piątek, 30 grudnia 2016

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 48.

Shanell
- Shanell! - usłyszałam krzyk Nicka. Podniosłam wzrok znad gazety, ale nie zareagowałam. Po chwili wparował do pokoju. - Wołam cię!
- Nie widzisz, że czytam?!
- Mam to gdzieś! Wypiłaś moje piwo?
- Od jakichś trzech miesięcy nie wypiłam ani jednego piwa.
- Było w lodówce.
- Nic ci nie zabrałam.
- Jasne. A moje M&M'sy kto zjadł?
- Milan. - przerzuciłam następną stronę.
- I dziecko też wypiło moje piwo?
- Kurwa mać! - rzuciłam gazetę na bok. - Nic ci nie wypiłam! Jak jeszcze raz usłyszę coś o tym, że zginęło ci piwo, to nie ręczę za siebie.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Uśmiechnęłam się pod nosem i wzięłam znowu do ręki mój magazyn.
- To do ciebie.
Nick zmarszczył brwi i poszedł otworzyć. Od razu dobiegł mnie głos jego mamy.
Zadzwoniłam do niej dwa dni temu z płaczem, że Nick ma problem z alkoholem, co bardzo odbija się na naszej relacji, a Milan przez to cierpi. Lily, bo tak miała na imię moja przyszła teściowa, była abstynentką, gardziła alkoholem i pijakami. Wiedziałam, że skoro ja nie potrafię przemówić Nickowi do rozsądku, to zrobi to jego matka.
- Mama? Co ty robisz w Stanach?
- Przyjechałam. Nie mogę?
- No możesz...
Wyszłam z pokoju i poszłam tam, żeby się przywitać. Udawałam, że kompletnie się jej tutaj nie spodziewałam.
- O, jaka niespodzianka. Dzień dobry. - podeszłam do nich. - Nick, może zrobisz mamie herbatę?
- Ale...
- Czy dla ciebie to jest problem, żeby zrobić swojej matce filiżankę herbaty? - pani Menza odgarnęła za ucho swoje ciemne włosy.
- Już idę.
- Weź od razu moją walizkę.
- Na ile zostajesz?
- Na tyle ile będzie trzeba. No już.
Nick poszedł zrezygnowany do kuchni, a ja uśmiechnęłam się do jego mamy.
- Dziękuję. - powiedziałam cicho.
Machnęła tylko ręką.
- Nie ma o czym mówić.

***

Wieczorem, kiedy leżałam już w łóżku i przeglądałam gazetę, Nick akurat brał prysznic. Kiedy wszedł do sypialni, bez słowa położył się obok mnie. Po chwili cicho westchnął i spojrzał na mnie.
- Wiem, że kazałaś mojej matce przyjechać. - odezwał się w końcu.
- Skąd ci to przyszło do głowy? - spytałam, nie odrywając wzroku od gazety.
- Za długo znam i ciebie i ją.
- Uważasz, że nie miałam powodu? - spojrzałam w końcu na niego. - Ciesz się, że nie powiedziałam twojej matce, że prawie mnie pobiłeś na oczach dziecka. Ciesz się, że cię nie zostawiłam. Chcę ci pomóc.
Milczał przez dłuższą chwilę i spuścił wzrok. Przysunęłam się i oparłam głowę o jego ramię.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też. - objął mnie lekko.
- Przestaniesz pić?
Westchnął głośno.
- Tak. Nie chcę was stracić.
Pocałowałam go i spojrzałam mu w oczy.
- Chcę mieć jeszcze jedno dziecko. - szepnęłam.
- Serio?
- Tak. Ale jeszcze nie teraz. Może za rok albo dwa. Ale na pewno chcę mieć. - uśmiechnęłam się.
- Na kolejne dziecko mamy jeszcze czas. Pomyślmy najpierw nad ślubem.
- Ostatnio jakoś wypadło mi to z głowy. - westchnęłam.
- Przepraszam za wszystko. - powiedział. Kiwnęłam tylko głową.
- W porządku. Nie chcę już o tym rozmawiać. Mam nadzieję, że dotrzymasz słowa.
- Dotrzymam. - złapał mnie za rękę i uśmiechnął się. Odwzajemniłam jego gest i położyłam się. Niedługo później zasnęliśmy.

David
Zaraz po ślubie wylecieliśmy w naszą podróż poślubną. Nie wybraliśmy żadnej rajskiej wyspy ani nic w tym stylu. Postanowiliśmy zrobić sobie podróż po Stanach Zjednoczonych. Najpierw polecieliśmy do Nowego Jorku. Następnie do Karoliny Północnej, Południowej, potem na Florydę, z Florydy do Tennessee, później do Kentucky, Indiany, Missouri, Oklahomy, Teksasu, Kolorado, Montany, Idaho, a na koniec do Nevady.
Do Los Angeles wróciliśmy na początku maja. Ciężko nam było od początku wkręcić się w rutynę, pracę i wychowywanie dzieciaków. Postanowiliśmy sobie, że jak nasze dzieci podrosną i staną się trochę bardziej samodzielne, znowu przez jakiś czas będziemy podróżować, tym razem po Europie. Miałem przodków pochodzących z Norwegii, Szwecji i Niemiec, Judy z Holandii oraz Belgii i chcieliśmy trochę bardziej poznać nasze korzenie.
Któregoś ciepłego majowego popołudnia siedzieliśmy razem z Taylorem na placu zabaw na naszym osiedlu. Judy wstała z moich kolan i zsunęła z nosa okulary przeciwsłoneczne. Odwróciłem się i zobaczyłem Masona, który zmierzał w naszą stronę.
- Jak w szkole? - spytałem.
- Dobrze. - rzucił plecak na ziemię i usiadł obok mnie. - Cześć Taylor.
- Cześć. - powiedział, nawet na niego nie patrząc.
- Mamo, do szkoły przyjdą dzieci z domu dziecka na przedstawienie. Później możemy zabrać kogoś do siebie na obiad. Mogę kogoś zaprosić?
Judy spojrzała na mnie, a ja wzruszyłem ramionami.
- Jasne. Czemu nie.
- Powiem w szkole. Podwyższą mi ocenę z zachowania!
- Z F na D?
- Z B na A.
- Kochanie, otwieraj szampana. - powiedziałem do mojej żony.
- Powinieneś być z niego dumny.
- Jestem.
- Idę na górę.
- Też niedługo przyjdziemy.
Mason kiwnął głową, po czym wziął swój plecak i poszedł do mieszkania.

