niedziela, 24 maja 2015

The Unforgiven - rozdział 39.

Devon
- Powinnam iść do lekarza... - powiedziała Sherry, siedząc na kanapie w salonie, owinięta kocem. Światło lampki padało na jej zmęczoną twarz. Pociągnęła nosem i odgarnęła kosmyk włosów za ucho.
- Po co? - spytałem, patrząc na nią uważnie. Położyła nogi na moich udach.
- Nie mogę zajść w ciążę...
- Sherry...
- Ty możesz mieć dzieci, Susie była w ciąży. To pewnie ze mną jest coś nie tak. Jestem beznadziejna.
- Nie mów tak. Wiele par długo stara się o dzieci. To nie jest takie proste jakby mogło się wydawać. Potrzebujemy czasu.
- Wiem, że chciałbyś mieć dziecko...
Zamyśliłem się. Jasne, chciałem w końcu założyć rodzinę. Ale odkąd rozstałem się z Susie przestało to być moim priorytetem. Kochałem Sherry, ale według mnie byłem z nią po prostu zbyt krótko. Nie miałem pewności, czy to na pewno z nią chcę wziąć ślub. Miałem też spore wątpliwości co do jej nagłego instyktu macierzyńskiego. Chęć posiadania dziecka pojawiła się nagle, mniej więcej wtedy, kiedy dowiedziała się o Susie i o tym, że mieliśmy zostać rodzicami kilka lat temu. Teraz zamieniło się to w jakąś obsesję. Nie wiem, czy była gotowa na bycie matką. Miałem wrażenie, że zależało jej tylko na tym, żeby mnie jakoś przy sobie zatrzymać.
- Sherry. Chcę żebyś o czymś wiedziała.
Spojrzała na mnie swoimi zaszklonymi błękitnymi oczami.
- Kocham cię. Nie zmieni tego to, że nie możesz zajść w ciążę. Nie chcę, żebyś bez przerwy o tym myślała. Od jakiegoś czasu żyjesz tylko tym. To nie doprowadzi do niczego dobrego. Powoli niszczysz nasz związek.
Przygryzła nerwowo dolną wargę. Przez chwilę nic nie mówiła.
- A więc to moja wina?
- Nic takiego nie powiedziałem...
- Skoro tak to rozstań się ze mną i znajdź sobie kogoś innego! - wybuchnęła płaczem i zerwała się z łóżka, po czym pobiegła do sypialni. Z hukiem zamknęła za sobą drzwi.
Westchnąłem cicho. Dokładnie tak kończyła się każda próba rozmowy z Sherry. Krzyki, płacz i trzaskanie drzwiami. Miałem tylko nadzieję, że konflikt jak najszybciej minie i uda nam się dogadać.

James
Poczułem charakterystyczny zapach szpitala. Otworzyłem powoli oczy i rozejrzałem się. Leżałem w jakimś jasnym pomieszczeniu. Obraz trochę mi się rozmazywał, ale po głosach poznałem, że są ze mną koledzy z zespołu i nasz menadżer.
- Jak się czujesz, James? - spytał Jason.
- A jak się ma czuć według ciebie?! - wydarł się w jego stronę Lars. Głowa mi pękała.
- Uspokój się, tu są chorzy ludzie. Nikt nie potrzebuje twoich krzyków. - oznajmił spokojnie menadżer. - James, miałeś wypadek. Doszło do przedwczesnego wybuchu płomieni na scenie, stałeś za blisko miejsca zapłonu. Masz poparzenia drugiego i trzeciego stopnia na twarzy, ręcę, nodze, ramieniu...
- Dużo? Bardzo? - wykrztusiłem w końcu.
- Lekarz powiedział, że rany były bardzo poważne... - odezwał się Kirk. - Zostaną ci jakieś blizny...
- Przez jakiś czas nie będziesz mógł grać na gitarze. Zrobimy przerwę, musisz odpocząć. Przesuniemy kilka koncertów. - nasz menadżer był wyjątkowo spokojny, ale Larsowi cała sytuacja nie odpowiadała.
- Niczym się nie martw, najważniejsze, że żyjesz. - powiedział Jason. Gdybym miał siłę i nic mnie nie bolało to bym mu przypierdolił.
- Weź ty się w ogóle nie odzywaj. - rzucił zirytowany Ulrich.
- Potrzebujesz jeszcze czegoś? - odezwał się teraz zatroskany Kirk.
- Spokoju. Idźcie stąd.
Pożegnali się i wyszli, zostawiając mnie samego. Spojrzałem na zabandażowaną lewą rękę. Próbowałem sobie wyobrazić jak wygląda moja twarz, ale szybko odpędziłem od siebie te myśli. Blizny mnie przerażały.
Nie chciałem tu być.
Nie chciałem w takim stanie wychodzić na scenę.
Chciałem wrócić do domu.
Do mojego dziecka.

