Lars albo jak Blake na facetów, którzy się za mną oglądali.
Starałam się ją ignorować. ale kiedy miałam spokój z nią, pojawiał się problem z Blake'em. Nie podobało mu się, że stoję za blisko Devona czy Alana, nie pasowało mu to, że ktoś na mnie patrzy, rozmawia ze mną, chce mnie przytulić czy mieć ze mną zdjęcie. Chyba nigdy nie spotkałam tak zazdrosnego człowieka jak on. Siedział w pierwszym rzędzie i mnie obserwował przez dwie godziny. Kiedy po gali mieliśmy iść na afterparty i zmieniłam sukienkę na obcisłą i bardziej krótką, z odkrytymi ramionami i rozcięciem na biodrze, prawie zabił mnie spojrzeniem. W końcu nie tak się umawialiśmy, to on decydował, w co mam się ubierać. Ale musiałam się mu jakoś postawić. Facet nie miał prawa mną rządzić.

Sherry
- Który to był rok? 1987? - spytała Susie, poprawiając się na swoim miejscu.
- Tak, 1987. - potwierdził Devon.
- I tak nic nie pobije Alana, który zaprasza swoją mamę na plan filmowy. - Susan wybuchnęła śmiechem.
- No co, musiała się w końcu dowiedzieć, bo bez przerwy zawracała mi mandolinę i pytała gdzie pracuję.
- I co ona na to? - spytał chłopak Susie.
- Nic. Mówi, że jestem dorosły i sam wiem co dla mnie najlepsze. - uśmiechnął się, a ja prawie spadłam z krzesła.
- Mam rozumieć, że twoja matka przychodzi do ciebie do "pracy", żeby popatrzeć jak uprawiasz seks z jakąś kobietą przed kamerą? - zapytałam, nie dowierzając w to co słyszę.
- Rzadko już występuję w filmach. Czasami siedzi ze mną za kamerą. Moja mama kocha mnie i szanuje moje wybory. - powiedział obojętnie.
- Riley, miałaś kiedyś okazję pracować z Devonem? - Su zmieniła temat. Spojrzała na dziewczynę, która patrzyła na nią z zachwytem i słuchała uważnie. Znalazła sobie idolkę...
Riley pokręciła głową.
- Nie, nie było już was w branży jak zaczęłam grać.
- Może to i lepiej. Dev zawsze miał obsesję na punkcie tego, żeby aktor lub aktorka nie patrzyli prosto w kamerę. Ja zawsze miałam z tym problem, a on bez przerwy się darł: "Nie patrz w kamerę!". A ja dalej swoje. W końcu któregoś dnia tak się wkurwił, że rzucił we mnie i w aktora z którym grałam butelką. Od tamtej pory nie spojrzałam w kamerę ani razu. - zaśmiała się, a ja przewróciłam oczami. Miałam jej dosyć. Wszyscy traktowali ją jak królewnę, owijała sobie facetów wokół palca. Opowiadała wszystkim o związku z Devonem, zachwycała się nim. Alan wszystko podchwycał i dodawał coś od siebie. Wyglądało to tak, jakby obydwoje zmówili się i chcieli zrobić mi na złość. Widziałam w niej zagrożenie. Spore zagrożenie. Byli ze sobą tak długo, w najgorszych chwilach. On nigdy o niej nie zapomni. Zawsze będzie częścią jego życia. Nawet wtedy, kiedy będę jego żoną, nawet wtedy, kiedy powiem mu, że jestem w ciąży...
Wstałam ze swojego miejsca i odrzuciłam włosy do tyłu.
- Idę się przewietrzyć. Zaraz wrócę.
- Ok. - rzucił Devon i wrócił do rozmów z resztą towarzystwa. Przecisnęłam się między stolikami i wyszłam na zewnątrz. Oparłam się o zimną ścianę budynku. Wzięłam głęboki oddech i rozejrzałam się po ulicy. Stałam tak może z dziesięć minut. Zaczęło robić mi się zimno i postanowiłam wracać do środka, kiedy nagle z lokalu wyszła Susie. Z papierosem w ustach i niedopitym drinkiem w dłoni. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się krzywo. Poprawiła swoją czarną krótką sukienkę i zapaliła papierosa. Zaciągnęła się i wzięła mały łyk trunku.
- I po co tu przyszłaś? - spytałam nagle. To były pierwsze słowa, jakie wypowiedziałam w jej stronę. Popatrzyła na mnie, unosząc brwi.
- Nie każdy sobie życzy, żeby przy nich palić.
- Jeszcze kilkanaście minut temu chwaliłaś się, że rzuciłaś palenie!
- Dziewczyno, ale ty masz problem.
Westchnęła i spokojnie wypuściła chmurę dymu z ust.
- Widzę, jak się kleisz do Devona... odwal się od niego.
- Jesteś zazdrosna?
- Niszczysz nasz związek.
- Zniszczyłam wiele związków. - powiedziała zadowolona z siebie. Miałam ochotę ją rozszarpać.
- Dlaczego to robisz?
- Posłuchaj mnie uważnie, bo zaczynasz mnie powoli wkurwiać. - rzuciła niedopałek i przydeptała go obcasem. - Starałam się być dla ciebie miła, mimo że od samego początku nie przypadłaś mi do gustu. Z Devonem nic mnie już nie łączy, nie jesteśmy razem od dwóch lat, a ty robisz jakieś problemy. Ogarnij się.
- Mam dosyć słuchania tego, jaką byliście wspaniałą parą i czego wy razem nie przeżyliście. - powiedziałam szczerze.
- Jak widać ze mną miał ciekawsze życie niż z tobą.
- Daruj sobie.
- Już nic nie mówię.
- Po co w ogóle tak się do niego kleisz, skoro masz faceta i ułożyłaś sobie życie na nowo?
- A ty dalej swoje... - mruknęła zirytowana. - Aż tak boli cię to, że mimo rozstania całkiem dobrze się dogadujemy i nie mamy do siebie jakiegoś żalu? 
Najchętniej bym jej przywaliła, ale nie chciałam robić problemów i wylądować na najbliższym komisariacie policji. Susie jednak coraz bardziej mnie prowokowała.
- Masz jakąś obsesję na naszym punkcie. Może opowiem ci, w jakich pozycjach najczęściej się kochaliśmy? Albo jak zrobił mi niespodziankę na urodziny i wytatuował sobie moją datę urodzin na obojczyku. Pewnie nie wiedziałaś, że to moja data urodzenia. Ciekawe czy dla ciebie też kiedyś zrobi taki tatuaż. Wiesz, to musi być naprawdę dziwne. Stać obok kobiety, która wie o twoim facecie więcej niż ty.
- Wracam do środka. Nie chcę już o tym rozmawiać.
- Bardzo się cieszę. - dopiła swojego drinka i weszłyśmy do środka. Bez słowa usiadłyśmy przy stoliku, gdzie wszyscy świetnie się bawili. Ja i Susie nie zamieniłyśmy już ze sobą ani jednego słowa.