***

Kiedy w piątek popołudniu wróciłem z pracy do domu, od razu dobiegł mnie głos, którego wcześniej nie słyszałem. Zostawiłem swoją kurtkę w przedpokoju i ruszyłem w stronę kuchni, gdzie zobaczyłem Judy, Masona i jakąś blond dziewczynkę. Pomyślałem, że to jakaś koleżanka Masona ze szkoły, jednak po chwili przypomniałem sobie, że w piątek miał zaprosić do nas kogoś z domu dziecka na obiad.
- Cześć. - przywitałem się.
- Cześć. - Judy spojrzała na mnie.
- Dzień dobry. - powiedziała dziewczynka.
- Jestem David. - wyciągnąłem rękę w jej stronę, a ona ją lekko uścisnęła.
- Frances.
- Jak moja mama.
Uśmiechnęła się, a ja nalałem sobie kawy do kubka i poszedłem do Taylora. Frances jakąś godzinę później musiała już wracać. Była bardzo grzeczna, a Judy była nią zachwycona.
- Mówiła coś o sobie? - spytałem, kiedy wieczorem leżeliśmy już w sypialni.
- Kto? - mruknęła, nie odrywając wzroku od gazety.
- Judy, odłóż te bzdury.
Westchnęła i zamknęła gazetę, po czym spojrzała na mnie.
- O co chodzi?
- O Frances. Co mówiła o sobie?
- Nic.
- Powinniśmy wiedzieć z kim zadaje się masz syn.
- Miałam pytać dlaczego jest w domu dziecka, dlaczego rodzice ją zostawili?
- Na przykład.
- Jesteś nienormalny. Trzeba było się zapytać.
- Nie zapominaj, że dzieci z domu dziecka to często jakaś patologia.
- Była bardzo miła i grzeczna. Powiedziała, że wspaniale gotuję. Kiedy ty mi ostatnio powiedziałeś, że smakuje ci coś co dla ciebie ugotuję?
- Ile ona ma lat? - zmieniłem od razu temat.
- Jedenaście.
Zamyśliłem się. Judy odgarnęła mi kosmyk włosów za ucho i pocałowała mnie w policzek.
- Dobranoc.
- Dobranoc. - powiedziałem i przewróciłem się na drugi bok. Niedługo później zasnąłem.

Dave
Minął kolejny miesiąc. Diana była w piątym miesiącu ciąży z naszym pierwszym dzieckiem i wreszcie dochodziło do mnie, że w końcu znalazłem jakąś stabilizację w moim życiu. Mimo że martwiłem się o nią i maleństwo, pracowała dalej, ale bardzo na siebie uważała. Dbała o dietę i ćwiczenia, chodziła regularnie do lekarza, a dziecko rozwijało się prawidłowo.
Któregoś sobotniego wieczoru, kiedy wróciłem z próby, Diana dopadła mnie przy drzwiach i pocałowała namiętnie.
- Kopnęła.
- Co?
- Dziecko. Zaczęło kopać jak brałam prysznic.
Uśmiechnąłem się do niej.
- Chodź, też chcę poczuć.
Położyłem gitarę, zdjąłem swoją skórzaną kurtkę i pociągnąłem ją za rękę do salonu. Usiedliśmy na kanapie i położyłem dłoń na jej brzuchu. Przez dłuższą chwilę nic nie czułem.
- Nic nie czuć.
- Poczekaj jeszcze.
Czekałem cierpliwie, trzymając dłoń w tym samym miejscu.
- Nic!
- Może zasnęła...
- Jest dopiero dziewiętnasta!
- Jesteś głupi. Teraz już na pewno nie kopnie, bo ją wystraszyłeś swoim krzykiem.
- Czyli już wiadomo, że charakter będzie mieć po tobie.
- Chyba po tobie, ja się nie obrażam o wszystko jak ty.
- Strzeliła focha, zupełnie jak mamusia.
- Wiesz co? - wstała ze swojego miejsca i poprawiła koszulkę. - Nie chce mi się się tobą dyskutować. Wezmę lody pistacjowe, położę się do łóżka i pobędę sama z dzieckiem. Przynajmniej nie będzie się przez ciebie stresować.
Ruszyła w stronę kuchni, a ja pokręciłem głową i włączyłem telewizor.
Koło północy postanowiłem się już położyć. Diana już dawno zasnęła, zostawiając puste opakowanie po lodach na szafce nocnej. Wyrzuciłem je, rozebrałem się i położyłem się do łóżka.
Obudziłem się w środku nocy, czując jakby ktoś lekko dźgał mnie palcem w plecy. Myślałem, że to Diana się wygłupia, więc odwróciłem się, żeby na nią nakrzyczeć. Moja narzeczona jednak spała, przytulając się brzuchem do moich pleców. Moja córeczka nie przyszła jeszcze na świat, a już zaczęła robić mi na złość.
- To ty... - powiedziałem po nosem i odwróciłem się w stronę Diany. Położyłem dłoń na jej brzuchu, a chwilę później poczułem lekkie kopnięcie. - Cały dzień śpisz i szalejesz w nocy. Zupełnie jak ja kilka lat temu. Mam tylko nadzieję, że nie będziesz taka jak ja.
- Co? - mruknęła przez sen Diana, nawet nie otwierając oczu.
- Nic.
Westchnęła cicho i odwróciła się na drugi bok. Przytuliłem się do niej i niedługo później znowu zasnąłem.

piątek, 16 grudnia 2016

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 47.

