no, moi Drodzy. w dalszym ciągu zapraszam na nowego bloga: http://xxpeacexxsells.blogspot.com
w dalszym ciągu również proszę wszystkich Czytelników o komentarze. dobra, podchodzi to już trochę o jakąś desperację, ale ok. zostawiajcie po sobie jakiś ślad :)
z góry wszystkim dziękuję. jeśli macie do mnie jakieś pytania, zapraszam o tutaj: http://ask.fm/GwiazdaRocka
Tak jak Dave ustalił, w piątkowy wieczór urządził imprezę w mieszkaniu Kirka i Marty'ego. Tym razem nie było jednak tak jak zawsze. Dom nie był zapełniony obcymi osobami, które przez przypadek znalazły się na imprezie, nie było ścieżek kokainy na stole, wymiocin na dywanie, skarg od sąsiadów oraz policji. Dave obiecał sobie, że te urodziny będzie spędzał spokojnie.
Marty i Kirk mieli na tyle komfortową sytuację, że z ich sąsiadami można było spokojnie dogadać się w sprawie zabawy i głośnej muzyki. Żaden z nich nie robił problemów i nie wzywał policji. Towarzystwo było takie jak zawsze. Jedynie Shanell się trochę spóźniła, ponieważ zdjęcia do kampanii reklamowej perfum Versace się przedłużyły. Dave tak jak obiecał, alkohol i słodycze kupił za swoje pieniądze. Przyniósł kilka filmów z wypożyczalni oraz sprzęt do karaoke. I o dziwo, był zadowolony ze wszystkich prezentów.
Po obejrzenie drugiego filmu, Marty włączył światło i podszedł do odtwarzacza wyciągnąć kasetę. Spojrzał na całe towarzystwo. Dave spał z nogami za oparciem kanapy i głową na podłodze, Kirk i Lars jedli popcorn, do którego wsypali kilka kostek czekolady, Roxxi była w kuchni z Jamesem, gdzie robili sobie coś do jedzenia, Mel stała przy telefonie i wysłuchiwała od opiekunki, że dzieciaki nie chcą iść spać, Judy stała przy lustrze i poprawiała makijaż, David oglądał prezenty Dave'a, a Shanell i Nick jak gdyby nigdy nic całowali się. Martin pokręcił głową.
- Mam włączyć kolejny film? - spytał.
Cisza.
- To może w coś zagramy?
- W "Co o tobie wiem?"! - powiedział Kirk z pełnymi ustami.
- Co to za gra? - zapytał James, wychodząc z kuchni z talerzem pełnym kanapek.
- Każdy pisze pytania do swojego partnera. Kto odpowie na najwięcej, wygrywa.
- Ok, ale na przykład Dave, ty i Marty nie macie partnerek. - odezwała się nagle Shanell, której w końcu udało się oderwać od Nicka.
- Davie i tak śpi. A ja i Marty możemy być razem. Wiesz, mieszkamy razem, od dawna się przyjaźnimy... - opowiedział Kirk.
- Spoko, mi się podoba. - uśmiechnęła się Roxanne, siadając po turecku na podłodze.
- Przyniosę kartki i coś do pisania. - zaoferował się Martin i pobiegł do swojego pokoju. Po chwili wrócił z blokiem i kilkoma pisakami.
- Dziewczyny zaczynają. - Kirk zaczął wyrywać kartki i podawać dziewczynom. - Piszecie pytanie i odpowiedź, widoczne tylko dla was. Dopiero gdy wasz chłopak odpowie, pokazujecie wszystkim, co napisałyście.
Dziewczyny przytaknęły i razem z Kirkiem zaczęły pisać pytania na swoich kartkach. W końcu odłożyły pisaki, odwróciły kartki i uśmiechnęły się.
- Ja zacznę. - Judith wstała ze swojego miejsca i spojrzała na Davida. - To będzie proste.
- Na pewno.
- Data naszej pierwszej randki.
- Ooo, mówiłem. Data naszej pierwszej randki. - Dav uśmiechnął się, a po chwili spoważniał. - Eee... dzień, w którym poszliśmy na randkę...
- Tak, ale podaj datę.