Susie
Weszliśmy z Blake'em do naszego pokoju hotelowego. Z wielkiego okna rozlegał się widok na powoli wschodzące słońce i zabarwione na różowo niebo. Blake przyparł mnie do ściany i przejechał dłonią po mojej talii. Uśmiechnęłam się lekko.
- Dobrze się bawiłaś z Devonem? - zapytał nagle.
Zamarłam. Kompletnie nie wiedziałam, o co mu chodzi.
- Słucham?
- Sami, na backstage'u? Nie było wam za ciasno?
- Chyba za dużo wypiłeś. Połóż się spać.
Chciałam go wyminąć i pójść do łazienki, ale ten jeszcze bardziej przycisnął mnie do ściany.
- Blake... proszę, nie rób mi nic.
- Nic ci nie chcę zrobić. - pogłaskał mnie po włosach. - Zaczynam się o ciebie martwić, skarbie.
- Boję się ciebie...
- Kochanie... - głos Blake'a napawał mnie strachem. Był zbyt spokojny, zbyt cichy, zbyt łagodny. - Naprawdę dzieje się z tobą coś złego. A tej sukienki... - przyjrzał mi się uważnie. - Nie wkładaj więcej. Pamiętaj, że tylko ja mam prawo patrzeć na twoje nogi. Inaczej będę musiał je połamać...
Uśmiechnął się i poszedł do łazienki, a ja z walącym sercem ściągnęłam z siebie sukienkę i wskoczyłam do łóżka. Nie wiem jakim cudem udało mi się zasnąć.