Shanell
- Możesz mi pomóc? - spytałam Nicka, stojąc przed lustrem. Podałam mu mój złoty łańcuszek i odgarnęłam włosy. Bez słowa zapiął mi go i przejechał ręką po mojej bordowej, krótkiej, welurowej sukience na cieniutkich ramiączkach. Odwrócił mnie w swoją stronę i pocałował mnie. Uśmiechnęłam się lekko i założyłam swoje wysokie cieliste szpilki.
- Jesteś już gotowy? - spytałam, wrzucając moje kosmetyki do torebki.
- Już od dawna. Czekam na ciebie.
- A Milan? Tylko mi nie mów, że zasnął.
- Nie, bawi się.
- Milan! Chodź.
Mój synek chwilę później wyszedł ze swojego pokoju. Nick wziął go od razu na ręce, a ja przeczesałam mu palcami włosy.
- Idziemy. Weź jeszcze prezent.
- Już wziąłem, spokojnie.
Wzięłam głęboki oddech i wyszliśmy z mieszkania. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do Malibu.
Kiedy byliśmy na miejscu, poszliśmy z Nickiem od razu do hotelu, który był połączony z restauracją, w której miało odbyć się wesele.
Stanęliśmy przy recepcji, a kiedy Nick wypełniał kartę meldunkową, zauważyłam mamę Judy.
- Dzień dobry!
- Dzień dobry. - pani Harris objęła mnie. - Pięknie wyglądasz.
- Dzięki, pani również. Nowy kolor?
- Trochę rozjaśniłam włosy. Niewielka zmiana.
- Jak czuje się Judy?
- Denerwuje się. Właśnie robi makijaż.
- Zaraz do niej zajrzę. Jest Will?
- Chyba wyszedł się przejść. A twój ślub jest już w planach?
- Jeszcze nie, ale mam nadzieję, że niedługo będzie. - powiedziałam, pokazując pierścionek.
- Gratuluję.
- Dziękuję. To jest Nick, nie wiem czy miała pani okazję poznać.
Mój narzeczony spojrzał na nią i skinął na nią ręką.
- Miło mi.
- Mnie również. Do zobaczenia później. - uśmiechnęła się i odeszła, a chwilę później my poszliśmy do swojego pokoju. Zostawiłam swoje rzeczy i od razu poszłam do Judy. Siedziała przed lustrem w szlafroku i kończyła robić makijaż. Zauważyła mnie i odwróciła się.
- Dobrze, że jesteś. Jak wyglądam? Jak włosy i makijaż?
- Bardzo dobrze.
- Może powinnam je spiąć?
- Wszystko jest w porządku. Nie denerwuj się.
- Jak ja mam się nie denerwować?
- Gdzie jest Junior? - usiadłam na łóżku.
- Wyszedł z chłopcami. Niedługo wróci. O, już idzie. - mruknęła, siadając znowu przy lustrze. Drzwi otworzyły się i do środka wszedł David z Taylorem na rękach. Spojrzał na mnie i przywitał się, a Tay wyciągnął do mnie rączki. Wzięłam go na ręce i przytulił sie do mnie.
- David, zacznij się szykować. - powiedziała Judy.
- Za chwilę. Jakie masz na sobie majtki? Stringi, figi, może w ogóle nie masz?
- Po co ci takie informacje?
- Chcę wiedzieć, czy łatwo mi będzie przelecieć cię tuż po ślubie.
- Zaraz ci wyjebię.
- Już wychodzę. - posłał jej całusa, zabrał swoje rzeczy i wyszedł z pokoju. W tym samym momencie weszła do nas Diana w krótkiej czarnej obcisłej sukience.
- Cześć dziewczyny. - przywitała się.
Skinęłam na nią głową, a Judy spojrzała na nią przerażona.
- Do tego ślubu nie dojdzie. - zadrżała. - Dosyć, nie wychodzę za tego...
- Wyjdziesz. I zrobisz to dzisiaj. Rozumiesz?
- Przecież ja wyglądam jak totalna idiotka.
- Wyglądasz wspaniale. To będzie najlepszy dzień w twoim życiu.
- Łatwo ci mówić. To nie ty wychodzisz za demokratę i byłego narkomana.
- A ja niedługo wezmę ślub z republikaninem, byłym ćpunem i dziwkarzem! - krzyknęła Diana.
- No tak, jedziemy na tym samym wózku. - stwierdziła Judy. - Macie jakieś papierosy?
- Nie mam, przecież wiesz że nie palę. - zmarszczyłam brwi.
- To może jakieś wino albo wódkę, ewentualnie jakieś prochy.
- Uspokój się. To najpiękniejszy dzień w twoim życiu, a ty zachowujesz się jak popierdolona. Nawet Junior jest spokojny. Weź się w garść.
Judy ściągnęła szlafrok i ubrała swoją suknię ślubną. Diana rozpuściła jej włosy, a ja uklękłam i poprawiłam falbanki jej sukienki. Judy wsunęła na swój palec złoty pierścionek zaręczynowy z rubinem, po czym spojrzała w lustro i obróciła się wokół własnej osi.
- I jak?
- Pięknie. Nie wiem o co ci chodzi.
- Mogę się założyć, że w dniu ślubu też będziecie mieć wątpliwości, czy chcecie wyjść za swoich facetów.
- Ja już mam. - wzruszyłam ramionami.
- No właśnie. Możecie dać mi chwilę? Muszę trochę pobyć sama.
- Jasne. Wezmę małego. - wzięłam Taylora na ręce. Pożegnałyśmy się z Judy, która bez słowa usiadła przed lustrem i wyszłyśmy z jej pokoju.

David
Kiedy stałem już na ślubnym kobiercu, widziałem księdza, moje dzieci, moich rodziców, matkę Judy, moich przyjaciół i Dave'a, który szeptał do mnie "uciekaj", w mojej głowie pojawiły się wątpliwości, czy naprawdę chcę wziąć ślub. Dopiero kiedy zobaczyłem moją narzeczoną, którą ojciec prowadził do ołtarza, wszystkie wątpliwości zostały rozwiane. Gdy podeszła do mnie, wzięła mnie za rękę i spojrzałem w jej oczy, wiedziałem, że to ta kobieta.
Sam ślub minął mi błyskawicznie i bez większego stresu. Raz tylko zadrżał mi głos, kiedy zobaczyłem, jak moja mama płacze. Kochała Judy jak swoją własną córkę i chyba czekała na ten moment tak samo jak ja.
Kiedy po ślubie byliśmy już na przyjęciu i wszyscy składali nam gratulacje, spojrzałem na Dave'a, który podszedł do Judy i objął ją.
- Wiesz, że jak skrzywdzisz mojego najlepszego kumpla, to skopię ci dupę? - spytał ją. Judy wybuchnęła śmiechem i odepchnęła go od siebie.
- Skurwiel. Ja go nie skrzywdzę.
- Trzymam cię za słowo.
Uśmiechnąłem się do nich i spojrzałem na Shanell, która właśnie do mnie podeszła. Rozejrzała się nerwowo i spuściła wzrok.
- Więc... pozostaje mi życzyć wam dużo szczęścia, miłości i wytrwałości. Wielu wspólnych lat. I mam nadzieję, że Judy bedzie z tobą nadal szczęśliwa.
- Będzie.
Objąłem ją, a ona poklepała mnie lekko po plecach. Spojrzałem na nią.
- Dlaczego tak mnie nienawidzisz?
- Nigdy nie powiedziałam, że cię nienawidzę.
- Ale tak myślałaś i się zachowywałaś.
- Ukradłeś mi przyjaciółkę. Zamiast spędzać czas ze mną była cały czas z tobą. Nawet mi się spodobałeś jak Dave mnie z tobą zapoznał, ale wybrałeś Judy. Na szczęście szybko mi minęło, bo poznałam Franka.
- Serio? - wybuchnąłem śmiechem.
- Tak. Ale to było dawno. Już nawet tego nie pamiętam.
- Ja nawet nie chcę pamiętać, że mi o tym powiedziałaś.
- Tak, zapomnij o tym. I nie mów nikomu. Zresztą nikt ci nie uwierzy.
- Na pewno.
- Wracam do narzeczonego.
- Miłej zabawy.
- Nawzajem. - odpowiedziała i oddaliła się w stronę Nicka. Spojrzałem na moją żonę, która podeszła do mnie. Uśmiechnęła się, a ja pocałowałem ją i objąłem ramieniem.