- Yyy... k...wrześ...ierp...aździer...maaaa...stycz...erwie...c... dwudzies...nasty...osiemdzięsiąt... sześ...drugi...? - David patrzył uważnie na Judy, która marszczyła brwi.
- 3 kwietnia 1982! - dziewczyna pokazała wszystkim co napisała na kartce, po czym uderzyła nią swojego chłopaka i usiadła obok niego z obrażoną miną. Roxanne wzięła kartkę ze swoją odpowiedzią i stanęła na środku pokoju.
- Lars... - zaczęła uroczyście. - Jaki jest mój ulubiony zespół?
- Venom.
- Że kto? - dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Hmm... Destruction?
- Żadne thrashowe gówno!
- No to... eee... - Duńczyk patrzył w sufit, gdyby tam była napisana odpowiedź. - Death Angel?
- Debilu! Aerosmith! - wydarła się Roxxi, wymachując mu kartką przed nosem. Moment później zgniotła ją i rzuciła w kąt pokoju, po czym usiadła obok Nicka. Teraz Kirk wstał ze swojego miejsca i spojrzał na Martina.
- Ok, nam się na pewno uda, Marty.
- Jasna sprawa.
- Co najlepiej umiem gotować? - spytał Kirk z uśmiechem. Martin podrapał się w głowę.
- To podchwytliwe pytanie. Nie umiesz gotować.
- Marty!
- Ok, ok. Najlepiej umiesz gotować... wodę!
- Kanapki z dżemem i masłem orzechowym. - gitarzysta pokazał kartkę ze swoją odpowiedzią. - Zrobiłem ci je wczoraj.
- Serio? Myślałem, że to tuńczyk.
Kirk uderzył go kartką i usiadł obrażony obok śpiącego Dave'a. Teraz Mel wzięła swoją odpowiedź i spojrzała z uśmiechem na Jamesa.
- Jam... Co robiliśmy na pierwszej randce?
- To chyba oczywiste. Przez długi czas się nie spotykaliśmy, a miesiąc później przyszłaś do mnie z pretensjami, że zrobiłem ci dziecko.
- No a przed tym jak kochaliśmy się w twoim samochodzie? Co robiliśmy?
- Hmm... byliśmy w restauracji?
- Idioto! Nie było cię stać na to, żeby zabrać mnie do restauracji! Byliśmy na lodach!
- Truskawkowych! - blondyn próbował ratować sytuację.
- Ty wziąłeś śmietankowe, a ja waniliowe. - Melanie potargała kartkę i przysiadła się do Kirka i Dave'a. Shanell podniosła się ze swojego miejsca i stanęła naprzeciwko swojego chłopaka.
- Kochanie, jaki jest mój ulubiony jogurt?
- Łatwizna. Brzoskwiniowy.
- Brzoskwiniowy? - Shan zmarszczyła brwi.
- A co, nie? No to morelowy.
- Bananowy... - dziewczyna pokazała wszystkim swoją kartkę.
- Byłem blisko.
Modelka rzuciła kartkę na podłogę i przysiadła się do Melanie i Kirka.
- Byście się wstydzili. - Roxxi obrzuciła chłopaków wrogim spojrzeniem.
- Teraz my. - David nabazgrał coś na swojej kartce i wstał ze swojego miejsca. - Pytanie do Judy. Gdzie został poczęty Mason?
- Dav, to jest głupie pytanie. Nie liczy się!
- To jest głupie pytanie? Nie wiesz, gdzie spłodziłem naszego syna?
- No wiem, na pewno.
- Więc czekam na odpowiedź.
- W... miesz... eee... sypial... nie. W... pok... uchni.. samocho... w twoim... moim... po...koju...?
- Nie! W moim ogródku, w strugach deszczu! - chłopak pokazał wszystkim odpowiedź. - Wiem, bo liczyłem. Matematyka nie pozostawiała wątpliwości. Cud zdarzył się w ogrodzie.
- Roxxi... - Lars stanął na środku pokoju. - Kim bym był, gdybym nie zabrał się za grę na perkusji?
- Pewnie rodzice przysyłaliby ci kasę na czynsz i żarcie, tak jak robią to obecnie.