Susie
Ściągnęłam swoje wysokie koturny zaraz przy progu i rzuciłam torbę z nowymi rzeczami na szafkę. Czerwona lampka w telefonie mrugała, dając znak, że ktoś nagrał się na sekretarkę. Włączyłam odsłuchiwanie rozmowy i poszłam do kuchni, żeby przygotować sobie coś do jedzenia.
- Masz trzy nowe wiadomości. - usłyszałam automatyczny głos.
- Dawaj nagrania, nie zawracaj dupy. - powiedziałam, wkładając ekspresową herbatę do kubka.
- Cześć kochanie. - dobiegł mnie głos Blake'a. - Widziałem cię niedawno jak wychodziłaś ze sklepu z bielizną. Dzisiaj cię nie śledziłem, spotkałem cię przez przypadek. Na razie jestem trochę zajęty, ale jutro możemy się spotkać. U mnie. Bądź o 19:00.
Pierdolony psychol. Nie dość, że przyznał się do tego, że mnie śledzi, to jeszcze traktuje mnie jak swoją własność. Czy ja naprawdę nie mogłam mieć w końcu normalnego faceta?
Usłyszałam kliknięcie, a zaraz po tym następną wiadomość. Tym razem głos należał do jakieś obcej laski.
- James, to ja, Kristen... słyszałam w radiu o twoim wypadku... daj znać co u ciebie, martwię się. Życzę ci szybkiego powrotu do zdrowia.
- Ojej, kochanka się o niego martwi... - powiedziałam sama do siebie z ironicznym uśmiechem. Nawet nie przejęłam się tym, że miał jakiś wypadek. Trzeciej wiadomości, od menadżera zespołu już nawet nie słuchałam.
Zalałam spokojnie wodą herbatę, wzięłam kubek do ręki i poszłam do salonu. Usunęłam wszystkie nagrane wiadomości.
- Szkoda, że twoja kochanka nie zadzwoniła, James... a ty przecież jesteś po wypadku...
Usiadłam wygodnie na sofie i wybuchnęłam śmiechem. Byłam okropna.
Nie planowałam jednak żadnej zemsty dla Jamesa. Nie był tego godzien.