Dave
- Widziałeś gdzieś Dianę? - zaczepiłem Jamesa, który przechodził obok mnie.
- Chyba wychodziła na zewnątrz. - rzucił pośpiesznie i ruszył w stronę łazienki. Wyszedłem na zewnątrz, gdzie od razu usłyszałem śmiech Shanell. Siedziała razem z Willem przy stoliku i rozmawiali. Odwróciłem głowę w drugą stronę i zobaczyłem moją narzeczoną, która stała oparta o ścianę budynku. Patrzyła w gwiaździste niebo i wsłuchiwała się w szum fal. Podszedłem do niej i stanąłem obok.
- Wszystko dobrze? - spytałem.
Spojrzała na mnie z boku i uśmiechnęła się blado.
- Jasne.
Złapałem ją za ręce i stanąłem naprzeciwko niej. Mimo wysokich pomarańczowych szpilek nadal była ode mnie niższa. Miała na sobie krótką obcisłą czarną sukienkę na cienkich ramiączkach i luźno rozpuszczone włosy.
- Pięknie wyglądasz.
- Już mówiłeś.
- Mogę ci to mówić bez przerwy.
- Dave, możemy porozmawiać?
- Jasne.
- Ale nikomu nie powiesz o tej rozmowie. Przynajmniej dzisiaj.
- W porządku.
Wzięła moją rękę i przyłożyła sobie do brzucha. Zmarszczyłem tylko brwi, bo nie wiedziałem o co chodzi, ale po chwili mnie oświeciło.
- O Boże...
- Szesnasty tydzień.
- Który? Dopiero teraz się domyśliłaś?
- Wiem od dawna... Dowiedziałam się w lutym. Spóźniała mi się miesiączka i zrobiłam test. Nie chciałam ci mówić, bo bałam się, że znowu mogę stracić dziecko. Lekarz powiedział, że wszystko przebiega bardzo dobrze i nie mam się już czego obawiać.
- Skoro to szesnasty tydzień...
- Zaszłam w ciążę w święta, kiedy byliśmy w Kanadzie.
- Więc... Kiedy będę mógł rozpakować mój prezent?
Zaśmiała się.
- Dwudziestego czwartego września.
- Kocham cię. - powiedziałem cicho i przytuliłem ją.
- To nie wszystko.
- Co jeszcze? Diana, dostanę dzisiaj przez ciebie zawału.
- Byłam wczoraj u lekarza i znam już płeć. Chcesz wiedzieć?
- Tak. Albo nie. Nie, nie mów.
- Dobrze.
- Jednak powiedz.
- To mówić czy nie?
- Tak. Chcę wiedzieć. - złapałem ją za rękę.
- Dziewczynka.
- O cholera... Jak będzie do mnie podobna to przynajmniej nie będzie problemu z chłopakami.
- Daj spokój.
- Mam nadzieję, że będzie podobna do ciebie.
- Ja też. Travis w ogóle nie jest do mnie podobny.
Usłyszeliśmy, jak na zewnątrz wychodzą kolejne osoby. Pociągnąłem Dianę za rękę.
- Wracajmy.
Wróciliśmy do środka i od razu porwałem ją na parkiet.

***

Patrzyłem, jak ciepły strumień wody spływa po jej ciele. Oparłem ją o zimne płytki i zacząłem całować. Zjechałem ustami do jej szyi, a ona cicho jęknęła. Wplotła palce w moje mokre włosy i cmoknęła mnie w policzek.
- Jesteśmy tu już dobre pół godziny. - powiedziała w końcu.
- Przecież to nie my będziemy płacić rachunek.
Diana zakręciła wodę i odsunęła się ode mnie, po czym wyszła spod prysznica. Westchnąłem i wyszedłem od razu za nią. Podała mi ręcznik, którym owinąłem się w pasie. Rozczesała mokre włosy i założyła swoją różową koronkową bieliznę.
- Moje ulubione majtki. - klepnąłem ją w tyłek.
- To bolało.
- Przepraszam.
Pokręciła głową i wyszliśmy z łazienki. Założyła na siebie jedną z moich koszulek i położyliśmy się do łóżka. Podciągnąłem jej koszulkę i wtuliłem się w jej brzuch. Dopiero teraz zauważyłem, że jest delikatnie zaokrąglony.
- Kopie już? - spytałem.
- Jeszcze nie. To znaczy już się rusza, ale jest jeszcze za mała, więc nic nie czuć.
- Jakiej jest teraz wielkości?
- Lekarz powiedział, że jak awokado.
- Mniejsza niż moja dłoń...
- Tak. - pogłaskała mnie po włosach.
- Cholera, jest taka malutka... moja mała dziewczynka. Uważaj na nią.
- Uważam cały czas, kochanie.
Podniosłem wzrok do góry i przysunąłem się do Diany. Pochyliłem się nad nią i pocałowałem ją.
- Tak bardzo cię kocham... - powiedziałem cicho i wtuliłem się w jej dekolt. - Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę chciał mieć dzieci i w ogóle znajdę kobietę, z którą będę chciał założyć rodzinę.
- Dlaczego akurat na mnie zwróciłeś uwagę?
- Nie wiem... Po prostu masz w sobie to coś, co strasznie mnie pociąga. Nawet nie potrafię tego określić. Spotykałem się z laskami, które miały większe cycki od ciebie, długie nogi, były striptizerkami, niektóre były gotowe zrobić dla mnie wszystko. Ale nie miały w sobie tego, co ty. Może chodzi o to, że byłaś taka niedostępna? I zostawiłaś dla mnie wszystko co najlepsze? No prawie, dziewictwa mi nie oddałaś.
- Ty świnio... - zaśmiała się.
- Żartuję. - uśmiechnąłem się i spojrzałem na jej twarz. - I jeszcze twoje usta... - pocałowałem ją. - I kolor twoich oczu. Jest magiczny. A tobie co się we mnie podoba?
- Uhh, trudne pytanie... Kocham twój uśmiech, śmiech, twoje kości policzkowe, twój głos i sposób wypowiadania się, lubię się bawić twoimi włosami. Lubię jak coś piszesz, jesteś wtedy taki skupiony. Kiedy się denerwujesz wyskakuje ci żyła na szyi, to urocze. Lubię jak jesz to co ci ugotuję, jak robisz mi rano kawę.
- I tyle?
- A seks jest nieziemski.
- Już lepiej. - uśmiechnąłem się i odgarnąłem jej kosmyk mokrych włosów z twarzy. - Może jak malutka się już urodzi pomyślimy poważnie nad ślubem?
Kiwnęła głową.
- To dobry pomysł.
- Gdzie chciałabyś się pobrać?
- Nie wiem. Zostawmy na razie ten temat w spokoju. Mamy czas. I ważniejsze rzeczy na głowie. - pogłaskała się po brzuchu.
- Masz rację. - powiedziałem cicho i przytuliłem się do niej.
W tym momencie byłem chyba najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. W końcu moje życie wyglądało tak jak od dawna chciałem.

piątek, 9 grudnia 2016

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 46.