- Ma rację...
- Nieprawda, odpowiedź to: "zostałbym tenisistą". - Marty wyrwał mu kartkę z ręki i pokazał wszystkim odpowiedź. - Teraz ja. Kirky, w którym kraju zamieszkałbym najchętniej?
- W Stanach Zjednoczonych.
- Mieszkamy w Stanach Zjednoczonych...
- A, no tak. W Ohio.
- Ohio? - skrzywił się Nick. - Przecież to stan...
- No to już nie wiem, gdzie chcesz mieszkać, Marty. Może w Georgii?
- Odpowiedź to: "Japonia". - oznajmił Martin, rzucając wrogie spojrzenie na Kirka. James wstał ze swojego miejsca i wziął do ręki swoją kartkę.
- Mel... Jaki jest mój ulubiony utwór Motorhead?
- Eee... "Welcome To Hell"?
- To kawałek Venom...
- No to... hmm... chyba "Love Me Forever"?
- Nie! Nienawidzę tej piosenki! Moja ulubiona to "Ace of Spades"! - James pokazał wszystkim swoją zabazgraną kartkę. Zdenerwowany potargał ją i rzucił na podłogę.
- Ok, teraz moja kolej. - Nick podniósł się ze swojego miejsca i spojrzał z uśmiechem na Shanell. - Skarbie, to łatwe. W jakim mieście się urodziłem?
- W Chicago?
- Słucham?!
- No nie krzycz, przepraszam... W Seattle?
- Kurwa, ja się nawet nie urodziłem w Stanach! Podaj chociaż kraj! - uniósł się Nick.
- Kanada...?
- Monachium, Niemcy. - mruknął, pokazując swojej dziewczynie odpowiedź. Zrezygnowany usiadł na swoim miejscu, a reszta bez słowa rozglądała się po pomieszczeniu.
- Widzicie, wy też nic o nas nie wiedziałyście. - David przerwał w końcu niezręczną ciszę.
- No w sumie racja... - mruknęła Roxxi.
- Wybaczamy sobie? - spytał z uśmiechem Nick, spoglądając na swoją dziewczynę.
- Oczywiście. - Shanell odwzajemniła jego gest i pocałowała go.
- Wybaczam ci, Dav. - Judith przytuliła się do Davida.
- Ja tobie również. - Melanie cmoknęła Jamesa w policzek, a ten pogłaskał ją po policzku.
- A ty mi wybaczysz, kochanie? - Lars spojrzał na Roxanne. Dziewczyna uśmiechnęła się, po czym usiadła mu na kolanach i owinęła ręce wokół jego szyi. Marty uśmiechnął się na ich widok i popatrzył na Kirka.
- Kirky, ja tobie też wybaczam.
- I ja tobie również.
- Chodźcie, zróbmy w końcu to karaoke! - Dave nagle się obudził i ziewając, zeskoczył z kanapy. Wszyscy go poparli, po czym zaczęli podłączać sprzęt do telewizora. Po uporaniu się z tym i wybraniu podkładu, Roxxi razem z Dave'em zaczęli śpiewać "I was made for lovin' you" zespołu KISS. Shan stała z boku, śmiała się i popijała swojego drinka, a chwilę później poczuła dłoń na ramieniu. Zobaczyła Jamesa, który gestem pokazał jej, żeby przyszła do kuchni. Dziewczyna kiwnęła głową i poszła za nim. Weszli do pomieszczenia, a blondyn zamknął za nimi drzwi.
- No co tam? - modelka odstawiła na stół swoją szklankę i popatrzyła na uśmiechniętego przyjaciela.
- Muszę ci coś pokazać.
- Jam, jeśli chodzi o to twoje uczulenie...
- Daj spokój, już dawno się z tym uporałem. Mama Larsa poleciła mi dobrą maść i... kurwa, nieważne. To nie ma znaczenia. Chcę ci pokazać coś innego.
- Więc...?
James zaczął przeszukiwać swoje kieszenie, po czym z jednej z nich wyciągnął małe czerwone pudełeczko. Otworzył je i pokazał swojej przyjaciółce piękny srebrny pierścionek. Shanell zalśniły oczy.