4 komentarze:

  1. Ty mnie lubisz wkurzać.
    Od początku. Cieszy mnie fakt, że Su i Devon utrzymują ze sobą dobre, ciepłe stosunki. Nie chciałabym, żeby wrzeszczeli na siebie, wyzywali się i patrzyli na siebie wrogo.Dobrze jest między nimi jak jest. Nie potrzeba tu żadnych zmian ani w jedną, ani w drugą stronę.
    Jasne, że nie chciała gadać o Jamesie. Jasne, że nie powiedziała ani słowa o Kendallu. Małego się wstydzi, a jeśli chodzi o Jamesa, to ona po prostu nie lubi o nim rozmawiać, dlatego też nie rozmawia o nim z nikim. On jest dla niej jak ktoś obcy. Wyjechał właśnie w trasę i podejrzewam, że kiedy z niej wróci, wszystko, co jeszcze jest między nimi, choć jest już tego niewiele, zakończy się. Ja pierdolę, powiem to. Chcę, żeby James był z Kristen. Gdyby jeszcze zgodziła się opiekować i zastępować małemu matkę, byłabym wniebowzięta.
    Chcę też, żeby to uczucie, które kiedyś łączyło Susie i Devona, nie odrodziło się na nowo. Obawiam się jednak, że w ich obojgu coś drga. Podczas kiedy dotknęła jego tatuażu, podczas gdy nie chciał, żeby go zostawiała... Cholera, Devon, nie! Masz być z Sherry!
    I teraz co do Sherry. Doskonale wiem, co czuła będąc na tej gali. Siedzenie wśród znajomych ukochanego, który świetnie się z nimi bawi, a na ciebie nie zwraca uwagi to okropne uczucie. Ona na pewno musiała czuć się tam niepotrzebna, odepchnięta i na pewno chciała jak najszybciej wrócić stamtąd wraz z Devonem do domu.
    Szkoda mi Sherry. Bardzo ją lubię i nie chciałabym, żeby drogi jej i Devona się rozeszły, żeby zostawił ją dla Susie. Tu jest niestety pewien haczyk. To prawda, że on zawsze będzie o niej pamiętał, zawsze porównywał. Zawsze będzie dla niego coś znaczyła, w końcu była jedną z tych najważniejszych osób w jego życiu. Wiadomo, że nigdy o niej nie zapomni. Ale cholera, mógłby chociaż aż tak o tym nie nadmieniać. To Sherry powinna być dla niego jedyną.
    Pisałam ci już o tym, że jestem zła na Su. Niestety jestem przekonana, że ona robi to celowo ;-;
    Ech, no i teraz Blake. To naprawdę idzie w złą stronę. Susie nie powinna aż tak rozwijać z nim tej znajomości, bo to nie skończy się dla niej dobrze. To nie jest facet dla niej. On jest chory, powinien się leczyć. Jest o nią chorobliwie zazdrosny, podczas gdy nic ich nie łączy. Owszem, ma do tego, oczywiście, prawo, ale bez przesady. Nie powinien tego tak nadużywać. Zrozumiałe jest dla mnie to, że Su jest teraz całkiem sama, samotna, tęskni za uczuciem, ale on tego uczucia nie jest w stanie jej dać. Nietrudno jest zgadnąć, czego on tak naprawdę tylko chce. On ma jakąś obsesję, nie mówię już o tych sukienkach. Nie chcę, żeby Susie się z nim zadawała. Chcę, żeby miała jakiegoś innego, porządnego faceta, który jest w stanie zapewnić jej bezpieczeństwo, troskę i obdarzyć prawdziwą miłością. Nie Devona, nie Jamesa, nie Blake'a. Więc kogo...?
    Tyle pytań w mojej głowie. Pozostaje więc tylko czekać na odpowiedzi. Mam nadzieję, że je niedługo ujawnisz, poczwarko :')