David
Czas mijał naprawdę szybko. Do ślubu mojego i Judy został zaledwie tydzień. Dzisiaj miał się odbyć mój wieczór kawalerski. Szykowałem się razem z Willem od samego rana, bo najpierw mieliśmy jechać na paintball, popołudniu coś zjeść, a wieczorem na kręgle. Judy nie zdradziła mi co ma dzisiaj w planach. Powiedziała jedynie, że wieczorem wychodzi z dziewczynami.
Kiedy kończyliśmy pić kawę i jeść śniadanie, do kuchni weszła zaspana Judy, tylko w mojej koszulce. Wstałem ze swojego miejsca, a ona przytuliła się do mnie. Pocałowałem ją i objąłem w pasie.
- Jak się spało?
- Dobrze. Dzisiaj piękny dzień.
- Jakie masz plany na wieczór?
- Mówiłam, że wychodzę z dziewczynami. - ziewnęła i wzięła sobie kubek, po czym nalała do niego trochę kawy.
- Ale gdzie?
- Do SPA.
- Nudy.
- Lepsze to niż wasz paintball i kręgle.
- No jasne. Lepiej się tarzać w błocie jak świnia, bo to dobre dla skóry. - Will uśmiechnął się ironicznie.
- Zamknij się. - zaśmiała się Judy i napiła się.
- Judy, w czwartek będziesz musiała odebrać moich rodziców z lotniska. Ja jeszcze będę w pracy.
- Cholera, jak my się pomieścimy...
- Ty pójdziesz do Masona, a ja na kanapę. Will spierdala do twoich rodziców. Dobrze, że mieszkają w Los Angeles.
Usłyszeliśmy dźwięk domofonu. Dopiłem szybko kawę i pocałowałem moją narzeczoną.
- Idziemy już, to pewnie Dave.
- Miłego dnia.
- Nawzajem. Nie zaśnij podczas kąpieli w leczniczym gównie. - William wybuchnął śmiechem.
- Chuj z ciebie. Będziemy się świetnie bawić.
- Zobaczymy.
Domofon zadzwonił po raz kolejny, więc szybko wyszliśmy z mieszkania i zeszliśmy na dół, gdzie czekał już na nas Mustaine.

Judy
Spojrzałam po raz kolejny na swoje odbicie w lustrze i poprawiłam swoją krótką, obcisłą, czarną hiszpankę. W momencie, kiedy przeczesywałam palcami włosy, winda zatrzymała się. Wyszłam z niej i ruszyłam w stronę jednego z apartamentów hotelu The Ritz-Carlton. Kiedy stanęłam pod drzwiami numer sto trzynaście, zapukałam. Otworzyła Mel.
- Nareszcie. Co tak długo?
Weszłam do środka i przywitałyśmy się. Miała na sobie krótką, dopasowaną, czarną sukienkę z prześwitami i długimi rękawami. Weszłyśmy dalej, do pokoju, gdzie siedziała Diana wraz z Abigail, które od razu wstały, żeby się przywitać.
Abi miała na sobie dopasowaną cekinową sukienkę z głębokim dekoltem i długimi rękawami, a Diana obcisłą czerwoną sukienkę na ramiączkach. Po chwili z łazienki wyszła też Shanell, która miała na sobie obcisłą czarną sukienkę z wycięciami. Poprawiła włosy i spojrzała na mnie.
- W końcu jesteśmy w komplecie! - krzyknęła i objęła mnie ramieniem. - Mel, nie ma na co czekać. Czyń honory.
Melanie wyciągnęła butelkę szampana z wiaderka z lodem. Otworzyła go, a korek wystrzelił z wielkim hukiem.
- Uwielbiam to robić! - zaśmiała się i nalała alkohol do kieliszków. Wszystkie, oprócz Diany, wzięłyśmy kieliszki do rąk.
- Skoro już szampan jest otwarty, chciałam wam o czymś powiedzieć. - uśmiechnęła się i spojrzała na nas błyszczącymi oczami. - Jestem w ciąży.
- O cholera. Czyli ten lekko zaokrąglony brzuch to nie dobry obiad? - spytała Melanie. Diana pokręciła głową.
- To już piętnasty tydzień. Wiem od lutego, ale nie mówiłam o tym nikomu. Lekarz powiedział, że wszystko jest w porządku i nie mam się już czym martwić. Za tydzień znowu mam wizytę i mam nadzieję, że poznam płeć.
- Doczekaliśmy czasów, kiedy na świecie pojawi się mały Mustaine. Chyba już wszystko w życiu widziałyśmy. - zaśmiałam się.
- Gratulacje! - Abigail objęła Dianę ramieniem. - Dave niczego się nie domyśla?
- To jest facet. Nic nie zauważył. Ale muszę mu w końcu powiedzieć, bo już powoli widać zaokrąglony brzuch. - zaśmiała się.
- Więc wznieśmy toast. - Shanell podniosła kieliszek do góry. - Za małego Mustaine'a i najlepszą noc w twoim życiu. - puściła do mnie oczko. Napiłyśmy się i usiadłyśmy na miękkich puchatych poduszkach. Shanell usiadła na plastikowym wiszącym fotelu i dopiła do końca swojego szampana.
- Co powiedziałyście chłopakom? Że gdzie się wybieramy?
- Do SPA, tak jak kazałaś. - powiedziałam.
- To dobrze. To co się dzieje w apartamencie hotelu Ritz, zostaje w hotelu Ritz. Więc... Jemy tort, pijemy do końca szampana i idziemy do klubu?
- Jasne. - odpowiedziałyśmy zgodnie.
Razem z Mel przyniosły tort i talerze. Dopiłyśmy szampana i zrobiłyśmy sobie jeszcze po jednym drinku, zaczęłyśmy jeść i plotkować.
- Będziesz mieć nazwisko Davida? - spytała Abigail.
- Jasne! Ma piękne skandynawskie nazwisko, nasze dzieci tak się nazywają. Na początku pewnie ciężko będzie mi się przyzwyczaić. Przez prawie dwadzieścia osiem lat podpisywałam się nazwiskiem Harris, a teraz nagle Ellefson.
- Ja nie przyjmę nazwiska Nicka. - wtrąciła się Shan.
- Dlaczego?
- Jest okropne. Zresztą, wszyscy znają Shanell Evans. Jakbym nie miała wyrobionego swojego nazwiska to może bym je przyjęła, a tak to nie.
- Diana, a ty zostaniesz panią Mustaine?
- Pewnie. Według mnie to oczywiste, że żona przyjmuje nazwisko męża. W dodatku Dave ma francuskie nazwisko, a ja dobrze mówię po francusku i kocham ten kraj. Chciałabym kiedyś mieszkać w Nicei.
- Oszalałyście. - Shanell pokręciła głową. Diana podeszła do ogromnych okien i spojrzała na panoramę nocnego miasta.
- Patrzcie, tu zaraz obok jest hotel Marriott. Dave pierwszy raz spotkał się tam ze swoim ojcem w restaur...
Przerwało jej pukanie do drzwi.
- To pewnie ktoś z obsługi hotelu. - Shanell wstała ze swojego i poszła otworzyć. Abi wzięła pustą butelkę po szampanie, żeby ją wyrzucić.
- Dobry wieczór. Pani wynajmuje ten apartament? - dobiegł nas męski głos.
- Tak.
- Jak pani na imię?
- Shanell.
- Proszę się cofnąć.
Spojrzałyśmy ze zdziwieniem na siebie, a Abigail poszła zobaczyć co się dzieje.
- Obsługa hotelu skarży się na hałas i libację nieletnich. Panie ukończyły dwadzieścia jeden lat? Muszę poprosić o dowody. Panie pozwolą za mną.
Nagle do pokoju weszło dwóch policjantów, a za nimi Shan i Abi. Wszystkie trochę się zaniepokoiłyśmy.
- A tutaj wszyscy mają dwadzieścia jeden lat?
- Tak.
- Pani raczej nie. - jeden z nich spojrzał na mnie. - Kiedy ma pani urodziny?
- Trzeciego lipca. Dwudzieste ósme...
- Czyżby? Ręce na ścianę proszę.
Wstałam bez słowa i powoli położyłam dłonie na ścianie.
- Wszyscy siadają, to trochę potrwa. - oznajmił drugi policjant.
- Proszę rozstawić nogi. - powiedział ten pierwszy i położył dłonie na moich biodrach. Wstrzymałam oddech. Nigdy wcześniej nie byłam przeszukiwana przez policję.
- Nie ma pani przy sobie żadnego niebezpiecznego narzędzia? - spytał.
- Nie.
- To dobrze. Bo ja takie posiadam.
Usłyszałam krzyk dziewczyn i odwróciłam się, gdzie zobaczyłam rozbierających się policjantów, a raczej striptizerów. Spojrzałam zszokowana i wybuchnęłam śmiechem. Ten, który próbował mnie wcześniej obszukać, wziął mnie na ręce i posadził na krzesełku. Popatrzyłam na Shanell, która stała pod ścianą i uśmiechała się pod nosem. Mogłam spodziewać się tego, że to było właśnie jej dzieło.
Zapowiadała się najlepsza i najweselsza noc w życiu pani Harris.