James
W samolocie nie udało mi się zasnąć nawet na kilka minut. Siedziałem przez kilka godzin, patrząc w małe okienko, myśląc o Kendallu i bliznach, które mi zostaną.
Kiedy wylądowaliśmy w Los Angeles, był wczesny ranek. Od razu pojechałem do domu mojej siostry. Zapukałem do drzwi. Otworzyła mi zaspana, owinięta szlafrokiem. Popatrzyła na mnie mrużąc oczy.
- James? Co tu robisz?
- Miałem wypadek na scenie... wróciłem na jakieś dwa tygodnie...
Wszedłem z moimi rzeczami do środka. Deanna zamknęła drzwi i przytuliła mnie ostrożnie.
- Uważaj na rękę...
- Co się właściwie stało?
- Efekty pirotechniczne na scenie...
- Mam nadzieję, że to zwykłe poparzenia...
- Zostaną blizny... - westchnąłem cicho. Moja siostra owinęła się mocniej szlafrokiem.
- Zjesz coś?
- Mhm... w którym pokoju jest Kendall?
- U Emily. Śpią razem.
Poszedłem do pokoju mojej siostrzenicy. Otworzyłem drzwi i po cichu wszedłem do środka. Mały spał na obok niej, przytulając do siebie jakąś maskotkę. Ukucnąłem obok łóżka i pogłaskałem go po jasnych włosach. Małe dzieci tak szybko rosną... nie widziałem go ponad miesiąc. Przykryłem ich kołdrą i wróciłem do kuchni. Deanna spojrzała na mnie i postawiła dwa kubki na stole.
- Susan ani razu nawet nie zadzwoniła. W ogóle nie interesuje się dzieckiem.
- Wiesz jaka ona jest. Tacy ludzie jak ona się nie zmieniają. - powiedziałem cicho i usiadłem na jednym z krzeseł.
- Ty też lepszy nie jesteś.
- Nie mogę zrezygnować z kariery tylko dlatego, że mam dziecko. Mam rzucić wszystko, zamknąć się w domu i siedzieć z nim dwadzieścia cztery godziny na dobę?
- Moglibyście się nim chociaż zainteresować... tak naprawdę to ja i mój mąż jesteśmy dla niego rodzicami, a nie wy.
Słowa mojej siostry mnie zabolały, ale było w nich trochę prawdy. Susie w ogóle nie interesowała się małym, a ja zadzwoniłem z trasy może ze trzy razy.
- James, muszę ci o czymś powiedzieć. - zaczęła całkiem poważnie, biorąc mały łyk kawy. - Dostałam ważne zlecenie. Za dwa tygodnie jadę do Kansas. Nie wiem ile tam będę. Nie mogę odrzucić tej propozycji i stracić klienta. Mój mąż pracuje od siódmej do osiemnastej. Emily z przedszkola będzie odbierała babcia i tam będzie spędzać całe popołudnia. Nikt z nas nie będzie mógł zajmować się Kendallem.
- Ale... ale Deanna...
- James, ja mam swoje życie, swoją rodzinę, swoją pracę... kocham Kendalla, ale to jest twoje dziecko. Ja nie mogę go wychowywać.
- To co ja mam zrobić? Nie wezmę go w trasę!
- Nie wiem... niech Susie się nim zajmie. Albo znajdź opiekunkę...
Wypadek, przerwanie trasy, pełny nienawiści wzrok Larsa, blizny, ból po oparzeniach, teraz brak opieki dla dziecka... tego było dla mnie za wiele. Nie miałem pojęcia, co mam już robić.

***

- Susie! Przyjdź tu do cholery! - krzyknąłem po raz drugi. Po chwili w drzwiach pojawiła się moja dziewczyna, wycierając ręce ścierką. Spojrzała na mnie, marszcząc brwi.
- Co chcesz?
- Pomóż mi z tym bandażem! Muszę zmienić opatrunek!
- Twój pierdolony bandaż jest ważniejszy od zrobienia sobie wegańskiego śniadania?
- Pomóż mi kurwa!
- Niech ci pomoże laska, która zrobiła ci te malinki na szyi. - uśmiechnęła się.
- Ty suko. Ciesz się, że nie jestem w stanie ci teraz przypierdolić.
- Bardzo się boję. - rzuciła bez emocji, po czym wyszła z pokoju.
Nie tak wyobrażałem sobie dwutygodniową przerwę w trasie. 
To będzie cud, jeśli się nie pozabijamy.