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam - odkąd przeczytałam - jakiś problem, żeby tu przyjść i napisać komentarz, ale w końcu kiedyś trzeba, prawda, kochana Parry?
    Jejku, na początku muszę Ci powiedzieć, że jestem mega szczęśliwa, bo to chyba jest najdłuższy rozdział, jaki u Ciebie przeczytałam! I rewelacyjnie, ponieważ mnie powalił, on jest bardzo rasowy, w stu procentach w Twoim stylu i wyszedł Ci naprawdę tutaj wspaniale, jestem pod wielkim wrażeniem i... I chyba jest moim ulubionym od Ciebie. Sądzę, że mogę bezpiecznie tak powiedzieć, haha.
    Postaram się w miarę składnie, ładnie i po kolei, hm...

    Pierwszy fragment i amen, Jezu, tak się nie robi... Ja ich kocham, ja ich uwielbiam, Devon jest dla Susie a Susie jest dla Devona, takie jest prawo The Unforgiven i musisz się z tym pogodzić! Ja ich widziałam, jak siedzą razem, jak piją te swoje drinki, rozmawiają o nowej muzyce, śmieją się i wspominają. Widziałam, jak patrzą na siebie, wznawiają rozmowę i milkną... I nie będę nawet oszukiwać, że miałam nadzieję, że w tym hotelu coś...ale nie, w końcu gra musi się toczyć dalej, haha.
    Wiesz, zastanowił mnie ten tatuaż na obojczyku Devona, data urodzin Susie. Jest świetny, swoją drogą. I właśnie ciekawiło mnie, co na to Sherry, ale zaraz. Och, i tatuaż z podobizną matki.
    Devon jest świetny. Szkoda mi tej dwójki. Ich spojrzenia, zakłopotania. Musisz coś z nimi zrobić, jeszcze coś, tak dla mnie, błagam, błagam... Wiedziałam, że to spotkanie sprawi, że coś w nich strzeli. Wiedziałam, że będzie dobrze. Cholera, chcę więcej!

    Ale wszystko poszło dalej, jak wspominałam.
    Muzyka ma Grammy, Oscary są za filmy...a za biznes pornograficzny jest AVN. I to też mnie zainteresowało, starałam się sobie to ładnie zwizualizować za wszelką cenę i nie wiem sama, jak mi wyszło, haha. Ale pal licho, to niesamowite, jak Su to wszystko odebrała, że nawet siebie jako antyk, chociaż jest to zrozumiałe na dobrą sprawę. Przecież tam emerytura wygląda zupełnie inaczej. Och, i w mojej głowie Susie wyglądała zjawiskowo. W każdej ze swych stylizacji, od Blake'a czy nie Blake'a, który zresztą mnie trochę...sparaliżował swoimi wymaganiami wobec kreacji swojej...dziewczyny? Koleżanki? Bo kogo, w zasadzie... Mhm, i tak już wolę jego niż Jamesa, haha. Zdecydowanie, z nim przynajmniej coś się dzieje, mam wrażenie, że go jeszcze mogę znienawidzić, ale nie wkurwi mnie tak jak James właśnie czy też mój ukochany, kurwa, Lars. (Patrz, a może to wszystko jest kwestią pierwszej litery imienia? :')

    I teraz gwałtowny skok do Sherry.
    Och, zdenerwowała mnie. Chociaż to nie zupełnie jest jej winą. Ona jest z zupełnie innego środowiska, wszyscy pamiętamy, jak zareagowała, kiedy Devon opowiedział jej o swojej przeszłości. Sherry wydaje mi się być taką...księżniczką z wielkiego miasta, która brzydzi się jego złymi stronami. Nie można powiedzieć, że jest aniołkiem, niestety, ale nie. Jej rozmowa z Su to pokazała. Jasne, że ma prawo być zazdrosna. Ale zrobiła wyrzuty o coś...nie wiem, jak powinnam to nazwać, ale jest...coś w niej złego. Tupnęła nóżką, prychnęła, nakrzyczała i...poszła. Wróciła.
    Zarówno Sherry, jak i Susan, są w stylu Devona, zdecydowanie. Chociaż widzę je jednak bardzo różnie. Sherry jest dla mnie taką delikatną dziewczynką, a Susan jest jednak drapieżna. Zdecydowanie. I chociaż uwielbiam je obydwie (mimo wszystko!) i chciałam bardzo Sherry z Devonem, to...wiesz, co chcę powiedzieć, haha. Nie wszyscy są dla siebie, niestety. A Sherry jest cudowna, powinna zostać, ale raczej nie tak i nie z nimi. Boję się, że coś pójdzie źle, znów.
    Swoją drogą, czy masz jakieś jej zdjęcie?