David
- Nigdy więcej nie pójdę z wami na paintball. - powiedział James, siadając na wolnym miejscu. Dave rzucił kulą, zbił wszystkie kręgle i spojrzał z zadowoleniem na Hetfielda.
- Przecież było fajnie.
- Strzeliłeś mi z paintballa prosto w jaja! Byłem z tobą w drużynie!
- Myślałem, że to Jason. Junior, twoja kolej.
Wstałem i wziąłem wolną kulę. Rzuciłem, jednak nie zbiłem trzech kręgli. Przeklnąłem pod nosem i wziąłem następną.
- Ciekawe co dziewczyny robią. - pomyślał głośno Mustaine.
- Taplają się w gównie albo robią sobie maseczki z błota. - powiedział Will.
- Co ty masz z tym gównem w SPA? - spytałem, odwracając się do niego.
- Tylko z tym mi się to kojarzy. Zresztą, kto w wieczór panieński idzie do SPA? Żałosne.
Pokręciłem głową i rzuciłem kulą, która poturlała się po torze i zbiła resztę kręgli. Uśmiechnąłem się i usiadłem obok Nicka, który dokończył pić swojego drinka i od razu przysunął do siebie szklankę z drugim.
- Wszystko ok? - uniosłem brew.
- Jasne. Twoje zdrowie. - uśmiechnął się, po czym wypił całą szklankę na dwa łyki.
- Kirk, teraz ty! - krzyknął James.
Spojrzałem na Kirka, który wziął kulę i podszedł do swojego toru. Dave bez słowa stanął z boku i obserwował go. Kirk zamachnął się i chciał rzucić, jednak poślizgnął się i przewrócił się na plecy. Dave wybuchnął śmiechem, a William podszedł do niego i pomógł mu wstać.
- Wszystko dobrze? - spytał.
- Tak. - wstał powoli.
- Dzwonić po karetkę? - Dave uśmiechnął się ironicznie.
- Nie ma takiej potrzeby!
- Halo, pogotowie?! - zawołał Dave. - Proszę dać mojemu koledze zastrzyk przeciw spierdoleniu.
- Daj mu już spokój. - James stanął w obronie kolegi z zespołu.
- Ale źle mówię?! I się dziwi, że każda laska go unika, oprócz siostry. A nie, ona woli Marty'ego.
Marty, który stał za Kirkiem zaczął ostro gestykulować i pokazywać Dave'owi, żeby się zamknął. Mustaine tylko machnął ręką.
- O co chodzi? - spytał Kirk.
- O to, że Marty tak sobie ustawia grafik pracy jak przejeżdża twoja siostra, żeby mógł być z nią sam na sam.
- I co?
- I się ruchają.
Kirk spojrzał zszokowany na Marty'ego.
- Co?! Mówiłeś, że wychodzicie razem na miasto albo gracie na gitarze!
- Twoja siostra gra co najwyżej na jego flecie. - oznajmił Dave.
- Marty! - Kirk popatrzył na niego z żalem.
- Ale... Ehh. No dobra. Coś jest między mną a twoją siostrą.
- Moja siostra nie może z tobą być! Jesteś taki sam jak Dave! W dodatku miałeś rzężączkę!
- Wyleczyłem ją!
- Tylko ją zranisz! Ona ma uczucia w porównaniu do ciebie!
- Kocham ją.
Kirk wydarł się i wyszedł z kręgielni, a Marty spojrzał wrogo na Dave'a.
- No i co zrobiłeś?! - krzyknął do niego, po czym od razu wybiegł za Kirkiem.