***

Zapukałem cicho do drzwi. Sekundy się dłużyły, nogi się prawie pode mną uginały. Bałem się reakcji, bałem się tego, co usłyszę.
Nie potrafiłem już tak dłużej funkcjonować.
Drzwi uchyliły się i zobaczyłem w nich Kristen. Parzyła na mnie bez słowa. W końcu wyszła z mieszkania i zamknęła za sobą drzwi.
- Jezu, James...
- Wiem, wiem jak wyglądam... miałem wypadek...
- Słyszałam w radiu... znalazłam twój numer, który mi kiedyś napisałeś i nagrałam się na sekretarce, żebyś dał znać jak się czujesz...
Zdziwiłem się. Nie miałem na sekretarce żadnych wiadomości. W tym samym momencie przyszło olśnienie, że przecież Susie cały czas była w domu i tylko ona mogła je odsłuchać.
- Pewnie moja dziewczyna ją usunęła... - powiedziałem cicho. - Nieważne. Nie rozmawiajmy o niej... Mogę wejść? Pogadamy na spokojnie.
- Nie... mój brat może niedługo wrócić...
- Mieszkasz z bratem?
- Tak, od dziewięciu lat... nasi rodzice zginęli w wypadku kiedy miałam piętnaście lat. Brat przejął nade mną opiekę po ich śmierci. Straszny despota...
- Nie możesz się wyprowadzić?
- Nie pracuję... koledzy z mojego zespołu albo mieszkają ze swoimi dziewczynami albo nie mają miejsca w swoich kawlerkach. A to co zarobię w klubach na śpiewaniu... wystarcza może na połowę czynszu. Wydaję to na ubrania w lumpeksach.
Zaniemówiłem. Tego się kompletnie nie spodziewałem. Widać było, że Kristen czuje się trochę zażenowana tą całą sytuacją i nie chce o tym rozmawiać.
- Słuchałaś kasety?
- Tak.
- I jak?
Uśmiechnęła się lekko.
- So close no matter how far... - zanuciła cicho.
- Couldn't be much more from the heart...
- Forever trusting who we are...
- And nothing else matters... - dokończyłem i podszedłem do niej. Odgarnąłem jej włosy za ucho i położyłem dłoń na jej policzku. Chyba jeszcze nigdy nie byliśmy tak blisko...
- Nie, James... - dotknęła mojej dłoni i odsunęła ją od siebie. - Masz dziewczynę...
- Kristen...
- Mam swoje zasady... nie zmieni tego nawet to, że jesteś wokalistą Metalliki i każda laska na ciebie leci...
- Dlaczego w końcu nie możesz dać mi szansy? Chcę być z tobą...
- Nie chcę rozbijać twojej rodziny...
- Nie mam rodziny.
Złapałem ją za rękę. Przysunąłem się do niej i pocałowaliśmy się. Kris jednak szybko zaczęła żałować tej decyzji.
- Nie mogę... przepraszam...
Puściła moją dłoń i weszła do mieszkania. Stałem jeszcze chwilę przy drzwiach i prosiłem żeby otworzyła. Nic z tego.
Zrezygnowany wróciłem do domu.

5 komentarzy:

  1. Żal mi Sherry. Tak chce mieć dziecko a nie może. To smutne. Według mnie wcale nie przesadza z tym. Po prostu bardzo jej na czymś zależy i nie może tego osiągnąć. Szkoda, na prawdę szkoda...

    James tak z nikąd w szpitalu. Dobrze uchwycone rzeczywiste wątki z trasy z Guns n' Roses ;) bardzo fajnie. Chociaż to spowodowało jego powrót do domu, do Kendala tak jak pisałaś. Jednak z Susie nadal mają takie same stosunki :/ szkoda. Chyba nie ma już szansy na ich zejście. Przecież w poprzednim rozdziale miała takie rozmyślania na temat dziecka a James raczej byłby dobry ojcem dla CHCIANEGO dziecka. Powinien pozwolić jej usunąć tą ciążę. Nie dość że nie jest szczęśliwy z matką dziecka, rozbijają oboje ich "rodzinę" o ile to tak można nazwać to jeszcze Deanna jest dla niego jakby matką. Dobrze że powiedziała mu o swoim wyjeździe. W końcu nie można opierać się tylko na pomocy bliskich. Skoro chciał aby Susie nie "pozbuwała" się dziecka to musi teraz pokazać że ma jaja i podołać wyzwaniu, które zwie się ojcostwem. Widać było jednak że "kocha" małego. Znaczy to przyklęknięcie przy małym i takie wpatrywanie się w niego po miesiącu rozłąki.

    Jakoś dobrze Susi zniosła wiadomość od Kristen. Nie dzwoniła do Hetfielda, nie wściekła się tylko ironicznie zaśmiała mu się w twarz gdy wrócił.

    Chyba niedługo cichy "romans" z Kristen przejdzie w większy związek. Dla Jamesa będzie to chyba jedyna droga do dobrego związk. Jeśli dzięki temu będzie bardziej szczęśliwy a Kendal będzie miał dobrą matkę to nie ma po co czekać! Problemu tylko są "zasady moralne" kobiety.