- Żartujesz? Chcesz oświadczyć się Mel?
- Może w to nie uwierzysz, ale ten pierścionek już miałem, kiedy jeszcze Cliff żył. Nawet był ze mną u jubilera i wtedy też doszedł do wniosku, że chce w końcu się z tobą ożenić.
Dziewczyna spuściła wzrok i oparła się o blat kuchenny. James głośno westchnął.
- Przepraszam...
- Daj spokój, jest ok.
- Nie, naprawdę przepraszam... Też wiem jaki temat poruszyć...
- Jam, to się już będzie ciągnęło za mną do końca życia. Nawet jak będę żoną Nicka, nawet jak będę miała z nim dzieci... - Shan wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się blado do niego. - Ale to nie ma teraz znaczenia. Dlaczego dopiero teraz chcesz brać ślub?
- Najpierw były problemy z kasą, wiesz jak Nathan wtedy chorował, potem Mel zmieniła pracę i poszła pracować do tego Disneylandu, więc sporo czasu to zabierało, później się kłóciliśmy, Lisa i te sprawy... i chyba teraz w końcu jest odpowiedni moment.
- A myślisz, że ona się zgodzi? Po tych problemach z Lisą, twoim romansem...?
- Według mnie to jest chore, ale... ja i Mel jesteśmy razem od prawie 7 lat, a chyba nigdy nie było między nami tak dobrze jak teraz. Myślałem, że po tym kiedy dowiedziała się o tym, że ją zdradzałem to w domu będzie piekło, dzień w dzień awantury, a jest naprawdę dobrze. Spędzamy więcej czasu we dwoje, z dzieciakami też, no i przede wszystkim dużo ze sobą rozmawiamy. - opowiedział z uśmiechem.
- To dobrze.
- No właśnie. I według mnie teraz jest idealna okazja na oświadczyny.
- Ale chyba nie dzisiaj, prawda?
- Nie no, co ty. Jutro.
- Jutro?! - krzyknęła Shanell, ale po chwili ściszyła głos. - Jutro?
- No tak. Jest sobota, nie idziemy do pracy i zarezerwowałem stolik w restauracji.
- Ale to dla kobiety bardzo ważny dzień. Zabierzesz ją do tej restauracji, a ona będzie narzekała, że nie kupiła sobie nowej sukienki, że ma nieodpowiedni makijaż, wiesz jak to kobiety. Będzie chciała wyglądać perfekcyjnie.
- Hmm... ale nie powiem jej: "Ubierz się ładnie, bo chcę ci się oświadczyć".
- Kto chce się oświadczyć? - w kuchni pojawił się Dave.
- Chłopak mojej koleżanki z pracy chce się jej oświadczyć. - wymyśliła na poczekaniu Shanell.
- To fajnie. - oznajmił, otwierając lodówkę i wyciągając z niej karton z sokiem. - Idziecie? Za chwilę Marty będzie śpiewał "Hound Dog" Elvisa Presleya.
- Zaraz przyjdziemy.
- Spoko.
Dave wyszedł z kuchni, a Shanell spojrzała z uśmiechem na Jamesa.
- Chyba, że powiem jej o tym, że idziecie jutro do restauracji...
- Nie!
- Ale nie powiem, że chcesz się jej oświadczyć. Powiem, że zrobię jej makijaż, pożyczę jej moją sukienkę, która bardzo jej się podoba i dobierzemy jej jakąś biżuterię.
- No dobra... ale jest jeszcze jedna sprawa.
- Jaka?
- Dzieciaki...
- Macie przecież opiekunkę, tę waszą sąsiadkę.
- Tak, ale wiesz, ta dziewczyna ma 20 lat, jest studentką. Rzadko w sobotę zostawała z dzieciakami, bo najczęściej miała jakieś plany, a teraz na weekend jej chłopak do niej przyjeżdża. Zawsze mojej siostrze albo bratu ich w sobotę podrzucałem, ale teraz jak na złość obydwoje wyjeżdżają gdzieś ze swoimi rodzinami. Więc jeśli mogłabyś...