Shanell
- Nie mogę uwierzyć, że znacie tych kolesi! - powiedziała Judy, kiedy szłyśmy do klubu.
- Ten striptizer, który chciał cię obszukać a później się przed tobą rozbierał chodził do tego samego liceum co ja i Shan. - oznajmiła Melanie. - Nawet nie wiedziałyśmy, że robi taką karierę. Shanell przez przypadek go spotkała i pochwalił się jej, a ona od razu: "hej, może przyjdziesz na wieczór panieński mojej przyjaciółki?".
- David dostanie szału jak się dowie. - zaśmiała się.
- Nic mu przecież nie powiemy.
Kiedy byłyśmy na miejscu, weszłyśmy do klubu i od razu usiadłyśmy przy naszym zarezerwowanym stoliku.
- Diana, nie możesz z nami w pełni świętować, więc czego się napijesz? - spytała Mel, wieszając swoją torebkę na oparciu krzesełka.
- Chcę butelkę Sprite, soku pomarańczowego, jedną puszkę coli i wodę arbuzową.
Chwilę później podeszła do nas młoda kelnerka, żeby przyjąć zamówienie.
- Jedną szklankę, butelkę Sprite, butelkę soku pomarańczowego, puszkę coli, wodę arbuzową i cztery razy Mojito. Na razie wystarczy. - powiedziałam głośno i odwróciłam się z powrotem do dziewczyn, a kelnerka zapisała coś szybko i odeszła. Diana wyciągnęła aparat z torebki i poprosiła jakiegoś kolesia przechodzącego obok, żeby zrobił nam zdjęcie.
Czas w klubie leciał nam naprawdę szybko, wszystkie się dobrze bawiłyśmy, nawet Diana, która nie mogła z nami pić. Kiedy już trochę wstawiona siedziałam przy stoliku i patrzyłam na kostki lodu w mojej szklance, dostrzegłam niedaleko mnie Franka i Charliego. Frank szybko mnie zauważył i podszedł do mnie.
- Shanell! Cześć.
- Cześć. - uśmiechnęłam się i wstałam ze swojego miejsca. Przytulił mnie, a po chwili odsunął się i przyjrzał mi się.
- Wyglądasz jak bogini.
- Zawsze tak wyglądam.
- No tak. - zaśmiał się.
- Cześć Charlie. - skinęłam na niego ręką. Charlie uśmiechnął się i pomachał mi.
- Dawno się nie widzieliśmy. Jesteś sama? - spytał Frank.
- Nie, z dziewczynami. Judy ma wieczór panieński.
- Za tydzień będziemy się razem bawić na jej weselu. A na twoim kiedy?
- Mam nadzieję, że niedługo. - wystawiłam lewą rękę w jego stronę, żeby pokazać mu mój pierścionek zaręczynowy.
- Gratuluję.
- Dzięki.
- Mogę ci postawić drinka?
- Jasne. A później ja tobie.
Nagle poczułam, jak ktoś łapie mnie za ramiona. Odwróciłam się i zobaczyłam za sobą Mel.
- Frankie, nie podrywaj mojej przyjaciółki.
- Miałem zamiar ją upić. Na oko jeszcze ze dwa drinki. - puścił mi oczko.
- Możesz ze mną zatańczyć.
- Ja nie umiem. Ale Charlie bardzo chętnie.
- Nie, ja... - zaczął, jednak Melanie nie pozwoliła mu dokończyć. Pociągnęła go za rękę.
- Nie przyjmuję odmowy! - krzyknęła i zaciągnęła go na parkiet. Frank znowu spojrzał na mnie.
- Czego się napijesz?
- Bellini. Pójdę już do stolika.
Kiwnął głową i poszedł w stronę baru, a ja wróciłam na swoje miejsce. Usiadłam i wzięłam głęboki oddech. Frank przyszedł kilka minut później. Postawił przede mną drinka i usiadł naprzeciwko. Uśmiechnęłam się lekko i napiłam się.
Zaczęliśmy rozmawiać, trochę wspominaliśmy. Dziewczyny bawiły się z Charliem i jakimś facetem, którego widziałam pierwszy raz na oczy. Westchnęłam cicho i dopiłam swojego drinka.
- Wszystko ok? - spytał Frank.
- Tak.
- Hej, znamy się tyle lat. Widzę, że jesteś smutna. - położył swoją dłoń na mojej.
- Jest w porządku. Naprawdę. - uśmiechnęłam się blado.
- Chodź, zatańczymy.
Wstał i pociągnął mnie za rękę.
- Przecież ty nie umiesz tańczyć! - krzyknęłam za nim.
- Nauczę się.
Akurat puścili jakąś wolną piosenkę. Przyciągnął mnie do siebie i rękami objął mnie w talii. Podniosłam głowę do góry.
- Musiałabym stanąć na palcach żeby cię pocałować.
- Mi zaraz coś innego stanie.
Wybuchnęłam śmiechem i przytuliłam się do niego.
Kiedy piosenka się skończyła, przeprosiłam go i poszłam szybko do łazienki. Przed lustrem zobaczyłam Dianę i Abigail.
- O, znalazłaś się. - powiedziała Diana, chowając szminkę do torebki.
- Co robiliście z Frankiem? - Abi spojrzała na mnie.
- Postawił mi drinka i rozmawialiśmy. - wzruszyłam ramionami i odkręciłam kran, żeby umyć ręce.
- Idziemy za chwilę do innego klubu.
- Wezmę tylko swoją torebkę.
Wytarłam dłonie i wyszłam z toalety. Wzięłam torebkę, pożegnałam się z Frankiem, znalazłam resztę dziewczyn i wyszłyśmy z klubu. Poszłyśmy do lokalu, który był dwie ulice dalej, jednak nie siedziałyśmy tam długo. Wypiłyśmy po jeszcze jednym drinku, potańczyłyśmy i wróciłyśmy do naszego apartamentu w hotelu.

piątek, 2 grudnia 2016

Carpe Diem Baby 2 - rozdział 45.

Roxxi
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał już prawie siódmą rano. Zawiązałam sznurówki i szturchnęłam ręką Larsa, który dalej spał.
- Lars, obudź się.
- Co jest? - mruknął pod nosem.
- Wstawaj, idziemy biegać.
- Cooo? Od dawna nie biegamy...
- Czas to zmienić.
- Ale ja już nie mam kondycji...
- To ją poprawisz! Jeszcze rok temu biegałeś po kilka kilometrów, a teraz dostajesz zadyszki jak wejdziesz po schodach. Wstawaj! - ściągnęłam z niego kołdrę.
- Ale nie mam żadnego dresu!
- Masz, już ci naszykowałam!
- Roxxi, nie byłem gotowy! Nie wystarczy ci to, że od dwóch tygodni nie wciągamy?
- Nie, nie wystarczy. Masz się zmienić razem ze mną albo ja ciebie wymienię.
Popatrzył na mnie bez słowa i w końcu wstał zrezygnowany. Umył zęby, ubrał się, związał włosy i pojechaliśmy do Echo Park. Biegaliśmy może z dwadzieścia minut. Nie za dużo, ale dopiero zaczynaliśmy, po dosyć długiej przerwie. Zaraz z parku pojechaliśmy metrem do Edendale Branch Library, skąd wypożyczyłam kilkanaście książek. Obładowałam nimi Larsa i wróciliśmy do domu.
- Po co ci książki o literaturze i sztuce? - spytał, kiedy układaliśmy je na wolnej półce.
- Potrzebuję ich.
- Nie lepiej wypożyczyć jakiś kryminał?
- Kryminały nie są mi do niczego potrzebne.
- A książka "The Story of Art" Gombricha do czego ci się przyda?
- Dowiesz się w swoim czasie.
Spojrzał na mnie bez słowa i nic już nie mówiliśmy. Dokończyliśmy układać moje książki, po czym każde z nas zajęło się swoimi sprawami.