    Awwwwwww ^^ czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością :) pozdrawiam i dużo dużo weny :3

    justice-is-done.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspominałam już, że uwielbiam Devona? Tak w ogóle, to gdzie moje maniery- Witaj, Patty w kolejnym rozdziale :) Jak wcześniej napominałam- piszesz w zawrotnym tempie. Strasznie zazdroszczę Ci tych pomysłów i czasu w jakim się wyrabiasz. Jest co czytać :D
    Devon, Devon, Devon. Czy jest bardziej kochańsze stworzenie od tego mężczyzny w opowiadaniu? Nie ma. On jest niesamowicie kochany, wyrozumiały, stara się pocieszyć Sherry, która zaczyna działać mi na nerwy. Od początku byłam sceptycznie nastawione względem niej, ale powoli się do niej przekonałam. Zwłaszcza, że zaczęli starać się o dziecko. Wylałam w jej stronę trochę współczucia i empatii, ale bez przesady. Devon chce dla niej jak najlepiej, nie naciska, a ona z krzykiem się do niego rzuca! Rozumiem, że jest załamana i bardzo nakręcona na dziecko. Nie upoważnia jej to jednak do obecnwego zachowania. Jeśli się nie ogarnie, to nie zdziwię się, gdy chłopak ją rzuci. Z drugiej strony- przeraża mnie fakt, że Devon może nie być w stanie zostawić Sher. Nie mam nic przeciwko ich związkowi, dobrze, że jest szczęśliwy. Jednak cały czas utrzymuję, że powinien zejść się z Susie. Nie wiem czy to by było dobre, ale oni moim (nie)skromnym zdaniem idealnie współgrają.

    No i mam małe deja vu- Het się doigrał. Lubię tego kretyna, więc jest mi go szkoda. No bo jak żeby inaczej? Natomiast Lars już przegina pałę. Denerwuje mnie jego opryskliwość względem wszystkich, szczególnie Jasona i Su, bo zazwyczaj oni są obiektami wybuchów. Dziwię się, że Newsted tak bez grama pretensji pozwala sobie na takie traktowanie.

    Kris zadzwoniła do swojego amanta. Nie mogła go odwiedzić? Zwykły telefon nie wystarczy. Każda wiadomość w magiczny sposób może zniknąć i...ups?- Susie jest okropna. Czytając między wierszami, uważam, że to świetne zagranie. Z grubsza mówiąc, uwielbiam wredną stronę Su, każda postać z charakterem jest świetna.

    Deanna zachowała się tak jak powinna. Ładnie stwierdziła, że James jest ojcem. Sam zazwyczaj pozuje na to stanowisko, ale jak widać, na rzeczywistość się nie przekłada. Poza tym- nikt nie każe mu rezygnować z kariery. Chciał mieć dziecko, więc niech poświęci trochę czasu, odwoła koncerty. Odrobina rodzicielstwa to zbyt wiele dla małego Hetfielda? Powinien zachować się jak należy, dorosnąć. W końcu zobowiązał się, że się nim zajmie po porodzie. Niech teraz się z umowy wywiązuje.

    'Niech ci pomoże laska, która zrobiła ci te malinki na szyi'- genialne. Rozmowa Su i Jamesa była zabójcza. Nic dodać, nic ująć. No, ale po chwili rozbawienia przyszłą pora na romantyczny wątek. Nie kibicuję Hetowi i Kris, ale z drugiej strony szkoda mi go, ze dziewczyna poprzez swoje zasady trochę się nim bawi. On lata za nią jak głupi, a ona... no cóż. Kto powiedział, że zakazany owoc łatwo zdobyć?