- Wybacz, ale nie. - powiedziała nieśmiało Shanell. - Jutro jestem w agencji do 18:00, potem chcę przyjść do was i pomóc Mel, żeby idealnie wyglądała, a później muszę pojechać do domu moich rodziców, bo znowu gdzieś wyjeżdżają, chcą żebym wzięła do siebie ich kota i zajmowała się domem przez ten czas, Nick pracuje od 14:00 do 22:00, a kiedy wróci chcemy iść do kina.
- Do Larsa nie pójdę, bo on coś pewnie wymyśli, że babcia z Danii jutro do niego przyleci. Judy i David coś mówili, że chcą spędzić sami weekend i zawożą Masona do rodziców Davida, Marty i Kirk pewnie będą odsypiać cały jutrzejszy dzień, a Dave by ich pewnie zgubił... - pomyślał James.
- Spróbuj namówić tę swoją sąsiadkę. Możliwe, że chłopak nie będzie przeszkodą. Powiedz, że dostanie więcej kasy niż zawsze i możliwe, że się zgodzi.
- Taa, spróbuję. Chodź, wracajmy do reszty.
- Ok. - Shanell wzięła swoją szklankę z niedokończonym drinkiem i razem z Jamesem wróciła do salonu, gdzie wszyscy świetnie się bawili.
***
W końcu ubrał swoje ulubione białe buty za kostkę, wziął kubek z kawą i wyszedł po cichu z mieszkania. Podszedł do drzwi naprzeciwko i zapukał głośno. Po chwili otworzyła mu śpiąca dziewczyna owinięta kołdrą. Gdy go zobaczyła, od razu zamknęła mu je przed nosem.
- Jam, mówiłam ci, że chłopak do mnie przyjeżdża i nie będę zajmowała się dziećmi.
- Ale...
- Nie, idź sobie. Ja chcę jeszcze pospać.
James głośno westchnął, a chwilę później zapukał jeszcze raz.
- Dostaniesz 80 dolców.
Dziewczyna po raz kolejny otworzyła i tym razem wydawała się być zaciekawiona.
- Zawsze dostawałam 30.
- Ale teraz dam ci 80.
- Pewnie chcesz zostawić dzieciaki u mnie na całą noc.
- Proszę, zrobiłem ci kawę. - powiedział z uśmiechem, podając jej kubek.
- Mleko i 2 razy cukier?
- Jasne.
Dziewczyna wzięła od niego kubek i napiła się.
- Ok, wejdź, pogadamy. - zaproponowała, otwierając szerzej drzwi. James wszedł do środka i rozejrzał się po mieszkaniu. Spojrzał na dziewczynę, która upiła jeszcze łyk kawy i postawiła kubek na stół. Vanessa była fajną dziewczyną. Młoda, szczupła, średniego wzrostu blondynka o brązowych oczach. Miła, sympatyczna i pomocna. Mieszkała z rodzicami na Brooklynie, a 2 lata temu przeprowadziła się do Los Angeles, żeby rozpocząć studia. Studiowała marketing, chociaż ten kierunek w ogóle jej nie odpowiadał. Chciała stać się samodzielna i zacząć dawać sobie sama radę w życiu, bez pomocy rodziców. Oprócz tego pracowała w butiku i kiedy mogła zajmowała się Sophią i Nathanem. Lubiła dzieci, więc dorabiała sobie jako opiekunka. Dużo za to nie dostawała, ale jej nie chodziło zbytnio o pieniądze. Potrzebowała ich, jak każdy, ale Vanessie zależało głównie na tym, żeby nie być samej. Nie mieszkała ze swoim chłopakiem, widywała się z nim jedynie w weekendy, chociaż i tak nie zawsze. A rodziców odwiedzała bardzo rzadko.
- Słuchaj, przepraszam. Wiem, że twój chłopak jest u ciebie, próbowałem podrzucić dzieciaki na dzisiejszy wieczór do znajomych, ale wszyscy mają już plany, mój brat i siostra tak samo... - zaczął James. - Jeśli zgodziłabyś się z nimi zostać na noc, to dostałabyś to 80 dolców. I kupiłbym ci jakieś kwiaty czy coś...