    I na końcu znów nasza Susan. Przeraziłam się. Boże, ja się przeraziłam, Blake mnie przeraża, ale z drugiej strony chcę czytać. Choć wcale nie chcę. Czy rozumiesz?... Ostatnie, co do niej powiedział, o łamaniu...taki żenujący żarcik prowadzącego, ha...haha...o Panie, pomocy...
    Nie wiem, czy da się go przewidzieć, ale zapewne tak. Bo jest chyba przewidywalny w tej całej swojej brutalnej nieprzewidywalności. Co za człowiek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. I co teraz będzie? Tutaj stało się chyba wszystko, Parry, słowo daję. Uwielbiam ten rozdział, jak powiedziałam, mam nadzieję, że jeszcze mnie nie raz i nie dwa zaskoczysz czymś takim, bo kiedy czytałam, to aż z zapartym tchem, a dawno tak nie miałam w opowiadaniu, haha. Och, bardzo rzadko tak tutaj miewam. Nie ukrywam, że wciąż liczyłam na Devona z Su, ech.
      I dalej liczę.
      Dziękuję Ci za tę perełkę i czekam z wytchnieniem na kolejną! ♥♥♥

      Usuń
  3. Jezus Maria, ja naprawdę mam aż takie zaległości?
    Kochana, przepraszam Cię że piszę dopiero teraz, ale miałam w szkole taką gonitwę, że nawet gdyby mi odjęli trzy przedmioty to nie potrafiłabym się zebrać na tyle, żeby coś napisać. Wszystko Ci opowiem w liście. Mam nadzieję, że nie jesteś zła.
    Co do rozdziału - jaram się, że Susan i Devon mają ludzkie stosunki. Teraz tylko w nim widzę nadzieję na doprowadzenie Susan do normalności (znowu mam na to nadzieję, ale to chyba niemożliwe). Ona co prawda już nie gra w pornolach i nie ćpa, ale wszyscy wiemy, jak jest. Kiedyś widziałam tę nadzieję w Jamesie, no ale nieciekawe rzeczy się porobiły... Wydaje mi się, że oni wciąż coś do siebie czują, ale się przed tym bronią.
    Nie dziwię się, że Sherry lepiła się do Devona na gali. To jasne, że Su jest dla niej zagrożeniem. Każda normalna dziewczyna na jej miejscu robiłaby to samo.
    Sherry musiała się nieźle męczyć, kiedy Susan tak nawijała i wszyscy byli w nią wgapieni jak w obrazek.Jakby mi taka Su z wrednym uśmiechem powiedziała "Zniszczyłam wiele związków" i opowiadała o tym, jak wspaniały był związek z Devonem, to chyba bym zabiła. Boże, jaka ta laska jest perfidna. Podziwiam Sherry za to, jej nawet nie zwyzywała.
    Blake... Kurwa. On jest niebezpieczny.Wiem, że Su to upadek człowieka i tak dalej, ale on ją traktuje jak rzecz i nawet nie drga mu przy tym powieka. Boję się go.
    Susan jest kretynką. Serio. Ona się nigdy nie nauczy. 90% jej relacji było i jest toksycznych. Nie wiem, co musi ją spotkać, żeby zmądrzała. Podejrzewam, że sama ma świadomość tego, że Blake zrobi jej krzywdę.
    To na tyle. Lecę komentować dalej.

    OdpowiedzUsuń