    Pozostaje mi życzyć weny, masy pomysłów i jeszcze więcej chęci, gdyż bez nich nic się nie zdziała. Jestem pewna, że do rychłego zobaczenia ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Dotarłam. W końcu jest ten dobry dzień, nie tylko na dodanie komentarza. Aura mi sprzyja, yeah.
    Rozumiem stan Sherry. Niby to dziecko było jej takie niby obojętne, ale okazało się, że nie. Myślę, że ona chce zmierzyć się z Su, pokazać Devonowi, że ona też jest kobietą wartą siebie i jego, że też może mu dać wszystko, co najlepsze. Pojawił się kłopot, przez co jest rozdrażniona, to już zaczyna być depresją. Nie musi wcale być tak, że jest niepłodna. Nie znam się na tym, ale może to też chyba wynikać z nieregularności cyklu, z nerwów (?)... Badania na pewno byłyby najprostszą drogą do tego, by dowiedzieć się szczerej prawdy, ale czy najlepszą, tego już bym nie powiedziała. Jeśli się okaże, że rzeczywiście jest tak, jak podejrzewa Sherry, to ona może się całkiem załamać. Przez to jej związek z Devonem może się rozsypać, a tego bym nie chciała. Oni zasługują na wspólne dziecko.
    Devon jest kochany jak zwykle, w dodatku jest świadom tego wszystkiego i rozumie, skąd ta nagła zmiana u jego dziewczyny. On wie, że to jest zbyt szybko podjęta decyzja, bo oni muszą ze sobą przez jeszcze jakiś czas ze sobą pobyć. Te jego wątpliwości są jak najbardziej słuszne. Podziwiam go za to, że mimo ich nie oddala się od Sherry, wręcz przeciwnie, próbuje z nią rozmawiać, tłumaczyć. A że to zazwyczaj kończy się niepomyślnie, to już nie do końca jego wina. Mam nadzieję, że jakoś w końcu wyjdą na prostą, a kompleks Sherry okaże się nieprawdziwy.
    No i stało się, James sfajczył sobie rękę. To wbrew pozorom może dużo zmienić nie tylko w jego karierze, ale też i w jego statusie. Cieszy mnie fakt, że wreszcie przypomniał sobie o swoim dziecku. Niestety tylko po to, by chcieć się go zaraz pozbyć. Tutaj jestem dumna z Deanny, bo wreszcie przedstawiła mu to, jak to naprawdę z nim jest i postawiła go w sytuacji, z którą będzie się teraz mierzyć i powinien wcześniej się już zmierzyć. Biedny dzieciak. To przykre, co teraz powiem, ale gdybym nim była, to przez całe dalsze życie bym żałowała, że mnie jednak nie usunięto.
    Susie taka złowieszcza i złowroga, kocham ją za to. No ale tu jest troche taki paradoks, ona się sapie o jego "kochankę", choć to wcale nie jest jego kochanka, a sama miała swoje grzeszki mniejsze i większe. Paradoks paradoksem, ale podoba mi się to.
    Świetne jest to obycie Jamesa i Su, jak taki pies z kotem. Ja się zastanawiam, dlaczego ona ją tam w domu jeszcze trzyma, skoro nic ją z nim nie łączy. A skoro tak jest, to oznacza, że ona jest dla niego równie dobrze nikim.
    Pisałam ci już, że kocham ten fragment z Jamesem i Kristen. Cholera, ja się wzruszyłam, a ja się prawie nigdy nie wzruszam, kiedy coś czytam lub oglądam, ogólnie bardzo rzadko się wzruszam. Gratuluję, panno Poczwara.
    Ta jej troska o niego jest taka kochana. Po niej można dostrzec, że nie jest jej on obojętny, że gdzieś tam go nosi w sercu, że kiedyś tam myśli o nim. Ona bardzo dobrze wie, jak to się ma z jego "dziewczyną", ale ma swoją dumę, zasady. Jest szanującą się kobietą, wynika to więc głównie z tego. Ona nie chce rozbijać jego rodziny, mimo że zdaje sobie sprawę, że on nie ma rodziny. Bo rodzina to nie tylko ludzie, ale uczucia i więzi, jakie ich łączą. Choć żałowała tego pocałunku, to jestem pewna, że o nim marzyła i nadal marzy, żeby James był przy niej. Wierzę, że im się to uda, że formalności zostaną dopełnione i przestaną być ważne. Kocham Jamesa i Kristen razem, choć jeszcze nie są razem.
    Czekam na to, co się wydarzy w następnym, bo coraz więcej jest niejasności i pytań. Sherry i Devon, Kristen i James, Kendall, Susie...

    Tylko niech mi znów tak na Jasona nie warczą.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wyszłam z założenia, że zamiast wykrwawiania się przez Until [...] napiszę Ci w końcu mój kolejny zaległy komentarz, ugh.
    Nie wiem, co się dzieje, że się tak rozwlekam, naprawdę nie wiem, Parry, ale jak mówiłam - kochaj mnie wciąż!