- Nie musisz kupować mi kwiatów. - Vanessa związała swoje blond włosy w wysoki kucyk. - 80 dolców wystarczy.
- Czyli... zajmiesz się nimi?
- No tak.
- Dzięki, dzięki, dzięki, dziękuję! - James rzucił się na nią i chciał ją przytulić, ale ona odsunęła się od niego.
- Ta twoja wysypka...
- Już jej nie mam. Jest ok.
- To dobrze. - dziewczyna poprawiła swoją grzywkę. - A z jakiej oka...
- Nessa, co ty tam robisz? - w salonie pojawił się chłopak Vanessy. Wysoki, szczupły, z długimi blond włosami i niebieskimi oczami. Na widok Jamesa otworzył usta ze zdziwienia. - Eeee...
- Ooo, nie śpisz już. - ucieszyła się i podeszła do niego. - To jest James, mój sąsiad. Opiekuję się jego dzieciakami. Jam, to mój chłopak, Ricky.
- Miło cię poznać. - James wyciągnął dłoń w jego stronę, a ten uścisnął ją.
- Mnie również... - wykrztusił w końcu Ricky. - Nie wierzę, że mieszkasz w tym samym bloku co moja dziewczyna... I że ona zajmuje się twoimi dziećmi...
- Co w tym dziwnego? - zdziwił się blondyn.
- Grasz w Metallice. Uwielbiam was! Byłem na każdym koncercie, w każdym klubie!
- Serio? Miło mi. Dzięki.
- Gram na basie, zawsze chciałem chociaż trochę dorównać Cliffowi. Szkoda chłopaka, nie mogłem uwierzyć, kiedy dowiedziałem się o jego wypadku... - zaczął opowiadać Ricky. - Szukacie nowego basisty? Kiedy zaczniecie znowu grać koncerty?
- Ricky, nie wiem. Mamy na oku naszego kolegę, jest basistą, ale... Nie wiem. Nie zagraliśmy żadnego koncertu od ponad pół roku i przez kolejne pół na pewno jeszcze nie zagramy. Wiesz, ja pracuję, mam dzieci, niedługo biorę ślub... Czasami nie mam siły nawet na to, żeby usiąść i pograć sobie na gitarze, a co dopiero napisać jakiś tekst lub skomponować muzykę do piosenki... Przez te pół roku udało nam się stworzyć 3 utwory. - powiedział z uśmiechem James. Vanessa spojrzała na niego uważnie.
- Melanie nic nie wspominała, że bierzecie ślub...
- Ona jeszcze o tym nie wie.
- Ale jak...
- Posłuchaj, dzisiaj chcę się jej oświadczyć. Dlatego chciałem podrzucić ci dzieciaki na całą noc.
- Będę mógł być na ślubie? - wtrącił się znowu Ricky.
- Jeśli Mel powie "tak", to czujcie się zaproszeni.
- Dzięki. - Nessa przytuliła Jamesa. - I powodzenia.
- Muszę iść, na razie. Podrzucę ci dzieciaki tak o 19:00.
- Ok. Do zobaczenia. - pożegnała się dziewczyna, otwierając przed nim drzwi. James pomachał jej i z uśmiechem wrócił do swojego mieszkania.
Aaa. Ja pierdziele! James oświadcza się Mel, o majne Bosz! Jezu nie wytrzymam! Tylko błagam; zrób mi tę przyjemność i niech ona powie ,,tak''. Ta gra która była na imprezie boska!!! A i w ogóle to Dave się poprawia. Zaskoczył mnie kulturą swoją w tym rozdziale. Świetne! Jezu nie wytrzymam do następnego rozdziału. Mel i James i ślub ja chcę !
OdpowiedzUsuńGeniuszem jesteś kocham twoje opowiadanie.
Nie umiem komentować, ale podsumowując: świetny rozdział!