Dave
W sobotnie popołudnie siedziałem razem z Dianą w salonie. Ona zajmowała się swoimi sprawami, a ja oglądałem jakiś program kulinarny i jadłem ogórki konserwowe z masłem orzechowym.
- Należy jednak pamiętać, aby nie przesadzić z czosnkiem. Jeśli będzie to romantyczna kolacja we dwoje, może być nieprzyjemnie. - powiedział kucharz z telewizji.
- Od razu mi się przypomina jak się całowałem z... - powiedziałem z pełną buzią i spojrzałem na Dianę, a ona podniosła wzrok znad gazety. Przełknąłem. - A nie, to Marty mi o tym opowiadał...
Diana wróciła do czytania, a ja próbowałem ogórkiem wygrzebać resztkę masła orzechowego ze słoika.
- Powinni zaprosić mnie do takiego programu. Przecież ja się tak fantastycznie znam na łączeniu smaków.
- Nawet ja jak byłam w ciąży nie jadłam takiego świństwa. Ogarnij się. I ściągnij tą czarną bluzę, na dworze jest ponad dwadzieścia stopni.
- Ale zimno mi.
- Jakie ty masz problemy.
- Dlaczego jesteś taka zła? - spytałem, wynosząc do kuchni puste słoiki. W tym samym momencie usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- Właśnie dlatego. - mruknęła pod nosem, a ja ze zdziwieniem otworzyłem. Na progu stał Josh, ojciec Travisa. Zmarszczył brwi i bez pozwolenia wszedł do środka. Spojrzał na Dianę. - Cześć. Gdzie jest Travis?
- W pokoju, szykuje się.
W końcu mały wyszedł ze swojego pokoju i z radością rzucił się na swojego ojca.
- Tata! - przytulił się do niego. Josh szybko odsunął go od siebie.
- Uhh, cześć mały.
- Możesz go przyprowadzić tak koło dziewiętnastej? - spytała Diana. - Bierze jeszcze antybiotyk i muszę mu dać.
- Może przyprowadzę go wcześniej, na ósmą jestem umówiony ze znajomymi.
- Jasne. - uśmiechnęła się krzywo i pocałowała Travisa. - Miłej zabawy.
Josh spojrzał na mnie kpiąco.
- Fajne spodnie. Pasują ci do włosów.
- Masz jakiś problem? Wyjebać ci, gówniarzu?
- Dave! - krzyknęła Diana.
Josh zaśmiał się i wyszedł bez pożegnania razem z dzieckiem. Spojrzałem na Dianę.
- Jak ty się zachowujesz?! - naskoczyła na mnie.
- Wkurwia mnie! Po co go zaprosiłaś?!
- Przyszedł po Travisa.
- Po kilku miesiącach, akurat dzisiaj! Jak miło!
- Dave, jaki masz problem? Cieszę się, że w ogóle do niego przyszedł.
- Powinnaś mnie informować o takich rzeczach.
- Ty też powinieneś mnie informować na przykład o tym, że przyjeżdża do nas twoja siostra, której nie znam. Jakby na to nie patrzeć to jest też mój dom i już mnie nie utrzymujesz.
Przewróciłem oczami i poszedłem do sypialni. Podłączyłem gitarę i zacząłem grać.
Bycie tatusiem znudziło się Joshowi już trzy godziny później i przyprowadził małego z powrotem. Widać było z daleka, że Travisowi jest naprawdę przykro i poszedł od razu do swojego pokoju. Diana zdenerwowała się, jednak nic nie powiedziała Joshowi.
- Coś mi wypadło, a muszę to załatwić. - zaczął się tłumaczyć mojej narzeczonej.
- Rozumiem. Zdarza się. - rzuciła oschle.
- No to... do zobaczenia.
- Tak. Za kolejne kilka miesięcy. - uśmiechnąłem się ironicznie.
- Może przyjdę za tydzień. Cześć. - pożegnał się i wyszedł.
Razem z Dianą spojrzeliśmy na siebie bez słowa.
- Pójdę do niego. - powiedziała cicho i ruszyła w stronę pokoju swojego syna, a ja wróciłem do mojej gitary.

James
- Gotowa? - spytałem, kiedy Sophia wyszła z szatni. Poprawiłem jeszcze jej związane włosy i ruszyliśmy na salę, w której miała zajęcia.
Dzisiaj była moja kolej, aby towarzyszyć mojej córeczce na zajęciach baletu. Razem z Mel zawsze myśleliśmy, że balet to tylko chwilowy kaprys, ale mała naprawdę się w to wkręciła. Rozpoczął się właśnie czwarty rok jej zajęć, a ja z dumą obserwowałem, jak staje się coraz lepsza.
Poszliśmy razem na salę i usiadłem na ławce, gdzie siedzieli inni rodzice. Obserwowałem moją małą dziewczynkę, która ze skupieniem tańczyła w pierwszym rzędzie, nie zwracając na nikogo uwagi.
Kiedy zajęcia dobiegły końca, nauczycielka zatrzymała całą grupę i powiedziała im o castingu do przedstawienia. Niektóre dziewczynki to olały, inne słuchały z zaciekawieniem, a moja córka już nastawiła się na to, że musi zagrać główną rolę.
Przez całą drogę powrotną siedziała cicho w samochodzie i patrzyła w okno. Spojrzałem w lusterko, żeby zobaczyć co robi. Cały czas siedziała w tej samej pozycji.
- Dlaczego nic nie mówisz, kochanie? - spytałem.
- Muszę wygrać ten casting.
- Na pewno zagrasz w przedstawieniu, spokojnie.
- Muszę zagrać główną rolę!
- Soph...
- Nie! - przerwała mi. - Nie mogę przegrać!
- Czasami się przegrywa, czasami wygrywa.
- Nie będę przegrywać.
Westchnąłem. Miała totalnie mój charakter. Musiała wszystko robić najlepiej, we wszystkim chciała być najlepsza, nie potrafiła się pogodzić z porażką. Niestety w przyszłości mogło ją to trochę zgubić.
Miałem nadzieję, że w końcu z tego wyrośnie.