    Sherry się nam chyba troszkę za bardzo rozindyczyła (cudowne słowo). W zasadzie ona od jakiegoś czasu mnie denerwuje, chociaż ją - paradoksalnie - uwielbiam. Jest taka urocza, nie tylko w mojej głowie. Taka rasowa blondynka lat osiemdziesiątych, można powiedzieć. I w sumie to dość zabawnie wygląda, to, co mówi i jak się zachowuje. Oczywiście to jest urocze i kochane, bo jej zależy, ale z drugiej strony...jakby za bardzo bierze to wszystko do siebie, wychodzi aż trochę sztucznie... Sama nie wiem, może źle coś odbieram.
    Ale coś jest nie tak. W albo z Sherry.

    Tutaj mam wtrącenie co do Blake'a i Susie.
    Chryste, z kim ona się ''związała'', w jego przypadku to określenie brzmi wręcz koszmarnie. Co to za psychopata, niesamowite jest, z jakim spokojem i lekkością, naturalnością o tym mówi. Na miejscu Su chyba bym uciekła z krzykiem, ale ona też jest jednak co najmniej dziwna, więc mnie z kolei nie dziwi to, że ona z nim nie dość, że dalej rozmawia, to jeszcze się tak patyczkuje. To jest wszystko dość niepokojące jak dla mnie, ale całe to opowiadanie jest kłębkiem niepokoju, więc może też nie mam na co narzekać czy w ogóle, o czym tak mówić.
    Och, no i w końcu dowiedziała się o Kristen. A ja na to czekałam, odkąd wyszło, że James coś do niej ma, haha.

    I właśnie został James.
    O szpitalu nie chce mi się pisać, bo mnie to nie ruszyło, a nawet wkurwiło. Błagam, zróbmy coś z tym Larsem, tylko sama nie wiem, co. Zresztą i tak on tutaj jest potrzebny, mimo wszystko, ugh.
    Wiesz, dziwnie się złożyło, ale podobał mi się ten fragment z Kristen. Ja naprawdę ją lubię i mnie intryguje, sama nie wiem... Coś w sobie ma, chciałabym przeczytać coś dłuższego jej oczami. Kiedykolwiek. Ale to by było dla mnie bardzo, bardzo na tak i plus. Wszystko. W zasadzie jakby zaśpiewała kiedyś razem z James to by wyszło dopiero zabawnie. Haha...

    Chyba skończę. A, no i jeszcze dobrze, że się tatuś synkiem zainteresował, dobrze, dobrze.
    Mam nadzieję, że już będę...pff, punktualna.
    Wiesz, że mi się podoba, jak zawsze, kocham ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedna Sherry. Nie zazdroszczę jej, że pragnie mieć dziecko, żeby mieć Devona bliżej, i jeszcze nie może zajść w ciążę. To było strasznie smutne, jak Dev powiedział, że tą wielką chęcią posiadania dziecka powoli niszczy ich związek. Nie chcę żeby się kłócili. Uważam też, że Sherry zbyt emocjonalnie zareagowała na jego słowa. Jak tak będzie dalej, to faktycznie mogą mieć jakiś duży kryzys w związku.
    No i dostał Hetfield karę. Szybko dosyć. Naprawdę musiał mieć poważny wypadek, żeby się stęsknić za dzieckiem? Popsuł się ten James. A tak go lubiłam. Btw. - niech oni już tak nie warczą na Jasona :c
    Su mnie znowu wkurwia. Jamesa mogliby zatłuc na jej oczach, a ona pewnie nie poświęciłaby się na tyle, żeby wzruszyć ramionami. 'Nie był godzien zemsty' - o co jej do jasnej anielki chodzi? Przecież ją już w ogóle nie obchodzi, co robi James i z kim.
    Siostra Jamesa ma rację. Ona zajmuje się małym na okrągło, więc teraz czas na Jamesa. Niech sobie teraz radzi.
    Ta krótka rozmowa Su i Jamesa mnie rozłożyła. Idealnie pokazuje, jak wygląda ich pożycie, a raczej jego brak. Susan ani przez sekundę nie myśli o synu, zatem dlaczego oni w ogóle mają ze sobą jakikolwiek kontakt? Borze, jaka chora sytuacja.
    Kurde, Kirsten dopiero Jamesowi drzwi otworzyła, minęła chwila, a tu jaki wysyp informacji... Nieźle. Ale się pocałowali, yaaay! Jaram się.

    OdpowiedzUsuń