~Jagoda
Papa i weny życzę ;)
Acha no i jeszcze mi też strasznie szkoda Jeffa, mimo że zabardzo Slayera nie słucham, ale smutno mi. Ciekawa jestem co Slayer zrobi... Oby nie przestali grać. A i pamietaj: " Najlepsi umierają najszybciej"
OdpowiedzUsuń~ Ja :'D
Ok to kontynuacja mojego komentarza była
~Jagoda
Świetny rozdział, świetny! Ja pierdzielę, Jaymz się chce oświadczyć. Błagam, niech nic nie spieprzy, bo nie wytrzymaaaam. Nie mogę się doczekać kolejnego. :D
OdpowiedzUsuńAWWWW!! więcej nie napiszę... po prostu... AWWWWWWWWWWW!!!!!!!!!!!!! xd
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńMiałam dwa zaległe rozdziały, ale już nadrobiłam :)
To może najpierw napiszę coś do poprzedniego. - No to jak myślałam, Shan wybrała się na cmentarz, co w sumie nie było w tym nic dziwnego. Spotkała tam swoją niedoszłą szwagierkę. W sumie, to fajnie, że po śmierci Cliffa jego rodzina tak nadal chce mieć kontakt z Shan. Chociaż ona z nimi nie koniecznie. I Nick jak się martwił. Dobra, on naprawdę kocha tą dziewczynę i naprawdę to widać. Myślę sobie, że Shan potrzebuje po prostu trochę więcej czasu, aby to wszystko sobie ułożyć. Bo może własnie wszystko potoczyło się trochę za szybko jak dal niej. Mam mam nadzieję, że z czasem będzie jej łatwiej.
No i ten rozdział. Dobra, zawsze tak wychodzi, że potem nikt o sobie nie wie. Żyje się z człowiekiem ileś tam lat, a tak naprawdę się go nie zna, bo się na jakieś tam drobnostki nie zwraca uwagi. Tylko, że potem zaczynają robić się z tego jakieś takie dziwne sytuacje, haha. Ale chociaż dobrze, że nikt się na nikogo nie gniewa.
James chce się oświadczyć... a ja nie wiem, co mam o tym myśleć. Mel pewnie rzuci mu się na szyję krzycząc, że się zgadza.. dobra, ona mu ufa bardziej niż ja i to dobrze, ale ja jakoś na jej miejscu bym nie była przekonana do tego ślubu, bo przecież... no jak to mówią, że jak raz zdradził, to zrobi to kolejny raz.. eh...
Oj, oby James jej znów nie zdradził. Miejmy taką nadzieję, bo Melanie to super dziewczyna i szkoda by było.
Usuń~Jagoda
Haha, taaa, lubię realnego Jamesa, ale tego z opowiadania, to zaczynam nienawidzić. No po prostu sobie tak to czytam i sobie myślę, czy Mel naprawdę może mu ufać.
UsuńA mentalnie go wykastruję, jak znów zdradzi Mel, haha.
Nie wiem od czego zacząć, czy od faktu iż James chce się oświadczyć Mel, czy od tego, że ta gra(?) na urodzinach Rudzielca była... yyy... Nie mam słów. Ale z jednego lałam, a z drugiego to mnie zdziwiło i o bardzo. Jeju, żeby im się tak dalej powodziło. Ja czasami Mel zazdroszczę tego, że ona jest z Jamesem. Kończe to.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :).
Czy chciałoby Ci się czytać wymysł mojej wyobraźni o Metallice? Jak tak to zapraszam :) Link podany niżej.
Usuńi-send-a-smile-to-you.blogspot.com
Eee, no i ten dodałam rozdziało podobne coś więc zapraszam na http://thestorytakesitsturn.blogspot.com/
UsuńChceemy dzieci!!! Znaczy...żeby wystąpił Mason i Sofi i Nathan <3
OdpowiedzUsuń~Jaga
w następnym rozdziale pojawi się tak epizodycznie Sofi, a później jeszcze jedno dziecko, tylko na razie nie mogę mówić, któż to :D powiem tylko, że to nie Nathan, Sophia i Mason.
Usuńpostaram się ich jeszcze jakoś wkręcić, ale wydaje mi się, że dzieciaki pojawią się dopiero na ślubie..
Dejfunieczeczeczeczka śpi <3 <3 <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńJaram się rudą dupą :3
I Kircią bo jest!
I Martynką też!
<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3
Ogarnij mnie no.xd
Blond dupa się oświadcza? U hu hu hu hu.
Rick, już go lubię.
Dżizys mam za dobry humor na komentarze <3 <3
Moja droga Patty, a kiedyś Gwiazdo Rocka.
OdpowiedzUsuńW końcu się przełamałam, by zostawić ci komentarz.
Wybacz, że nie robiłam tego wcześniej...ale...jakoś nie mogłam się przełamać. Nie lubię pisać komentarzy, kiedy ktoś pisze naprawę dobrze. Mam wtedy wrażenie, że ten komentarz i tak tej osobie sie nie przyda no bo po co komuś takiemu moje zdanie. No ale twój blog tak mi sie podoba, że w końcu musiałam to zrobić.
CZYTAM GO OD POCZĄTKU i zawsze mam takie same ciary.
Masz świetny styl pisania, taki który według mnie jest tylko w moim Going to California.
Bohaterowie są bardzo realni, mam wrażenie że wręcz ich znam. Na serio.
Fabuła...ah no po prostu cudo.
No i jeszcze plus za to, że twój blog jest...hmm..niepowtarzalny? Rzadko kiedy na bloggerze spotykam się z takimi blogami, mam tu namyśli twoje połączenie Metallici i Megadeth, co jest po prostu zajebiste.
No i w ogóle...kurwa..musiałbym tu pisać jeszcze z dwie kartki z worda.
Ciesze się, że są jeszcze takie blogi jak ten.
+ Unnamed feelings i oczywiście przepiękne Sad but true, zostało przeze mnie przeczytane w caaaałości.
Chyba nie muszę mówic, jak bardzo mi się podobało.
No także tego...kocham cię i dodawaj szybko nowy, od teraz bedę już komentować! <3
Jeśli chodzi o to Going, to miałam oczywiście na myśli że tylko tam udało mi sie odtworzyc taki klimat jaki ty masz tu u siebie.
UsuńTaki małe sprostowanie xd
dawno nic nie mówiłam, i się nie odzywałam :c
OdpowiedzUsuńw każdym razie ja i Citharae zaczełyśmy coś nowego O ZEPPELINACH <3
w kazdym razie pojawiły sie już 3 rozdziały w tym pare nowych zakładek i bohaterowiexD
jesli chcesz ;* --> http://been-dazed-and-confused.blogspot.com/
Jak czytałam początek, to pomyślałam, że Adrian pewnie zazdrości Marty'iemu i Kirkowi takich spokojnych sąsiadów, bo on z panem Friedmanem nie ma tak dobrze.
OdpowiedzUsuńZajebisty pomysł z tą grą. Kirk najlepiej umie gotować wodę, stwierdzam zgon :D Jacy oni wszyscy obrażalscy ;D
James chce sie oświadczyć, njbgctrchubqw nie wierze <3 Mel musi sie zgodzić, musi ! A tak na marginesie to Vanessa wydaje mi sie być spoko dziewczyna.
No i - zajebisty rozdział !
Cóż czytam twoje blogi od dawna i od samego początku, ale dopiero teraz postanowiła napisać ci komentarz D:
OdpowiedzUsuńMoją ulubioną postacią jest Dave <3 XD Uwielbiam tego wrednego rudzielca XD Cieszę się jak głupia, gdy się pojawia :D James trochę mnie denerwował zdradzając swoja dziewczynę, wyzywałam go itp. XD Ale nieważne, pierwsze na co zwróciłam uwagę to, że to nie jest kolejny blog o Gunsach, więc postanowiłam czytać. Głównie podoba mi się to, że prawie wszystko jest opisane, a nie, że wszystko dzieję się szybko i zupełnie bezsensu. Piszesz o ciekawych sprawach, a nie banały co jest dla mnie bardzo ważne. Cóż ten rozdział czytałam jakieś 5 dni temu i zapamiętałam głównie to, że James chcę się oświadczyć *-* W sumie to dobrze, że Mel mu wybaczyła c: Z grą był śmieszne, jak wszyscy się na siebie fochali, ale zaraz wybaczali XD Ogólnie rozdział świetny, jak zwykle :> Powodzenia z Peace Sells :3